środa, 17 czerwca 2015

Valrhona noir Guanaja 70 % ciemna z Hondurasu

Valrhona jest francuską marką, wyrabiającą czekolady i czekoladki. Nie trzeba jednak jechać aż do Francji, by w jej produkty się zaopatrzyć - nie ma problemu z zamówieniem ich przez internet, a w większych miastach w specjalistycznych sklepach na pewno także uda się coś znaleźć. 
Ich czekolady mają bardzo proste, dwukolorowe opakowania, co przyciągnęło jakiś czas temu moją uwagę. Skoro te rzucające się w oczy zazwyczaj kryją zupełnie przeciętne wyroby, wyglądem próbując zatuszować smak, to tak niepozorne opakowania na pewno skrywają... coś. Coś, co znalazło się na mojej liście "koniecznie spróbować".
Przez wiele miejsc pochodzenia ziaren kakao, a także różną ich zawartość nie mogłam zdecydować się, które zamówić, jednak wtedy właśnie przyszła do mnie inna paczka z Sekretów Czekolady, bo dwóm czekoladom z ich oferty oprzeć się nie mogłam i gdy otworzyłam paczkę... byłam w szoku. Otrzymałam wiele rozmaitych malutkich czekolad, między innymi właśnie tych, na które się czaiłam.

Moją uwagę zwróciło malutkie i skromne czarno-czerwone opakowanie... Valrhona noir Guanaja 70 % cacao, czyli ciemna czekolada z zawartością 70 % kakao, będąca mieszanką ziaren criollo, forastero i trinitario (czyli krzyżówki dwóch poprzednich) z Hondurasu. Mamy więc mix z wyspy położonej nad Morzem Karaibskim, który zaintrygował mnie niezmiernie. 

Delikatnie wyjęłam tabliczkę owiniętą w złotko z papierka, który swą prostotą bardzo przypadł mi do gustu. Złotko odwinęłam i nagle, niczym piorun, pojawił się gorzkawy zapach kakao z nutą starych, drewnianych mebli. Nie był to smród zatęchłych foteli, ani żaden spray do czyszczenia drewna, tylko wiekowy już gabinet z ogromną półką ze starymi książkami. O tak dziwaczny i zarazem przyjemny aromat nie posądziłabym żadnej czekolady.
Tym bardziej poczułam chęć spróbowania jej. Bardzo ciemnobrązowa, odrobinę lśniąca, tabliczka ułamała się z dość głośnym trzaskiem.

Kawałek powędrował do ust. Pierwszą rzeczą, która uderzyła równie niespodziewanie jak zapach, była kremowa delikatność. Wyglądało na to, że czekolada nie może się zdecydować, czy pójść w stronę gorzkości, czy słodkości. W końcu jednak to drugie wyszło na prowadzenie. Czekolada stała się bardzo słodka, z wyraźną "ciężkością" (nie mówię tu o gramaturze). Wraz z upływem czasu, kawałek zaczął się rozpuszczać - bardzo gładko i pod tym względem przypominał mleczną czekoladę; zero proszkowatości, czy mulistości. Oprócz konsystencji podobnej do jaśniejszego rodu tabliczek, odnalazłam tu bowiem lekką, śmietankową nutkę, która była zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że mleka w składzie nie ma.

Odrobina kakaowej goryczki zaczęła się nasilać, spotęgowana waniliową poświatą. Wyłoniła się na moment, po czym zniknęła, a mi przez myśl przemknęły dojrzałe wiśnie. Bardzo dojrzałe. 
Później głębia kakao znów się rozlała po ustach, wraz z czysto czekoladowym smakiem. Było to bardzo proste, a zarazem "dwuznaczne". W tej głębi doszukałam się jednak czegoś jeszcze, oprócz typowo czekoladowego smaku.
To coś, to nic innego jak posmak orzechów włoskich, przez ułamek sekundy lekko gorzkich.
Ich smak jednak także po chwili zniknął, a ja znów poczułam dość silną słodycz. 
Mimo tej całej słodyczy, nie odebrałam tabliczki jako słodkiej, wręcz przeciwnie - kakao było tu "dyktatorem" i to pod jego dyktando wszystkie nuty smakowe się przeplatały. 
Ta czekolada miała wiele czekoladowych oblicz, podczas jedzenia jej, jednak po zniknięciu ostatniego kawałka, czułam już tylko gorycz. 
Zero kwaśnego posmaku. Tylko słodycz i kakao, które odsłoniło swoje 50 twarzy różne oblicza. 
Po zakończeniu degustacji w mojej głowie pojawiły się słowa, zamykające ją, i nimi właśnie zakończę tę recenzję: słodka elegancja. Chociaż, gdy człowiek już się z nią oswoił, zaczynała wydawać się troszeczkę nudna.


