sobota, 11 lipca 2015

Zotter HimbeerBlut / RaspberryBlood ciemna z krwią, malinami i galaretką z derenia jadalnego

Ci, którzy jakiś czas już goszczą na moim blogu, na pewno wiedzą o mojej słabości do wyszukanych smaków. "Im dziwniej, tym lepiej", czyli krótko mówiąc, jeśli tylko znajdę coś odbiegającego od powszechnie uznanych norm - kupuję. 
Na dzisiaj omawiany produkt czaiłam się już od dawna, ale kiedy przejeżdżając przez Warszawę wstąpiłam do LeChocolat i zobaczyłam to czarno-czerwono-białe, proste i przyciągające wzrok opakowanie, wiedziałam już, bez czego po prostu nie wyjdę ze sklepu.

Zotter HimbeerBlut, albo bardziej znana jako RaspberryBlood, to czekolada ciemna (70 % zawartości masy kakaowej) z malinowo-krwistym ganache (30%) i galaretką z derenia jadalnego (22%).
Na wstępie pozwolę sobie wyjaśnić parę rzeczy: ganache to nic innego, jak bardzo delikatny krem; dereń jadalny jest ziołem leczniczym o ogromnych właściwościach, stosowanym także jako przyprawa i skądinąd pod tym względem podobnym do krwawnika pospolitego; a krew z tej czekolady pochodzi od (z?) zwierząt z Edible Zoo. Stanowi ona tylko 2 % całości, tak jak suszone maliny zresztą. Puree z derenia to już całe 8 %. 
Skoro teorię mamy omówioną, czas przejść do samej czekolady.


Już w momencie, w którym wyjęłam czekoladę z papierka i chciałam odwinąć ten pozłacany, doszedł do mnie interesujący kakaowo-ziołowy zapach. Gdy zobaczyłam ciemnawą (pierwsze zdjęcia; dwa kolejne są trochę prześwietlone), grubą tabliczkę, tylko się zaostrzył. Kakaowy zapach? Jak to w czekoladach Zottera - smakowity. A ta ziołowa nuta? Było w tym coś, co jednoznacznie skojarzyło mi się z apteką, co mogłyby być negatywne, gdyby nie to, że z czekoladowym aromatem jakoś dziwnie to współgrało...

Połamałam tabliczkę, czemu towarzyszyło przyjemne trzaskanie i dokładnie obejrzałam przekrój, żeby następnie, skrupulatnie, jedno po drugim spróbować.
Zaczęłam od naprawdę solidnej warstwy czekolady. Od pierwszej chwili, gdy jej kawałek znalazł się w moich ustach, dostrzegłam w niej głębię. Tak, jakbym patrzyła w czekoladową studnię bez dna, a potem, gdy uwolnił się jej pełny smak, zaczęłam się w tę studnię zapadać. Odrobina gorzkawego, ziołowego posmaku uderzyła na samym początku; później ta lekka cierpkość została zdominowana przez jeszcze silniejszą cierpkość... tą kakaową. Dosadny smak kakaowy nie miał w sobie nic kwaśnego, był czysto gorzkawy do momentu, gdy pojawiła się subtelna słodycz. Ziołowość zniknęła, a przez parę sekund dane mi było delektować się przepyszną, ciemną czekoladą, która przybrała postać spokojnej i delikatnej, niczym najedzona lwica, która jeszcze jakiś czas temu była żądna krwi.

Skoro już o krwi mowa... Pod czekoladą znajduje się jasnobrązowe ganache, otaczające galaretkę. Kolor przypominał mi raczej mleczna czekoladę, a konsystencja... czekoladowy krem do smarowania. Czy smak skojarzy mi się z czymś znanym? 
Pierwszy kontakt z kubkami smakowymi wywołał alarm: cierpkość, słodycz, metaliczność. Te określenia przyszły do mojej głowy, zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć. Następnie, zaczęłam wszystko powoli rozdzielać. Słodycz - bardzo silna z owocowymi nutami. Malina? Chyba tak, nie był to jednak wyrazisty i soczysty smak. W pewnym momencie natrafiłam na coś, co zidentyfikowałam jako pestki, ale przy nich rozszedł się smak z odrobiną dziwacznej ostrości... kminek?! Były one bardzo drobne i twardawe. Krem miał w sobie wiele z mlecznej czekolady, ale znalazło się też miejsce dla... leciutkiej migdałowej nuty. Była ona bardzo ulotna, bo wraz z rozpuszczaniem się maślano-tłustawego nadzienia zaczął rozprzestrzeniać się smak metaliczny i dziwnie stonowany. Znacie uczucie, gdy poczujecie smak krwi z np. rozciętej wargi? To było właśnie to, tylko o wiele, wiele słabsze.

