Czasem nachodzi mnie chęć na coś czekoladowego i nie mam tu na myśli "jakiejś czekolady", ani np. budyniu czekoladowego. Są dni, w których mój organizm domaga się czegoś podwójnie, albo i potrójnie czekoladowego. Czekoladowego w 300 %. Jakiś czas temu obiektem moich westchnień stały się lody Haagen-Dazs, które można określić właśnie czekoladowo-czekoladowymi z czekoladą.
A cóż miałam począć, gdy zachciało mi się czegoś czekoladowego w sposób bezpieczniejszy na tylko-co-wyjście-z-przeziębienia? Może sięgnąć po czekoladę, czekoladową do granic możliwości, na której opakowaniu widnieje słynne lava cake, w którym jestem wręcz zakochana? To zdecydowanie jeden z moich lepszych pomysłów.?
Lindt Creation Chocolate Cake to czekolada mleczna z ciemną truflą i sosem czekoladowym.
Lindt Creation Chocolate Cake to czekolada mleczna z ciemną truflą i sosem czekoladowym.
Rozpieczętowaniu tekturowego opakowania towarzyszył silny, czekoladowy głód. Zachowując się niczym narkoman po odwyku, czym prędzej rozerwałam także pazłotko i poczułam cudowne uniesienie.
Otóż do moich nozdrzy dotarł cudny zapach mlecznej czekolady. Taki, który mówi nam, że mamy do czynienia z naprawdę dobrym produktem. Duże, przyozdobione skromnie i elegancko zarazem, kostki koloru jasnego brązu wręcz krzyczały "zjedz nas". Czy miałam jakiś wybór?
Pierwszy kęs.
Czekolada mleczna firmy Lindt ma dość charakterystyczny smak. Jest to bezkresna mleczność, przełamana nutką kakao. Daje to efekt przyjemnej i silnej słodkości, w której jednak czai się mały kakaowy diabełek, lekko dźgający język goryczkowymi widełkami. Dzięki temu czekolada nie jest dziecinnie słodka, jak wszystkim znane kinderki, a raczej wykwintnie słodka, gdzie kakao ma wiele do powiedzenia.
Czekolada rozpuszcza się w umiarkowanym tempie, jest nieco tłusta i tutaj muszę zauważyć, że jedyne użyte tłuszcze to kakaowy i mleczny, więc jest to przyjemna tłustość.
W końcu dochodzi do momentu, gdy w ustach rozlewa się czekoladowy sos. A rozlewa się powoli, jakby nieco ociężale, gdyż jest dość gęsty. Smak ma o wiele wytrawniejszy od czekolady i znacznie bardziej kakaowy, bez wątpienia deserowy wręcz. Lekko drapie w gardle. Kojarzy mi się z czekoladowymi deserami z sosem, podawanymi w drogich restauracjach, z przyciemnionym oświetleniem.
Kostka, kończąc się rozpuszczać, wydaje się bardziej kremowo-proszkowa, w pozytywnym znaczeniu, i znów usta zostają zalane mleczną słodkością.
Drugi kęs, tym razem skupiam się nad tym, co ukryte zostało pod sosem.
Oprócz czekoladowego smaku samej czekolady, wyczułam smak, którego najpierw nie rozpoznałam. Jest on lekki, jakby wręcz napowietrzony (nie w konsystencji, a właśnie w smaku), czekoladowy, w sposób w jaki czekoladowe jest kakao rozpuszczalne. Jeśli o tę warstwę chodzi, jest ona nierównomierna. Momentami grubsza, momentami cieńsza, lecz zawsze kremowa i tak minimalnie, w tej swojej kremowości, proszkowata. Nie umiem tego za dobrze opisać, ale to kojarzy mi się jednoznacznie: trufle czekoladowe (i nie mówię tu o cukierkach, które z truflą nie mają nic wspólnego). Ten smak ukrywa się czasem w czekoladowej otchłani, jednak rozdzielając w ustach kostkę na części, nie da się nie odróżnić go od samej czekolady. Jest od niej delikatniejszy, mniej słodki i bardziej kakaowy, chociaż nie czuć w nim goryczki.
