sobota, 7 maja 2022

Lindt Hello, Nice to Sweet You Vegan Cookie Hafer-Drink wegańska "mleczna" owsiano-migdałowa z kakaowymi ciasteczkami

Czasami sama siebie przerażam własną bezmyślnością. Nie zdarza się to często na szczęście, ale jak już - irytuje jak nie powiem co. Otóż wspominałam już przy Lindcie Hello... Salted Caramel (2021) o tym, że z Mamą kilka czekolad od Lindta zamówiłyśmy. Mnie, negatywnie nastawioną do wege alternatyw czekolad mlecznych, o dziwo zaciekawiły dwie właśnie wegańskie tabliczki. O drugiej kiedy indziej, ale ta, dzisiaj prezentowana... Na wygląd od razu skojarzyła mi się z przepyszną Hello... Dark Chocolate Cookie, którą jadłam tylko raz dawno, ale którą pokochałam i bardzo chciałabym do niej wrócić. Ciemna (nawet o lichej zawartości kakao, ale jednak) czekolada, czekoladowe nadzienie i niemal czarne ciasteczka, mm. W przypadku dzisiaj opisywanej wyłapałam słowa: "na napoju owsianym" i od razu wyobraziłam sobie, że to ten czekoladowy krem jest owsiany... A że owsiankę lubię (wprawdzie czystą, czekoladowej za nic bym nie chciała), taka roślinna owsiankowa masa pod ciemną czekoladą wydała mi się zacna. Niestety, gdy tabliczka do mnie dotarła, poraziło mnie, że żyłam w błędzie, a o czekoladzie coś sobie wymyśliłam. Czekoladzie? Sam producent określił ją jako: "produkt kakaowy". Mało tego! Byłam pewna, że na opakowaniu widzę nadzienie czekoladowe... a to... czysta tabliczka (w dodatku "mleczna" wegańska - owsiana w tym sensie) z ciasteczkami. Zupełnie nie to, co myślałam i zdążyłam "się załamać". Wyrób czekoladopodobny w cenie dobrej czekolady? Ja pie... Że w ogóle Lindt zrobił coś takiego?! potem jednak zaczęłam się pocieszać, że to w sumie np. Zotter też swoje "wege alternatywy" nazywa czasami "kuwerturami", a nie "czekoladami". Może jakaś namiastka dawno lubianej Bellarom meets Neo, aczkolwiek... to czcze gadanie, ponieważ obecnie - mimo że nie podważam jej smaczności - już by mnie i tak w takim stopniu nie cieszyła, bo w czekoladach szukam czegoś innego.

Lindt Hello, Nice to Sweet You Vegan Cookie Hafer-Drink to wegańska czekolada owsiano-migdałowa "mleczna" (albo jak życzy sobie producent: "produkt kakaowy z napojem owsianym w proszku 21% i pastą migdałową 9%") z kawałkami kakaowych ("ciemnych"; czekoladowych?) ciastek 10%.

Już rozrywając sreberko, poczułam wyrazisty... zapach za mocno prażonych migdałów. Wydały mi się aż przesmażone, może skarmelizowane... Czułam bowiem także słodycz cukru i czekoladę... Jakby z nutą orzechów laskowych... w wydaniu pralinkowo-nugatowym? A także zahaczającą o plastik / polewę, kojarzącą się też z mdławym, lodówkowym budyniem / puddingiem. Wodnistym mlekiem? Jak kleik / pudding może kaszowato-roślinny... wege alternatywy przyszły mi na myśl, ale najdziwniejsze były te migdały - w ciemno powiedziałabym, że to tabliczka sowicie wypełniona ich kawałkami. Tylko że... wcale nie wyszło to zachęcająco.