Na sam koniec wzięłam się za cienką warstwę czerwonej galaretki, z racji tego, że za galaretkami po prostu nie przepadam. Była słodka i to bardzo, w sposób... jakby sztucznawy z nutami kwaśno-jabłkowymi. Przez moment wydało mi się, że czuję truskawkę. Potem nadszedł silny ziołowy (choć wciąż galaretkowy) posmak.

Połączenie tego wszystkiego było równie ciekawe, jak warstwy pooddzielane. Cierpkość "apteki" i kakao, przechodząca w stonowaną słodycz, która była mimo wszystko trochę przytemperowana. Przy drugim kęsie, czekolada jest wzmocniona o ziołowy posmak (coś jakby... piołun?!) z odrobiną korzennej wręcz pikanterii (dosłownie odrobiną), a wtedy nadciąga także pewna soczystość i silna słodycz, w akompaniamencie kwaśnego jabłka i cytrynki. Cały czas w siłę rośnie także "krwistość", która nie odpuszcza, nawet gdy w ustach zostaje już tylko odrobinka ganache i czekolady. 
Posmak ten zostaje potem jeszcze przez jakiś czas.

Wyszedł mi strasznie długi wpis, więc podsumuję to tak: nigdy takiej czekolady nie jadłam, dzięki czemu wydaje mi się o tyle lepsza od innych, że po prostu ciekawsza. Całkiem smaczna, ale jako ciekawostka, a nie jako tabliczka, którą chętnie jadłoby się na przykład codziennie do kawy. Zotter świetnie lawiruje tu między przepysznością, a obrzydliwością; chociaż minimalny błąd przy którejś z części tej czekolady, mógłby wszystko zniszczyć.
Wampirze kły mi jeszcze nie wyrosły, więc nie taka krew straszna, jak to często przedstawiają.


ocena: 8/10
kupiłam: LeChocolat
cena: 18 zł (za 70 g)
kaloryczność: 437 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, puree z derenia jadalnego (8%), syrop glukozowo-fruktozowy, mleko, migdały, suszone maliny (2%), krew (2%), masło, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat cytrynowy, jabłkowy ocet balsamiczny, pektyna jabłkowa, koncentrat z jeżyn, lecytyna sojowa, sól, proszek cytrynowy (cytryny, skrobia kukurydziana), kminek, wanilia, olejek tymiankowy

27 komentarzy:

  1. Bardzo mnie intryguje, ale nigdy bym nie spróbowała... Mam rozumieć, że tak jest krew zwierząt? Przykro mi, ale nie potrafiłabym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. A z ciekawości... jesz mięso?

      Usuń
    2. A jest jakaś inna krew niż krew zwierząt? :P

      Usuń
    3. No właśnie nie jem :P A Ty? Miałeś jakieś sprzeczne uczucia jedząc tą czekoladę? :)

      Usuń
    4. Ja... hm, biorąc pod uwagę, że jestem nałogowym zjadaczem mięsa i ciekawi mnie smak ludzkiego mięso (rzekomo jest słodkie), to niespecjalnie. ;P

      Usuń
  2. Wygląda jak z horroru :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm...ciekawe czy spróbowałabyś czekolady z robakami, albo tych sławnych lizaków :D
    Co do czekolady, fajnie wygląda, ale ja raczej na ten smak bym się nie zdecydowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekoladę bym spróbowała, w zasadzie... nawet samego robaka mogłabym. Lizaki? Nie tknę, po nie cierpię ich.. to znaczy, obrzydzają mnie same "cukierki na patykach". :P

      Usuń
  4. Krwawnik!? Piję codziennie! Jest genialny na anemie i krwawienia ;) I jeszcze taka dobroczynna czekolada? Och... urzekłą mnie, ale wiem kogo jeszcze kupi sobie tymi malinami... nasze pandusie, jestem ciekawa ich opinii :D Ale jeśli ma taki posmak krwi... intryguje mnie... a kaszankę lubię xDDD ( przepraszam tych, którzy przeocznie przeczytają mój komentarz :D) Jeśli się skuszę na Zottera w końcu to chyba na ten smak ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie ktoś, kto nie czuje w stosunku tej czekolady obrzydzenia! :D Mm, kaszankę zjadłoby się, oj zjadło!
      A krwawnik muszę sobie kiedyś zaparzyć, bo ciekawi mnie jego czysty smak.