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od sklepu Sekrety Czekolady
cena: jak wyżej
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: z chęcią kiedyś zakupię pełnowymiarową tabliczkę

Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt z wanilii

27 komentarzy:

  1. Zachwyca mnie wygląd tej czekolady! Jest taka niecodzienna.
    Elegancka czekolada, o wielu obliczach smakowych, która z czasem już nie zaskakuje, ale cały czas zachwyca- dobrze podsumowałam? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię Twoje opisy:) gorzkiej czekolady nie odmawiam więc chętnie bym i tą spróbowała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać. ;)
      A ta czekolada wcale taka gorzka nie jest, ale do wartych spróbowania na pewno się zalicza.

      Usuń
  3. Mleczna mnie nieco rozczarowała, ale jestem skłonna dać kiedyś innym wersjom drugą szansę. Tej raczej nie, ale na zagranicznej stronie widziałam karmelową ze słonym masłem i inną o nazwie Dulcey :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zagranicznych stronach zawsze kuszą! Mleczna czeka sobie w szufladzie i jestem ciekawa, jak wypadnie w moich oczach.

      Usuń
    2. Dulcey jest okropna! Jestem bezkompromisowym fanem ciemnej czekolady. Poza momentami kiedy mam pod ręką Dulcey ;) Notorycznie znika na raz. Także ciemne czekolady wychodzą mi zdecydowanie ekonomiczniej... Co do mlecznej Valrhony - oni mlecznych tabliczek mają kilka, bardzo różnych. Tanariva, Jivara, Bahibe - różnica o kilkanaście % kakao, inne są też kraje pochodzenia ziaren. Tanarivą się można zasłodzić, choć to mój ukochany Madagaskar, to jednak wolę wysokoprocentowe mleczne.

      Usuń
    3. Ja także wolę te z większą zawartością kakao, ale żadnej czekolady nie przekreślam, dopóki nie spróbuję.
      Postanowiłam, że z czasem wypróbuję wszystkie (albo przynajmniej większość) z ich asortymentu. ;)

      Usuń
  4. Nuta dojrzałych wiśni nas najbardziej zaintrygowała :) Tabliczka ma fajny nietypowy kształt :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczna czekolada (nietypowa, ale nadal wpisująca się w prostokąt, więc jest ok), do tego znikająca nuta orzechowa i stara szafa brzmią intrygująco, naprawdę. Zmieniłabym jedynie szatę graficzną opakowania, bo czerwony kojarzy się z ostrym, z chilli, więc po wejściu na bloga od razu pomyślałam: o nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście kolor jest nieadekwatny, bo w gruncie rzeczy jest bardzo delikatna.

      Usuń
  6. Po przeczytaniu dzisiejszego wpisu stwierdziłam dwie rzeczy. Po pierwsze (werble)... to jedna z Twoich najlepszych recenzji. Lawirowałaś pomiędzy opisami smaków z takim realizmem, że niemal czułam je czytając, serio. :D Po drugie: rzecz niezwykła, bo chociaż ja i ciemna czekolada to związek burzliwy to NAPRAWDĘ zachęciłaś mnie na tyle, że bym ją kupiła. Trochę muszę pomarudzić - gdzie są duże i ładne kostki? :< No jednak to 20g stąd nic dziwnego, że tabliczka jest w formie batonikowej. Ciekawe jak wygląda pełnowymiarowa wersja, muszę zobaczyć. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że recenzja się podoba oraz że Cię do niej zachęciłam.
      Pełnowymiarowe, z tego co wiem, są także bardzo ładne, ale nie wiem, czy z dużymi kostkami.

