piątek, 4 marca 2022

Zotter Labooko Bolivia 90 % Dark Chocolate ciemna z Boliwii (nowa po zmianach 2020/21)

Pewnego dnia postanowiłam wrócić do jednej z moich najukochańszych czekolad, czyli do Zottera Labooko Bolivia 90 % (recenzja z roku 2016). Gdy do mnie przybyła, włożyłam do szafki. W dniu, w którym miałam ją sobie zjeść nie degustując (bez zdjęć itp.)... zirytowałam się jednak. Okazało się, że zmienili opakowanie (minimalnie, czego w pierwszej chwili nie zauważyłam) i... samą czekoladę: tabelę wartości oraz wywalili ze składu sól. Kiedyś Zotter doprawiał nią lub cynamonem czekolady, że konkretnego dodatku jako jego samego nie było czuć, a tylko podkreślał nuty kakao. Jak widać przestał. Ogólnie nie zgadzałam się z tym, by sól podkreślała pozytywnie, mnie raczej przeszkadza. Przy Labooko Dominican Republic 62 % (2021) i jej dawnej wersji (z 2016r.) jednak pomyślałam, że chyba faktycznie, jak jest jej odpowiednio malusieńko, potrafi jej się udać. To jednak nie koniec zmian. Kolejna to obniżenie gramatury o 5g. I tym sposobem irytacja na zmianę wzrosła do tego stopnia, że odłożyłam otwarcie czekolady, by podjeść do niej bez stresu i nerwów. Nie chciałam, by negatywne nastawienie do faktu zmian przełożyło się na nastawienie do czekolady.

Zotter Labooko Bolivia 90 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 90 % kakao z Boliwii (nowa wersja od 2020/21).
Czas konszowania to 22 godziny.

Rozchyliwszy papierek poczułam intensywny zapach kwaskawego jogurtu i mocno wysuszonych, ale wyraźnie słodko-kwaśnych drobnych rodzynek. Plątała się przy nich pudrowa nuta czerwonych owoców również wnosząca słodycz. Ta jednak ogólnie była niska. Z czasem odchodził od nich wątek czerwonego, esencjonalnego wina. W trakcie degustacji pomyślałam o takim smakującym "porzeczkowato" (myślę raczej o czarnych). Czułam również sugestię węgla i... zwęglone, spalone na popiół drewno. W całości nie zabrakło motywu orzechów, a także przewijającej się tu i ówdzie maślaności.

Twarda tabliczka trzaskała średnio głośno przy łamaniu, ale za to zasugerowała przy nim, że jest bardzo, bardzo pełna i esencjonalna. 
W ustach porzucała prędko twardość, stając się lepko-gibkim kawałkiem, który powoli rozchodził się na węgielno-pylistą masę. Zaklejała i obklejała usta swoimi falami. Wykazywała mazistość i wysoką tłustość gęstego, śmietankowego jogurtu greckiego. Podobnie jak on lekko ściągała. Było jednak w niej też sporo pylistości, przełamującej poczucie tłustości. Aż trochę przytykała. Rzeczywiście okazała się esencjonalna i sycąca, ale nie ciężka.

W smaku pierwszy uderzył kwaskawy jogurt. Zupełnie, jakbym do ust wzięła łyżeczkę śmietankowej, greckiej gęstwiny. Z wolna zaczął łagodnieć  w nabiałowym stylu, schodząc powoli do maślaności.

W tym czasie odnotowałam też pewną słodką suchość, także związaną z kwaskiem. To... drobne rodzynki? Nasiliła się ich słodycz, zmieszała z inną, również owocową. Z tyłów zaczęły dobiegać nuty pudrowo-słodkie... pomyślałam o mieszance porzeczek, z przewagą czarnych; potem o owocach czerwonych... O kwaskawym winie? Owoce roznosiły delikatny, soczysty "słodki kwasek" i rześkość, którym wino nadawało charakteru.

Z czasem kwaskawość jogurtu cierpkość przerzuciła na kakao i węgielność, co umożliwiło pokazanie się gorzkości. Wyobraziłam sobie drewno spalone na węgiel i popiół. Może od dawna leżące w palenisku i już zawilgocone? Gorzkawość zarysowała obraz miejsca po ognisku wśród wilgotnej ziemi, trawy pokrytych deszczem. Gorzkość mimo iż rosnąca, nie była siekierą. Cechowało ją opanowanie. Pewnie dlatego, że obok rozchodziła się łagodna nuta śmietanki, do której dotarła maślaność. Starała się wygładzić gorzkość. Ta zaś raz po raz sięgała po motywy a to popiołu, a to węgla... Nie dawała się! Na zasadzie kontrastu przepychały się na pierwszym planie.