Ta czekolada jest czekoladowa w bardzo szerokim zakresie tego słowa. Mamy tutaj pyszną mleczną czekoladę, kakao, wykwintność sosu i czystą truflę (no, dobra, nie taką najprawdziwszą truflę, ale jak na truflową warstwę w czekoladzie jest świetna). W Lindt Chocolate Cake jest wiele do odkrycia, mimo tak prostego trio (czekolada-czekolada-czekolada), co kompletnie mnie oczarowało.
ocena: 10/10
kupiłam: Tesco
cena: 11.99 zł
kaloryczność: 532 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, cukier inwertowany, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, laktoza, syrop glukozowy, migdały, sorbitol, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, orzechy laskowe, ekstrakt słodowy jęczmienny, wanilina, naturalna wanilia burbońska
-----------
Aktualizacja z dnia: 24.03.2016
Dzisiaj znowu przyszło mi spróbować "tę" czekoladę... dokładniej to jej nową wersję o zmienionej gramaturze, formie i kaloryczności. Forma i kaloryczność? Ktoś tu w proporcjach mieszał, co mi się już na wstępie nie spodobało. Właściwie, bojkotuję zmianę Creation, ale co zrobić, kiedy ktoś uznał, że taka czekolada będzie doskonałym prezentem dla mnie?
Szybko potwierdziły się moje obawy. Sama czekolada była w porządku, jak to mleczny Lindt: słodka, tłusta i bardzo mleczna, ale smaczna. Kiedy jednak ujawniało się nadzienie... tak pięknie i smakowicie jak na zdjęciach już nie było.
Trufla była tłustą grudką o mdłym smaku podjeżdżającym pod niby-mleczne kremy, tylko że o czekoladowym zabarwieniu smakowym.
W sosie czekoladowym kakao odtłuszczone dawało się we znaki.
To odtłuszczone kakao i tłusta trufla w zwiększonej ilości znacznie pogorszyły całość. Nowej wersji nie polecam - nie jest paskudna, ale to bardzo przeciętna czekolada, a poprzednia... była moim ulubionym Lindt'em Creation.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, cukier inwertowany, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, laktoza, syrop glukozowy, migdały, sorbitol, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, orzechy laskowe, ekstrakt słodowy jęczmienny, wanilina, naturalna wanilia burbońska
-----------
Aktualizacja z dnia: 24.03.2016
Dzisiaj znowu przyszło mi spróbować "tę" czekoladę... dokładniej to jej nową wersję o zmienionej gramaturze, formie i kaloryczności. Forma i kaloryczność? Ktoś tu w proporcjach mieszał, co mi się już na wstępie nie spodobało. Właściwie, bojkotuję zmianę Creation, ale co zrobić, kiedy ktoś uznał, że taka czekolada będzie doskonałym prezentem dla mnie?
Szybko potwierdziły się moje obawy. Sama czekolada była w porządku, jak to mleczny Lindt: słodka, tłusta i bardzo mleczna, ale smaczna. Kiedy jednak ujawniało się nadzienie... tak pięknie i smakowicie jak na zdjęciach już nie było.
Trufla była tłustą grudką o mdłym smaku podjeżdżającym pod niby-mleczne kremy, tylko że o czekoladowym zabarwieniu smakowym.
W sosie czekoladowym kakao odtłuszczone dawało się we znaki.
