sobota, 9 kwietnia 2022

Soklet 70 % Dark Chocolate Black Garlic ciemna z Indii z czarnym czosnkiem

Po ryzykownym (w moim odczuciu) wege-lodówkowym deserze (recenzja za kilka dni) i po kontrowersyjnej (pewnie według wielu osób) Naive z lukrecjowo-cytrynowo-słonawym chrupaczem, przyszła pora na coś niezwykle... szokującego dla mnie. Soklety uwielbiam, a jednak tego "nie chcę...ale może jednak". Otóż kiedyś pojawiło się to w Sekretach Czekolady i zaczęłam dopytywać z ciekawości, jak to, czekolada z czosnkiem?! Co to ma być?! I pytałam, czy ten czarny jakoś się od normalnego różni. Byłam po prostu zdziwiona, że można to połączyć. Szczerze? Brzydziło mnie to, a wizja paskudnego czosnku w cudownym Soklecie wydała mi się aż sprawiająca ból. Nie cierpię czosnku, choć mogę go znieść np. w indyjskich / tajskich daniach, gdzie nie ma go za wiele etc.; tam, gdzie pasuje. Do czekolady jednak? I tak z Piotrem z Sekretów pisaliśmy, że wyszło, iż w zamówieniu i ta miała się znaleźć, co było po prostu niedogadaniem się. Gdy znalazłam tę tabliczkę w paczce, zamurowało mnie. Chciałam wyjaśnić sprawę i stanęło na tym, że za to dziwo jednak nie musiałam płacić. Niby dobrze, ale... to wciąż było u mnie. I choć data długa, uznałam, że spróbuję i będę mieć z głowy. Biorąc pod uwagę, że to kochany Soklet, nie darowałabym oddania np. ojcu bez spróbowania. Bo co, jeśli czarny czosnek rzeczywiście smakuje - jak mówią - słodko, subtelnie; bez specyficznego czosnkowego aromatu? Czyli coś jak słodkawy i soczysty młody tajski, a więc tolerowany przeze mnie? Zawsze to kolejna ciekawostka spożywcza (lubię takie odkrywać, choć niekoniecznie zawsze w czekoladach). I co, jeśli dodatku dodano malusieńko? Postanowiłam zaufać uwielbianej marce i w sumie... po czekoladę sięgnęłam sceptycznie, acz bez gigantycznego strachu, jak przemyślałam to i owo.

Soklet 70% Dark Chocolate Black Garlic / Schwarzer Knoblauch to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Indii z gór Anamalai, plantacji Regal z czarnym czosnkiem.

Po otwarciu przyatakował mnie wytrawnie-soczysty czosnek i ogrom miodu. Ten był słodziutki i wonny, lekko cierpki... Pomyślałam o miodzie ze spadzi iglastej i leśnych kwiatach. Nieco pikantniejszym? Aż ostrawo-cynamonowym? Wyraźnie czułam ostrość przypraw i ziół, co podkreślało czosnek i wraz z pieczono-prażoną, ciepłą nutą przełożyło się na skojarzenie z czosnkową bagietką. Choć intensywny, czosnek wcale nie był tu bardzo ordynarny, zawarł w sobie pewną świeżość. O dziwo nie zagłuszył miodowości czekolady i nie był obrzydliwy, choć przyjemnym za nic go nie nazwę. Byłam podejrzliwa, ale też zaintrygowana, mimo że czosnku nie lubię.
Gdy wyjęłam z opakowania tabliczkę i powąchałam puste opakowanie - ono z kolei czosnkiem dosłownie waliło - dziwne.
Zainteresowana Mama powąchała czekoladę (wiedziała, za co tego dnia się biorę) i uznała, że też czuje bagietkę z czosnkiem.