Nieprzyjemnie jasna tabliczka udobruchała mnie widocznymi, ciemnymi plamkami, nadającymi jej uroczego wyglądu. 
Wydała mi się trochę sucho-pylista, dziwna - taka, co to może okazać się ulepkiem. 
Łamana trzaskała. Trochę zaskoczyła mnie twardością i konkretem. Ciastek dodano do niej całkiem sporo; nie pożałowano, ale wciąż to na szczęście tylko dodatek. Chwilami wprawdzie było już blisko do zlepka-ulepka, ale dało się przeżyć.
W ustach czekolada rozpływała się w umiarkowanym tempie. Okazała się zbita, gęsta, ale też kremowo-maślana. Raczej gładka, minimalnie oleista i rzednąca, by w końcu prawie jak woda spłynąć z ciastek. Wydaje się, że trochę hamowały jej rozpuszczanie się; dawały przyzwolenie na lekki opór.
Cały czas miałam wrażenie, że chce zmienić się w gęstą masę, ale dochodziła tylko do rzadkiej masy-budyniu (a jednak zupełnie wodnistą nazwać jej nie mogę).
Ciastka wyłaniały się spod niej jakoś po pewnym czasie, nie tak szybko. W pierwszej chwili były twardo-chrupiące, a niektóre ich brzegi wydawały się ostre. Nieprzyjemnie drapały podniebienie (ale nie kaleczyły go). Zostawiałam je samym sobie. Wówczas nasiąkały i rozpadały się trochę na grudki. A gdy czekolada zniknęła, te przyjemnie się rozpływały. Choć pyliście-suchawe, gęstniały / rozpływały się na gęstawą masę z mikroskopijnymi ziarnistymi grudkami. Całościowo okazały się ciastkowo-konkretne, ale z pewną lekkością.

W smaku czekolada uderzyła słodyczą, roztaczając po ustach motyw nugatu i cukrowego lodówkowego deseru / budyniu. W wariancie delikatnie nugatowo-czekoladowym. Wyraźnie czułam akcent słodziutkich orzechów laskowych w wydaniu jakiegoś kremu.

Prędko nasilił się budynio-deser. Poszedł jednak w kierunku... dość wodnistym. Obok tego pojawił się jakby ryżowy, roślinny smak. Pomyślałam o ryżowym kleiku, a potem kaszo-płatkach... owsiance! Albo... owsianym puddingo-budyniu. Wszystko to zasugerowało nieśmiałą mleczność... Budyniu, który mógł, ale nie musiał być zrobiony na mleku. Na pewno jednak zawierał wodnistą nutę.

Słodycz rosła cały czas. Z czasem doszukałam się oleistości tudzież plastikowości, a jakoś w połowie rozpływania się kęsa (już w przypadku pierwszej kostki) słodycz leciutko drapała w gardle. Wówczas skojarzenie z nugatem lub nugatowym kremem (albo ewentualnie takim typu Nutella?) wygrało. Nagle pomyślałam o karmelizowanych, a właściwie otoczonych cukrem migdałach. Zaleciała mi nutka mocno prażonych, po czym wzrosła ogólna orzechowość, pojawiła się maślaność, a wegańska roślinność stała się niepodważalna.

Wraz z ciastkami wyłaniającymi się z czekolady na znaczeniu przybierał zbożowy motyw. Migdałowo-owsiano-orzechowe nuty uległy ciastkom, które podpięły się pod bazę delikatną nutką kakao i płatków-kulek typu Nesquik... jakby to jakiś słodko-kakaowy, nesquikowy deser miał być? Ciastka czuć nawet nierozgryzane. Okazały się gorzko-kakaowe, lekko cierpkie i z nutą przypalenia. Ta jednak cały czas stała za kakao. Ciastka podsysane wyszły wyraźniej. Czuć w nich drobną pszenną ciastkowość, co jeszcze bardziej uwypuklało niemleczność (i mdławość?) czekolady, ale i tak całkiem nieźle przełamywały za wysoką słodycz.

Mimo to, czuć przy nich, że czekolada była za słodka; drapania w gardle nie powstrzymały. Nie była więc słodka w sposób wyjątkowo silny czy męczący. Niestety w zestawieniu z większą ilością ciastek baza wydała mi się bardziej plastikowa... mdława i maślana (maślano-oleista?). Taka... pralinkowo-średniopółkowa (oprócz słodyczy czuć więc... niewiele z czekoladowości).

Gdy ta zniknęła, przyszła pora na ciastka. Nieliczne podsysałam, chrupnęłam jakieś raz po raz, bo wolałam, jak się rozpływały. Potwierdził się ich gorzki smak... już nie tylko kakao, ale też zaskakująco ciemnoczekoladowy (obstawiam, że to dzięki kontrastowi w odniesieniu do nijakiej czekoladowo bazy). Nutka przypalenia przełożyła się na skojarzenie z okruszkami brownie. Przygłuszały co gorsze nuty czekolady. Nie neutralizowały jednak drapania w gardle, a jedynie sam posmak cukru. Mimo że również one też okazały się słodkie - zachowawczo jednak.

