poniedziałek, 13 lutego 2023

Latitude Craft Chocolate Rwenzori 80 % ciemna z Ugandy

Jakoś śmiesznie się złożyło, że dzień po zwiększeniu zawartości kakao w obrębie marki, czynność powtórzyłam. Otóż po dawniej zjedzonej Ecor Dalla Nostra Filiera Cacao Extra Dark Chocolate 72 % przyszła wreszcie pora na Ecor Dalla Nostra Filiera Cacao Extra Dark Chocolate 85 %, a teraz po jakiś czas temu zjedzonej Latitude Craft Chocolate Sumiliki 70 % wjeżdża ta właśnie.

Latitude Craft Chocolate Rwenzori 80% to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao z Ugandy.

Po otwarciu zagrzmiał zapach granatów i przypalonego do goryczki dżemu z czerwonych porzeczek. Owocom wtórowały jasnoczerwone, kwaśno-słodkie czereśnie, a bardziej przypalonej części wątek również przypalonych (a przynajmniej bardzo, bardzo mocno wypieczonych) ciastek maślanych też z czerwonymi porzeczkami. W trakcie degustacji pomyślałam, że goryczkę owocowych nut chyba podkreślała odrobinka owoców czarnego bzu. Całość przejawiała dość wysoką słodycz mieszanki palonego karmelu i wanilii, jednak nie brakowało powagi. Za tą odpowiadały węgiel i dym, podkreślające gorzkość palonych wątków. Czerwone owoce i dymne, mocniejsze nuty powiązał w dziwny sposób ledwo uchwytny, a wnoszący sporo rześkości, sok z cytryny.

Twarda tabliczka w dotyku sprawiała wrażenie kremowej i jednocześnie bardzo pylistej. Trzaskała głośno i chrupko.
W ustach rozpływała się bardzo, bardzo kremowo i powoli, acz na samej końcówce mocno przyspieszając. Miękła, zmieniając się w gęsty, dość ciężki, śmietankowo-maślany budyń z mocno pylistym efektem. Pokrywała podniebienie smugami. Mieszały się z falami soczystości, które przybywały z czasem, ale nie w nadmiernej ilości. Tylko jakby jakimś sosem ten pylisty budyń polano... Acz jakby go na sam koniec rozrzedził i przyspieszył znikanie. Budyń, który pod koniec pozostawiał pylistość, niemal wysuszający efekt.

W smaku najpierw poczułam surową masę na maślane ciastka. Zaraz pomyślałam raczej o zakalcowych ciastkach, może słodkim tworze cookie dough dodawanym do np. lodów. Słodycz od razu była znacząca. Początkowo wydała mi się aż cukrowa, taka z masy na ciasto, a potem coraz bardziej waniliowa.

Wanilia przywołała do siebie karmel. Waniliowy karmel przypalił się, a masa jakby zaczęła się piec, stając się ciastkami maślanymi.

W to wszystko wemknęły się czerwone porzeczki jako kwaskawo-słodki dżem porzeczkowy.

Baza zaś, od maślanych ciastek odprowadziła delikatne, jasne drewno. To do niego dodała trochę gorzkości, niewątpliwie trzymającej się blisko pieczonego wątku.

W tym czasie rozwinęły się owoce. Polał się soczysty kwasek czerwonych porzeczek już nieco świeższych, surowych. Owoce jakby podzieliły się... bo z jednej strony została część porzeczek - wciąż czułam dżem porzeczkowy, aż przypalony do goryczki. Z drugiej zaś, jakby odcięły się od niego, owoce kwaśno-słodkie i rześko-soczyste. Czułam tam jasnoczerwone czereśnie. Zarówno takiej odmiany, jak i nieco niedojrzałe. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wsparł je nieco słodszy granat, dodając soczystym owocom sporo słodyczy.

Przypalony dżem zaś dołączył do ciastek. Przy nich karmel też już zdążył się przypalić do lekkiej goryczki, acz wciąż był mocno słodki. W głowie pojawiły mi się słowa dokładnie: "palony cukier", wyobraziłam sobie też jasne, a miejscami poprzypalane ciastka z porzeczkami. Raz po raz wyłapywałam w tym lekką, słodko-soczystą ostrość. Miodu gryczanego? Nalewki z czarnego bzu?

