piątek, 18 grudnia 2020

wafelki Loacker Gran Pasticceria Coconut

Te... cosie (wafelki? ciastka?) trafiły do mnie jakoś dziwnie, bo... dosłownie "między"... Czym? Wszystkim! Już wyjaśniam. Otóż kiedyś szukając ciastek dla Mamy, zachciało mi się jakiś - czegoś innego niż czekoladę. Marka Loacker po doświadczeniu z tabliczkami Dark-Noir i Neapolitaner wydawała mi się właśnie dobrą marką słodyczy innych niż czekolady (bo za mało mi czekolady w czekoladzie przy podlinkowanych było). Miałam już kupione wafelki Loacker, toteż uznałam, że i ciastka fajnie będzie sprawdzić. Było to zanim zaczęłam kolejno otwierać (Hershey's Cookies ’n’ Creme Rounds, bananowych jaffa cakes Delisana) i utwierdzać się w przekonaniu, że od ciastek to lepiej trzymać się z daleka. Zanim doszło do otwarcia dzisiejszych, przeszła mi na nie ochota, tym bardziej, że już nie byłam pewna, co to właściwie jest: ciastko czy wafel? Bo "wafer biscuits" trzymało w niepewności (mimo nalepki z tłumaczeniem i "ciastka waflowe"). Mimo w sumie braku ochoty, trochę mnie dlatego ciekawiły, co to. I też, jeśli miałyby być ciastko-wafelkami, to takie z wiórkami, w mlecznej czekoladzie... wydawały się raczej niespotykane. Z kokosowych ciastek to kojarzyłam tylko z wyglądu kokosanki i Kruche Krakuski - a ze smaku? Czyżbym nigdy żadnych kokosowych ciastek nie jadła? Na to wyglądało.


Loacker Gran Pasticceria Coconut to oblane mleczną czekoladą (30%) wafle z kremem kokosowym (44%), obsypane wiórkami kokosowymi; wyprodukowane we Włoszech.
Paczka zawiera 100 gramów; 12 sztuk.

Po otwarciu poczułam zapach wyrazistego kokosa, podprażonych wiórków kokosowych i bardzo słodkiej czekolady mlecznej. Wydały mi się splecione mlecznością i uroczą, niby milkową (?) słodyczą, ale też podkreślone nutką wypieczonego wafelka. Ten nasilił się dopiero przy podziale. Muszę też przyznać, że nie był to czysty cukier, a słodycz trochę ambitniejsza.

Wafelki wyglądały na dość delikatne, ale w sumie takie nie były. Średnio podzielne, współpracowały przy dzieleniu, ale na moich warunkach - same z siebie się nie rozwalały. Napisałam, że średnio podzielne, bo... niby dało się je rozwarstwić, ale i krem, i czekolada były tak mięciutkie, że niemal półpłynne, przez co miejscami nawet się mieszały. Zwłaszcza na górze, bo - i to mnie zdziwiło - pod czekoladą na górze od razu dali pierwszą warstwę kremu. Znalazł się także pod czekoladą po bokach. Ogólnie go nie pożałowali, tak samo jak wiórków dobrze trzymających się czekolady (być może dlatego, że topiąc się, zrobiła się miękko-lepiąca).
Czekolada była gęsta i tłusta, rozpływała się szybko i zalepiała. Grubawa warstwa czekolady skrywała grube, ale delikatne, bo bardzo napowietrzone wafle i miękki krem. I to, i to rozpływało się w ustach, acz wafle oczywiście najpierw lekko chrupnęły-skrzypnęły, zatrzeszczały. Przy niemal płynnym otoczeniu, wyszły szokująco chrupko-świeżo. Dopiero potem rozpływały się na gęstą papkę, spójną z mięciutko-mazistym, wręcz półpłynnym, tłustym kremem. Przypominał topiące się, pełne lody śmietankowe, acz i lekką proszkowość zawarł.
Wiórki odpowiednio podprażono, dzięki czemu twardawo chrupały.

W smaku sama czekolada to przede wszystkim słodycz pełna uroku, z waniliowym echem. Wyszła łagodnie maślano-mlecznie, lekko orzechowo i jakby przesiąkła resztą. Oprócz dużej ilości cukru (co zaraz zaznaczyło się w gardle), było w niej coś ambitniejszego.

Krem to także ogrom cukru, ale z wyraźnym smakiem śmietankowo-mlecznym i przełamany leciutką goryczką. Bez problemu zarejestrowałam w nim kokosowy smak. Był jednak przesłodzony do bólu, że aż chwilami w tym mdły. Gdy trochę oswoiłam się z porażającą słodyczą, doszukałam się w nim dziwnej sztucznosci i kwasku... przypominającego zacukrzony twarożek (?).

