poniedziałek, 27 lipca 2020

Carrefour Bio Chocolat au Lait mleczna 40 %

Lubię wszelkiego rodzaju porównania, ale akurat zestawianie moich ulubionych (ciemnych 65 % - 90 %) z mlecznymi czy setkami już aż tak mnie nie kręci. Wynika to po prostu z tego, że w większości mlecznych brak mi kakao, a za dużo cukru, a w setkach z kolei brak mi choć odrobiny cukru; konsystencja ani tych, ani tych nie jest w pełni moja. Mimo to nie skreśliłam ich zupełnie, po prostu jadam ich mniej, rzadziej.

Carrefour BIO Chocolat au Lait / Melkchocolade 40 % Cacao to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao.

Po rozerwaniu sreberka poczułam bardzo nieśmiały zapach głównie mleka i cukru. Pierwsze na szczęście dominowało, a drugie... gdy trochę pooddychało, okazało się takie bardziej... karmelowo-niekarmelowe. Może nie był to o tyle umiejętnie palony cukier, co jakaś goryczka spalenizny w tle? Jak spalone... kakao? Z czasem i w trakcie jedzenia myślałam raczej o przypalonej konfiturze, do bólu zasłodzonej.

W dotyku tabliczka była tłusta, ale przy łamaniu okazała się pozytywnie twarda i trzaskająca. Mimo proszkowego przekroju sugerującego kruchość, nie kruszyła się.
W ustach rozpływała się długo i kremowo. Tłusto, ale nie jakoś straszliwie. Oblepiała trochę podniebienie, powoli miękła i wyginała się, ale zachowywała pozór gęstej zwartości.

Od pierwszego kęsa okazała się bardzo słodka, choć z zaznaczoną nutką kakao. Uderzyła bowiem... ogromem brzoskwiń i śliwek: gęstych, jędrnych - aczkolwiek bez dwóch zdań takich z puszki, sowicie dosłodzonych. Z dziwnym posmakiem puszki (?). Słodkie do potęgi owoce walczące z cukrowością okazały się dość soczyste. Nie poddały się, mimo że ogólna słodycz szybko rosła.

Na pomoc przybyło im mleko, zmieniając cukrowość w smak bardziej kajmakowy. Nie był to karmel, ale też nie czysty cukier. Dość szybko do głowy przyszło mi cappuccino; przystępna, łagodna kawa mleczna. Samo mleko ustanowiło bazę, po czym przywołało wanilię i podkreśliło goryczkę.

Goryczka poprzez owoce wkradła się nutą przypalonych konfitur z owoców żółtych i jakiś ciemnych (śliwko-wiśnie?). Waniliowe cappuccino zaczęło się zmieniać w... może jakieś suszone owoce żółte, palony... orzech w cukrze? Znów to słodycz zaczęła skupiać na sobie uwagę. Pomyślałam o czymś suszonym, twardym... przez słodycz może też pudrowym. Banany! Najpierw raczej suszone, a opływane mlekiem i soczystością z czasem zaczęły też podchodzić pod świeże, ale aż przejrzałe i niemal muląco słodkie.

Pod koniec to słodkie, mdło-suszone banany i mleczne cappuccino dowodziły. Pałętał się za nimi leciuteńki, dziwny posmak. Wcześniejsza rześkość owoców zniknęła, goryczka kakao i kawy miała się całkiem nieźle. Słodycz była wszędzie, ale nie uciskała innych smaków, a znalazła się to tu, to tam...

W posmaku czułam ją bezsprzecznie, nawet jako drapanie w gardle, ale też owoce (już mniej jednoznaczne, acz "żółte i jakieś ciemniejsze") i wanilię (a więc w sumie jeszcze więcej słodyczy).

Czekolada wyszła zaskakująco nieźle. Przesłodzona, ale mająca do tego pełnię praw. Chciałoby się napisać: "niebanalnie", ale... własnie że bana...nowo! Bananowo-brzoskwiniowo, jak bardzo-bardzo słodkie owoce w puszce i przypalona konfitura. A zaraz obok było cappuccino. Poprzypalane nuty ciekawie tu się wgryzły. Wanilia zaś nadała wszystkiemu głębi i sprawiła, że to miłe przesłodzenie.