Wszedł węgiel i dym. Były gorzkie i wyraziste, może nawet z ziemistym echem. Na moment podkreśliły drewno - już jakieś wyrazistsze, ciemniejsze, może nawet palone... A potem zmieniły nutkę drewna w orzechy... czy bardziej jakby goryczkę oleistych orzechów brazylijskich, może nawet oleju orzechowego... Węgiel wyobraziłam sobie... rozrabiany nie w wodzie, a w soku wyciśniętym z owoców. Mieszanka tego otarła się o drobną cukierkowość.

Słodycz karmelu i wanilii pod wpływem soczystości zaczęła wydawać mi się też jakaś soczystsza. Pomyślałam o soczystych, acz niemal cukrowo-miodowo słodkich suszonych figach, ogólnie o suszonych owocach...? Może też czerwonych?

I gdy o czerwonych mowa, pod koniec wykazywały się znów wyższym kwaskiem. Dym i węgiel dodały im jeszcze charakterniejszych wiśni. Podkreślonych... owocami czarnego bzu? Przy nich znowu mignęła myśl o pikantniejszej nalewce. Kwasek tych owoców wiązał resztę owoców z dymem. Dym zaprosił kwaśny sok z cytryny, który wszystkie czerwone porzeczki skierował na świeżo-surowy tor. Podsycił wszystkie owoce. Cytryna zasugerowała jakieś inne, żółto-egzotyczne, ale nie sposób było je złapać.

Przypalone nuty zniknęły, a jedyna pozostała paloność ograniczyła się do maślanych ciastek, jakby nieco karmelowych, bo sowicie przypieczonych. A jednak miód, karmel, wanilia nie zniknęły zupełnie. W tle przewijały się orzechy (brazylijskie?), właśnie jakby w miodowym karmelu. Takim aż pikantniejszym... Może z miodu gryczanego? Ostrość na moment wzrosła, aż rozgrzewając gardło. Wydawała mi się soczysta, miodowo-chili.

Posmak należał właśnie do ciastek mocno pieczonych, odrobinki węgla i dymu, karmelowo-cukrowej słodyczy i soczystych, czerwonych owoców, podkreślonych kropelką soku cytryny i czarnym bzem. Wyraźnie czułam kwaskawe czereśnie i porzeczki.

Całość była smaczna, ale bez szału. Przyjemna kwaśność czerwonych porzeczek i jasnych czereśni, interesująca nuta przypalonego dżemu z porzeczek i ciastek z nimi, jakby piekące się ciastka - od surowej masy do przypalonych - wszystko to było bardzo ciekawe, a jednak... Kwaskawa i bardzo słodka kompozycja, w której sporo maślaności ciastkowej, a w sumie mało gorzkości, to nie do końca to, czego szukam. A jednak i tak węgiel (rozrabiany w sokach z owoców), dym były mi miłe. Mogłoby jednak być tego więcej, bo akurat nuta przypalanych "cosiów" aż tak nie chwyciła. Słodyczy miałam trochę przesyt, ale nie aż tak bardzo.

Trochę podobieństw z 70% miała, np. suszone wiśnie ze wspomnianej w zasadzie można połączyć z pieczonymi (w sensie w ciastkach) porzeczkami, ogólnie splot czerwonych i suszonych. Wspomniana jednak była pełniejsza właśnie słodkich suszonych, dzisiaj opisywana czerwonych. I to innych, bo porzeczek i czereśni, a nie wiśni. Orzechy w pikantnym miodzie - o, to było bardzo podobne. Ciasto blondie wspomnianej, ciastka i masa na ciasto dzisiejszej - o tak. Dzisiejsza była ogółem kwaśniejsza i bardziej maślana, nieco mniej słodka, ale nie specjalnie bardziej gorzka.
Czerwone owoce (ale inne, bo "wiśnio-truskawki"), cytrusy (więcej), węgiel i sporo ziemistości (której w Latitude nie było) czułam też w Cocoloco Giant 80 % Ugandan Dark Chocolate Buttons. Ją też cechowała wysoka maślaność, ale maślaność Cocoloco była złego typu, że wyszła tłustym ulepkiem. Przy nich jednak pomyślałam, że chyba w czekoladach z Ugandy jest po prostu coś maślanego, co na zasadzie kontrastu przy tak kwaśnych owocach i nutach słodkich wychodzi bardzo wyraźnie.


ocena: 8/10
cena: 28,18 zł (za 70 g)
kaloryczność: 629 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.