poniedziałek, 5 października 2020

lody Alpen Fest Pretzel Ice Cream

Lubię precle. Pewnie część z Was się zdziwiła, toteż muszę sprecyzować. Uwielbiam formę precli, bardzo mi się podoba (jestem wzrokowcem i w dodatku plastykiem-amatorem). Na pierniki w czekoladzie w kształcie precli zawsze się uśmiecham (choć obecnie nie pamiętam, kiedy takie jadłam - pewnie z kilkanaście lat będzie). Lata temu, gdy zaczęłam szukać "swoich smaków" odkryłam precle - duże, acz cienkie, mocno wypieczone. Polubiłam je w miarę, "raz na jakiś czas", bo nie po drodze mi z pszennym pieczywem. Tak samo nie lubię małych słonych precelków, bo słone chrupacze to zupełnie nie moja bajka, ale je jako dodatek w słodkościach zawsze jakoś darzyłam sympatią - świetnym przykładem są cudowne czekolady Saltzbrezel: Chateau i Bellarom. Jak wiadomo, nie tylko Kraków słynie z precli (choć obecnie zalewany jest obwarzankami), czy Bawaria, ale też USA. To właśnie tam jadłam lody Prigel Family Creamery Ice Cream Caramel Prezel. Nie były dobre. Kiedy jednak w Lidlu na Tydzień Alpejski pojawiła się lodowa nowość, która mi się z nimi skojarzyła, postanowiłam kupić. Obstawiałam, że wyjdą zupełnie inaczej, a prawdziwych nowości związanych z tygodniami tematycznymi w Lidlu ostatnio było naprawdę mało. Większość to rzeczy powielane albo nie z mojej bajki. Niestety jednak, kupiłam je jeszcze przed serią rozczarowań lodami z Lidla. Zaczął kombinować, a do jego lodów straciłam serce. No, ale precelkowe już w zamrażarce miałam.
Jakby na te lody nie patrzeć... opis i skład, liczba mnoga i pojedyncza po prostu rozpaliły me serce ("przecier z orzecha laskowego" - rozumiem, że z jednej sztuki, jednego orzecha? :D). Konfrontując z rzeczywistością, czym zawartość pudła się okazała, opis zrobiłam własny.

Alpen Fest Pretzel Ice Cream to lody waniliowe o smaku słodowym z 11 % sosem kakaowo-orzechowym (lub jak napisał polski tłumacz: "czekoladowym sosem z orzechów laskowych"), 7% precelkami w polewie czekoladowej i 2 % kawałkami czekolady, 9% przykryte polewą-kremem kakaowo-orzechowym. Wyprodukowane w Niemczech dla Lidla na Tydzień Alpejski.

Gdy tylko zerwałam folię, poczułam intensywną woń słonawo-pszennych, porządnie wypieczonych precelków i orzechów laskowych. Jedne i drugie podkreśliła kakaowa czekolada. Słodycz wydała mi się dość niska. Nasiliła się, wraz z precelkowością i czekoladowym motywem po naruszeniu polewy.

Warstwa na wierzchu była gruba, ale na szczęście nie za twarda już od początku. Nie topiła się szybko, ale wbicie w nią łyżki, częściowe rozwalenie i podważenie nie sprawiało problemu. Była skorupkowo-polewowa, ale też miękkawo-tłusta jak dobra lodo-czekolada (taka z lodów na patyku), zmieniająca się z czasem w oleisty krem typu Nutella. Jej tłustość w pierwszej chwili wydała mi się wręcz obleśna, ale gdy załapałam konwencję, poczułam smak... nastawienie się zmieniło.
Zszokowana znalazłam w niej kilka kawałków czekolady w kształcie kwiatków. Ta początkowo była bardzo twarda, ale z czasem rozpływała się gęsto i powoli jak zwyczajna, tłustawa (ale nie straszliwie) czekolada.
Masę lodową przeplatał zawijas... niby-sosu. Był on jednak dość gęsty i tłustawy. Pomiędzy tradycyjnym lejącym sosem, a kremem-smarowidłem. Określiłabym to raczej jako jakiś wsad. Było go całkiem sporo i z czasem mieszał się z masą, zabarwiał ją.
W lodach roiło się od małych kawałków precelków w tłustej i plastikowej czekoladzie. Na szczęście było jej niewiele. Niezbyt do mnie przemówiła, ale ewidentnie ratowała precelki od zawilgocenia i rozmemłania się w topiącej się bazie. Niektóre dzięki temu wyszły twardo-chrupkawo. Mimo to, z racji że jem bardzo powoli i lubię, gdy mi się lody topią, część i tak dała radę zawilgotnieć. Trafiłam więc też na sporo zawilgocono-twardych. Wyszły... jak przemrożona i zawilgocona bułka.
Baza z kolei okazała się odpowiednio kremowa, ale nie ciężka. Wydawała się lekka i wręcz puszysta; mleczna i nierozwodniona. Rozpuszczała się w umiarkowanym tempie, dość gęstawo, a przy tym od początku ani przez moment nie wykazywała twardości.

