niedziela, 5 lipca 2015

Lindt Hello, My name is Caramel Brownie mleczna z karmelem, kremem brownie i kawałkami ciemnego ciasta

Przy zakupie tego czekoladowego batonika moje wnętrze lało łzy z rozpaczy. Tak bardzo chciałam pełnowymiarową, 100-gramową tabliczkę... Czekoladę mleczną Lindt'a w końcu kocham, bardzo czekoladowe ciasto brownie uwielbiam i już dawno znalazło się ono na mojej liście najlepszych ciast na świecie, a karmel... karmel to już poezja sama w sobie. Dostać to wszystko w jednej czekoladzie to jak wygrać główną nagrodę na loterii... trzy razy.
Tak czy inaczej, cieszyłam się, że chociaż 39-gramowe maleństwo udało mi się w końcu dorwać (no dobra, już je kiedyś jadłam, ale w biegu, więc nie miałam okazji się podelektować). 

Lindt Hello, My Name is Caramel Brownie to czekolada mleczna z nadzieniem a'la ciasto brownie, karmelem i kawałkami ciasta czekoladowego. Też lubicie okruszki ciasta? To możecie zacząć ostrzyć zęby, tak jak ja, gdy podczas rozgrywania opakowania, dobiegł mnie zapach... cudny, bardzo słodko-mleczny. Co prawda, nie przebijała się sugestia kakao, jak przeważnie w lindt'owskich czekoladach, ale nuty, która ukoronowałaby samą czekoladę nie zabrakło. Tym razem był to po prostu karmel. Czysty, niczym niezachwiany karmelowy zapach.


Coś, co tak pachnie, nie może być złe, prawda? A w dodatku kostki, z uroczym grawerem każda. Niby wolę wielkie kwadraty, które można przegryźć na pół, obejrzeć, ale te serduszka, usta i napisy i tak mi się bardzo podobają.
Po połamaniu batonikowej czekolady spostrzegłam, jak mało jest karmelu w stosunku do reszty. Nie wylewał się ze wszystkich stron, ale był raczej płynny. Dopiero po przegryzieniu kostki na pół robił pokazywał swoją ciągnąco-klejącą stronę.
Kremu brownie było o wiele więcej, a kolorem zlewał się z samą czekoladą. 
Jakby nie patrzeć, przekrój prezentuje się elegancko, więc pierwsza kostka z pewną czcią powędrowała do ust. 

Z początku sama czekolada zaczęła się rozpuszczać. Była delikatna, kremowo-gładka, jednak w smaku wcale już do takich lekkich nie należała. Bardzo słodka, wyraziście mleczna z silną nutą goryczki kakao. To nie kolejny słodki ulepek, a czekolada mleczna z charakterkiem. Uwielbiam dobrze wyczuwalne kakao w czekoladach Lindt'a. To jest po prostu jakość pierwsza klasa! 
W końcu warstwa czekolady, mimo, że dość gruba, pękła. To był debiut karmelu. Jego smak wyciekł wraz z nim, lecz mimo tej znikomej ilości (13%), było go czuć bardzo, bardzo dobrze. Przynajmniej przez pewną chwilę. Maślany, odrobinę tłustawy. Pod tym względem naprawdę dobry. Oprócz tego, obok smaku świeżego masełka, stała słodycz. Silna i piorunująca. Teraz już wiedziałam, że to jednak dobrze, że karmelu nie ma więcej.

Słodycz została jednak za chwilę sprowadzona do poziomu, za sprawą warstwy zbitej, czyli kremu brownie. Ten był lekko tłustawy i raczej gładki. W smaku nie różnił się specjalnie od samej czekolady, oprócz tego, że był od niej delikatniejszy i nieco bardziej kakaowy, ale także dość słodki. 
Tej części nadzienia było sporo (28%) i znikała powoli, pieszcząc swoją słodkością przemieszaną z lekką cierpkością. W końcu krem brownie zaczął odsłaniać kawałeczki "ciemnego ciasta", czyli właśnie brownie. 
W mojej pamięci brownie widnieje zawsze jako miękkie ciasto, z wierzchu przypieczone trochę na chrupko, w środku z lekkim zakalcem. A co za okruszki znalazły się w tej czekoladzie? 
Twarde. Twarde i suche kawałeczki. Ta ich suchość, prawie ostrość, mi przeszkadza. Trochę mija się to z moimi wyobrażeniami o brownie, jednak mogę na to przymknąć nieco oko. W smaku są bardzo kakaowe, z silną goryczką i lekkim posmakiem bardzo długo pieczonych ciastek, czyli takim lekko przypalonym, może nieco słonym.
Jest ich malutko, wielkością także nie grzeszą i co jakiś czas przyjemnie jest je chrupnąć. Takie "urozmaicenie", żeby za gładko i kremowo nie było.

Niby było smacznie, bez większych wad, ale... oczekiwałam znacznie więcej. Karmel mógłby być bardziej słono-palony, a okruszki ciasta mogłyby być wilgotne i przyjemniejsze dla podniebienia oraz języka. Rozczarowanie, owszem, jest, ale muszę przyznać, że wciąć jest to bardzo smaczna czekolada. Może nie aż tak rewelacyjna, jak ją zapamiętałam, ale naprawdę na wysokim poziomie.


ocena: 8/10
kupiłam: sklep firmowy Lindt
cena: 4.69 zł (za 39 g)
kaloryczność: 549 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, syrop glukozowy, orzechy laskowe, tłuszcz mleczny, tłuszcz roślinny, śmietanka w proszku, mleko skondensowane, mąka pszenna, dekstroza, laktoza, lecytyna sojowa, lecytyna słonecznikowa, kakao w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, sól, naturalne aromaty, ekstrakt słodowy jęczmienny, wanilina, węglan amonu, wodorowęglan amonu, węglan potasu, wanilia

26 komentarzy:

  1. Miałam tak samo. Niby dobra, niby wręcz bardzo smaczna, ale czegoś w niej brakowała i rozczarowała. Crunchy nougat jest moim zdaniem smaczniejsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie próbowałam, ale mam nadzieję, że też mi bardziej posmakuje.