Wafelki okazały się prawie niesłodkie, a mocno pieczono-prażone. Podkreśliły skojarzenie z orzechami, a potem... sprawiły, że całość zaczęłam postrzegać jako kokosowo-śmietankowe lody w grubych, wyrazistych waflach duńskich (podchrupywane) albo zacukrzone naleśniki (papuciejące) z kokosowym twarożkiem. Gdy wafle mieszały się z kremem, ich wypieczoność splatała się z cukrem, śmietanką i kokosem, skojarzenia te umocniły się.

Czekolada mleczna świetnie zgrała się z tym podpieczeniem, a prażenie znów trzymało spółkę z wiórkami. Ich intensywny, wyrazisty smak sprawił, że mimo przecukrzenia, kokos znalazł się na przedzie. Wszystkie nuty dzielnie napierały na cukrowość, ale ta szybko i tak męczyła.

Po zjedzeniu raptem sztuki w gardle czułam drapanie, na ustach tłuszcz, ale też wyrazisty posmak kokosa i mleka wkomponowanych czekoladkowo-pieczone, wafelkowo-orzechowe realia.
Przy drugiej doszukałam się echa sztuczności i kwasku kokosa, ale było do zniesienia. Potem cukrowość już to znów zabijała. Po zjedzeniu większej ilości wyszło już po prostu nieprzyjemnie (zjadłam 9 z 12 sztuk, z czego 6 - jak widać za dużo - przy pierwszym podejściu).

Całość wyszła ciekawie, smacznie na swój sposób do pewnego momentu. Ta mazistość, lepkość i wysoka słodycz odpychały, ale wyrazisty smak wiórków kokosowych, śmietankowość i pyszny sam, wypieczony w punkt wafelek wraz z różnymi skojarzeniami ratowały sytuację. W zasadzie... także ta płynność kremu i czekolady była w pewien sposób intrygująca. I nie mogę się nadziwić, jakim cudem nie zawilgociło to genialnych wafli. Dzięki temu nie było nudno.
Trzy dałam Mamie i zgodziła się ze mną, że to bardzo ciekawe wafelki. Zachwyciło ją połączenie delikatnej chrupkości i świeżości z natychmiastowo topiącym się kremem i czekoladą. "Wreszcie coś wyraźnie kokosowego, pysznie mlecznie czekoladowego. Kokosowy wafelek dokładnie taki, jaki każdy kokosowy wafelek powinien być, tylko że o niespotykanej, ciekawej konsystencji". Wprawdzie tak barwnych skojarzeń jak ja nie miała, jednego sobie schłodziła w lodówce, by właśnie nie płynął (zobaczyć, jak taki wychodzi), ale... nastał wyjątkowy dzień, w którym zgodziła się co do mojej oceny ("bo jednak za drogie").


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan (Mama płaciła)
cena: 7,20 zł (za 100g)
kaloryczność: 568 kcal / 100 g; 1 sztuka - ok. 47
czy kupię znów: nie

Skład: wiórki kokosowe 33%, czekolada mleczna 30% (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, lecytyna sojowa), syrop glukozowy, mąka pszenna, serwatka w proszku, olej kokosowy, cukier, mąka sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, odtłuszczone mleko w proszku, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, środki spulchniające: wodorowęglan sodu, difosforan disodowy; lecytyna sojowa, sól, ziarna wanilii, przyprawy

4 komentarze:

  1. Już zapach dobrze rokuje. Wafelki małe, ale stuprocentowo apetyczne. Półpłynność miękkich warstw lubię. Nie zawsze, acz w tego typu produktach owszem. Do kawy - z uwagi na słodycz - ideolo. Ofc bez maczania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamień z serca, że dodałaś, ze bez maczania! Ostatnio mi ktoś wyjechał, że zbyt twarde czekolady w kawie macza. Brr.

      Usuń
  2. Ciekawe, nigdy nie widziałam tych ciastko wafli :D podoba mi się skojarzenie do lodów śmietankowych w waflu, ale odpycha mnie kwasek w kremie... Bo kwasek czuję też np w kokosowej Princessie, i to właśnie przez niego jej nie lubię. Takie naleśniki z kwaskowatym twarożkiem to moja zmora, przeraża mnie ta wizja :D niemniej ciastek chętnie bym spróbowała ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie naleśniki z kwaskawym twarogiem kiedyś uwielbiałam, ale ten kwasek tu nie wyszedł miło dla mnie. Porównałam to tak, ale kwasek w jasnym kremie kokosowym w waflach mnie też nie kupuje. Nie polecam Ci ich, a przynajmniej tego wariantu. Wiem, że są też bodajże nugatowe. Może ten jest bardziej Twój?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.