Masa lodowa od pierwszego zagarnięcia dała się poznać jako... chłodno-miętowa. To było pierwsze skojarzenie na początku każdego zagarnięcia masy osobno. Zaraz potem po ustach rozchodził się słodko-mleczny smak, łagodząc. Po chwili odebrałam ją jako nasiąkniętą preclami, drożdżową... Miętowe skojarzenie ulatniało się, spychane przez wanilię i lekką goryczkę trudną do nazwania. Słodycz wzrosła i... okazało się, że mimo wszystko trzymała się zaskakująco niskiego poziomu. Całość wyszła jednak dość dziwnie, sztucznie. Ta złudnie miętowa nuta zupełnie mi nie pasowała, jednak przy tej ilości intensywnych dodatków aż tak nie przeszkadzała.

Polewa na wierzchu uderzała smakiem kakaowo-ciemnoczekoladowym, na który w następnej sekundzie naskoczył wyrazisty orzech laskowy i słodycz. Natychmiast pomyślałam o wyidealizowanym kremie typu Nutella. Doszukałam się w tym również lekkiej cierpkości kakao, jednak był to smak raczej łagodnie-maślany, mimo że wyraźnie kakaowo-ciemnoczekoladowy. Orzechy laskowe pobrzmiewały trochę sztucznie, ale mimo to kremo-polewa wyszła zaskakująco naturalnie i intensywnie jednocześnie. Ta część pozostawiała przyjemny kakaowy posmak, co pasowało do gorzkawych kwiatków zatopionych w niej.

Precelki odciągały uwagę od bazy. Wypieczono je naprawdę mocno. Wypieczony (na granicy spieczenia), jak i pszeniczno-bułkowy smak czuć w ich przypadku wyraźnie. Zostały podkreślone solą. I to nie byle jaką szczyptą, a ilością dość sowitą, choć nieprzesadzoną. Częściowo wyszły po prostu w porządku - jak paluszki, ale bez efektu "wow", a częściowo... zbyt bułkowato-przypalono i tyle. Te drugie, w dodatku zawilgocone, zostawiłam na dnie (i potem wywaliłam resztkę).

Czekolada, która pokrywała precelki, jak również ta, która wystąpiła osobno, wyszła delikatnie. Ta na precelkach wydała mi się gorsza, bardziej słodka i z tłuszczowo-nijakim posmakiem, acz wciąż gorzkawa. Czekoladowe kwiatki z kolei cechowała smakowita gorzkość i leciutka cierpkość. Słodycz znalazła miejsce dopiero za nią.

Soso-kremo-wsad okazał się mocno orzechowo-sztuczny i kakaowy, ale nie gorzki. Serwował wysoką słodycz. Skojarzył mi się z likierem, miał cierpkawy posmak, wytrawny klimat i... graniczył: chwilami wydawał mi się całkiem w porządku, a chwilami tak sztucznie-drażniący, że część zostawiłam na dnie i nie dojadłam.

Jedząc, gdy miałam możliwość zagarniania polewy (nie zjadłam jej od razu, a część zepchnęłam na bok) i kawałków czekolady, tak, by przedzielać nimi precelki, sos i masę, było jak najbardziej smacznie. Mocno czekoladowo-kakaowo, orzech laskowy przy tym bardzo zyskał, podkreślił smak precelków, a ich sól fajnie łączyła się z czekoladą, bazie nadając zwyczajniejszego, waniliowo-mlecznego charakteru.
Gdy jednak polewę skończyłam, a zostałam z samą bazą, sosem i precelkami, ich wady ukazały się w pełnej okazałości. Mocno stopione lody, zmieszawszy się z sosem wyszły obleśnie, bo zajeżdżały "słodową miętą", a sos zdecydował się na sztucznego laskowca i likierowe kakao. Precle zaś rozmiękły i zmieniły się w przypalone bułki... To była tragedia. Lodów więc nie skończyłam i tak z 1/6 wyrzuciłam. Zrobiła się zbyt obleśna po takim przemieszaniu.