Tabliczka, choć ciemna, już wyglądem straszyła, bo przebijały się czarne plamki - czosnku, jak się okazało. Ona sama trzaskała średnio głośno i była twarda, jednak dodatek nadał jej pewnej łamliwości.
Czosnek dodano w ilości średniej jako posiekane, średniej i sporej wielkości kawałki. Okazały się lepkawo-jędrne, kleiste (trochę jak suszone śliwki). Trafiały się nie w każdej kostce: z tego co zjadłam i przyglądając się, chyba wychodzi pół na pół (przy czym kostki, w których był, były pełne kawałków, jak kostka bez to zupełnie bez - obstawiam jednak przypadek).
W ustach rozpływała się bardzo długo, mięknąc, a jednak zachowując kształt prawie do końca. Robiła to w sposób początkowo nieco oporny, albo raczej grożąc oporem... Okazała się trochę chropowata, ale z czasem przystająca na kremowość. Wymykała się z niej soczystość. Istne tsunami, które zaświadczyło o tym, iż była mało tłusta. Wypuszczało to z siebie kawałki czosnku. Za gryzienie go brałam się, gdy czekolada już zniknęła. W ustach okazał się zwarty i soczysty, świeżawy... trochę jak kandyzowane owoce, trochę jak suszone śliwki; miękkawo-lepki. 

W smaku przywitała mnie czosnkowa mgiełka, bo, jak się okazało, całość - zwłaszcza kęsy bez dodatku! - nim przesiąkła. W zasadzie cały czas wisiała nad rozchodzącymi się nutami czekolady, a jednak nie dominowała... tak zupełnie. O dziwo, czosnek w kęsach bez jego kawałków, wyszedł nawet bardziej ordynarnie czosnkowo niż w tych, gdzie był.

Prędko rozeszła się goryczka i pikanteria ziół oraz przypraw, w tym korzennych. Najpierw wyszło to dość wytrawnie, choć poczułam również słodkawy cynamon. Zaraz zmieszał się z czymś bardziej ostro-soczystym i ciepłym. Pieprzem? Czosnek pobrzmiewał wśród całego splotu przypraw i gorzkich ziół.

Daleko w tle mignęły mi jakieś egzotyczne, pikantnawe owoce. Wniosły kwaśność, może trochę cytrynową... Może jak duet imbiru (i innych przypraw?) z cytryną? Nie była jednak jasno sprecyzowana.
Ciekawa sprawa wyniknęła przy kwaśnych nutach jakoś w tym momencie. W kęsach, gdzie był kawał lub kawałek czosnku, wpisywał się w kwaśność. Mało tego! Dokładał się do niej, acz pozwalał, by także słodycz dołączyła do kompozycji. Co ciekawe, ostrość przypraw ogółem wydawała się niższa w kęsach z czosnkiem. O dziwo, od kawałków rozchodził się smak owocowo-czosnkowy, w momencie gdy bez kawałków czosnku, nad czekoladowością unosiła się nuta czosnku-czosnku.

Po pewnym czasie zorientowałam się, że przecież także słodycz w tym wszystkim się tliła, a następnie zaczęła rosnąć, by w połowie rozpływania się kęsa wyjść na starcie z czosnkiem (zwłaszcza w kęsach bez kawałków dodatku). Pomyślałam o słodko-miodowym sosie teriyaki (a przynajmniej tego typu orientalnym), bo... słodycz trafiwszy na nutę czosnku i ją jakoś dosłodziła. Nuty związały się ostrością. Jak ciemny, charakterny miód, np. gryczany czy ewentualnie ze spadzi iglastej. Mieszanka tego aż ociepliła gardło. Ostra kwaśność wzrosła, jednak... połączyła to z pewnym kwiatowo-rześkim echem. Bardziej roślinnym? W pewnym momencie zrobiło się miodzikowo-cukrowo, szokująco słodko, przy jednoczesnym wyraźnie czosnkowym smaku. Słodycz zrównała się z wytrawnością. Czosnek nie osłabiał słodyczy, ale spłycał jej wydźwięk.

W przypadku gryzów z czosnkiem obok słodyczy cały czas rozchodziła się delikatna kwaśność. Wdzięczyła się jako orientalnie-owocowa, soczysta i łagodna, kwaśno-słodkawa. Sok cytrynowy płynął i z czekolady i... z czosnku. Podkreślił w czekoladzie nuty owoców, ale... jakby je przejął. Pomyślałam w końcu o suszonych wiśniach, czereśniach... Chwilami bardziej o śliwkach. Jakby to je starał się udawać czosnek. Udanie, ale czosnkowego rodowodu całkiem się nie wyzbył. Orientalne owoce czułam głównie właśnie w kęsach, gdzie on był, znacznie mniej w tych, które zrobiłam potem. 

