środa, 25 marca 2020

Zotter Classic Happy Christmas... for the best employees mleczna z orzechami nerkowca, pomarańczą i przyprawami piernikowymi

Ostatnio nerkowce znalazły się na podium moich ulubionych orzechów. Trochę mi brakuje czekolad z nimi, jednak zdaję sobie sprawę, że łatwo byłoby tu o ich zagłuszenie. Na szczęście jednak Zotter G.Nuss.Tafel Cashew była przepyszna i dzięki niej czułam, że i na dzisiaj prezentowaną narzekać nie będę. Nigdy nie zastanawiałam się wprawdzie, czy połączenie nerkowców i pomarańczy jest fajne, ale... dopóki mowa o pomarańczy niekandyzowanej, nie widziałam powodu, by coś miało pójść nie tak.
Radość z tej tabliczki była o tyle większa, że nie była dostępna tak normalnie w sprzedaży, a jedynie udostępniona sprzedawcom / dystrybutorom, którzy pracują z Zotterem. Zgodnie z tytułem: „dla pracowników”, więc czułam się wyjątkowa. A to dzięki Marcinowi z BioKredens.
Z racji tego, jak bardzo to limitowana tabliczka (typu "spod lady"), jest problem z opisem. Na stronie Zottera w ogóle jej nie było, taki ogólny opis na odwrocie kartonika mało mówi, a szczegółowy wewnątrz - odbiega. Na kartoniku jest np., że to 40 % kakao, w środku, że 50 % - "na czuja" obstawiam jednak to pierwsze.

Zotter Classic Happy Christmas... for the best employees in the world Milk Chocolate with cashews and oranges to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao z orzechami nerkowca, pomarańczą i przyprawami do piernika / korzennymi; (w opisie dokładnie: mleczna z pomarańczową białą czekoladą i nugatem z orzechów nerkowca z kawałkami karmelizowanych nerkowców").

Zdziwiłam się, gdy biorąc tabliczkę, jeszcze przed otwarciem poczułam przyprawy korzenne. Po otwarciu to już w ogóle ich moc zagrała smakowicie: przewodnictwo objął pikantnie-soczysty imbir, słodycz zapewnił cynamon i goździki, a charakter podrasowały cięższe, goryczkowate pieprzowo-kardamonowe nuty. Tabliczka trochę pachniała mleczną czekoladą, pomarańczą zaś niespecjalnie. Dopiero po poprzełamywaniu i po dłuższym skupieniu w trakcie jedzenia... może trochę.

Przy łamaniu trzaskała i była dość twarda, ani trochę nie krucha. Orzechy pod postacią drobnych kawałków dobrze wtopiono, nic nie odskakiwało.
W ustach rozpływała się kremowo, tłustawo, ale bez przesady. Zalepiała, powoli zmieniając się w gęsto-miękką, ale wciąż zachowującą dość zwarty kształt, masę pełną małych i miękkawo-świeżych, a jednak zaskakująco jak na nerkowce chrupiących, bo częściowo karmelizowanych orzechów. Niektóre były bardziej świeże, przy innych znalazła się warstewka cukro-karmelu. To mi przeszkadzało, bo wydawało się, że zatopiono po prostu kryształy cukru. Orzechy wydawały się przy tym tak podrobione, że aż wyprane ze smaku. Cały czas czuć lekką proszkowość, wzmacnianą przez drobinki przypraw, ale całość wydawała się gładkawa.

W smaku czekolada przywitała mnie dość silną słodyczą o ciepłym wydźwięku maślano-mlecznego toffi. Po chwili jednak wyraźnie zaznaczył się palony, lekko goryczkowaty wątek. Palona słodycz jak nic stała się karmelowa.

Poprzez paloność i ciepło błyskawicznie dołączyły przyprawy. Zapowiedziały swoją moc, ale przede wszystkim były słodziutko korzenne: czułam zwłaszcza cynamon, ale też goździki. Wanilia pobrzmiewała, podkreślając maślano-mleczne fale, na których to się rozgrywało. Czekolada sama w sobie wydała mi się zaskakująco maślano-orzechowa, nie zaś mleczna.

Korzenność mniej więcej w połowie prawie dominowała. Pokazała wtedy swój charakter i dopuściła kakao. Oczami wyobraźni zobaczyłam mocno wypieczony piernik. Całe mnóstwo przypraw: od ostro-soczystego imbiru po gorzko-ostry kardamon i pieprz wydało się aż pozytywnie ciężkie. Raz po raz coś przypiekło mocniej; gardło było rozgrzewane epizodycznie i nie za mocno, bo wymieszane z drapaniem słodyczy. Odrobinka kakao podkreślała to.

