czwartek, 3 marca 2022

lody Gelatelli Vegan Peanut & Cookies

Sceptyczna do wegańskich zamienników, ale niezdrowo ciekawska niektórych smaków lodów B&J's, kupiłam ich Peanut Butter & Cookies Non-Dairy. Wyszły spoko, ale uważam je za o wiele za drogie i niewarte przez to powrotu. Jako jednak że lidlowy zamiennik cieszył oczy ceną niższą, nie mogłam mu darować. Może w ogóle miał wyjść lepiej? Połączenie niemal czarnych ciastek i masła orzechowego wydaje mi się bardzo smakowite, a do tego, ten wariant wyszedł mi jako fajne przejście w teście lidlowych lodów. Ostatnio testowane były bowiem zwykłe masłoorzechowe z "babeczkami" (Pretty Peanut Butter 2021), a przede mną Gelatelli Duo Dough & Brownie, a więc "coś ciastkowego z ciemnym ciachem" oraz dwa brownie warianty (z linii Vegan i stare Choco Brownie, do których wracam dla siebie). Dzisiejsze lody były więc takie "łączące" to.

Gelatelli Vegan Peanut & Cookies to "wegańskie lody o smaku waniliowym na bazie migdałów z 12 % kawałkami ciastek (markiz) kakaowych z nadzieniem o smaku waniliowym, 12 % sosem z orzeszków ziemnych i 3 % kawałkami orzeszków ziemnych"; produkt wegański, a więc bez nabiału, zrobiony na mleku migdałowym. Masa lodów to 500ml / 400g.

Otworzywszy, poczułam słodko-orzechowy zapach, który z czasem tylko umacniał się w swojej niejednoznaczności. To mieszanina migdałów, fistaszków i "ogólnie orzechów". Wyraźnie czułam też gorzkawą ciasteczkowość. Ogół wciąż był jednak przede wszystkim słodki. Doszukałam się w tym nutki... "słodko-zalodowionego" patyczka do lodów. W trakcie jedzenia wyłapałam też sztuczność, a o samych lodach zaczęłam myśleć jako o zahaczających o "migdałowe cappuccino".

Przy nakładaniu masa lodowa była średnio twarda, właściwie... twardawo-miękkawa, bo wypełniona dodatkami, nadającymi jej twardości, ale w zasadzie bazowo nie było z nią tak źle. A i rzadszy sos sprzyjał nakładaniu. Zaskakująco przystępne to było. Topiąc się wykazywała gęstość, z leciutką wodnistością. Robiła to powoli, wykazując przy tym dziwne, bardzo ciągnące "zagęszczenie". W trakcie jedzenia, gdy już mocniej się podtopiła, wydała mi się bardziej kremowo-tłusta w sposób oleiście-śmietankowy. Trochę wodnista, aspirująca do ciężko-oleistej chmurki, co mnie odpychało (jak Bakusie Puszyste?).
Baza była dwukolorowa: biała i beżowa. Beżowa chyba od tego, że przemieszała się z sosem masłoorzechowym. Obie były gładkie.
W całości znalazło się sporo bez ładu i składu rozmieszczonych kawałków fistaszków. To głównie połówki i spore kawałki. Okazały się miękkie, ale przyzwoite, bo jakby świeże (nie zaś nijako-rozmiękłe).
Sos to takie... zakrętasy częściowo wmieszane w masę, chwilami będące żelowym, gęstym i śliskawym sosem, który ciągnął się i rozpuszczał w wodnisty sposób. Także on był gładki i łatwo mieszał się z bazą lodową. W trakcie początkowo był zbitym sosowatym żelem, ale w ustach z ochotą rozpływał się na śliską wodę (jak jakiś tandetny sos pseudokarmelowy?).
Duża część ciastek również wmieszała się w masę jako drobinki-okruszki, jednak sporo było też kawałków markiz z ogromną ilością kremu. Właściwie powiedziałabym, że to krem z dodatkiem herbatników. O ile herbatnikowe części w pierwszej chwili pochrupywały i rzęziły od cukru, po czym z ochotą miękły, rozpływały się, o tyle krem jawił się jako maziście-śliska gruda tłuszczu i wody z pylistym elementem jakby cukru pudru. Przypominał tłusty lukier (?). Dominował nad herbatnikami. Nie dało się oddzielić od niego herbatników, bo one były zbyt miękkie i rozpływające się. Mocno wlepiały się w niego.
Co ciekawe, były tak porozgniatane i pokruszone, zawilgocone masą lodową, że bardziej niż ciastka, przypominały kawałki "ciastkowego ciasta" z kryształkami cukru.
Wszystko to rozlokowano dobrze, bo równomiernie i porządnie przemieszane. 
W trakcie jedzenia sama masa lodowa wyszła gęstawo i dość kremowo jak śmietanka kokosowa (jakiś jej migdałowy zamiennik?), choć... czuć w niej tłustość oleju. Poczucie to nasilała śliska gładkość całości. Lody były tłuste co prawda w nieciężkim, ale i tak męczącym i otłuszczającym usta sensie.

