poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Domori Trinitario 70 % Sur Del Lago Venezuela Dark Chocolate ciemna z Wenezueli; + neapolitanka

Ta tabliczka czekała leniwie na swoją kolej. Zupełnie jak leniwiec na jej kartoniku. Swoją drogą, zabawne zwierzaki. Tak brzydkie, że aż... mające coś w sobie. Ciekawe jest, że ponoć robią minę, która wygląda jak uśmiech, kiedy cierpią. To jednak nie o leniwcach post; a ja wiedziałam, że przy tej czekoladzie cierpienie, to może spowodować tylko fakt, że nie mam jej więcej. Otóż jadłam już Domori Sur del Lago Venezuela 70 %, ale postanowiłam "wrócić" do odświeżonych Domori. Co do samej Wenezueli jako regionu pochodzenia kakao - mam takie dni, że nie robi na mnie wrażenia, ale mam też takie, że... wiem, że to jest właśnie to, czego mi trzeba. W tym kraju rośnie mnóstwo hybryd kakao trinitario, Domori do swojej kompozycji wyselekcjonowało te z największym udziałem criollo, z różnych stanów: Merida, Trujillo, Tachira i Zulia. Doprecyzowano nawet, że gdy o region stanu Zulia chodzi, to dokładnie południe jeziora Maracaibo. I właśnie, z Wenezuelą nigdy nie można być zupełnie pewnym, na co się trafi!

Domori Trinitario 70 % Sur Del Lago Venezuela Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Wenezueli, z regionu Sur del Lago; wersja 2021.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach miodu i karmelu, które niczym leśny strumień opłynęły mnóstwo migdałów i drzew. Orzechowe motywy odchodziły od migdałów właśnie, układając się na tyłach w splot nieco łagodniejszy, acz niepozbawiony goryczki jak... orzechowe kremy, będące warstwami jakiś ciast (z nutką np. mąki sojowej?). Migdały z przodu z kolei częściowo były migdałami marcepanowymi. Pomyślałam o marcepanie sowicie posłodzonym miodem, za sprawą którego wyszedł aż lekko ostro. To właśnie pikantniejszy, ciemny miód nasączał poszczególne nuty. W tym soczystość, płynącą wśród tego wszystkiego. Pomyślałam o miodowych, palonych i aż nieco "karmelowych" przez to dżemach, konfiturach, innych soczystych tworach z ciemnych owoców. Wiśnie, czarne porzeczki... może nawet jakaś dżemo-galaretka (amerykańska "jelly") winogronowa? I jednak wtulające się w migdały... Ocierając się zarazem o skojarzenie z marcepanem z wiśniową / porzeczkową warstwą? Albo z jakiś innych, bardzo ciemnych i cierpkawych owoców. A może to w ogóle jakieś marcepanowe ciasto? Takie to nieokreślone i złożone było. 

Tabliczka była konkretna, acz średnio głośno trzaskająca. Brzmiała trochę jak grube, jeszcze niesuche gałęzie. Odebrałam ją jako chrupką i twardą, jakby pełną.
W ustach rozpływała się w umiarkowanym, raczej wolnawym tempie i aksamitnie-kremowo. Kawałek miękł i wyginał się dość prędko, zachowując pewną zwartość jeszcze długo. Czekolada była gęsta, acz usta zalepiała tylko trochę za sprawą konkretnych fal. Jedna pchała się na drugą, kumulowały się jakby wypełniając usta zupełnie. Miała w sobie coś z rzadkawego jak na masło orzechowe masła orzechowego, tylko że niespotykanie, idealnie gładkiego.

W smaku od początku usta zalewała palona słodycz miodu i karmelu. Była bardzo ciepła i szlachetna, głęboka i "ciemna". Niczym ciemny, ostrawy miód i karmel palony do goryczki.

Przez jej ciepło pomyślałam o miodzie, lejącym się na ciepłe, mocno wypieczone tosty. Te wprowadziły delikatniejszy, prażono-pieczony motyw, na który z ochotą przystały orzechy, orzechowe kremy i migdały. Pomyślałam o kremach / delikatniusich masłach z nich, a potem po prostu o tostach z maślaną nutką. Tostach z masłem.

W palonej strefie pojawiły się soczyste owoce. Jak palone - nieco przesadnie? - konfitury? Na czele stały wiśniowe, potem porzeczkowe. Zupełnie, jakby ktoś na wspomniane tosty je nakładał. Łyżeczka po łyżeczce, bez opamiętania. Owoców zbierało się coraz więcej. Choć kwaskawe, były też bardzo słodkie. W pewnej chwili pomyślałam o dżemo-galaretce typu jelly z granatowo-czarnych winogron. Kryła goryczkę, pewną wytrawniejszą... ostrawość? A może zaplątały się tam też podwędzone śliwki? Coś w tych klimatach... Owocowa nuta przejawiała pewne ciepło, powagę... Jak ekskluzywna nalewka z bardzo ciemnych owoców? 

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa owocowe twory niemal zupełnie przysłoniły tosty. Delikatna słodycz odeszła na tyły. Kompozycja zaczęła nabierać mocy. Palona nuta zaprosiła migdały i całe mnóstwo innych orzechów, w tym chyba fistaszków. Pomyślałam o marcepanie, zestawionym z owocową (wiśniowo-czarnoporzeczkową?) warstwą, ewentualnie nieco nasączonym owocowym alkoholem. Konfituro-dżemy jakby doprawiono ostrawym miodem i charakternymi przyprawami (korzennymi?), że aż ich owocowość lekko osłabła. Czułam rozgrzewanie (trochę kojarzące się z alkoholem?). Po chwili pojawiła się mocniejsza, też palona gorzkość.

