piątek, 17 czerwca 2022

krem MixIt Mixitella Brownie

W 2021 roku odkryłam, że jakoś lody, które swego czasu zostały jedynymi słodyczami oprócz czekolad, na które od czasu do czasu mnie nachodziło, zaczęły wydawać się... coraz mniej tym, czego oczekiwałam. To znaczy: nie lubię zimnego jedzenia, a one właśnie - nawet takie już bardzo topiące się, jak je jadam - no jednak są zimne. W dodatku słodycz jest w nie wpisana - są, czym są, w końcu lody to słodycze. Przeszły mi i one. A czasem wciąż nachodziło mnie też na np. "połyżeczkowanie czegoś" na oglądaniu. I tu odkryłam, że niektóre pasto-kremy są bardziej w moim typie, niż myślałam. Nie dość, że nie zimne, wiele jedynie naturalnie słodkich, a w dodatku są o wiele bardziej podzielne od lodów w kubłach (a innych nie jadam). Nic, na czym łyżki by się wyginały. I tak się stało, że podczas comiesięcznych zakupów z ojcem, jego przyjazdów, zawsze mi jakiś krem wpada. Nie są to bowiem produkty, na które sama za często wydaję za duże kwoty (sama kupuję już te znane i lubiane), ale które przygarniam. Umówiliśmy się po tym, jak usiłował trafić w mój gust, władowując mnie w twory niezbyt moje, że po prostu będzie ze mną dokładnie konsultować wybór. I tak oto, że brownie to jedno z nielicznych ciast, jakie na przestrzeni lat lubiłam (i mimo nieciastowej osobowości, naprawdę dobre może i nadal mogłabym zjeść), trafił do mnie ten słoik (i nie tylko, bo tej marki skusił mnie też - nie wiem, czy nie bardziej, bo dziwny - suszony kozi ser, o którym pisałam na instagramie, acz wybierając myślałam, że jest liofilizowany). Poza tym... miałam niedosyt "czegoś browniowatego do łyżeczkowania" po lodach Gelatelli Vegan Brownie Love.

MixIt Mixitella Brownie to "delikatny krem z orzechów laskowych i orzeszków ziemnych z ciemną czekoladą", stylizowany na ciasto typu brownie.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach orzechów laskowych o wyraźnej, naturalniej goryczce i z nieco oleistym echem. Gorzkość podkreśliło i wzmocniło kakao, wplatające nutę nieprzesadnie, szlachetnie słodkiej czekolady ciemnej. Wydała się nieco duszna, przez co pomyślałam o cieście czekoladowym. Z czasem dobitniej odezwały się fistaszki, acz poprzez jakby nieco fasolową, też właśnie duszną nutę doprecyzowując ciasto jako "zdrowe brownie" (może właśnie z fasoli? przypomniał mi się baton Legal Cakes Brownie sprzed zmian). Jedząc myślałam o mocno orzechowym, wilgotnie-mulistym cieście czekoladowym. W zasadzie było w tym też coś, co mogłoby być burżuazyjną wariacją na temat nutellowo-ferrerowatego brownie dla dorosłych.

Za pierwszym razem po otwarciu czekała mnie "miła" niespodzianka w postaci naturalnie wydzielonego oleju, którego część zlałam (a nawet się oblałam; wyszło tego pewnie ponad łychę). Za pierwszym razem wymieszałam bardzo niedokładnie, byle jak, licząc w zasadzie, że konsystencja na dnie będzie dzięki temu przyjemnie gęsta (lubię w przypadku takich rzeczy sprawdzać, jak wychodzi w jedzeniu różna właśnie - od rzadszej po gęstszą). Ogólnie jednak smarowidło i tak było trochę płynne, choć nie rzadkie. Może nieco bardziej rzadko-oleiste na wierzchu, a właśnie gęstsze na dnie. Im bliżej dna, tym spodziewanie gęstsze było. Na samym dnie bardzo gęste.
Kolejne nabyte sztuki (ze znacznie dłuższym terminem ważności) były bardziej jednolite, na wierzchu wydzieliła się może niecała łyżeczka oleju i go już przemieszałam dokładniej. Tak, że żadnych grudek nie było, a tylko drobne kryształki, które pewnie po prostu "mają tam być".