Przypominała Carrefour Bio 74 % - choćby kawą i ogromem żółtych owoców, w tym bananów. Ciemna była oczywiście bardziej owocowa, cytrusowa i egzotyczna; podała kawę, nie zaś delikatniusie cappuccino, ale obie okazały się tym, czym miały być, a więc dobrymi czekoladami bogatymi w smak - każda ten ze swej kategorii. W mlecznej mnie jednak przeszkadzała mnogość nut niezbyt moich (owoce z puszki, pudrowość). Nie wiem też, co w niej za posmak dziwny wyłapałam. Kiedyś czytałam, że lecytyna słonecznikowa może dziwnie zajeżdżać - może to ona? Nie wiem też, dlaczego mi się to tak z puszką z owocami skojarzyło (to raczej wyobrażenie). 8 kostek powędrowało do Mamy właśnie z tych powodów. Smakowała jej (choć o nutach nie umiała za wiele powiedzieć). Określiła ją po prostu jako "bardzo poprawną", bo czyste czekolady "nudzą, a ta była bardzo wyważona w kwestii słodyczy i gorzkości".
Cieszy mnie jednak, że wyszła właśnie tak wyraźnie mlecznie, a nie np. maślanie, a przy tym z wieloma nutami. Była jednak o wiele słodsza od np. Ritter Sport Ghana 55 %  i sprawiała wrażenie mniej kakaowej (przez % nie dziwię się). Szkoda też, że zapach Carrefour nie był zbyt przyjemny.
Gdybym miała ją do czegoś porównać... zapachem na pewno przegrała z Cachet Bio Organic 40 % Milk Chocolate Tanzania, ale jej smak był spójniejszy. Może przesłodzona również, ale nie tak cukrowo jak Cachet. Suszone owoce i śliwki oraz kawa, nutka ziemistości Halba Fair Schweizer Bio-Alpenmilchschokolade 37% wygrały z carrefourową (i ledwie cappuccino, mimo że o 3 % więcej kakao). Co więcej, ta z Aldiego wyszła bardziej rześko.


ocena: 7/10
kupiłam: Carrefour
cena: 5,99 zł (promocja)
kaloryczność: 576 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, lecytyna słonecznikowa, ekstrakt z wanilii

4 komentarze:

  1. OGROMEM brzoskwiń i śliwek? Wow, to naprawdę ciekawe. Śliwki też były z puszki? Nie znam takich. Za to zpuszkowe brzoskwinie bardzo lubię, więc super. Do tego mleko, kajmak, cappuccino i banany <3 W ogóle jest sam fakt, że tabliczka jest mleczna, kupuje mnie. Dupa tam z dziwnym posmakiem i przesłodzeniem. Jadłabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak realnie nie znam zbyt dobrze owoców z puszki, bo miałam z nimi do czynienia może ze dwa razy w życiu. Nie wiem, czy są śliwki w puszkach. Ja czułam w tej czekoladzie nuty połączenia brzoskwinie-śliwki, a patrz, że to mleczna. Wszystko jest więc delikatne i sugestywne.

      O zobacz! Ty może aż tak byś się nie zasłodziła. Tylko... Ile byś z tego wyczuła? Życzyłabym oczywiście wszystkiego, skoro to tak Twoje smaki.

      Swoją drogą, brzoskwinia i w ogóle owoce z puszki, w tym syropie nie wydają Ci się za słodko mdląco-mulące?

      Usuń
    2. Dawno nie jadłam, ale nigdy nie wydawały mi się mulące. Mało tego, w dzieciństwie po zjedzeniu brzoskwiń wypijałam zalewę :D

      Usuń
    3. Mama lata temu lubiła, ale nie była za tym, bym ja jadła, bo zdrowsze owoce świeże, stąd mnie bardziej ciekawiły, a jak spróbowałam... przeżyłam jedno z większych rozczarowań dzieciństwa. Właśnie straszliwie mulące mi były, czego pojąć nie mogłam, bo właśnie Mama i zalewę umiała wypić. :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.