środa, 20 kwietnia 2022

Cacaosuyo 70 % Piura - Peru Select ciemna

Żebyście nie padli i dla mojego ukojenia nerwów, postanowiłam dwie recenzje ciastek bardzo nie w moim typie przedzielić czymś... milszym. Przynajmniej trochę. Dlaczego trochę? Ach, no tak. Narzekania musi stać się za dość! Niemal białe ziarna Porcelana, najszlachetniejsze, najdelikatniejsze kakao jakoś aż tak nie robią na mnie wrażenia, bo wolę siekiery. A jednak... jestem niezdrowo ciekawa (o czym świadczą też okoliczne recenzje), więc nie mogłabym tej czekolady ominąć i nie kupić. To jednak jeden z nielicznych przypadków, w których... wybierałam mniejsze zło. Zdecydowałam się więc na miniaturkę - nie przepadam za tą formą, wolę pełnowymiarowe. Po prostu musiałam dokonać selekcji, by całkiem nie zbankrutować - składałam gigantyczne zamówienie. A jednak... nie mogłam takiej ciekawostki przegapić. 

Cacaosuyo 70 % Piura Select - Peru Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao Porcelana z Peru, z regionu Piura.

Po otwarciu poczułam spokojny, delikatny zapach drzew i wysokiej słodyczy miodu. Mimo że w ilości sowitej, nie drapał - ugładził go kwiatowy, zwiewny motyw. Miód płynął litrami, zatapiając soczystość limonki. Limonka w miodzie otworzyła drogę innym owocom, jednak i one były delikatne, w pierwszej chwili nieokreślone. Czyżby częściowo kryły się za kwiatami? Na pewno jakieś cytrusowe i egzotyczne, ale może też czerwone? Granat? Drzewa doprosiły się o pewną wytrawniejszą nutkę, co zaobfitowało w ulotne skojarzenie z gęstym sokiem w wariancie marchew-banan-malina. Słodycz kompozycji podszeptywała o gęstości właśnie.

Bardzo cienka tabliczka nie zdobyła mojego uznania. Podpadła mi dodatkowo tym, że z jednej strony była prawie o połowę cieńsza niż z drugiej.
Przy łamaniu czekolada dała się poznać jako twardawa i raczej pykająca niż trzaskająca. Wydała mi się krucho-proszkowa, czym upodabniała się z wyglądu w przekroju do ciemnych mlecznych.
Rozpływała się z łatwością w tempie umiarkowanym. Przez pewien czas zachowywała formę i kształt, ale miękła się i gięła, by następnie zmienić się w zawiesino-masę, zostawiającą lepkawe, tłuste smugi na podniebieniu. Wydała mi się śmietankowo, idealnie gładko tłusta, choć z soczystością pojawiającą się pod koniec. Skojarzyło mi się to ze śmietanowym jogurtem owocowym.

Od pierwszych sekund czekolada w smaku wydawała mi się zaskakująco mleczna. Mleko i śmietanka płynęły ogromnymi falami. Śmietanka chyba nawet dominowała.

Po chwili poczułam przebłysk odrobinki kefiru, ale... takiego z prawie zupełnie wyciętym kwaskiem? Niby pokazał pazurki, ale nie kwaśność. Przez dosłownie ułamek sekundy pomyślałam o orzechach wymieszanych w nabiale (jogurcie?).

Kompozycja przedstawiła się jako łagodna i słodka. Owocowe nuty łagodziły kwiaty. Swoimi delikatnymi, białymi płatkami łączyły je z resztą kompozycji. Poczułam miodowo-karmelową słodycz, która zrównała się na pierwszym planie ze śmietanką.

A jednak w tle, po paru chwilach przy kefirze pojawiła się limonka. Wyobraziłam sobie plaster limonki zanurzony w jasnym (kwiatowym?) miodzie. Prowadziła inne cytrusy w tym słodkie i dojrzałe pomarańcze. Te jeszcze podkręciły słodycz, nasączając ją soczystością. Tu pojawił się dziwny, specyficzny posmak... owocowo-maślano-umami? Przypomniała mi się czekolada Naive z durianem.