To odtłuszczone kakao i tłusta trufla w zwiększonej ilości znacznie pogorszyły całość. Nowej wersji nie polecam - nie jest paskudna, ale to bardzo przeciętna czekolada, a poprzednia... była moim ulubionym Lindt'em Creation.
ocena: 7/10
kaloryczność: 535 kcal / 100 g
czy znów kupię: takiej nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, bezwodny tłuszcz mleczny, laktoza, cukier inwertowany, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, syrop glukozowy, migdały, stabilizator (sorbitole), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, orzechy laskowe, ekstrakt słodowy jęczmienny, wanilina, naturalna wanilia bourbon
-----------
Aktualizacja z dnia: 30.12.2018
Przy Lindcie Creation Pistachio Delight with Almond Pieces wspomniałam, że gdy tylko zobaczyłam nowe wydanie serii Creation, byłam prawie pewna, że producent zrezygnował z podziału na kostki i zrobił coś a'la nadziewane tabliczki Zottera. Ciekawiło mnie, jak w takiej formie wyjdzie niegdyś jeden z bardziej lubianych smaków Lindta, ale odkryłam, że podział jednak jest, ale... zmiany też. Dotyczące składu, wartości, proporcji (?), stąd aktualizacja. Nowej recenzji nie chciałam dodawać, bo w sumie czekolada niby ta sama.
Mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao z "ciemną czekoladową truflą i sosem czekoladowym"; wersja, która pojawiła się w roku 2018.
Przy rozrywaniu sreberka poczułam intensywny i smakowity zapach słodziutkiej, mocno mlecznej czekolady. W trakcie jedzenia doszła do tego wytrawna, taka truflowo-sosowa nutka kakao.
Czekolada łamała się z łatwością, ale miękką nie można jej w żadnym razie nazwać, mimo niezwykle mazistego, plastycznego sosu wewnątrz, którego naprawdę nie pożałowano. Gruby wierzch lekko trzaskał. Gęsty sos lekko ciągnął się, ale zachował zwartość i nie lepił się denerwująco, a warstwa na dole wydawała się podobna do czekolady.
Kremowa, tłusta i zalepiająca w śmietankowy sposób czekolada powoli wypuszczała spod siebie mazisty, również zalepiający sos. Był gładki, dość śliski, minimalnie oleisty. Było go więcej, niż kremu. Krem na dole również był dość tłusty, ale już zbity. Mimo pewnej kremowości, wydał mi się bardziej pozytywnie pylisty. Wszystko to rozpływało się w jednakowym tempie, środek stawał się miękki i przyjemnie mokry. Mieszało się to i zalepiało usta kremowym bagienkiem. Podoba mi się spójność tej tabliczki.
W smaku czekolada to typowy, a więc smakowity, bardzo słodki i głęboko mleczny Lindt z nutką kakao, z sosem, który ewidentnie smakował tak... wytrawniej kakaowo. Nie wydał mi się co prawda gorzki, ale minimalnie cierpkawy i sugerujący alkohol.
Krem wyszedł bardzo słodko i czekoladowo-kakałkowo. Czuć w nim nasilenie kakao, ale nie ambitną ciemnoczekoladowość. Określiłabym go jako umleczniony i maślany, znacząco waniliowy.
Wraz z sosem kojarzył się trochę z mulistym, tłusto-zakalcowo-mokrym brownie z dużą ilością kakao, ale przesłodzonym. Między te warstwy wkradła się lekka nutka taniości (nawet nie wiem, czy kakao odtłuszczone, mdława mleczność czy co), ale wszystko to w ryzach trzymała czekolada mleczna, z którą stały krem w dużej mierze się zlewał. To ona rządziła i w oczywisty sposób umacniała słodko-mleczny smak. To jednak pasowało.
To taka... mleczna, strasznie słodka maziaja, ale z wytrawniejszymi, kakaowymi ambicjami.
Tłusto-mlecznie, bardzo czekoladowo do zawrotu głowy, z sugestiami wytrawności i alkoholu - o tak, Lindt wrócił na dobrą drogę. Po pogorszeniu jakim była 100gramowa wersja z wysokimi kostkami wypchanymi mdłymi grudkami, tej było o wiele bliżej pierwotnej wersji. Przesłodzenie i nutka taniości wprawdzie mogłyby spadać, ale i tak jestem zadowolona.
