piątek, 11 marca 2022

wafelek Lindt Wafer Barquillo mleczna z waflem / rurką nadziewana kremem orzechowym

Produkty Lindta inne niż czekolady mnie nie ciekawią. Z tabliczek też jest wiele, których za nic nie kupię (obecnie-obecnie, nie zaś w trakcie pisania wstępu, powiedziałabym, że nawet bardzo dużo). A jednak obiekt dzisiejszej recenzji - jest! Wafelek u, jak ostatnio się mocno utwierdziłam, niewafelkowej mnie. Dziwne. Z tym że... dziwny wafelek. Na wygląd skojarzył mi się z połączeniem feuletine (nigdy nie jadłam, tylko np. w czekoladach Lindt Creation Knusper Praline czy Carrefour Selection Noir Saveur Mangue & Poivre Sichuan) i rurki waflowej. Oba twory wydają mi się bardzo nie moje, ale to coś tak dziwne, że aż postanowiłam sprawdzić, co to właściwie jest. Nie nastawiając się na nic pysznego, ale na tyle małego i ciekawostkowego, że nawet gdyby miało być złe, to bezproblemowego.


Lindt Wafer Barquillo to "czekolada mleczna o zawartości 31 % kakao z waflem (10%) i nadzieniem orzechowym" (z orzechów laskowych), a według mnie dokładniej: nadziewana kremem orzechowym i rurką waflową feuletine nadzianą kremem orzechowo-czekoladowym. 

Po otwarciu poczułam bardzo intensywny, uroczo-słodziutki zapach mleka - mleczusia dosłownie! - i czekolady o wysokiej słodyczy. Zalatywała waniliną, kryjącą się w pralinkowej toni. Złożyły się na nią wyraziste orzechy laskowe oraz przypalono-karmelowy wafelek. Od razu wyobraziłam sobie nadzienia orzechowe z pokruszonymi wafelkami i pralinowo/nugatowo-kakaowe lody w cukrowo-palonym waflu duńskim. Całość była urokliwie przesłodzona i trochę tania.

W dotyku batonik wydał mi się i konkretny, i delikatny. Sprawiał wrażenie lepkawego, był tłusty, choć za sprawą czekolady w pewien sposób konkretny. A jednak bałam się, że rozleci się przy próbie łamania. Przełamanie czy przekrojenie przychodziło z łatwością, wafelek zaś leciutko chrupał i trzeszczał (skrzypiał?).
Gruba warstwa czekolady skrywała całkiem sporo gęstawo-mazistego kremu i - pod nim - dziwnie wygięte i zawinięte warstwy waflowe, wyglądające jak ciasto francuskie. Były to jednak bardzo, bardzo cienkie, ale krucho-chrupkie płaty waflowe. Mimo że niepozorne, wyszły dość świeżo twardo. Dało się je porozwarstwiać - akurat by odkryć, że także w ich środku był krem gęsty i zwarty. To trochę... rozpłaszczona rurka waflowa z kremem, otoczona kremem i oblana czekoladą. Dziwne.
Podczas jedzenia czekolada okazała się gęsta i kremowa, tłusta i ciężkawa. Rozpływała się raczej powoli, miękko zalepiając i odsłaniając środek.
Krem również był tłusty. On jednak jedynie gęstawy; a oprócz tego zalepiający i z lekką oleistością. Wydał mi się gładko-śliskawy. Odznaczał się mazistą miękkością.
Wafelek nie nasiąkał, nie miękł, a pozostawał chrupiąco-trzeszczący od początku do końca. W udany sposób przełamywał tłustość, ale nie zaburzał gęsto-miękkiej kremowości otoczenia. Był trzeszcząco-skrzypiący, taki... pochrupujący i cukrowy.
W wafelku znalazł się gęsto-zbity krem o konsystencji czekolady gianduja, a więc w sumie miękkiej kremo-tabliczki.

W smaku sama czekolada uderzyła cukrem i ogromem mleka. Już ona miała wanilinowe skłonności. Sama w sobie zdawała się też pobrzmiewać orzechami - możliwe, że przesiąkła nadzieniem.

Krem spod czekolady odzywał się szybko. Znacząco podwyższał słodycz, sprawiając, że w odbiorze całość była cukrowa i drapiąca w gardle. Kontynuował mleczność, dokładając do niej smażono-prażony smak, a dopiero potem orzechy laskowe. Miały nugatowy charakter. Szybko wyłoniła się silna i męcząca, ciężka wanilina, napędzająca się z nieprzyjemnym posmakiem. Z czasem zalatywało mi to kiepskim tłuszczem, przeprażeniem. 
(Chwilami zastanawiałam się, czy krem nie przesiąkł trochę waflem, ale wafel smażeniem nie smakował, więc raczej tego nie obstawiam - ewentualnie może połączenie pewnych nut dało taki efekt?)

