piątek, 11 grudnia 2020

Ritter Sport Kakao Klasse / Cocoa Selection 74 % Intense from Peru ciemna z Peru

Na koniec ritterowej linii, w którą weszły trzy czekolady o określonym kraju pochodzenia kakao, zostawiłam tę o najwyższej, licząc, że posmakuje mi najbardziej. Niestety jednak, po Cocoa Selection Ghana 55 % Smooth, a już na pewno po Cocoa Selection 61 % Fine from Nicaragua straciłam nadzieję. Oczywiście z rezygnacją w końcu się po nią zabrałam, ale jak najpierw przychylniej spojrzałam na producenta, tak cały zapał opadł mi kompletnie. Czy w dzisiejszych czasach naprawdę aż tak trudno o normalną, smaczną czekoladę w przystępnej cenie? Najwidoczniej.

Ritter Sport Kakao Klasse 74 % Die Kraftige aus Peru / Cocoa Selection Intense from Peru to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao z Peru.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie poczułam mocno palony zapach, kojarzący się z węglem i dymem. Na tyle jednak słodki i niesiekierowaty, że w głowie miałam raczej słowo: "węgielek". Był złagodzony pewną maślanością, nutą śmietankowego likieru czy kawy ze słodkim, śmietankowym likierem. W tym likierze przewijała się lekka cierpkość, mieszająca się z ciężkawą nutą czerwonych owoców. Dominowała wśród nich żurawina, ale plątały się też śliwki, a oczami wyobraźni zobaczyłam jakiś czerwony żelko-kisiel... Albo glutowaty pudding roślinny, którego kwasek został podkręcony cytrynowym...? Czymś kwaskawym, ale mniej spożywczym? Z czasem też ten węgielek zaczęłam postrzegać jako kwaskawy.

Tabliczka w dotyku wydawała się dość sucha, ale konkretna i zwarta.
Do przełamania potrzeba naprawdę sporo siły, by wreszcie usłyszeć porządny trzask. Przekrój także wydał mi się zbity. Niestety dostrzegłam połyskujący cukier.
W ustach potrzebowała trochę czasu nim zaczęła się rozpuszczać, a gdy już to nastąpiło, obrała... dość leniwą, nawet nieco oporną taktykę. W końcu jednak minimalnie miękła i zmieniała się w zbity maso-krem. Był bardzo, przytłaczająco wręcz, tłusty jak zimne masło czy niedojrzałe awokado i suchy jednocześnie, jakby miał zaraz zacząć trzeszczeć od pyłku kakao i cukru. Mimo otłuszczania, czekolada wydawała się... po prostu znikać.

Umieściwszy kawałek w ustach poczułam zdecydowany motyw dymu i węgla, które jednak nie były jakoś specjalnie mocne. Ich gorzkość natychmiast równoważyła lekka maślaność. Zaraz rozpędziła się, stając się coraz bardziej "maślaną" śmietanką, aż w końcu pomyślałam o kawie z syropem alkoholowym... albo likierze śmietankowym z kawą. Takie trochę irish coffee? Na pewno coś poważniejszego, ale i dość słodkiego.

Szybko smaki te złamała kwaśność. Początkowo dymno-węgielna, mało spożywcza. Mignęły mi apteczne klimaty, ale zaraz pomyślałam też o mdławym roślinnym puddingu, czymś glutowatym... Węglu roślinnym? Może też tłuszczowym? Pewna nijakość wkradła się w kwaśność, lecz obok wskoczyła też cierpkość.

Kwaśność zrobiła się cytrynowa, a w połowie rozpływania się kęsa pojawiły się czerwone owoce. Pomyślałam o żurawinie. Suszona żurawina przytoczyła więcej czerwonych owoców. Likierowość zmieniła się w czerwone, słodko-wytrawne wino. Pojawiła się słodka soczystość, dojrzałe czerwone porzeczki. Zrobiło się trochę wędzono śliwkowo i... coraz bardziej żelkowo-gorzkawo. Mimo bowiem całej gorzkości i powagi kompozycji, czuć także prostą, lekko cukrową słodycz.