      Usuń
    2. tak wyglądają duże tabliczki od Valrhony po wyjęciu z opakowania (to akurat Porcelana El Pedregal)

      Usuń
    3. Pamiętałam, że to coś takiego. Utwierdzam się w przekonaniu, że są piękne.

      Usuń
  7. Opakowanie jest jednym z piękniejszych jakie wiedziałam ! :)

    Przyznam rację Veli, piszesz lepiej i lepiej iii lepiej :) Aż boję się co będzie dalej! Niejako czułam już w ustach smak tej czekolady.. Bardzo ciekawa kompozycja! :) Zazdroszczę Ci, że miałaś okazję spróbować czegoś tak złożonego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytając Twoje recenzje odpływam w czekoladowy świat, a muszę powiedzieć, że czekolady kocham najbardziej na świecie. Dlatego tak bardzo zazdroszczę Ci tych wszystkich intrygujących tabliczek. Ta jest niczym wszystkim znany Christian :D Chciałabym poznać wszystkie jej oblicza ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że moje słowa mają taką moc przenoszenia w świat czekolady. :D
      Wiesz, zawsze można coś przez internet zamówić, chociaż łatwo potem popaść w "czekoladozakupoholizm".

      Usuń
  9. kurczę, na prawdę opakowanie nie oddaje smaku czekolady, sama też się przestraszyłam, że coś ostrego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierwszy raz, jak zobaczyłam, to właśnie miałam nadzieję, że to coś ostrego... ale i tak było smacznie, mimo, że bardzo delikatnie.

      Usuń
  10. Bardzo fajny opis :) Cieszę się, że tabliczka przypadła do gustu. Nie bez powodu Guanaja, w innej formie - małych dropsów pakowanych w kilkukilogramowe worki, jest najczęściej używaną czekoladą w pracowniach cukierniczych restauracji z gwiazdkami Michelin. Nie jest szalenie odważna, ale ma w sobie coś ponadczasowego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pomimo tego, że byłam po bardzo ciężkiej nocy czytając w środę tą recenzję - odpłynęłam gdzieś daleko dzięki Twojemu opisowi. Niezwykle cieszy mnie to, jak wiele mam jeszcze do odkrycia - na przykład cały świat Valrhony :). Przymierzałam się już do zamówienia, ale... które czekolady wybrać? :D To straszny dylemat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam jeszcze ze dwie do spróbowania i po nich, mam nadzieję, uda mi się stwierdzić, czy moje zamówienie składać się będzie raczej z mlecznych, czy ciemnych.

      Strasznie mnie cieszy, że recenzja tak się podobała. ;)

      Usuń
    2. Ja na pewno zafunduję sobie przekrój przez ciemne i mleczne - jednak z naciskiem na ciemne. Pewnie już wkrótce będę musiała się zdecydować na jakieś zamówienie, bo zapasy czekolad innych niż Zotter szybko się kurczą. Zostały mi 2 Moriny, 3 Manufaktury, 1 Vivani, 1 Torras.

      Usuń
    3. (to znaczy - zostały w Magicznej Szufladzie. Zjedzonych i oczekujących do napisania recenzji jest znacznie więcej).

      Usuń
    4. Ja mam w zanadrzu już około 40 różnych recenzji, w tym połowa to czekolady, haha. Jednak zapasy w szufladzie są wcale nie mniejsze, z tym, że dużo z tego to produkty, które obecnie mnie przestały interesować (typu batony itp.), więc muszę się zmusić do zjedzenia tego... A dzisiaj i tak zafundowałam sobie degustację jednej tabliczki Morin, o której to wpis nie wiem, kiedy wrzucę. Zostały mi tylko dwie Morin i o skończeniu ich myślę z lekkim żalem. Po nich nie czeka mnie już żadna czekolada tej firmy? :(

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.