Kiedy tabliczka wygląda nazbyt elegancko, zdarza mi się nabierać podejrzeń, że tylko udaje "premium", ekskluzywną itd. Do takich podchodzę ostrożnie i wolę kupować pojedynczo. A potem z kolei gdy mam jedną czekoladę zupełnie nieznanej mi marki, myśli zaczynają wokół niej krążyć. Skoro jest dobra, chciałabym szukać innych. Jeśli nie, wolałabym mieć ją jak najszybciej z głowy. Feodora, nie ukrywam, wyglądała mi na taką, co może być albo smaczna, albo niby wykwintnym oszukaństwem. Dopiero w dniu degustacji sprawdziłam producenta. To Hanseatisches Chocoladen Kontor GmbH. Okazało się, że także marka Hachez jest jego. Nie uczyniło mnie to szczęśliwą, ale i przerażenie nie ogarnęło. I po otwarciu upewniłam się. Otóż trafiłam na identyczne sreberko w kratkę i identycznie byle jakie, luźne zawinięcie tabliczki w nie.
Feodora Grand'Or 75 % Milde Edelbitter to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao, wyprodukowana przez Hanseatisches Chocoladen Kontor.
Po otwarciu poczułam mocno palony zapach i kawę ze śmietanką, tak wyraźnie, jakby stała przede mną. Emanowała mnóstwem śmietanki! Za nią znalazły się podprażone migdały, przywodzące na myśl te zatopione w czekoladzie na lodach na patyku (np. Magnum Almond - recenzja z 2015), a więc w tonacji bardzo słodkiej, lekko waniliowej i z nutką zawilgoconego patyczka do lodów.
W dotyku tabliczka wydała mi się dość kremowa, ale nie bardzo tłusta. Przy łamaniu trzaskała średnio głośno, a twarda była przykładnie, nie za mocno, ale jednak.
W ustach rozpływała się raczej powoli. Chętnie, acz niezbyt przyjemnie. Początkowo aksamitnie i gładko, potem coraz bardziej gładko-tłusto i kojarząc się z wyginającym się masłem. Była pełna, zbita. Roztaczała tłuste smugi, a pod koniec i tak wydawało się, że zostawia suchy efekt.
W smaku w pierwszej chwili wydała mi się delikatna i niemal kwiatowa. Wręcz zwiewna i na pewno słodka. Mignęła lekka, owocowa nuta, oczywiście związana ze słodyczą.
Zaraz zaznaczył swoją obecność palony motyw, przypiekając nieco także słodycz. Nadał jej nieco ciepłego wydźwięku. Niemal równocześnie do głowy przyszło mi nazbyt tłuste ciasto i gorzka kawa. Może w ogóle jedynie cierpkawa?
Ciasto to musiało być bardzo tłuste, a także równie słodkie i owocowe. Oczami wyobraźni patrzyłam na piętrowy, wilgotny i jasny, śmietankowy tort brzoskwiniowy z gęstą, słodko-soczystą masą. Śmietanka rozchodziła się po ustach z jednej z jego warstw. Spód to przypieczony, ale wciąż jasny biszkopt. Słodycz rosła. Choć spokojnie i nie za mocno, to wyszła niemal na pierwszy plan. Wanilia i pewna kwiatowość nadały temu delikatnego, wciąż ciepłego wydźwięku. Łagodziło to wszystko, także drugi wątek.
Kawa tylko chwilami wydawała się gorzka. Podkreślało ją lekko cierpkawe, nieśmiałe kakao w proszku z tła, jej zaś spieszyło się do jedynie gorzkawości. Wlała się do niej śmietanka, a więc jedna z wszechobecnych nut.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o rozgrzanym asfalcie... I asfalcie ogółem. Znów cierpkość prostego kakao się wyłamała. Ten motyw nakręcił też ogólne wrażenie paloności, prażenia. To przełożyło się na aż nieco kakaowo-polewowy motyw, dodatkowo podkreślając wrażenie płynącego z biszkoptu masła, a także kiepskawy wydźwięk.
Przy owocowym biszkopcie śmietankowo-waniliowym pojawiły się migdały. Całkiem sporo wyraźnie prażonych, kojarzących się z lodem na patyku z zapachu. Lód musiał być zrobiony na śmietance, waniliowy i naprawdę z mnóstwem migdałów w polewie, ale... właśnie. Patyczek od loda zaczął wszystko łagodzić w pieczono-palonych nutach. Przypomniał, że biszkopt jest jasny (i może także migdałowy - acz raczej z ekstraktem czy coś takiego). Słodycz zaczęła irytować, bo obok wanilii, na jaw wyszedł ordynarny charakter białego cukru. Pojawiła się wysoka maślaność, niemal wypierająca gorzkawe nuty kawy.
Owocowo-kwiatowe tony, choć ich słodycz nieco rosła, też jakby złagodniały w wydźwięku, nieco odeszły od ciepła. Kojarzyły się ze słodkimi, soczystymi melonami (kantalupa, galia - takimi mniej słodkimi). Czyżby... wjechał biszkopt melonowy / przyozdobiony melonem? Albo śmietankowe, bardzo słodkie desery lodowe właśnie z melonem?
W posmaku została słodkawo-waniliowa biszkoptowość, zestawiona ze śmietanką i cierpkością pylistego kakao w proszku. Przy nim zaznaczyła się mocno palona nuta, aż nieprzyjemnie tłumiąca kakao. Nie była najwyższych lotów i łączyła się z dziwną, maślaną śliskością. Jak normalnie lubię czuć posmak długo, tak tu wolałam jeść prędzej, nie rozkoszując się nim (bo nie było czym), kęs zaraz po kęsie.
Całość aspirowała do czegoś lepszego, serwując brzoskwiniowo-kwiatowo-melonowe nuty i kawę, co byłoby smaczne, gdyby skończyć na otuleniu ich śmietanką. Niestety, maślano-tłustego łagodzenia, przygłuszającej głębię cierpkości, irytującej przy tym wszystkim słodyczy i paloności odtłuszczonego kakao w niej o wiele za dużo. Splot tych wad w moich oczach jest po prostu w pewien sposób odpychający. Co nie oznacza, że od niechcenia nie zjadłam (chyba tylko dlatego, że gdybym zasreberkowała "na kiedyś tam", nie udałoby mi się do niej zmobilizować, a jednak nie była niesmaczna, by wcisnąć ojcu nielubiącemu ciemnych czekolad).
Łagodna, a przy tym płytka. Choć chwilami rzeczywiście z nutami, które mogłyby coś ugrać.
Mocny stopień palenia i ogrom maślaności oraz waniliowo-kwiatowa słodycz przypomniały mi Hachez 77%. Znów wypieki, asfalt - ależ to było podobne! A jednak Hachez 77% miała "ciemniejszy wydźwięk", podkręcony dymem i choćby w owoce (śliwki, jeżyny) była bogatsza.
Wyszła podobnie do Lindt Excellence Mild Dark 70 %, co smuci, bo zawartość kakao jest wyższa. Niestety czuć, że podbita tanim kakao w proszku.
ocena: 6/10
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, ekstrakt z wanilii bourbon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.