Bliżej końca do gorzkawości wrócił dym. Mocne palenie było wyczuwalne cały czas, pod koniec jednak owoce podsyciły dym i węgiel. Te wydały mi się aż odrobinę smoliste, ale... delikatne, jak doprawione słodkim likierem czy winem. Alkoholowe rozgrzewanie... na dobrą sprawę mogło też być słodko-pikantną korzennością.

Po zjedzeniu pozostała cierpkawość, goryczka likieru, węgla i przypraw korzennych, a także kwaśność cytrynowo-żurawinowa wymieszana z "węgielkiem", lekami i okryta dymem na tłuszczowo-śmietankowo-maślanym tle.

Całość wyszła z potencjałem, ale kiepsko. Gorzkość była mocno palona, ale złagodzona tłuszczem i bez dwóch zdań z zachowawczą, prostą słodyczą. Węgielne nuty mieszały się z alkoholem i czerwonymi owocami, cytrusami i śliwkami, co było zaskakująco wyraziste, ale... właśnie niestety i tak schowane za hamującym, tłuszczowo-cukrowym motywem. Strasznie to uładzone. To jak zwiedzanie... online w Google Maps zamiast na żywo.
Odpychała mnie tłustość, także ta smakowa, ale... potencjał dostrzegłam, bo nuty czuć, tylko... tylko miazga kakaowa potrzebowałaby tu innego towarzystwa - mniej tłuszczu i np. cukier trzcinowy? Albo chociaż to pierwsze. Chciałam już po kostce / dwóch ją olać, ale też miałam poczucie, że głupio tak i przymusiłam się dalej... Odpadłam po 5-ciu. To dla mnie za dużo tłuszczowości, oddałam resztę tacie. Tak narzekałam do Mamy, że aż z ciekawości spróbowała, bo nie wierzyła: "Myślałam, że jak zwykle przesadzasz, a tu rzeczywiście, fu... jaka tłusta! I nawet jak jadłam to nie taka gorzka, tylko jak zjadłam to ta gorzkość została. Na smaku się przez tę tłustość nie skupiłam, straszna, rzeczywiście." A Mama lubi tłuste rzeczy...


ocena: 5/10
kupiłam: Allegro
cena: 4 zł
kaloryczność: 627 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że obniżyłaś oczekiwania, przynajmniej niesmakowi nie towarzyszyło rozczarowanie. Nie pamiętam swojego odbioru co do detali, ale całościowo wydała mi się niewarta zakupu. W mojej nie było dymu ani korzonków, to na pewno. Koniec końców waste of time.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozczarowanie było! I to ogromne, bo utwierdziła mnie w pesymistycznym spojrzeniu, że to kolejny chwyt marketingowy, a nie, że np. "producent się postarał", w co tak bardzo chciałam wierzyć, kupując. Konkretną tabliczką może więc tak już się nie rozczarowałam, ale podejściem ogółem.

      Usuń
  2. Jadłam tę czekoladę i od tego czasu omijam ją szerokim łukiem. Nie liczyłam, że okaże się ona jakaś wybitna, ale żywię sympatię do Rittera i oczekiwałam, że będzie to dobra tabliczka, do której będę mogła często wracać ze względu na przystępną cenę. Szczególnie cieszyło mnie to, że producent postawił na kakao single origin. Niestety rozczarowałam się tak samo jak Ty. Tłuszczowość dobitnie przytłaczała smak. Dla mnie ta czekolada nie była ani specjalnie słodka, ani wyraziście kakaowa, ciężko było mi się doszukać jakiś ciekawych nut, a całościowo tabliczka wydawała mi się po prostu tłusta i przez to dziwnie bezsmakowa. Moi bliscy nie gustują w ciemnych czekoladach i szczerze nie wiedziałam, co z tą tabliczką zrobić, bo nie cierpię wyrzucać jedzenia. Finalnie skończyła jako dodatek do porannych owsianek, jaglanek, kaszek i omletów. Raczej szkoda mi dodawać dobrą czekoladę do innych dań, ale ta według mnie nie nadawała się do jedzenia sama w sobie. Jako dodatek do śniadań była znośna. Uważam, że i tak byłaś bardzo wyrozumiała przy ocenie. Być może na mój negatywny odbiór tej czekolady dodatkowo wpłynęło to, że jadłam ją w dość trudnym i stresującym dla mnie okresie, gdy ciężko przychodziła mi ochota na jedzenie czegokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam sympatii żadnej do marki nie żywię, ale widzę, że wiele osób ją lubi (mam wrażenie, że często z sentymentu; więc nawet jeśli kiedyś był w nich jakiś potencjał, to chyba to mnie ominęło).

