Jakiś czas temu trzymałam w rękach lindt'owskie nowości, przy firmowym stoisku Lindt'a w złotych Tarasach. Nie mogłam zdecydować się na jakiś jeden konkretny smak, ale w końcu stwierdziłam, że jagody acai smakują pewnie w jakimś stopniu jagodowo i ten właśnie smak kupiłam. Później jednak, czytając komentarze o nowych smakach, wyłapałam że chyba jeszcze nikt ich nie próbował, a przynajmniej nie ma recenzji tych smaków. Dlatego wydały mi się tajemnicze, a co za tym idzie, od razu o wiele bardziej interesujące. Nie na tyle, żeby samej kupić, ale na tyle, żeby pomęczyć nimi tatę, do którego przyjechałam na początku lipca.
Nie musiałam długo czekać na to, żeby kupił oba pozostałe smaki.
Lindt Exotische Fruchte Papaya, czyli czekolada mleczna z nadzieniem z papai i kremem mlecznym, poszła pod lupę jako pierwsza, dlatego, że... sama nie wiem, zobaczyłam w składzie 3%papai i 1% koncentratu z niej, czyli owoców było więcej, niż w wariancie z mango.
Papaje jadłam góra dwa razy w życiu i pamiętam, że była ona słodko-mdła, ale może trafiłam na niedojrzałą, czy coś. Smakowała mi w zasadzie, ale chyba nie ma owocu, który by mi nie smakował.
Kiedy otworzyłam zgrabne opakowanie, utrzymane w wakacyjno-egzotycznych klimatach i słonecznych barwach, i wzięłam się za sreberko, poczułam bardzo smakowity zapach. Była to niewątpliwie mleczna czekolada, taka z kakaową nutką i ogromną ilością świeżego mleka. Był to zapach podobny do kinderek, albo raczej zapach starszego, dostojniejszego ich brata.
Połamałam podłużną tabliczkę na kostki (zdjęcie jednej zadebiutowało nawet na instagramie) i przegryzłam na pół, by przyjrzeć się przekrojowi. Oczywiście: gruba warstwa czekolady, sporo białego nadzienia i trochę ciemnożółtego nadzienia płynnego z papai. Zauważyłam przy tym, że czekolada jest dość miękka, nieprzesadnie, ale wiadomo - trzasków tu nie znajdziecie.
Gdy czekolada zaczyna się rozpuszczać, to już wiemy, z czym mamy do czynienia. Krótko mówiąc: lindt'owska jakość, a trochę dłużej - doskonała, kremowa i bardzo słodka czekolada, z wyrazistą i silną mlecznością, a także z solidnie wyczuwalnym kakao.
W końcu kostka "załamuje się", a bokami wypływa nadzienie, wraz z owocowym, dość orzeźwiającym, smakiem. Uświadczymy tutaj silną słodycz, ale i równie silny kwaskowaty posmak. Nie jest to nic sztucznego i obrzydliwego, a wciąż przyjemna kwaskowatość owoców. Z początku jakby nuta dojrzałej pomarańczy, a potem, to na co liczyłam, czyli właśnie papaja. Jeszcze w sklepie byłam pełna obaw, że ten smak będzie przytłumiony, ale wręcz przeciwnie, wydał mi się wzmocniony. Ten egzotyczny owoc, a raczej jego smak, był podbijany przez cukier i cytrynowy posmak. Wypadło to bardzo pozytywnie, bo z tego co pamiętam, papaja (którą ja jadłam przynajmniej) była bardziej nijaka. Tej części nadzienia nie jest zbyt dużo, więc w końcu tropikalny smak zanika, a nasila się mleczność. Połączenie tego skojarzyło mi się z mleczno-owocowymi koktajlami, które schładzają równie dobrze jak lody.
Mleczny smak wydaje się być mlekiem, zamkniętym w kostce, właśnie mlekiem, a na pewno nie śmietanką. Ta warstwa jest gruba i kremowa, tłustawa, przy czym zaczęłam się trochę zastanawiać, czy nie zbyt tłustawa. Pojawiło się tu coś, co zidentyfikowałam jako mikroskopijne kropeczki, jednak ich pochodzenia dalej nie znam i wolę nie znać (mleko w proszku?).Trzeba brać namiar, że krem mleczny jest straszliwie słodki i nie ma tu już owocowego kwasku.
W końcu mleko z nadzienia łączy się z charakterną czekoladą, również bardzo słodką, ale ze smakiem podbijanym przez wcale niemałą dawkę kakao.