Po zjedzeniu czułam głównie posmak gorzkawych, kakaowych ciastek i przesadzoną cukrowość z drapaniem w gardle. Ta należała do delikatnej, tanio-pralinkowej czekolady czy kiepskiego puddingu...
Nie było to ani dobre, ani złe. Po dwóch kostkach jakakolwiek "ciekawostkowość" opadła i... tabliczka wydała mi się głównie słodka i "bez sensu, żeby taką jeść". Potem zrobiłam jeszcze drugie podejście i... to samo. Obecnie w moim odczuciu takie coś jest po prostu nudne, ale tabliczka na pewno nie jest zła tak siląc się na obiektywizm. Resztę oddałam więc Mamie.

Całość zaskoczyła mnie... znowu. Gdy już wiedziałam, czym jest, bałam się. Bałam się nawet robiąc zdjęcia i wąchając ją (na szczęście w smaku nie było żadnych smażonych nut). A jednak nie wyszła źle. Mało tego! Uważam ją za niezłą alternatywę* czekolad typu Bellarom meets Neo, Terravita Mleczna + CiasteczkaHershey's Cookies 'n' Chocolate dla wegan (swoją drogą, to drugie wegańskie zaskoczenie w ciągu kilku dni - nieźle).
Pod względem struktury zachowywała się w porządku, współpracowała, dodatków wtopiono w punkt (dla mnie może trochę za dużo i za ostrych, ale ja pod tym względem jestem wybredna). Sama czekoladowa baza była wprawdzie średnia, ale po ostatnich mlecznych paskudnych Lindtach, coś takiego cieszy i tak. Słodycz wolałabym znacznie niższą, ale i ona nie była killerem. Po prostu niewiele tam było czegoś innego oprócz niej... Stąd i udało jej się mnie nudzić, irytować. Wyraźnie czuć owsianość w pozytywnym sensie. Owszem, mdławo-wodniste nuty mi przeszkadzały, ale na szczęście w dużej mierze odwracały od nich uwagę smaczne ciastka. Ich mocno czekoladowo-kakaowy smak wyszedł zacnie. Szkoda, że znalazło się tyle powodów do narzekania, ale tak naprawdę nie były to kolosalne wady. Po tej cukroladzie stchórzyłam jednak przed wersją z kawałkami solonego karmelu, bo doszłam do wniosku, że potencjalny cukier z kawałkami cukro-kamieni i soli to ostatnie, na co mam ochotę (Mama spróbowała i oceniła: "czekolada to sam cukier, a ten karmel to... po prostu słone, bardzo słone kawałki zostawały po czekoladzie; cukier i sól w zasadzie tylko).
*Smakowo (i pod względem struktury) to 7, ale biorąc pod uwagę cenę... O nie. Nieco gorsza od Terravity, a 3 razy droższa - coś Lindt za bardzo się ceni.

Już pisałam, jaka to dla mnie w sumie irytująca nuda. Resztę oddałam Mamie. Jej po prostu nie smakowała. Uzasadniła: "czułam w niej cukier i wodę, jakby takie jakieś lody czekoladowe z wody zrobione. Mlek roślinnych to nie znam, więc nie wiem, czy tam były, ale była tam nuta, którą odebrałam jako jakąś sztuczność. Te chrupiące to jakieś takie płatki-niepłatki cukrem poklejone? Nie powiedziałabym, że ciasteczka". I ona nie dała rady dokończyć, toteż "uszczęśliwiłyśmy" resztką Panią_Chrup, na której recenzję zapraszam.


ocena: 6/10
kupiłam: Sklep Lindt
cena: 16,50 zł
kaloryczność: 547 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, napój owsiany w proszku (syrop owsiany 70%, maltodekstryna), tłuszcz kakaowy, migdały, miazga kakaowa, mąka pszenna, olej słonecznikowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, substancje spulchniające: wodorowęglan potasu, węglany amonu, wodorowęglan sodu; sól

2 komentarze:

  1. Dobrze, że na rynku coraz więcej rzeczy pojawia się z myślą o docelowych klientach jakimi są weganie. Ja na szczęście jestem laktoowovegetarianką i przetwory mleczne mi niestraszne ;) wolę tradycyjne mleczne czekolady ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony też uważam, że to dobrze, ale z drugiej dostrzegam, że produkty wege wypierają moje konwencjonalne, np. mięso (coraz trudniej o coś na kanapki z indyka przez to, że moje półki są zawalane wege plastrami). I niestety dochodzi żerowanie producentów, co przejawia się jako wysokie ceny i często kiepskie składy. Ciekawe, czy kiedyś będzie lepiej z tym. Może?

      Też cieszę się, że nie mam problemów z nabiałem, acz u mnie to i tak czekolad nie dotyczy.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.