      Ja bym nią i jej tłuszczem, za nic nie zanieczyściła czegoś, co bym musiała zjeść. Nienawidzę wyrzucać jedzenia i staram się tego nigdy nie robić, ale gdybym nie miała komu jej oddać, zrobiłabym to. Niby wiem, że wśród sobie podobnych nie była wyjątkowo parszywa, ale ja na taką tłustość jestem zbyt wyczulona. Nie zjechałam więc jej bardziej, bo to, że ja mam aż taki problem z tłustością, to bardzo subiektywne. A jednak nie mogę powiedzieć, że nic w niej nie czułam.

      I właśnie... spotkałaś się z opinią, że tłuszcz wydobywa smak? Według mnie odwrotnie! Bardzo go spłyca - chyba tak samo czujesz? Pytam, bo właśnie ostatnio kilka takich głosów słyszałam i po prostu ich nie rozumiem.

      Usuń
    2. Słyszałam taką opinię nawet z ust świetnych kucharzy, ale wciąż ciężko mi się do niej ustosunkować. Są produkty, w których nie toleruję tłustości, ale są też takie, które wiele by straciły, gdyby im ją odebrać. Moim zdaniem "odchudzone" sery pleśniowe, żółte czy mozzarella tracą na smaku, ale tłustość w jogurtach i twarogach jest odrzucająca. Nie wyobrażam sobie pozbawionych tłuszczu past roślinnych, ale te przesadnie tłuste są niezjadliwe. To samo tyczy się czekolady. Myślę, że trzeba znaleźć jakąś równowagę i pamiętać o tym, że niektóre potrawy i produkty po prostu wymagają więcej a inne mniej tłuszczu, by zachować swoje walory.

      Usuń
    3. Ja jestem czuła na tłustość, ale dobra tłustość dobrych serów, ryb itp. mi nie przeszkadza. Ona jednak w tych produktach jest zrozumiała. Z tym że... nie jestem wielbicielką tych bardzo, bardzo tłustych serów; wolę rodzaje naturalnie nieco mniej tłuste, ale nie że odtłuszczone. Tłustych jogurtów i twarogów, mleka za nic nie zniosę. 2 %, półtłuste - o, te uwielbiam. Masło orzechowe też jest naturalnie tłuste i zazwyczaj ono wychodzi dobrze, ale potrafi być takie, że prawie sam olej (Sante 100 %), że jest po prostu obrzydliwe. Czyli właśnie - równowaga. Tak samo odtłuszczone kakao wiele traci, ale też te zbyt tłuste nie wychodzą dobrze. Z tym, że dochodzimy do takiej konkluzji: odtłuszczanie na siłę nie jest dobre. Tak wydaje mi się, że nasze przykłady do tego się sprowadzają. To jednak wciąż nie potwierdza, że "tłuszcz podkreśla smak". Bo dodawanie go właśnie nie podkreśla, np. ludzie mówią, że sałatki smakują lepiej, gdy doda się oliwę (a i witaminy ponoć lepiej się rozchodzą), ale ja bym żadnej swojej sałatki z takim dodanym tłuszczem nie zjadła. Zjem za to z ochotą z normalnym, naturalnie tłustym serem pleśniowym. :>

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.