czy znów kupię: takiej nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, bezwodny tłuszcz mleczny, laktoza, cukier inwertowany, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, syrop glukozowy, migdały, stabilizator (sorbitole), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, orzechy laskowe, ekstrakt słodowy jęczmienny, wanilina, naturalna wanilia bourbon
-----------
Aktualizacja z dnia: 30.12.2018
Przy Lindcie Creation Pistachio Delight with Almond Pieces wspomniałam, że gdy tylko zobaczyłam nowe wydanie serii Creation, byłam prawie pewna, że producent zrezygnował z podziału na kostki i zrobił coś a'la nadziewane tabliczki Zottera. Ciekawiło mnie, jak w takiej formie wyjdzie niegdyś jeden z bardziej lubianych smaków Lindta, ale odkryłam, że podział jednak jest, ale... zmiany też. Dotyczące składu, wartości, proporcji (?), stąd aktualizacja. Nowej recenzji nie chciałam dodawać, bo w sumie czekolada niby ta sama.
Mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao z "ciemną czekoladową truflą i sosem czekoladowym"; wersja, która pojawiła się w roku 2018.
Przy rozrywaniu sreberka poczułam intensywny i smakowity zapach słodziutkiej, mocno mlecznej czekolady. W trakcie jedzenia doszła do tego wytrawna, taka truflowo-sosowa nutka kakao.
Czekolada łamała się z łatwością, ale miękką nie można jej w żadnym razie nazwać, mimo niezwykle mazistego, plastycznego sosu wewnątrz, którego naprawdę nie pożałowano. Gruby wierzch lekko trzaskał. Gęsty sos lekko ciągnął się, ale zachował zwartość i nie lepił się denerwująco, a warstwa na dole wydawała się podobna do czekolady.
Kremowa, tłusta i zalepiająca w śmietankowy sposób czekolada powoli wypuszczała spod siebie mazisty, również zalepiający sos. Był gładki, dość śliski, minimalnie oleisty. Było go więcej, niż kremu. Krem na dole również był dość tłusty, ale już zbity. Mimo pewnej kremowości, wydał mi się bardziej pozytywnie pylisty. Wszystko to rozpływało się w jednakowym tempie, środek stawał się miękki i przyjemnie mokry. Mieszało się to i zalepiało usta kremowym bagienkiem. Podoba mi się spójność tej tabliczki.
W smaku czekolada to typowy, a więc smakowity, bardzo słodki i głęboko mleczny Lindt z nutką kakao, z sosem, który ewidentnie smakował tak... wytrawniej kakaowo. Nie wydał mi się co prawda gorzki, ale minimalnie cierpkawy i sugerujący alkohol.
Krem wyszedł bardzo słodko i czekoladowo-kakałkowo. Czuć w nim nasilenie kakao, ale nie ambitną ciemnoczekoladowość. Określiłabym go jako umleczniony i maślany, znacząco waniliowy.
Wraz z sosem kojarzył się trochę z mulistym, tłusto-zakalcowo-mokrym brownie z dużą ilością kakao, ale przesłodzonym. Między te warstwy wkradła się lekka nutka taniości (nawet nie wiem, czy kakao odtłuszczone, mdława mleczność czy co), ale wszystko to w ryzach trzymała czekolada mleczna, z którą stały krem w dużej mierze się zlewał. To ona rządziła i w oczywisty sposób umacniała słodko-mleczny smak. To jednak pasowało.
To taka... mleczna, strasznie słodka maziaja, ale z wytrawniejszymi, kakaowymi ambicjami.
Tłusto-mlecznie, bardzo czekoladowo do zawrotu głowy, z sugestiami wytrawności i alkoholu - o tak, Lindt wrócił na dobrą drogę. Po pogorszeniu jakim była 100gramowa wersja z wysokimi kostkami wypchanymi mdłymi grudkami, tej było o wiele bliżej pierwotnej wersji. Przesłodzenie i nutka taniości wprawdzie mogłyby spadać, ale i tak jestem zadowolona.