Na przód wypłynęła gorzka i wyrazista kawa. Dominowała, mocno przyozdobiona migdałami (zarówno samymi, czystymi, jak i marcepanowymi; w charakterystyczny sposób "soczystymi"). Drzewa znalazły obok nich miejsca dla siebie. Zwróciły moją uwagę na pewien chłód, gdyż były jak... coś osłaniającego, rzucającego cień na chłodne strumyki i ziemię od słońca. Pojawiła się ziemia i nabrała mocny. Połączyła orzechowości i owoce. W kawie przemykały też nutki ciemnych owoców.

Goryczkowatość, lekka fasolowo-sojowa (i surowo arachidowa?) nuta zaczęły przerabiać migdały na coraz wytrawniejsze, choć te wciąż częściowo jawiły się jako... marcepanowo-ciastowe? Miodowy marcepan i migdały puściły przodem ziemię i owoce; znów te części się rozdzieliły.

Dosłownie pod koniec ziemia wydała mi się nieco przegniła... Ostrawa i chłodna zarazem. W cieniu drzew doszukałam się... ziołowo-słodkawe nuty lukrecji. Jej goryczkowato-ostry korzeń mignął, skorzystał z goryczki kawy, po czym znów poczułam owoce. Też nadgniłe i słodkawe. Takie... przejrzałe, podfermentowane? Czułam wiśnie i czarne porzeczki, jeżyny... Minimalnie kwaskawo-cierpkawe, na pewno soczyste. Pod soczystymi, ciemnymi owocami wróciły też migdały... Nie dały za wygraną - pomogła im ostrzejsza słodycz, która jako ciemny miód zalała inne przyprawy.

W posmaku został stonowany marcepan, drzewa... ciepło-pieczone arachidy i maślane tosty, ale też gorzkawa, pozostawiająca suchość kawa. Dla zrównoważenia wyłoniły się wyraźne, kwaskawo-soczyste wiśnie z uwypukloną słodyczą. Może też znów ciemne winogrona? Nie zabrakło w każdej z tych nut kropelki miodu.

Całość wyszła bardzo, bardzo harmonijnie. Słodycz miodu i karmelu integralnie zmieszała się z ciemnymi owocami (wiśnie, czarne porzeczki, śliwki) jako słodkie dżemy / konfitury i migdałami jako marcepan. Jego łagodność i maślane tosty właśnie owoce wyprowadziły na charakterniejszy tor. Drzewa, ziemia, kawa, podkreślone pikanterią (m.in. lukrecji) nie zapomniały o słodyczy - właśnie w dużej mierze owocowej. Słodkie, ciemne owoce stanowiły więc łącznik. Palenie i ciepło dodatkowo wszystko związały.

Stara wersja wydała mi się bardziej kwaskawa w kwestii owoców (te, np. wiśnie, wiśnie wystąpiły w niej częściowo pod postacią suszonych, nie tylko syropowo-nalewkowych), obok czego stały mocno maślano-nabiałowe nuty (śmietana, twaróg). Nowa wyszła mniej kwaśno, ale i mniej maślano. Wydała mi się bardziej słodka (za sprawą owoców: wiśni, czarnych porzeczek, winogron i śliwek - dżemowo-nalewkowych i przejrzałych "świeżych") i gorzka, co jakby zostało wydobyte paleniem / prażeniem. To powtórka z mocno miodowo-karmelowego, migdałowo-kawowego smaku. Drzewa, ziemia, lukrecja - tylko że... w nowej wersji jakby mocniej nasączone miodem i jeszcze cieplejsze.
Dzięki niższej maślaności, zdecydowanie to nowa wersja bardziej mi odpowiadała. A jednak nie była lepsza od interesująco kontrastowego, też wiśniowo-lukrecjowego Pralusa 75%.
Neapolitanka wyszła zabawnie "między starą a nową". 


ocena: 9/10
cena: 39 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: 565,5 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

------------

Domori Cacao Trinitario 70 % Sur del Lago Napolitain  to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Wenezueli w formie neapolitanki (miniaturki ważącej 4,7g). 

Zapach bezprecedensowo należał do migdałów i migdałów w formie słodkiego marcepanu. 

W smaku od początku czułam wysoką słodycz miodo-karmelu i fermentujących owoców... zaraz (podobnie jak przy pełnowymiarowych) wyraźnie rozbrzmiały śliwki, czarne porzeczki, jeżyny i granatowe winogrona... w wydaniu świeższym. A jednak specyficzna, poważna słodycz wciąż się ich trzymała. Choć soczyste i słodkie, owoce co jakiś czas podkradały się pod nalewki.
Właśnie za jej sprawą weszła smakowita cierpkość.
Przywołała delikatną nutę ziemi, zrównaną z migdałami. Wydało mi się to roślinnie-fasolowe... fasolowe jak surowe fistaszki. I znów - dosłownie to, co czułam w przypadku pełnowymiarowych (głównie dawnej wersji), ale pchające się jedno na drugie.

Z czasem marcepan wydał mi się lekko przyprawiony. Ostrość przypraw korzennych i rześkość połączyły się. A zanim na dobre splot ten rozszedł się po ustach, czekolada znikała w miodowo-marcepanowej otchłani. Na końcówce stała się aż nieco zbyt maślana.

Wydźwięk wydał mi się inny niż pełnowymiarowej starej. Pyszny, acz jakby "do rozwinięcia".
Gdy zjadłam neapolitankę pomyślałam, że dobrze by było, gdyby nowa pociągnęła, zgłębiła nuty neapolitanki właśnie w nieco innym kierunku niż dawna pełnowymiarowa. I... chyba trochę tak się rzeczywiście stało. To... dobre streszczenie, przedsmak pełnowymiarowej (wyżej opisanej).

ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady (dostałam)
cena: -
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: mogłabym dostać

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.