Całość odebrałam jako smaczną, w końcu wiadomo, to Lindt. Wydała mi się bardzo słodka, na tyle, że cała tabliczka byłaby chyba nie do zjedzenia na raz (nie wiem, nie próbowałam zjeść całej), pod koniec którejś tam kostki z kolei czułam się nieco zasłodzona i słodycz wydała mi się wręcz odrobinę muląca. Owocowy smak jest dość orzeźwiający i przyjemny, ale papaję wolałabym chyba w nieco innej formie, niż to płynne nadzienie. Mimo to, warta spróbowania.
ocena: 8/10
kupiłam: dostałam (ale tata kupił chyba w Carrefour)
cena:
kaloryczność: 507 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku (15%), cukier inwertowany, miazga kakaowa, papaja (3%), odtłuszczone mleko w proszku (3%), olej palmowy, koncentrat soku z papai (1%), syrop glukozowy, koncentrat soku cytrynowego, lecytyna sojowa, laktoza, naturalne aromaty, pektyny (substancja zagęszczająca), wanilina
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku (15%), cukier inwertowany, miazga kakaowa, papaja (3%), odtłuszczone mleko w proszku (3%), olej palmowy, koncentrat soku z papai (1%), syrop glukozowy, koncentrat soku cytrynowego, lecytyna sojowa, laktoza, naturalne aromaty, pektyny (substancja zagęszczająca), wanilina
Bardzo ciekawi mnie ta papajowa wersja zwłaszcza, że dotąd jadłam papaję chyba tylko kandyzowaną. Być może w ten weekend stanę się posiadaczką tej serii. Bardzo słodkie? Super, w takim razie będzie idealna w góry :D.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie zazdroszczę wyjazdu do USA! Szczególnie tej Alaski! Luknij sobie na ten post, może coś pomoże: http://ultimatechocolateblog.blogspot.com/2015/07/list-of-specialty-retailers-of-craft.html?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+TheUltimateChocolateBlog+%28The+Ultimate+Chocolate+Blog%29
W terenie może być trochę kiepsko, ze względu na płynne nadzienie,ale rzeczywiście, to kop energii. ;)
UsuńA za link dziękuję, na pewno coś sobie wybiorę.
Swoją drogą, słyszałam, że na Alasce mają czekolady z wędzonym łososiem... jestem ciekawa, w jakiej on jest formie. Tak, czy inaczej, będę na nią polować!
Bardzo ciekawe smaki, czuć lato - nawet w tabliczce czekolady :)
OdpowiedzUsuńCałkiem niezła się wydaje i w dodatku bardzo mnie kusi, bo nigdy nie jadłam papai...
OdpowiedzUsuńUdanego wyjazdu życzę!
W Biedronkach latem zawsze są papaje, więc warto owoc sam w sobie spróbować.
UsuńDziękuję.
Papaję w czymś stricte słodyczowym (czyli odrzucając musli) jadłem tylko jako jej kawałki w białej czekoladzie.Dostałem je w paczce od bliskiej koleżanki (Niemiecki Lidl, tak by porównać asortyment) i powiem, że była... zadziwiająca. Coś, czego się nie spodziewałem. Słodka, gorzka, cierpka, budyniowa masa - extra sprawa generalnie.
OdpowiedzUsuńZnając Lindta, jak sądzę, wiem czego mógłbym się spodziewać. Wiadomo, z bielą wszystko smakuje lepiej, ale gdy zamiast tego włączymy - bądź co bądź - uznaną firmę, a nie "stodołamade" powinno wyjść coś niezłego. I jak widzę, wyszło :)
Mi mama pozwoliła kupić tylko jeden smak, a szkoda. No, ale niestety mam całą szafkę wypełnioną czekoladami i słodyczami po same brzegi, a ubywają 10x wolniej (jak nie 20) niż przybywają.
OdpowiedzUsuńRecenzja zachęcająca, szczególnie, że ubóstwiam mleczny posmak w czekoladzie. Dla mnie to chyba będzie ideał *.*
Dziwne, gdyby mimo mlecznego kremu tego posmaku nie było. :P
UsuńTeż uwielbiam kupować czekolady! Chociażby dla samego kupowania.
Ja słyszałam, że są one kiepskie i, że smakują jak owocowy Wedel...sama już nie wiem co mam myśleć :P
OdpowiedzUsuńJednak, że ja Lindt'a baaardzo lubię to chyba kupię.
Mango-maracuja jest gorsza, ale i tak o wiele lepsza od Wedla. Tylko poziomem słodkości prawie się o Milkę ociera.
UsuńTabliczka nie na raz? Szkoda (albo dobrze?), bo tak wygląda. Wole większe, bo przynajmniej psychicznie się najesz, a tu dwie kostki i po zabawie. Niemniej kusi mnie, jak cała seria. Już je kilka razy macałam, ale odkładałam, bo lato i się porozpuszczają. Twoja jest taka piękna, nietknięta temperaturą... Dziś znoszę moją kolekcję do piwnicy mamy (super, że parę miesięcy temu wpadłam na pomysł odbicia kluczy <3), a Lindty kupię pod koniec lata.
OdpowiedzUsuńHm, rzeczywiście pytanie, czy to źle, czy dobrze. Dla ludzi, z którymi się podzieliłam chyba dobrze. ;P
UsuńU mnie w mieszkaniu na szczęście cały rok chłodno jest, więc moje słodycze są bezpieczne. Z tą piwnicą to dobry pomysł!
