środa, 15 lipca 2015

A. Morin Panama noir 70 % ciemna z Panamy

Z czekoladami francuskiej manufaktury A. Morin miałam już styczność kilka razy i za każdym razem, po skończeniu czekolady, mogłam powiedzieć z czystym sumieniem, że w pełni mnie usatysfakcjonowała. Co prawda, każdej z próbowanych, brakowało "tego czegoś". Sięgając po tę czekoladę pomyślałam, że pewnie nie będzie specjalnie odmienna od tamtych, bo, w gruncie rzeczy, czekolady bez dodatków rzadko kiedy potrafią mnie w sobie rozkochać, że tak powiem. Uwielbiam je, ale żebym miała za nimi stracić rozum, to raczej nie. Tak więc, mimo wielu nut smakowych, do 10-tki prawie zawsze trochę brakuje. 

Do 100-gramowej czekolady A. Morin Panama noir 70 %, czyli ciemnej z Ameryki Środkowej, z Panamy dokładniej, o zawartości kakao równej 70%, podeszłam z przekonaniem, że to kolejna bardzo dobra czekolada, a więc z ogromną ochotą, ale także z nastawieniem, że czeka mnie coś poniekąd niezbyt "dynamicznego". Czy liczyłam się z tym, że np. może mi kompletnie nie posmakować? Nie, bo z ręką na sercu mówię, że każda czekolada ciemna, z krótkim, dobrym składem, mi smakuje.

Rozerwałam papierek, który przy każdej czekoladzie Morin wygląda tak samo, a mimo to zawsze mnie oczarowuje swoją prostotą. Po prostu uwielbiam stare mapy, albo różnego rodzaju zwoje, pergaminy. Mają swój urok, a ten papierek coś takiego właśnie przypomina pod względem graficznym. 

Gdy wzięłam do rąk tabliczkę, okrytą już tylko sreberkiem, poczułam zapach bardzo ciemnej czekolady z kwaśnymi nutami czerwonych owoców. Obok tego, zaistniał także karmel, więc trochę mnie to zbiło z tropu. Zapach wydał mi się co najmniej intrygujący.

Wydobyłam wreszcie samą tabliczkę i jeszcze bardziej mnie zainteresowała. Była dość ciemna, ale jeszcze nie czarna, bardzo błyszcząca i idealnie gładka, niczym metal szlachetny. Ułamanie rządziku kostek sprawiło mi duży problem: czekolada była bardzo twarda. W końcu udało mi się, przy czym rozległ się bardzo głośny, jakby pusty trzask. Zaczęłam łamać pasek na kostki i wtedy jedna kostka wyskoczyła mi w powietrze i upadła na resztę czekolady z dźwiękiem, który skojarzył mi się z uderzaniem drewnianą pałeczką pustą w środku o drugą, taką samą. Ta czekolada była po prostu... akustyczna! Samo łamanie jej sprawiło mi wiele przyjemności. A przy tym ten silny, ciekawy zapach... zapowiadało się naprawdę ciekawie.

Pierwsza kostka wreszcie wylądowała w ustach. W pierwszym momencie ogarnęło mnie uczucie, że jem coś przypalonego. Gdy tylko ta myśl przemknęła mi przez głowę, poczułam nieśmiałą, karmelową, ale wciąż jakby lekko przypaloną, słodycz. 
Czekolada zaczyna się powoli i gładko, chociaż trochę topornie, rozpuszczać. W sposobie rozpuszczania się było coś gęstego. 
Tak, jak się spodziewałam po jej wyglądzie, nie w niej pylistości, sprawia raczej wrażenie wilgotnej, ale nie jak wilgotne ciasto, a wilgotna po deszczu gleba. 
Momentalnie nadchodzi lekka cierpkość, ale nawet wtedy czekolada zachował pierwotną słodką nutę. W tym momencie było w niej coś, co skojarzyło mi się z zapachem palonych ziaren kawy.
Teraz nie była to jednak delikatna, karmelowa słodycz, a słodycz zniekształcona, niczym w hali luster w wesołym miasteczku, przypalona i "ciemna". To był smak przywodzący na myśl przypaloną, czekoladową polewę, ale taką z naprawdę dobrej czekolady. 