ocena: 9/10
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak, w promocji
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, bezwodny tłuszcz mleczny, cukier inwertowany, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, laktoza, syrop glukozowy, migdały, stabilizator (sorbitole), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, orzechy laskowe, ekstrakt słodowy jęczmienny, aromat waniliowy, naturalny aromat waniliowy
czy znów kupię: tak, w promocji
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, bezwodny tłuszcz mleczny, cukier inwertowany, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, laktoza, syrop glukozowy, migdały, stabilizator (sorbitole), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, orzechy laskowe, ekstrakt słodowy jęczmienny, aromat waniliowy, naturalny aromat waniliowy
Czekolada była przepyszna! Nic dodać nic ująć.Wszystko wspaniale się komponowało. Ja za swoją tabliczkę zapłaciłam w 16 zł w Piotrze i Pawle ale nie żałuję :P
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zakupiłaś, czy nie kolejne letnie limitki Lindt'a (kiedyś pytałaś się o nie na instagramie) to jak najbardziej możesz kupować mango i marakuję ;) Jest warta spróbowania :)
Mam kupione wszystkie trzy. Mango już zjadłam nawet. ;)
UsuńTrzeba Lindt'owi przyznać, że za co się nie weźmie, wychodzi mu bardzo dobrze.
Prawie jak Wedel, hue hue ]:-)
UsuńUwielbiam te czekolady :) każda tabliczka zachwyca mnie coraz bardziej. Już nie wiem która lepsza. Miejsce tej ulubionej co rusz zajmuje inna wersja smakowa ... pychota
OdpowiedzUsuńMi jeszcze creme brulee została do spróbowania, a i mam w planach ponownie zakupić resztę, żeby wszystkie pojawiły się na blogu. :D
UsuńAle mi narobilas na nia ochote,masakra:D Juz samo opakowanie jest obledne i sprawia ze chce albo Lava cake albo ta czekolade tu i teraz. Az chyba ja dzis kupie!^^
OdpowiedzUsuńJa bym chciała i czekoladę i lava cake! :D
UsuńU mnie nie wywołała entuzjazmu. Była taka MEH. Jedna kostka i starczyło, nie miałam ochoty sięgać po więcej.
OdpowiedzUsuńJa już wiem jak smakuje Lindt! Ja odkrywca :D Wiem też, że chciała bym spróbować więcej ich czekolad! Tej na bank też, opowiadasz o niej jak o cudzie, wygląda pysznie.. No chce się ją jeść :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio dostałam tabliczkę Lindta z solonym karmelem.Masz ją może w swym zbiorze?:)jestem ciekawa czy jest smaczna:)mango i marakuje też mam wszyscy ją zachwycają więc mam nadzieję że mi też posmakuje:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gwiazdeczka*
Miałam... zjedzona i zrecenzowana, ale jeszcze nie wiem, kiedy opublikuję. Teraz powiem tylko tyle, że jest bardzo smaczna. ;)
UsuńNa razie chyba skupię się na czekoladach sezonowych, między innymi mango-marakuja i papaya.
No nie! Mam takie zapasy, a przez tę czekoladę po nocach nie będę spała! D:
OdpowiedzUsuńNa pewno gdy tylko ją zobaczę to kupię. Eh, tylko cena!
U mnie też była nadprogramowym zakupem, ale naprawdę warto! :D
UsuńTakie dni to ma chyba każda kobieta ;) W tedy musi się znaleźć coś mega czekoladowego, bo jak nie to ''z kijem nie podchodź'' :P
OdpowiedzUsuńNie jadłam, ale kusi mnie od momentu, gdy przeczytałam jej recenzję u czoko i Basi, a było to daaaawno :P Ale jak na złość nie mogę jej znaleźć nigdzie w promocji! :/ Za to w mojej bombonierce Lind't jest czekoladka o tym smaku i jest moją ulubioną ze wszystkich :D
Wiesz, że nigdy nie jadłam bombonierki Lindt'a? Żadnej! Kulki Lindor tak, ale tych bombonierek chyba jeszcze nikt obdarowujący mnie prezentami w sklepach nie znalazł, haha.