Zaraz za nimi w połowie soczyste kwaski przeszły w soczystość... słodką. Rodzynki i "inne owoce" pod wpływem gorzkości zmieniły się w kwaskawo-gorzkie, a jednocześnie słodkie, choć suche (więc jednak nie takie soczyste?) pomarańcze i... słodko-podbuzowaną żurawinę? Jakieś owoce jagódkowato-podfermentowane? Z jednej strony ciekawie suszone... z drugiej jakby miękko-winne (na raz?). Chwilami myślałam o owocach z nutą karmelu... O zdrowym karmelu zrobionym z nich? Myśli raz po raz wracały do pudrowo-słodkiej nuty... sproszkowanych owoców? Czekolad owocowych w czerwonych wariantach? Owocowawych win? Wino postawiło na swoim - wsparły je czarne porzeczki. Rozkręciły rześką, poważniejszą słodycz i... coś ostrzejszego, rześkiego - lukrecję?

Z czasem gorzkość wygrała z łagodzącymi ją wątkami i połączyła się ze słodyczą i echem kwasku, obfitując w orzechy. Orzechy podkreślone węglem, wciąż pamiętające o maślaności, ale jednak znacznie wyrazistsze, wydobyte... prażeniem? Prażony wątek nasilił się i przywołał migdały. Suchsze nuty też weszły w orzechy. A owocowe... zasugerowały orzechy skwaśniałe? Dodane do jogurtu greckiego? Jogurt pod koniec wracał.

Jogurt i orzechy, gorzkość pozwoliły na końcówce na solówkę dla torfu i węgla. Nasiliła się wizja miejsca na ognisko ogrodzonego kamieniami od trawy i ziemi... na świeżym powietrzu, po deszczu - czuć chłodek, rześkość i pewną... dosadność. Pomyślałam o popiele, zawilgoconym, rozrabianym węglu, wykazującym ziemiste akcenty... Może z sugestią kawy? Ziemistej, węgielnej? Ziarnach lub charakternej czarnej dopiero parzącej się. 

Od końcowych smaków odszedł też posmak, pozostały po zjedzeniu. Kojarzył się z węglem i orzechami oraz delikatnym jogurtem greckim. Lekko owocowe (porzeczkowo-jagódkowate?) nuty wydawały się mało istotne, ale odpowiadające za to, że i słodycz się nie zgubiła. Znów czułam ostrawe orzeźwienie (jak... miejsce po ognisku zlane deszczem?).

Całość zachwyciła mnie. Gorzka w węgielny, orzechowy sposób i cudnie, delikatnie (ale wyraźnie) kwaśna jak jogurt grecki. Mimo próbującej to złagodzić maślaności, dość siekierowata. Niska słodycz należała tylko do owoców, a te... wyszły różnorako, ale raczej przyjemnie. Niby niedookreślone (suszono-pudrowe), ale jak pokazały się winne porzeczki, w tym czarne... było lepiej.

Zaczynało się od kwasku jogurtu, wzbogacało o owocowe i popioło-węgielne nuty, by jako jogurt zakończyć wraz z wyraźnie prażonym kopem, podobne jak w dawnej wersji, acz nowa była bardziej orzechowo-maślana; choć gorzka, to wygładzona i rześka, bardziej owocowa (acz w słodko owocowym sensie). Dawna przy prażeniu zaserwowała wafelki, drzewa (a nie orzechy) i ogółem wydała mi się dosadniejsza w przekazie, bardziej kwaskawo-popiołowa (niż owocowa jak nowa). Pewna "suchość" dawnej była jakby orzechowo-wypieczono-drzewna, nowej niższa i jak suszone owoce (których ogółem za wiele nie było). Nowa wydała mi się... ogółem wilgotniejsza ("zawilgocona") i rozbudowana. Ciekawa zmiana.
Dzisiejsza zachwyciła mnie chyba tak samo, acz trochę czymś innym. Łagodna jak dawna, ale... aspirująca do "siekierki". Bardzo podobne, a jednak ze szczegółami je różniącymi, których nie sposób nie uchwycić.
I... choć przed tą czekoladą już zaczęłam wątpić ("może jednak potrafi coś podkreślić?")... to doszłam do wniosku, że jednak "moja racja jest mojsza". Sól w moim odczucie nie pomaga (może rzeczywiście podkreśla = uwypukla pewne smaki, ale nie kompozycję i głębię; przejrzystość - a ja właśnie je bardziej cenię). 


ocena: 10/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 65g)
kaloryczność: 592 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy

3 komentarze:

  1. Co przedstawia rysunek na tabliczkach Labooko? Nie mogę odgadnąć... Zawsze, kiedy mam Labooko, zastanawiam się nad tym... szukałam nawet w internecie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś również się długo nad tym zastanawiałam, ale dałam sobie spokój. Nie mam pojęcia, a i np. dystrybutor na Polskę nie wie. Może kiedyś napisze do kogoś bezpośrednio z firmy.

      Usuń
    2. Acha, dziękuję za odpowiedź
      :)

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.