Czekolada przybrała postać bardzo gęstego tworu, dla mnie skojarzyło się to z kaszą manną, lub budyniem, a w kwestii smaku, w mojej głowie zaświtało pytanie: niedojrzałe owoce? Po ułamku sekundy, albo i jeszcze szybciej, przeszło to w bardzo dojrzałe, miejscami czarne, banany. Ah, jak one szybko dojrzewają! To było dość dziwne doświadczenie - to niesamowite przejście, aż miałam dziwne uczucie: "jakim cudem zdążyłam tę nutę wyłapać?". Bananowa słodycz potrwała już dłużej, jednak także dość szybko, przeszła, albo tylko wmieszała się, w coś innego. Gorzkawy posmak trochę się nasilił i smak wydał mi się bliźniaczo podobny do czegoś, co jadłam ledwie kilka dni temu... Co to było? Przypalone kakaowe gofry. Popijałam je wtedy mocną kawą, żeby zabić ten posmak spalenizny. Właśnie to wspomnienie przywołała ta czekolada. 
Przy kolejnych kostkach wyczułam bardzo delikatny posmak świeżych, ale leciutko kwaskowatych owoców, było to jednak jakby chciały, ale nie mogły - kwaskowatość w końcu nigdy nie nadeszła, ale wisiała nad wszystkim, niczym burza, wisząca w powietrzy w duszny, upalny dzień. 
Nie, żadnego kwasku tu się nie doczekałam, ku mojej uciesze, bo niezbyt by to pasowało do karmelowo-palonych nut. 
Za to goryczka pod koniec stała się silniejsza. Była jakby ostatnią literą, zamykającą alfabet. Na końcówce pokazała w pełni swoją stanowczość, ale mimo to czekolada nie była całkiem gorzka. 
Pod koniec w ustach pozostawiła po sobie lekko ściągającą pamiątkę, pozostającą przez krótki czas, po rozpuszczeniu się ostatniego kawałka. 

Muszę powiedzieć, że mimo, iż czekolada nie jest całkiem gorzka, a z gorzkawą nutą i w dodatku karmelowo-słodka, to na pewno nie należy do tych z gatunku delikatnych. Ma charakterek, objawiający się w postaci odrobinę przypalonego posmaku, co czyni ją naprawdę ciekawą i... po prostu przepyszną.


ocena: 10/10
kupiłam: zamówiłam przez e-mail
cena: 20 zł
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: zrobiłabym to z ogromną ochotą

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna

14 komentarzy:

  1. Dobry boże, ile smaków można wyczuć w dobrej jakościowo czekoladzie bez dodatków. Sama nie wiem czy ja bym to wszystko wyczuła..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że wyczułabyś! Ta czekolada jest bardzo czytelna i wyrazista.

      Usuń
  2. Lubię czekolady 70% bo są zarówno lekko gorzkie ale i słodkie. Ta z pewnością by mi posmakowała :) Skoro dałaś jej tak wysoką ocenę to musi być niesamowita :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 70 % są dobre na dni, w których człowiek sam nie wie, czego chce. :D

      Usuń
  3. Ani opakowanie, ani smaki nie są "moje". Nie kusi mnie, nie pociąga nic a nic. Dla mnie? Jakaś taka perfidna ta czekolada jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. pyszna... gorzka... aż trudno uwierzyć w ten oksymoron xDD ( dla mnie rzecz jasna ;)) choć w połączeniu z naprawdę słodkimi słodyczami ją polubiłam... Ale niestety obawiam się, że ta czekolada mogłaby być ciut dla mnie za mocna... pozostanę przy sztucznych, tłustych białych czekoladach xDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda na zwykłą, ale i z Twojej, i z Basi recenzji wynika, że zwykła nie jest. Może kiedyś się przekonam. Póki co czeka na mnie w domu kilka "lepszych" czekolad, ale że inne terminy mnie gonią, to zostawiam je na po wakacjach/koniec roku/początek przyszłego. Uch,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta czekolada powinna dostać jakąś nagrodę dla najbardziej niepozornej czekolady roku, czy coś!

      Usuń
  6. Niby czekolada bez niczego, a ma w sobie więcej smaków niż niejedna wypełniona dodatkami po same brzegi. Chętnie bym spróbowała, bo te kostki prezentują się bajecznie... już sobie wyobrażam taką cudowną goryczkę kakao mmm... Chyba się przerzucę na ciemne! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam porównywać nasze wrażenia! :) Czuję się, jakbyśmy degustowały te czekolady razem. Panama bardzo przypadła mi do gustu, te banany i budyń były przegenialne! Nie mówiąc już o akustyce tej czekolady :D W naszych recenzjach świetnie widać to, że odczucia odnośnie takich czekolad są bardzo subiektywne, ale podstawowe i dominujące nuty można zidentyfikować tak samo.

    A u mnie kolejny Morin jutro :). Pisząc recenzję na jutro zastanawiałam się, kiedy u Ciebie pojawi się znów Morin. Doczekałam się :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedna tabliczka niepozornie wyglądająca a feria smaków z niej po prostu wypływa :) Ciekawe czy byłybyśmy wstanie wyłapać choć parę podobnych doznań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że byłybyście, bo niektóre nuty są bardzo wyraźne. ;)

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.