Przy słodyczy i ciepłych, korzennych przyprawach na jaw wyszedł prażono-pieczony motyw. Kontynuował ciepło. Zdarzyło się, iż w tym momencie wyłapałam nutę pieczonych, kwaskawych jabłek z cynamonem. Mało uchwytnych jednak, schowanych w cieple. Kryły się w nim też orzechy, pewna gorzkość i... mocno wypieczona bagietka. Jeszcze ciepła? Bagietka czosnkowa z innymi przyprawami, a więc też soczystszym np. imbirem, ziołami i... z nutą fromage? Te bagietkowe tony wyraźniejsze były w kawałkach czosnku pozbawionych (a tylko przesiąkniętych nim).

Kwasek znów pobudził nieco soczystość, rześkość bardziej owocową. Pomyślałam o czerwonych, ale suszonych. Czosnkowo-ziołowe nuty wyraźnie przerobiły wszystkie wiśnie i czereśnie na ich suszone wersje. Suszone, albo kandyzowane...? Lepkie suszone śliwki! Słodko-muliste i z odrobinką kwasku. O ten zawalczyły cytrusy. Je wyraźnie czuć dopiero w okolicach kawałków. Pod koniec także kawałki bez dodatku trochę tymi nutami smakowały.

Bliżej końca kompozycja łagodniała i przejawiała aż śmietankowo-maślane motywy. Słodycz natomiast, dość wysoka, płynęła jakby obok tego wszystkiego, jako słodziuteńki miodzik. Bazowo czekolada wydała mi się delikatniejsza, aż mdława właśnie przy wyłaniających się dodatkach.

Czosnek, gdy się wyłaniał, zaczynał dominować, ale nie tylko jako smak czosnku, a owoce, o czym już pisałam. Po zniknięciu czekolady, łatwo o niej zapomnieć, bo zostawał on. Dziwnie soczysty (trochę jak świeży imbir), udający owoce do czasu, aż zaczęłam go gryźć. Trochę... ogólnie ziołowy, ale w świeżym sensie. Jak... młody szczypiorek; rześki jak... trawa cytrusowa, a jednak też korzenny. Korzennie-słodki. Przypominał trochę suszone, lepkie śliwki i wiśnie, acz ze specyficzną nutą podkwaszonej słodyczy, jakby przyprawione. Dopiero porządnie pogryziony był już bardziej czysto, aż ostrawo czosnkowy. Dziwnie orientalny, ale zasadniczo czosnkowy - to nie podlegało dyskusji.

Po zjedzeniu został posmak głównie czosnku, a jednak nie był straszliwym "waleniem z gęby", zestawiony z miodem i delikatnością nieokreśloną. Trochę oddawało to moje wyobrażenie o ciepłym mleku z miodem i czosnkiem, co pokutuje jako "tradycjonalna, babcina mikstura lecznicza" (a czego ja nigdy nie piłam). Tu oczywiście "mleko" raczej należy zmienić z "czekolada", o czym świadczyła gorzkość... nie tylko jednak kakao, a głównie ziołowa. Osobiście, przez ten czosnek, czułam po degustacji potrzebę umycia zębów. I jakoś po 4-5 kostkach było mi bardzo nieprzyjemnie. Przy piątej mnie zemdliło, a po umyciu zębów przez cały dzień wspomnienie czosnku jakoś tak... powracało.