Mimo jednak płynności, tego że się przelewało, smarowidło zachowało zwartość, zwięzłość. Widać zagęszczenie czekoladą. W słoiku znalazło się parę grudek czekolady / kakao i sporo kryształków. 
W ustach krem rozpływał się powoli, nieco gęstniejąc. Mocno, solidnie zalepiał i oblekał zęby, podniebienie, język. Wydawał się wkradać w każdy zakamarek w nieco ciastowo-papkowatym kontekście. Raz czy dwa mignęło skojarzenie z zakalcową / surową masą na ciasto brownie jeszcze z nierozmieszanym cukrem. To trochę ratowało sytuację.

W trakcie jedzenia krem dał się poznać jako bardzo pyliście-proszkowy, suchawy od kakao oraz muliście-tłustawy w nieco ciastowy sposób. Tłusty jak typowa średnio gęsta pasta z orzechów. Przy każdej łyżeczce początkowo odnotowywałam też "miazgowy" element, jednak szybko okazywało się, że to nie drobinki orzechów, a kryształki cukru. Chrupanie ich było paskudne, ale na szczęście względnie nieźle rozpuszczały się wraz z całą masą. Ten właśnie sposób, czyli pozwolenie kremowi na swobodne rozpływanie się, pracował najlepiej (cukrowość wtedy się kryła). Te kryształki bardzo, bardzo irytowały; odebrały sporą część przyjemności z jedzenia. Mimo wszystko, konsystencja zła nie była. Może tylko niezbyt funkcjonalna.* Całościowo ta proszkowa pylistość odwracała uwagę od tłustości, a pod koniec jedzenia nawet wysuszała, neutralizując tłustość, co uważam za ogromny plus.

W smaku pierwsza uderzała smakowita gorzkość, przepleciona słodyczą. Kakaowo-czekoladowy wątek zgłosił swoją obecność pierwszy, po czym przepuścił inne smaki.

Poprzez gorzkość weszły orzechy laskowe, eksponując w jej zakresie swoją naturalną, należącą do skórek. Wyrwały się niemal na przód, gdzie zaraz zmieszały się z pylistym, gorzkawym kakao. Było proste, acz smakowicie wyraziste. Szybko przyszło mi do głowy nieco ziemiste brownie zrobione m.in. na bazie orzechów.

W ciastowości pojawiła się lekka duszność, po czym wzrosła słodycz. Początkowo wyraźnie orzechowa, naturalna. Słodziutkie laskowce okazały się jednak podkręcone. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa raz i drugi błysnęła mi lekka, specyficzna, nieco rześka słodycz. Trochę karmelowa? Rozchodziła się od kryształków. Była zachwycająco niska i uwypuklająca tę naturalną, orzechową. Dodatkowo umożliwił to delikatniejszy motyw chyba odrobinki mleka i masła. Razem z konsystencją raz i drugi zasugerowało to masę na brownie. Do głosu doszły też fistaszki, pilnujące, by słodycz trzymała się konwencjonalnego ciasta typu brownie i ciemnej czekolady. 

Gorzkość zmieszana ze słodyczą serwowała bowiem wykwintną, delikatną ciemną czekoladę o sowitej ilości kakao. Orzechy nie dawały o sobie zapomnieć, bo i fistaszki nasiliły się. Razem z laskowymi cały czas grały na skojarzenie ze zdrowym ciastem zrobionym właśnie z orzechów (mąki orzechowej i/lub fasoli). Takie, do którego nie żałowano gorzkiej, bogatej w kakao czekolady.

Po zjedzeniu został posmak fistaszków otulonych gorzkawą, subtelnie (wręcz skąpo) słodką czekoladą. Do tego lekko pyłkowy, suchy motyw kakao, który to harmonijnie zgrał się z goryczką laskową. On przyjemnie także podsuszył usta, zerując poczucie tłustości.