W smaku lody przywitały się wysoką cukrowością z leciutko orzechowo-migdałowym echem. Nie były waniliowe. Białe części zalatywały trochę śmietanką, która chwilami wydawała się zaskakująco mleczna, chwilami bardziej migdałowa. Oprócz straszliwej cukrowości, czułam w tym "słodycz sztuczną". Biała część z łatwością mieszała się beżowej, która dominowała. A robiła to, roztaczając smak bardzo słodkiego cappuccino. Słodkiego i sztucznego, z lekką gorzkawością, którą przejęła prawdopodobnie od mieszających się z nią drobinek ciastek. Im więcej jadłam, tym bardziej utwierdzałam się, że lody smakują migdałowym, obrzydliwie słodko-sztucznym cappuccino.
Ogółem, gdy zagarniałam raz jeden kolor, raz drugi, do głowy przyszedł mi Big Milk: jako cukrowo mleczny, kiepskawy lód z posmakiem drewnianego patyczka (moje wspomnienie sprzed lat; nigdy tych lodów nie lubiłam i za wiele nie jadłam - to jednak bardzo luźne, mało istotne biorąc pod uwagę całą zawartość pudła skojarzenie). 

"Sos masło orzechowe" podkreślał smak słodko-sztuczny. Miał w sobie echo fistaszków, ale przede wszystkim czułam w nim cukierkową słodycz taniego karmelu. Pseudokarmelu o nieokreślonym wydźwięku, co w dziwny sposób też podkreślało efekt "o smaku cappuccino". Masa mieszając się z tym sosem zaobfitowała w skojarzenie z margarynowym kremem z tanich słodyczy, które mają być jakieś tam, a smakują cappuccinowo.

Orzeszki przełamały i słodycz, i sztuczność, choć same nie były wybitnie wyraziste. Wydały mi się nieco znijaczone, a tak to surowe i w sumie całkiem w porządku, choć masłoorzechowości nie obudziły. Jej nie czuć. 

Ciastka trochę powstrzymywały sztuczność, ale smakowały mało ambitnie. Mączne i trochę gorzkawe, herbatnikowe części fundowały lekką spaleniznę, a dopiero potem kakao. Co więcej, czuć w nich cukier, jednak same w sobie mogłyby być. Niestety, herbatniki ulegały smakowi kremu. Ten dominował bez jakichkolwiek zahamowań. Uderzał lukrem i cukrem pudrem, na które to prędko naskakiwała sztuczność. Wgryzała się w ohydną lukrowość, dodając tłuszczowy posmak i... nutę tic taków. To było duszno-ciężko słodkie, a także aż gryząco-miętowe (?). Ten krem był gorszy od tego z Oreo.

Po dodatkach słodycz bazy nie wydawała się aż tak straszliwa, ale na smak ona sama była jeszcze bardziej sztuczna i migdałowo-cappuccinowa. Odlegle wege śmietankowa (to akurat ok). Co ciekawe, jej słodko-cappuccinowy smak nakręcał się ze smakiem lukrowych tic taków z kremu markiz. Baza aż zagłuszała herbatniki i fistaszki. Sos mieszał się z nią, dodając jej sztucznej słodyczy.

Po zjedzeniu już małej ilości czułam odpychającą sztuczność budżetowego karmelu i cappuccino, lukrowo-obleśnych białych kremów z tanich ciastek. Czułam lekkie przesłodzenie, ale nie ono było najgorsze. Sztuczność słodyczy - wydźwięk był parszywy. Fistaszki też czułam, ale nie pomogły.