Całość rzeczywiście wyszła czosnkowo, ale i nie... I to było takie dziwne! Może odebrałam ją jako tak mocno czosnkową, bo go nie lubię i jestem czuła. A jednak został tak wtłoczony w dobrą, wyrazistą czekoladę, że nie było to obrzydliwe, a do pewnej chwili ciekawe. Może nie smaczne według mnie, ale jako ciekawostka do zjedzenia... Trochę. Przy 5 kostce od czosnkowości mnie zemdliło (przy czym 2 w tym były bez kawałków czosnku) i resztę oddałam Mamie, ażeby może spróbowała. O ile w tajskiej kuchni trochę czosnku tajskiego potrafi wydać mi się w sumie ok i ciekawe (o czym pisałam przy np. boczku po tajsku z Molam na instagramie), tak w czekoladzie nawet połowa tabliczki ważącej 50 gramów to dla mnie o wiele za dużo. W moim odczuciu czekolada i czosnek po prostu nie łączą. I śmiem twierdzić, że nie tylko "bo ja nie lubię..." - jak widać, gdzie bardziej pasuje, potrafi mi nie przeszkadzać, a całe danie nawet smakować. Najdziwniejsze było, że tam, gdzie znajdowały się kawałki czosnku, smak był... bardziej owocowy niż czosnkowy. Bez dodatku, a tylko przesiąknięta czekolada, mdląco waliła czosnkiem.
Mama przypomniała mi, że "ludzie ogółem chyba lubią czosnek" i właśnie... zasadność robienia takiej czekolady więc pewnie jest (a do mnie trafiła przypadkiem). Także ona z ciekawości spróbowała dosłownie gryza bez czosnku i gryza z. O czekoladzie bez dodatku: "o fu, ja już tu ten okropny czosnek czuję! I ciemną czekoladę, fu, ja nie chcę tego jeść!" i wypluła. Potem, krzywiąc się, spróbowała z dodatkiem. Była w szoku: "wow, to tak wyszło... niby ciemna czekolada, ale ten kawałek - czosnku? - wprowadził taki fajny słodko-kwaśny smak owoców suszonych, jak ja teraz lubię. I takie soczyste, rześkie to było, a czosnek i gorzkość dopiero w tle. Na koniec już i tu trochę ten czosnek bardziej czuć, ale ta część była nawet ok, tylko że ciemna". Więcej oczywiście nie chciała i czekolada poszła dla ojca (fana czosnku). Mama stwierdziła, że "kawałek z dodatkiem powinien mieć co najmniej 7, a ten bez był niesmaczny".

Świeży, słodkawo-soczysty i ogólnie ziołowy, dziwnie słodko-kwaśny i suszonoowocowy czosnek jakoś zgrał się z pikanterią cynamonu, imbiru i innych korzenności oraz owocowymi nutami. Tabliczka wyszła soczyście-wytrawnie orientalnie, a jednocześnie słodko. Wydała mi się jednak mniej słodko-pikantna "czekoladowo" niż 70 %, a bardziej słodko-czosnkowa, kontrastowo. 
Czuć, że baza była podobna do 70%, która to jednak wyszła bardziej świeżo owocowo; i to w kontekście leśnych, czerwonych i cytrusowych oraz orzechowo; czułam w niej śmietankę / twaróg i kawę. O ile w 70% się zakochałam, tak czosnkowa wersja... mnie nie obrzydziła... aż tak bardzo, jak się spodziewałam, że to zrobi. A w przypadku takiej kompozycji to plus. Ja jednak nie jestem przekonana do takich połączeń w czekoladzie. Czosnek może i ciekawie pewne nuty przemodelował, ale czy efekt był na pewno smaczny? Nie był niesmaczny jako dodatek, ale nie mam zamiaru dodawać jakichkolwiek punktów za to, że "tabliczka nie wyszła obrzydliwie". Bo... miejscami była.
I właśnie... w sumie nawet to, że były kostki z kawałkami i bez (te dziwnie przesiąkły) wydaje się mieć sens... U mnie źle wpłynęło na odbiór, ale raczej ktoś, kto czosnku nie lubi, takiej czekolady by nie kupił. Nie chcę jej więc skrzywdzić oceną. Po przekonaniu się, jak smakuje czarny czosnek, wystarczyło mi, więcej nie chciałam jeść, a najlepiej, gdyby wcale się u mnie nie znalazła, więc ocenę staram się jakoś wyważyć. Przystępna, zrobiona dobrze, ale po prostu zgodnie z tytułem...  tabliczka pozostawiła niesmak po marce ogółem. Kocham czyste Soklety, a o tej wolałabym zapomnieć.


ocena: 6/10
cena: 27 zł (za 50 g; cena półkowa; u mnie okazała się gratisem)
kaloryczność: 593 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Składniki: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, czarny czosnek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.