Ogólnie jednak mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz bardzo wzrosła. Miód, miód i jeszcze więcej miodu było wszędzie. Wiązał się trochę z pomarańczą - jako miód z jej dodatkiem? I w dodatku dość kwiatowy. A następnie zatopił cytrusy, przemodelowując je na egzotyczny, soczysty, ale już raczej słodki splot.

W tym czasie pojawiła się lekka goryczka skórki pomarańczy, zmieniająca się w "drzewne skórki", a więc korę. Drewno... z odpadającą korą o ciemnym kolorze? Grubą, starą... Drzewa kontynuowały rozprowadzanie gorzkawości, bardzo jednak subtelnej. Pomogły im orzechy - niby wyraziste, ale nie do nazwania (żadne konkretne). Pomyślałam o orzechach, na które spływa miód... lub syrop klonowy? Palona, prażona nuta raczej za nim optowała. Wyłapałam mocniejszą goryczkę. Może słodu? Przypraw korzennych?

A jednak śmietanka nie pozwoliła, by zrobiło się za mocno. Przywołała maślaność, która wsparło ją na pierwszym planie. Słodycz związała się z nimi właśnie. Ta była silna, ale nie męcząca, bo w dużej mierze otulały ją jasne, delikatne kwiaty, powstrzymując mocne zapędy. Czekolada chwilami wydawała się bardzo mleczna. To też... jakby tak w coś maślano-śmietankowego wmieszać trochę orzechów - niby jakieś gdzieś tam są, ale niespecjalnie widać i czuć, jakie.

Pod wpływem wytrawniejszych (jakby przekornie, na zasadzie kontrastu) nut słodycz zaczęła zmieniać cytrusowe owoce w owoce egzotyczne, ale słodkie. W tym w banany, które po chwili zaserwowały mi gęsty sok banan-marchew-malina. O! Raz i drugi mignęły czerwone owoce. Słodkie i soczyste. Granat? Zaczęły błagać silną, miodowo-kwiatową słodycz o trochę kwasku. Za sprawą kolejnej fali soczystości pod koniec wróciło odrobinę cytrusów.

W posmaku został słód, drzewa i śmietanka, przesycone kwaskiem limonki i egzotycznego, nieco cytrusowego splotu... w którym pojawiła się miechunka? I coś... cierpkawo-kwaskawego, jakby tak np. limonką skropić mięso / rybę? To bardzo, bardzo luźne, mało istotne w całokształcie skojarzenie; chodzi o akcent umami. Jednocześnie czułam sporo słodyczy... kwiatów? miodu? Zarysowały się na śmietankowo-maślanym tle.

Czekolada w zasadzie była smaczna, ale dość nudna. Apetyczne nuty obudowała przesadzoną słodyczą. Delikatną, owszem, ale jednak... miód i kwiaty dominowały, a wszelkie cytrusowo-egzotyczne owoce były w niej utopione. Gorzkości i kwaśności brak, a akcenty wytrawniejsze (np. "owocowo-umami") chwilami wyszły dziwnie, nie pasowały. Słód czy sok marchwiowy - o, te mogłyby odegrać istotniejszą rolę! Może większa zawartość kakao by pomogła? W dodatku była mi za tłusta w śmietankowy sposób.
Poniekąd trochę plułam sobie w brodę, że znów wrąbałam się w jakąś cieniznę - nie przyszło mi do głowy, że "rozwałkują" tabliczkę; myślałam, że będzie tradycyjnie grubawa, ale po prostu mniejsza. A jednak... nie smakowała tak, bym czuła potrzebę mieć więcej.

Trochę przypominała Marana Peru Piura 80 %: nuty śmietankowo-kefirowe, "może słodowo-orzechowe", pomarańcze i sporo różnych owoców egzotycznych i za wysoka tłustość (i smakowa, i konsystencji). A jednak Cacaosuyo dodatkowo podpadła jeszcze słodyczą.


ocena: 7/10
cena: 20 zł (za 25 g - cena półkowa)
kaloryczność: 520 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.