Oj ja bardzo byłam ciekawa recenzji tych czekolad ponieważ jeżeli chodzi o czekolady z dodatkami, to wolę te z nadzieniem niż orzechami. Te nadzienia wydały mi się super, bo inne niż standardowa truskawka... Czekolada lindt no ona zawsze zachwyca więc tutaj nic nowego nie odkryjemy, za to nadzienie cieszy mnie, że nie jest przesłodzone, bo tego obawiałam się najbardziej. Mleczny dodatek zawsze na plus i właściwie takie połączenia w owocowych gdzie mamy czekoladę+mleczne nadzienie+owocowe, to chyba moje ulubione.
OdpowiedzUsuńCiekawe połączenie. Udanego wyjazdu, ale zrobisz zapasy pyszności :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, to i recenzji ogrom potem będzie. :D
Usuńoch... jak Ci potwornie zazdrooooszczę <3 Toż to wyjazd życia! Świetnej zabawy i połowów Ci życzę :* :) Wiesz co mam na myśli :D Tylko nie omieszkaj się tam zostać, bo niestety dużo osób tak robi xD
OdpowiedzUsuńCo do posta.. muszę być naprawdę zmęczona, przeczytałam w ,, Złotych Teresach" musiałam chwilke sobie dać na zastanowienie :D Czekolada w nietypowych smakach... całkiem niezła... nie no przez tą czekoladę może polubiłam bym Lindta :D
Hahaha, no czekolady z żadnej Teresy bym nie tknęła. :P
UsuńWiem, wiem o czym myślisz! Na myśl o tych pysznościach aż mi ślinka leci. I dziękuję, oby tak było. A możesz być spokojna, po miesiącu wracam. ;)
Napisałam wcześniej długi komentarz, ale nie zauważyłam, że nie jestem zalogowana i coś chyba nie poszło. Jak będzię tam anonim o podobnej treści to nie publikuj go ;)
OdpowiedzUsuńCzekolada, wiadomo, chcę bardzo.
Miejsc za dużo ci nie polecę ale koniecznie zajdź do sklepu Godiva, I do Whole Foods na Union Sq gdzie powinnaś znaleźć czekolady Wild Ophelia w tym wersję z Beef Jerky. Lodowo to masz zajść do lodziarni Big Gay Ice cream na bodajże East Village (adres na stronie internetowej) i weź Salty Pimp, pycha.Jeżeli nie kupisz choć jednego Ben&Jerry to się nie znamy i kropka ;) Haageny to wiadomo, w niemalże każdym sklepie są, polecam wersję z masłem orzechowym. A jak przy maśle orzechowym jesteśmy to w Traders Joe są pyszne, koniecznie kup.
Bezpiecznego lotu i miłego pobytu :) Rób dużo zdjęć w Nowym Jorku, chętnie zobaczę.
Dziękuję.
UsuńNa pewno zajrzę do tych miejsc (a z pustymi rękami i żołądkiem nie można wyjść), a po lody w pudełkach to jeszcze dziś pojadę. :D
Faktycznie idzie się nią zasłodzić. Co prawda jadłam tylko mango i marakuję, jednak zdołałabym zjeść max 4 kostki i to z kilkuminutową przerwą.Czekolada jest warta zakupu,, jednakże nie zachwyca mnie tak, bym musiała kupić ją kiedyś ponownie.Preferuję deserowe/gorzkie czeko ale nie odmówię dobrej mlecznej/białej.Nie wyobrażałabym zjeść mlecznego Lindt'a raczej całego :> za to deserową wersję, gorzką.. Czemu nie :>
OdpowiedzUsuńJa jem niektóre mleczne Lindt'y całe, ale niektórych rzeczywiście się po prostu nie da.
UsuńCiemne to wiadomo, chociaż też były takie, którym nie dałam rady, bo deserowe mimo wszystko też są słodkie.
Hahaha, moja rodzina mówiła też, że wróci więc nie ufnie spoglądam w tamtą stronę, zwłaszcza, że jedziesz aż na miesiąc! Oj będzie, będzie ;) A koniecznie zrób fotorelacje, chociażby na twojego instagrama <3 proooszę ^^
OdpowiedzUsuńNa instagramie na pewno się duużo zdjęć pojawi, ale nie aż tak dużo, jak można myśleć. Po prostu jestem trochę nie-zdjęciowa, chyyba... że o jedzenie chodzi. ;P
Usuńoj Kimiko oglądałam wszystkie twoje zdjęcia i te jedzeniowe i nie i uważam, że przepierdujesz :D Są zarąbiste... ale że przefarbowałaś swoje piękne blond włosy na ciemne i w dodatku obciełaś, nie wybaczę :) Swoją drogą nie dosyć, że smakowicie jesz, to jesteś jedną z niewielu osób które znam i się nie głodzi :)
UsuńWłaśnie nas najbardziej zainteresowała wersja z acai i może jak będziemy miały okazję to tą wersje kupimy :) Papaję jadłyśmy raz i nie za bardzo przypadła nam do gustu, więc ta wersja nas nie kusi :)
OdpowiedzUsuńUdanego wyjazdu!!!! :D
Jadłam, jadłam ;) Wiadomo - Lindt, klasa sama w sobie ;) Ja myślę, że i tak z papai wyciągnęli co mogli, bo tak jak mówisz, sam owoc jest nijaki :p
OdpowiedzUsuń