      Usuń
  5. Niee, ona ani nie wygląda, ani z opisu nie jest dobra. W ogóle całe życie kochałam kaszankę i jak był grill, nigdy nie brałam kiełbasy ani karkówki. Do czasu, aż się dowiedziałam, że w kaszance jest krew. Teraz w sumie bym zjadła, bo wątróbki też nigdy dokładnie nie doczyszczam, ale w czekoladzie... na dodatek z malinami... Takie dziwactwa pozostawiam Tobie. I Basi, rzecz jasna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, nie potrafię powiedzieć, że bym jej z pewnością wzięła, ale też nie mogę powiedzieć, że zwiałabym na jej widok. To jest jedna z tych czekolad nad którymi kiwam się w sklepie, biorę-odkładam-biorę-odkładam i sama nie wiem co zrobić Trochę intryguje, ale też trochę przeraża metalicznością i ziołowością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubisz ziołowatości?
      Ta metaliczność może i działała trochę na niekorzyść, ale ziołowatość w końcu zaczęła mi odpowiadać, jednak to chyba jedno z tych połączeń (zioła i czekolada), które nie każdemu smakują, jak np. mięta&czekolada.

      Usuń
  7. Jako ciekawostka i spróbowanie czegoś nowego jak najbardziej ale jest tu wiele rzeczy, które chyba by mi raczej nie pasowały. Zapachu ,,aptecznego" czy ,,szpitalnego" nie cierpię... to jest chyba jeden z top top moich znienawidzonych zapachów więc już tutaj trochę skreślam tą czekoladę. Malina jak najbardziej ale galaretek też nie znoszę więc tu mogłoby być słabo... sama czekolada jednak zachęca, bo wierzę, że skoro to Zotter to kakao jest znacznie wyczuwalne i to jedynie mnie przekonuje. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam coś takiego, że zapach apteki to jeszcze, jeszcze, ale szpitala? Nie cierpię!
      A co do galaretek... jak czekolada się rozpuszczała, to ona zmieniała się w trochę... ja wiem? taki trochę-sok, więc jak na galaretkę jest niezła.

      Usuń
  8. Mam ją i nie mogę się doczekać, aż przyjdzie na nią kolej (stworzylam degustacyjna liste i nie chce robić odstepstw w kolejce). Też kocham takie ekstremalne połączenia w czekoladach. Cieszę się, że znalazłam bratnia duszę w blogosferze w tej kwestii :). Bardzo mi sie podoba idea Zottera, dla której stworzył tą czekolade...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam napisać (o właśnie idei stworzenia tej tabliczki), a i tak wyszedł mi długi post.
      Czekam z niecierpliwością na Twoją opinię o niej. ;D

      Usuń
  9. Intrygujące, jednak nie dla mnie..;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podziwiamy, że bez problemu mogłaś ją zjeść :) My chyba byśmy dobre pół godziny nad nią przesiedziały i zastanawiały się, która pierwsza spróbuje xD No nadal nie wiemy czy kiedykolwiek zechcemy ją kupić :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Chciałabym spróbować Zottera, ale ta cena *.* Jak dla mnie zdecydowanie za dużo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie cena jest w porządku (Galeria Słodyczy - 16-17 zł), bo w końcu to ręcznie robione czekolady o naprawdę bardzo dobry składzie.

      Usuń
  12. dość dziwna ta czekolada, ale w sumie to bym spróbowała

    OdpowiedzUsuń
  13. Czekolada z krwawnikiem? Wow, naprawdę oryginalnie! I chociaż cena przeraża, to sam kolor wnętrza i pomysł kusi zakupem...

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow! Niesamowite połączenie ;) Chętnie bym spróbowała ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czekolada z krwią?? O matko :o pewnie jakbym nie wiedziała, że tam jest krew, to bym zjadla, ale taka świadomość mnie odrzuca (tak samo mam z kaszanką - lubie jej smak, ale jednak wiem z czego się ją robi, i jakoś tak nieswojo się czuję, gdy ją jem). Ciekawe, czy kiedyś pojawi się więcej krwawych czekolad z innych marek :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpię, bo to jednak dość kontrowersyjne, a jeszcze biorąc pod uwagę modę na wegetarianizm itp. U Zottera to też nie nowość (patrz na datę recenzji).

      Swoją drogą, jakiś czas temu próbowałam Zotter Choco Shot i też z krwią i to to już mnie odrzucało. Recenzja za jakiś czas.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.