Całość wyszła beznadziejnie. Sztucznie i nijako. Słodko-sztuczne cappuccino, niedookreślenie wszystkiego. Obleśnie śliski sos o smaku sztucznego, taniego karmelu, nijakie czarne ciastka z mnóstwem ohydnego, cukrowo-tictakowego kremu i średnie fistaszki przełożyły się na okropne dodatki dalekie od tego, co obiecywał tytuł. A baza? Tragedia. Jakościowo... śmiech. Zjadłam 1/3, próbując się przekopywać przez poszczególne części, próbując się wciągnąć czy przekonać, ale w końcu po którejś tam kolejce zagarniania tego wszystkiego uznałam, że chyba masła orzechowego to ja tam nigdy nie znajdę. Obleśność, ale... jednocześnie nie taka fatalna w każdym aspekcie. Obiektywnie sama baza to nieźle udająca lody śmietankowe wege alternatywa, fistaszki ok, herbatniki całkiem niezłe (gdyby tak były tylko one, bez kremu!). Nie każdemu też cappuccinowy smak może wydać się tak zły. Jak na taki skład, efekt jest zaskakująco nie najgorszy. Ja jednak uznałam, że jeść tego nie mam zamiaru; mnie obrzydzały. Porwała się Mama, ale i ona ich nie zjadła - wywaliłyśmy. Mama nawet tak na dobrą sprawę nie umiała powiedzieć, co jej w nich nie smakowało, ale w końcu stwierdziła: "ten ich smak taki ogólnie niedookreślony, niby wiedziałam, że ma być fistaszkowo, a bardziej jakoś wafelkowo mi się kojarzyło... ciastka przynajmniej gorzkie nie były, taak, tam w nich jakiś krem, ot; fistaszki takie miękkie to mnie obrzydzały". Zgodziłyśmy się, że coś po prostu odpychającego w nich było; Mama w dodatku chyba nie lubi migdałowych rzeczy. Obie nie lubimy też właśnie niedookreślonych.


ocena: 3/10
kupiłam: Lidl
cena: 9,99 zł (za 400g / 500ml)
kaloryczność: 258 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: woda, cukier, syrop glukozowy, tłuszcze roślinne (palmowy, kokosowy), syrop glukozowo-fruktozowy, kawałki orzechów ziemnych 3,7%, przecier z migdałów 3,5%, mąka kukurydziana, miazga z orzechów ziemnych 2,2%, skrobia, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 0,9%, inulina, glukoza, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych; mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwasem mlekowym; lecytyny; stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar; naturalny aromat wanilii Bourbon, naturalny aromat, ekstrakt wanilii Bourbon 0,02%, sól, skrobia modyfikowana, syrop cukru skarmelizowanego, substancje spulchniające: węglany amonu, węglany sodu

4 komentarze:

  1. to znajdź mi lepsze lody z masłem orzechowym i oreo a bez mleka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam uważam, że jak nie umie się czegoś zrobić dobrze, lepiej nie robić wcale.

      Usuń
  2. Skład tragedia. Przecukrzenie udar by na mnie ściągnęło zapewne. Podłe to ze strony producenta. Uważają, że wystarczy vege żeby produkt był a resztę mają w głębokim poważaniu.... Szkoda. Lody na mleku migdałowym, bez cukru a z substancją slodzaca to byłby produkt wymarzony i bez arachidow. Po co mieszać. Migdał zabijać fistaszkiem. Te przeczy ziemne to nie dość że mają najmniej z orzecha ... którym bądź co bądź nie są, to toksyn najwięcej w nich i dominują w smaku. Unikam past z ich udziałem. Ubolewam że pasty z dodatkami są na bazie arachidowych właśnie :( tylko Basia Basia umila mi asortyment produktów - past orzechowych łącząc wszystko co lubię i zamykając w słoiczku :)
    Te lody to pomyłka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obstawiam, że w składzie po prostu (jak w B&J's) mleko migdałowe jest rozdzielone. Weź jakiekolwiek sklepowe - też na pierwszym miejscu składu jest woda.

      Wymarzony? W życiu, słodzik by zepsuł efekt. Wystarczyłoby mniej cukru albo trzcinowy. "Migdał zabijać fistaszkiem" - kolejna dziwna myśl. Lody mają być wegańskie, więc są na mleku migdałowym, które nie ma być "smakiem migdałów", a zamiennikiem krowiego. A fistaszki to z masła orzechowego, więc nic niczego nie zabija.
      Nie jestem fanką Baś.
      Poza tym... daruj tym fistaszkom. Są świetne, ja bardzo lubię, a jak komuś zależy, to znajdzie teorie o wszystkim, "jakie to niezdrowe".

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.