piątek, 16 września 2022

(Halba) Coop NaturaPlan Chocolat Noir aux Pistaches 60 % Cacao bio ciemna z Peru z karmelizowanymi i solonymi pistacjami

O tej tabliczce wspomniałam już przy Pistaches Noir. W chwili otwarcia przesyłki obstawiłam, że właśnie ta bardziej mi posmakuje, jednak po zapoznaniu się z kilkoma, straciłam pewność. Otóż orzechowy duet mnie zaskoczył. Halba Noisettes Milch Lait wyszła jakoś ciekawiej niż (Halba) Coop NaturaPlan Chocolat Milch-Nuss / Lait-noisettes bio. Byłam bardzo ciekawa, jak to będzie z pistacjowymi aż do momentu, w którym dowiedziałam się, że obie są z solą. Tym bardziej dziwi mnie, że tak rzadko spotykany wariant (ciemna czekolada z pistacjami) występuje w ofercie Halby w dwóch wariantach, które w zasadzie są wręcz łudząco podobne, specyficzne (w końcu z solą). Ja, już jakby co, zrobiłabym podział, że jedna z czystymi pistacjami, druga z solonymi. I to by się nawet wpisało w konwencję (czy raczej czasem stereotyp), że produkty organiczne są zdrowe (uprawa eko przekłada się na jakość, ale przecież do czekolady eko można też śmieciowe składniki napchać). Bio idealnie pasowałaby na taką z czystymi pistacjami!

(Halba) Coop Naturaplan Chocolat Noir aux Pistaches 60 % Cacao bio to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z Peru z karmelizowanymi, solonymi pistacjami (które stanowią 20% całości); zrobiona w 75,7% ze składników z certyfikatem Fairtrade.

Po otwarciu poczułam wyraźny zapach pistacjowo-orzechowy i karmelowo-maślany, lekko tylko cukrowy. Kompozycji nie brak palono-gorzkawej nuty. Do tego doszukałam się szlachetniejszego wątku wanilii. Po przełamaniu nasiliła się naturalna orzechowość pistacji. Nie wydawały się mocno prażone. 

W dotyku tablica sprawiała wrażenie masywnej i nieco ulepkowo-suchawej. Łamana wykazywała twardość, trzaskając i chrupiąc tam, gdzie zatopiono pistacje. Dodano ich mnóstwo w postaci całych, dużych sztuk i kawałków. Nie przełożyły się na kruchość ogółu. 
Otaczała je cieniuteńka, w zasadzie znikoma warstewka cukru, acz trzeba przyznać, że nie wszystkie. Przy niektórych pojawiał się tylko kryształkowy błysk. Sporo pistacji było jej pozbawionych.
W ustach czekolada rozpływała się gęsto i tłusto, trochę gibko-ulepkowato. Była kremowa i gładka. Z wolna, leniwie i niezbyt chętnie (co przełożyło się na spójność całości) odsłaniała pistacje. Oblekała i obklejała je długo. Nie miały swoich brązowych skórek.
Pokrywała je cieniuteńka warstwa cukru, która w dużej mierze też się rozpuszczała, przyspieszając całość, rozrzedzając ją. Sporo wystąpiło na pistacjach soli, zupełnie jednak niewyczuwalnej strukturalnie - rozpuszczała się, chowając w reszcie (było jej więcej niż w wersji zwykłej).
Pistacje tradycyjnie zostawiałam na koniec, gryząc je, gdy czekolada już zniknęła. Wtedy nieliczne pokrywała jeszcze cześć warstewki. To rzężąco-skrzypiący, ale szybko znikający cukier. Trafiały się też, małe, bo małe, ale jednak, kryształki soli (tylko przy gryzieniu to jakoś tak "chowało się"). Pistacje same w sobie zaś okazały się lekko prażone i chrupiąco-twardawe, trochę tylko miękkawe, nieprzesuszone i zacne. Podprażono-świeżawe.

W smaku najpierw po ustach rozchodziła się palono-karmelowa słodycz i palony motyw kawowo-orzechowy, który przybrał ciężkawy wydźwięk. Skojarzył mi się z pistacjowo-orzechowymi piernikami w ciemnej czekoladzie, może z nutką alkoholu. Albo... piernikową kawą? Osnuł to lekko cierpkawy dym.