      Usuń
  2. Na samą myśl o nim mam gęsią skórkę (przyjemną!) i ślinotok...bardzo mi smakował, ale nugatowy go pobił. Słodyczy mu nie żałowali, idealnie pasowałaby tu ciemna, perfekcyjna Lindt 70% <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie mogę się doczekać chwili, kiedy otworzę ten nugatowy! :D

      Usuń
  3. Ja najbardziej lubię te batoniki Lindt kokosowo-ananasowe w białej czekoladzie:) w sam raz na lato:) pozdrawiam i czekam na kolejne smaczne recenzje:* i dzięki za informacje o tym sklepie z winem we Wrocku gdzie mogę kupić Zottera bo już wiem gdzie on jest i jak się okazało jest obok mieszkania mojej ciotki:) na pewno się tam wybiorę i coś kupię,:*
    Pozdrawiam Gwiazdeczka*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kokosowo-ananasowego Lindt'a mam w wersji 100-gramowej, ale nie wiem, kiedy otworzę, bo ma bardzo długą datę.
      To cieszę się, że będziesz miała możliwość zaopatrzyć się w Zottery. :D

      Usuń
    2. A zdradzicie jeszcze mi gdzie ten sklep? Może bym się na jakiegoś Zottera skusiła gdybym stacjonarnie dorwała.

      Usuń
  4. http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2013/01/lindt-caramel-brownie-mleczna.html Dwa i pół roku temu ta seria Nice To Sweet You w 100-gramowych tabliczkach totalnie mnie zachwyciła, cała. Jakże ja się cieszyłam na ten prezent! Tak, jak teraz na paczkę z Zotterami ;). Caramel Brownie również wspominam bardzo dobrze. Myślę sobie, że gdyby kawałki ciasta były mniej chrupkie, zupełnie przepadłyby w nadzieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe jest to, co napisałaś, jednak moje wyobrażenie o tej serii było, że wszystko w tym jest takie przyjemnie delikatne. Dla mnie i sam diabeł nie dogodzi. xD

      Usuń
  5. Mój pierwszy Hello :) Później, już na bloga, zjadłam go ponownie, wraz z całą serią. Za pierwszym razem wydał mi się rewelacyjny, za drugim, bo w porównaniu z innymi, zwykły. Nadal dobry, ale na pewno nie najlepszy. Pierwsze miejsce ma u mnie Cookies & Cream (nie czułam ostrości ciastek) i Crunchy Nougat, jak u czoko. Potem ten. Sernik... jak to sernik. Tylko czekolada była bez zarzutu ;)
    http://livingonmyown.pl/2014/11/27/and-lindt-said-to-me-hello-my-name-is-2/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś czuję, że ten z nugatem musi być rewelacyjny! Niedługo (może jeszcze nawet w tym roku!), sama się przekonam.

      Usuń
  6. Och, brzmi to wszystko niesamowicie kusząco. Już gdzieś kiedyś widziałam te patyczko-kikutki i byłam oczarowana.. Takie maluchy :)

    Brownie to zdecydowanie mój smak, wszelkie czekoladowe twory są przeze mnie "lepiej uważane". Do tego karmel.. Cudo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze względu na wielkość użyłabym słowa "cudeńko" - jak dla mnie doskonale podsumowuje te maleństwa. :P

      Usuń
  7. jadłam ten i jakiś inny smak... chyba tiramisu ale nie pamiętam :) smaczne były... poza tym jak ma się parcie na czekoladę tak jak ja... robiłam brownie dwa razy w życiu i więcej nie zrobię... bo opanowuje się dopiero w połowie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam o smaku tiramisu z serii "Hello". :P

      Brownie wolę nie robić, bo nie wiem, czy by się chociaż na połowie skończyło, haha.

      Usuń
  8. Wygląda zachęcająco,nie próbowalam ale skuszę się;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wygląda pysznie, sama nazwa "carmel brownie" robi dobre wrażenie ;)
    http://przygody-mileny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, połączenie tych słów po prostu zawsze wychodzi pysznie.

      Usuń
  10. wygląda pysznie, lecz chyba żaden słodycz nie odwzorowuje niebiańskiego brownie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, brownie to brownie, alee... taka czekolada też pyszna!

      Usuń
  11. Czekolada bardzo fajna - w końcu to Lindt, jak mogłoby być inaczej? Jednak nadzienie mnie nie powaliło szczerze mówiąc. To już wersja nugatowa i ciastko smakowała mi znacznie bardziej! Tego nawet chyba nie zjadłam do końca, tylko dwie kosteczki. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już który raz czytam o tej nugatowej... Wygląda na to, że tylko ja jej jeszcze nie próbowałam! (Ale czeka sobie w szufladzie.)

      Usuń
  12. Czekolada w taką pogodę to chyba najgorszy wybór na świecie haha. Chociaż ja i tak ciągle wcinam gorzką. Co do batonika - dużo w niego nawpychali :D Ale za takie połączenie smaków zapłaciłabym każdą cenę ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w pokoju przyjemny chłód, więc nie taki zły wybór. :3

      Usuń
  13. Przydałaby się taka promocyjka na te miniaturki to na pewno po jakąś byśmy sięgnęły a tak to raczej sobie odpuścimy :)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.