Całość okazała się pysznym, orzechowo-ciastowym kremem czekoladowym w słoiku. W sumie efekt mnie nie zaskoczył całościowo, ale... pod względem gorzkości tak - ta zasługuje na uznanie. Podobnie przecudownie niska, ukryta za naturalną orzechową, słodycz. Krem byłby przecudowny i smakowo równie dobry jak Zotter Crema Choco / Schoko / Nuss + Schoko Extradark Vegan, jednak sprawę zawaliły kryształki pod względem struktury. W smaku cukru kokosowego było niewiele, bo jak pisałam, nie było to bardzo słodkie, ale ich obecność drażniła.
Smak tknął mnie, że już wiedziałam, że koniecznie muszę spróbować z jogurtem (ok, obstawiam, że bardziej niż naturalny, który akurat miałam kupiony, pasowałby grecki jak np. Piątnicy czy dobry naturalny serek). Zwłaszcza, że tygodniami chodził (acz już przestał) za mną dobry, wyraźnie gorzki czekoladowy deser.
Połączenie to niezbyt się sprawdziło, acz nie było złe. Nie do końca pracowało na strukturę, bo jak tylko chlapnęłam łychę kremu do jogurtu, ten zaczął tonąć, a z racji zwięzłości niespecjalnie chciał się z bazą przemieszać. Acz... tak tylko zagarniając jedno z drugim w sumie wyszło lepiej. Szkoda tylko, że gruda kremu tonie, mimo że do jogurtu dodałam tę rzadszą część. Za to kryształki cukru w zestawieniu z jogurtem wyszły wręcz podle; irytowały bardzo-bardzo.
Zagarniane z większą ilością kremu, smakowało to gorzkawo czekoladowo-orzechowo, ale tak zwyczajnie, "browniowatość" trochę uciekała. Z większą ilością jogurtu natomiast wcale wydawało się to po prostu czekoladowe, a kryształki cukru bardziej dawały się we znaki, kwaskawy jogurt dziwnie dosładzając (nie toleruję jogurtów z cukrem). Mnie słodycz do jogurtu nie pasuje, a on właśnie z kremu ją wydobył. Choć nie było to złe, wyszło łagodnie i zwyczajnie czekoladowo-kakaowo. Miałam wrażenie, jakby smarowidło i jogurt nieco walczyły ze sobą. 

Większość potraktowałam jako "masę kremo-ciastową do łyżeczkowania". Pomyślałam przy tym, choć to jedynie skojarzonko, nie skojarzenie, o lodach Syrenka na bazie orzechów, ale nie np. o wariancie Podwójna Czekolada, a Brownie (gdyby taki istniał).

*Ja go sobie łyżeczkuję, ale wiem, że niewiele osób stawia na takie rozwiązanie. Nie widzę zbyt wielu zastosowań dla tego kremu, bo nie przemawia do mnie perspektywa jedzenia go z czymś do gryzienia (choćby z waflem, naleśnikiem, gofrem) przez kryształki cukru. Z kolei z np. jogurtem, choć ok, też nie jest to do końca to. A do czegoś na ciepło? Wtedy kryształki może by się rozpuściły, ale obstawiam, że element ciastowości by uciekł.
Takich rzeczy na pieczywie nie lubię - do moich żytnich razowców nie pasuje nawet obiektywnie - czuję to! Chociaż tak nie próbowałam.
W moim przypadku to "produkt do łyżeczkowania" - jako taki spisuje się bardzo dobrze, tylko te kryształki... właśnie za nie nie przyznałam maksymalnej oceny. Krem zawsze jadam, czasem część kryształków "wydzióbując" mini widelczykiem.
Niestety, nim opublikowałam tę recenzję, MixIt wycofało Mixitelle, co było dla mnie ogromnym ciosem. Na szczęście zdążyłam kilka słoików przejeść.


ocena: 9/10
kupiłam: Allegro po raz pierwszy; kupowałam od mixit.pl
cena: przeważnie 32,49 zł, choć czyhałam na promocje; gdy dowiedziałam się, że wycofali, kupowałam, gdzie się dało za 32-34 zł
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak... kupowałam, dopóki były

Skład: orzechy laskowe 30%, orzeszki ziemne 30%, czekolada gorzka Uganda 10% (kakao, cukier, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy), odtłuszczone mleko w proszku, kakao, cukier kokosowy, masło klarowane

2 komentarze:

  1. A czy próbowałaś kiedyś past od Krukam? Np. Krukamelli, albo innych z orzechów laskowych itp. Najsłabsza czekokrówka - moim zdaniem, choć wielu ją lubi. Ja niektóre ich pasty wolę od mixitelli. Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii. Śledzę Twojego bloga od lat i wiele razy szukam tu recenzji zanim coś kupię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałam tylko Kokonellę (z nerkowców z kokosem i czekoladą), ale mnie nie zachwyciła. Recenzja z oceną 7/10 będzie 13 października. W szafce mam właśnie Czekokrówkę oraz 100% z fistaszków wersję Smooth. Mama próbowała pastę Krukers (kupiła przez pomyłkę, myśląc, że to inna) i nie dała jej rady (wcisnęłam więc ojcu). Nie jestem więc wielką entuzjastką marki, ale nie skreśliłam. Nie widzę tam jednak zbyt wielu kremów dla siebie, bo słodziki.

      Bardzo mi miło.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.