Wafelek zaserwował mi smak przypalonego, cukrowo-karmelowego wafla i przesłodzonych, cukrowych gofrów. Był cukrowo-słodki, a jednocześnie lekko gorzkawy w sposób spaleniznowaty (subtelnie i przyjemnie). Kojarzył się z waflami duńskimi; odlegle z płatami waflowymi z rurek z kremem. Był karmelowy i zaskakująco gofrowy... jak takie chrupkie, przypalone po bokach, a mięciutkie wewnątrz. Miał ogromny potencjał, acz cukrowość była zbyt wysoka, jako że ogólnie się kumulowała.

Orzechowość chwilami zanikała pod wątkami: palonym, cukrowo-karmelowym i tanim (waniliny i... tłuszczy?). Dopiero z czasem orzechy laskowe, tym razem bardziej jako posmak prażonych, umocniły się. Pomogła im odrobinka kakao - to właśnie krem ze środka. W całości odegrał mało ważną rolę; tonął w słodyczy waniliny i cukru, podsmażenio-przypaleniu. Czuć go jednak na tyle, by stwierdzić, że przypominał czekoladę orzechową (gianduję) kryjącą się w tym wszystkim.

Wszystko to otulała mleczna czekolada z wierzchu. Pod koniec znów przybierała na znaczeniu, ale mocno podrasowana waniliną, co podyktowało jej plastikowy wydźwięk. Mleczność przemieszała się z orzechami laskowymi oraz cukrowym waflo-gofrem. To było jak... czekoladowo-nugatowe lody mleczne w waflu lub gofry z kremem orzechowo-czekoladowym; z rurką z kremem! Przesłodzone, co niemiara. 

Smakowo choć to cukier dominował, dziwny wafel odegrał zaskakująco istotną rolę - stanął niemal na pierwszym planie, dopuszczając do siebie pralinkowo-nugatowe, potem zaś bardziej kremowo-czekoladowe laskowce.

Właśnie przesłodzenie, ale też karmelowo-gofrowy wafelek i orzechy laskowe zostały w posmaku lekko podkreślone pieczenio-prażeniem. W gardle słodycz drapała, a w ustach męczyła sztuczność waniliny, plastikowość i... pewna tandeta. Z nią właśnie wiązały się też orzechy laskowe, które w posmaku wyszły odważniej.

Całość wyszła ciekawie, ale nie dla mnie i na pewno (to nawet obiektywna wada) za cukrowo. A do tego tanio. Kojarzył się trochę z lodami w cukrowym waflu i z rurką z kremem. Ogrom czekolady i sporo orzechowo-kakaowego nadzienia wyszły słodko-tłusto, ale czuć ich smaki, a cienki wafel nieźle to przełamał, nie narzucając się jednocześnie i nie burząc kremowego klimatu. To dziwny twór... rzeczywiście chyba bardziej batono-czekolada nadziana kremem i waflem niż "wafelek z kremem w czekoladzie".
Skojarzyło mi się to trochę z Lindtem Knusper Praline i taką... "praliną z pralinek". Tylko że... to była cukrowa i tanio zalatująca (natomiast drogo kosztująca!) wersja tego. Ocena i tak jest łaskawa, bo... to po prostu ciekawe dziwo, które obiektywnie najgorsze nie jest. Dwóch kosteczek od słodyczy i taniości jednak już nie zmogłam; oddałam Mamie. Jej smakowało to bardziej niż mnie. "Bardzo słodki, ale tam w tej słodyczy tak jakby też coś goryczkowatego było, ten palony, pieczony wafelek może właśnie? To tak fajnie przełamało. Ale i w tym jednym kremie (wierzchnim) taka dziwna nuta była. Sam wafelek z ciemnym środkiem mi o dziwo chyba najbardziej smakował, czekolada w porządku, a orzechy laskowe... no, trochę czułam. Niezły, przeciętny twór, który udaje, że jest ponad przeciętność, ale ja taniości nie czułam". Ciekawostka: brzegowa kostka Mamy była pozbawiona wafla.


ocena: 5/10
kupiłam: Sklep Lindt
cena: 5,30 zł
kaloryczność: 540 kcal / 100 g; sztuka 30g - 162 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne, orzechy laskowe (7%), miazga kakaowa, mleko w proszku odtłuszczone, mąka pszenna, laktoza, bezwodny tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyna sojowa; ekstrakt słodu jęczmiennego, fruktoza, skrobia kukurydziana, substancja utrzymująca wilgoć: sorbitol; żółtko jaja w proszku, olej palmowy, aromaty, sól. 

2 komentarze:

  1. jadłam w ubiegłym roku. Kupiłam s sklepie firmowym lindt w Waw. Szału nie robi. W moje kostce też zabrakło wafla nawet nie pamiętam czy nie w dwóch... szkoda pieniędzy

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.