UsuńA ja jadłam już 2 razy :D Taką :
Usuńhttps://4-mmedia.frisco.pl/id,191947/h,360/w,360/
A teraz mam tą:
http://images.okazje.info.pl/p/delikatesy/9924/lindt-bombonierka-creation-dessert-170g.jpg
Czekoladę mam i mafia mówi, że muszę ją spożyć w tym tygodniu, ew. w następnym, żeby termin nie zbliżył się nadto do końca. Kilka dni przerwy między Twoją recenzją a moją degustacją to wystarczająco dużo, by ochłonąć, więc tekst przeczytałam już dziś. I teraz tak... wszystko brzmi fantastycznie, więc powinnam się cieszyć, ale mając na uwadze nasze zróżnicowane gusty, chyba powinnam ją wypieprzyć do śmieci. Z drugiej strony do jednak Lindt, a on nie może być zły (chyba że mówimy o tabliczce Pistache, łeee). Trzeba mieć nadzieję, nie ma rady.
OdpowiedzUsuńJest nadzieja, bo mimo, że dla mnie ta Pistache nie była aż tak obrzydliwa, to do tych lepszych lindtów na mojej liście też się nie załapała. Whisky nam obu smakowała, to może nie będzie aż tak źle.
UsuńWidzę kostki i już tracę zdolność logicznego myślenia. Idealne! Czekolada-czekolada-czekolada połączenie banalne, a tak przecież smaczne. :-) Ja akurat nie cierpię trufli jednak czuję, że tutaj dobra jakość czekolady jednak sprawiłaby, że zniosłabym nawet to!
OdpowiedzUsuńTo nie są trufle właśnie... tylko taki gładziutko-tlustawy cudny krem, sama nie wiem, czy trufla jest adekwatną nazwą. To jets pyszne i założę się, że by Ci smakowało.
Usuńmmmm.... kusi, kusi :D Ale proszę Cię, 11 zł... xDD Co j biedna zrobię gdy powinnam oszczędzać :)
OdpowiedzUsuńAle prawda prawdą... mnie czasami też nachodzi ochota na coś tak mocno czekoladowego, że nie daję sb z tym uczuciem rady :D
Ta czekolada jest doskonała na takie momenty! ...zjeść ją z czekoladowymi haagenami z sosem czekoladowym... Zaraz się podniecę, ahahaha. xD
UsuńU mnie już za późno xDD
UsuńOj aż nam się zamarzyła taka kosteczka na chwilę zanurzona w gorącej herbacie albo mleku! :D
OdpowiedzUsuńOj kusi ta tabliczka, uwielbiam "czekoladowe czekolady", narobiłaś smaka ^^
OdpowiedzUsuńTeraz przede mną jeszcze ciemna potrójnie czekoladowa. :D
UsuńJa dziś mam dzień czekoladowy! Lind't wzywa :D
OdpowiedzUsuńChyba muszę wybrać się do sklepu, bo teraz będzie za mną chodził dopóki nie zjem!
Jak tylko zobaczyłam kiedyś przekrój tej czekolady w internecie, to poleciałam do sklepu, kupiłam i zjadłam. :D Ta czekolada jest najlepszą reklamą sama w sobie.
UsuńNajbardziej czekoladowo - czekoladowa czekolada świata! Te kostki naprawdę mnie wołają, o mamo *.*
OdpowiedzUsuńTo jeden z najlepszych Lindtów jakie jadłam ostatnimi czasy :). Gdy tylko przypomnę sobie ten wspaniały sos, to... Mmmm :). Takiego Lindta to ja lubię!
OdpowiedzUsuńA masz w planach spróbowanie potrójnie czekoladowego ciemnego Lindt'a? Ja mam nadzieję, że jest równie wspaniały i czekoladowy, jak ten.
UsuńMhmm miałam wyczucie żeby tej grubaski nie brać. :>
OdpowiedzUsuńJa bojkotuję je wszystkie - nie kupię żadnej, choćbym nie wiem co.
Usuń