Podkreślało również ogólną, delikatną orzechowosć. Czuć ją bez rozgryzania orzechów, nie zdawała się pochodzić od nich, a prosto z czekolady. Orzechowo-palone nutki były podkreślone karmelizowaniem, specyficznym posmakiem palonego cukru, a także harmonijnie zmieszane z maślano-mleczną bazę. Poniekąd wpisywały się w jej smak, przez co nerkowce nie były aż tak mocno wyczuwalne jako one same.

Początkowo nieobecna pomarańcza wyłoniła się dopiero po dłuższym czasie. Nie była czysto owocowa. Najpierw pobrzmiewała, podkreślając soczystość imbiru, a potem roztoczyła swój kwaśno-słodki smak, który rześkością bardzo mieszał się z mlekiem. Nasączyła piernik swoim posmakiem, wpisała się w korzenność, tchnęła w nią rześkość i przełamała słodycz bliżej końca, by zaraz znów ustąpić trochę miejsca słodko-mlecznej korzenności. Jedząc więcej, wyłapałam jogurt.

Pod koniec "obok czekolady" zaczęłam przegryzać pojedyncze kawałki orzechów, a skończyłam, gdy czekolada się już rozpłynęła. Nawet wtedy niespecjalnie czuć, że to nerkowce (może trochę), bo tonęły w przyprawionym, intensywnym otoczeniu. Przyprawy i słodycz aż drapały w gardle.

W posmaku pozostała ogólna orzechowość, maślana słodycz mocno palonego, karmelowego toffi i lekka soczystość, rześkość. Co więcej, wyraźnie czułam cytrusy, ale nie tylko pomarańczę, a również cytrynę.

To interesująca czekolada. Wyjątkowo zgrana: orzechy, mimo iż niejednoznaczne, wydawały się wszechobecne (dlatego mam wrażenie, że z czekoladą wymieszano nugat i kawałki, a nie same kawałki). Soczystość cytrusów mieszała się z mlekiem poprzez odrobinkę jogurtu. Cała korzenność wyszła cudownie piernikowo, a do drapiących przypraw... nawet ta silna, drapiąca słodycz jakoś pasowała. Wolałabym ją słabszą, no ale... Kakao tu niewiele, toteż sądzę, że to raczej 40 %.
Idealna na limitkę, bo smaczna, ale nie tak, by do niej wrócić, bo bardziej "smacznie ciekawa". Z tyloma drobnymi wadami, że szybko mnie znudziła. Mikroskopijne nerkowce nie smakowały sobą, za to przez karmelizowanie zwróciły uwagę na cukrowość. A ta, słodycz znaczy się, i tak była silna. Pomarańcza niestety wręcz przeciwna - słaba i nieuchwytna. W zasadzie kawalątki orzechów tylko irytowały, bo pałętały się, a "nerkowcowość"? Licha. Może smakowo to i 8, gdy dodać strukturę to nie więcej niż 7, a niezgodność smaków z tytułem...
Orzechowa drobnica i niewyczuwalność tego, co chciałam szybko mnie znudziło, więc reszta powędrowała do Mamy. "Po tym uderzeniu jakiegoś kardamonu czy czegoś było smacznie" - stwierdziła, choć z orzechów obstawiała laskowce, a pomarańczy nie czuła.


ocena: 6/10
kupiłam: biokredens.pl (dostałam)
cena: -
kaloryczność: 576 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, orzechy nerkowca 9%, odtłuszczone mleko w proszku, suszone pomarańcze 1%, odtłuszczony jogurt w proszku, przyprawa do piernika 0,6%, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, sól, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier)

2 komentarze:

  1. U mnie nerkowce są na szczycie podium od dawna. Na drugim miejscu stoją plebejskie fistaszki. Uwielbiam aromatyczne słodycze, a korzenność jest cudowna. Szkoda, że z imbirem na czele, ale da się przeżyć, skoro dopuszcza do głosu też inne korzonki. Karmelizowanie orzechów to zbrodnia, zwłaszcza tak delikatnych jak nerkowce. Reszta konsystencji najs. Na obecność pomarańczy miałam narzekać, ale w sumie do korzenności pasują. W końcu święta to święta. Jestem wręcz pewna, że odebrałabym ją lepiej niż Ty. Od 6 chi dzielą tabliczkę tylko karmelizowane chamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje "ostatnio" to wiesz... :P A wcześniej zajmowałam stanowisko, że nie mam ulubionych orzechów, a nie, że jakoś specjalnie zdanie zmieniłam. Po prostu nie mogłam się zdecydować, a teraz odkryłam, że to nie takie trudne. Po prostu przestałam się zapierać "nie mogę".

      Lepsze karmelizowane niż smażone w solonym toffee, czyli po amerykańsku, haha.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.