Mimo że w trakcie jedzenia tak tego nie czułam, to przearomatyzowanie po zjedzeniu niestety zostało. Po większej ilości czułam się przytłoczona tłuszczowością polewy, sosu i czekolady, jednak mimo wszystko one robiły dobre wrażenie.

Calokształt zaskoczył mnie. Nie było za słodko, a goryczki też nie były przerysowane. Jakościowo wyszły nieźle, ale smakowo... Dziwnie. Sama baza była niespotykana - mi niezbyt smakowała osobno, jako bazę pod mnóstwo dodatków uważam ją za znośną. Sos na czysto też nie był zły, ale gdy mieszał się z bazą, uwidaczniały się jego wady. Sztuczność wtedy powalała. Pozytywnie natomiast (niesztucznie, a wyraziście) wyszła polewa na wierzchu. Czekolada w niej też była ok. Precelki... niektóre przypadły mi do gustu, niektóre to oblechy. Mam więc bardzo mieszane uczucia i ocenę trochę naciągam. To na pewno dość ciekawe lody, ale niestety takie, których najlepiej zjeść wierzch (gdzieś połowę) i starczy. Przy większej ilości, bliżej dna robi się obleśnie... Ja bym widziała je w opakowaniach-porcjach na raz. Jako "lody familijne" w pudle po prostu nie sprawdzają się.


ocena: 7/10
kupiłam: Lidl (tydzień alpejski)
cena: 7,99 zł (za 365g)
kaloryczność: 305 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: mleko odtłuszczone, śmietana, cukier, syrop glukozowy, oleje roślinne (sojowy, słonecznikowy), zagęszczone mleko odtłuszczone, żółtko jaja, tłuszcz kakaowy, tłuszcz kokosowy, 1,5% przecier z orzecha laskowego, 1,5% kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, miazga kakaowa, mąka pszenna, mleko skondensowane, laktoza, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, lecytyna sojowa, stabilizatory: mączka chleba świetojańskiego, guma guar, karagen; mleko w proszku odtłuszczone, sól, skrobia, naturalny aromat kakaowy, naturalny aromat, koncentrat z marchwi, ekstrakt waniliowy, mąka ze słodu pszennego, naturalny aromat waniliowy, drożdże

4 komentarze:

  1. Ha! Wiedziałam, jak wytłumaczysz preclową sympatię :) Lody oczywiście, że są z jednego orzechami. Co Ty byś chciała? Żeby z kilku? Nie przesadzaj może, co? Zaskoczyła mnie konsystencja górnej warstwy, bo wizualnie przywodzi na myśl twardy dysk czekoladowy. Nutella, mmm. Wypieczone precelki na duży plus. Kwiatki troszkę wieśniackie, ale niech będą. Sztuczność orzechowości bywa i dobra, i zła - po opisie nie ocenię swojego stanowiska. Całokształt i mnie zdziwił. Przy mniejszej porcji mogłabym kupić. Przy okazji nie byłoby obleśnie na finiszu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jednego orzechami" - głodnemu chleb na myśli! Widzisz? Podświadomie też byś chciała z kilku!

      Mnie też! Znasz uczucie, gdy np. półświadomie sięgasz po coś, bo nieświadomie jesteś pewna, że jest ciężkie (np. pełna butelka), ale... siup do góry! Bo jednak była prawie pusta. To ja tak tutaj z pełną mocą z łychą i... zaskoczenie, haha.

      "Kwiatki wieśniackie" - dokładnie! Lepiej bym ich nie nazwała.

      I ja nie umiem stwierdzić, jak byś odebrała tę sztuczność.

      O tak, mniejsza porcja byłaby genialnym pomysłem. Btw, ogólnie wielkie pudła lodów z dodatkami, które łatwo mogą zrobić się niefajne, to bezsens. Orzechy, precle...

      Usuń
  2. Te lody baardzo mnie ciekawiły gdy pojawiły się w Lidlu, ale przeczytałam ich recenzję na Instagramie która ostudziła mój zapał. Ale teraz? No zaciekawiłas mnie, zwłaszcza tymi ambiwalentnymi precelkami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię recenzji na Instagramie - według mnie zazwyczaj są bardzo ogólnikowe i bez duszy. A tym bardziej jeden tekst nie wpłynąłby znacząco na moje zaciekawienie czymś.
      Założę się, że będą jeszcze nie raz. Jak się domyślasz, moje nie były z ostatniego tygodnia. :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.