Prażona nutka, ogólna orzechowość i pistacje pobrzmiewały zaraz od początku. Słodycz rosła, ale nie była chamska. Doszukałam się wanilii, przełamanej przyjemną, soczystą cierpkością kakao. Pomyślałam o słodkim cieście, wilgotnym wewnątrz od np.... warstwy marcepanowej?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, gdy pistacje zaczęły wyłaniać się spod czekolady, słodycz podskakiwała epizodycznie. W większości należała do karmelu, ale zdarzyło się jej zahaczyć o cukier. To i tak było jednak nieodzownie zmieszane z lekko prażonymi pistacjami. Uwypukliły orzechowy wątek w całości, a i sobą, słodkawo-słonawymi naturalnie, pobrzmiewały. Raz po raz zaczęła pojawiać się przy nich sól, nieznacznie podkreślając prażony aspekt. Choć wyraźnie wyczuwalna, nie było jej dużo i nie narzucała się (powiedzmy - mnie obecnie przeszkadzają choćby śladowe ilości soli).

Czekolada po tym wszystkim wydała mi się bardziej cukrowa, orzechowa, ale... z nieco cytrusową soczystością. Pomyślałam też o skórce cytryny i może a'la wiśniowej soczystości (lub sugestii wina?). Całość wydała mi się specyficznie soczysta, co dziwnie mieszało się też z leciuteńką słonawością. Jakby ona sama w sobie chwilami chciała zrobić się kwaskawa.

Pistacje na samym końcu wciąż zachowały przy sobie palono-cukrową nutę skorupki, a niektóre z nich trochę soli. Nie dużo jednak.
Same pistacje po tym wszystkim, zwłaszcza te ciamkane, gryzione bardzo długo, smakowały mocno samymi sobą. Wyraziste, czasem naturalnie słodkawe, czasem jakby naturalnie słonawe, pokazywały się od znikomo prażonej strony. Wyszły naturalnie "orzechowawo maślanie". Zaserwowały mi tyle smaku, ile tylko można, co aż mnie trochę zaskoczyło - otoczenie nie odebrało im ani krzty pistacjowości. Wprawdzie na końcu także czasami pojawiał się smak soli, ale nie przeszkadzał im. Niby nie czułam jej kryształków, ale gryząc pistacje, zdarzyło się, że zaplątała się przy nich.

W posmaku zostały głównie prażone, lekko słonawe pistacje, a także sporo cukru. Lekka gorzkawość orzechowo-palono-kawowa odegrała rolę znikomą, ale nie dała o sobie zapomnieć.

Całość była w zasadzie niezła, bo nie aż tak cukrowa (różnica to nie tylko "w tym cukry 2g", ale też rodzaj cukru - trzcinowy jest mniej słodki i nie chamski), a jednak przyjemnie całościowo pistacjowo-orzechowa, ale... to karmelizowanie i posolenie pistacji wyszło jej na złe. Ten aspekt zwracał na siebie uwagę, mimo że nie był napastliwy. Po prostu mi nie pasował do wszystkiego innego. To "wszystko inne" było naprawdę dobrą tabliczką - obyło by się bez "ulepszania".
Wyszła zdecydowanie lepiej, mniej słodko i bardziej ambitnie od zwykłej. Podobała mi się soczystość dzisiaj przedstawianej. Zachwyciły mnie bardziej świeżawe pistacje, stąd jeszcze bardziej boli fakt, co im uczyniono cukrem i solą. W dzisiejszej dodano lepsze jakościowo, nieprzeprażone (to widać nawet po kolorze - w dzisiejszej zieloniutkie, a w zwykłej okropnie żółte, ciemne). Dzisiaj przedstawiana zawierała niestety więcej soli (co czuć wyraźnie w smaku), ale ta się lepiej zgrała z bazą (sól morska ogólnie jest lepsza od kuchennej w moim odczuciu). Wolałabym kompozycję bez cukru i soli na pistacjach, a właśnie do granic możliwości pistacjową. A jednak to wciąż w porządku czekoladzisko, które można zjeść. Myślałam, że zjem na uczelni, ale jakoś po kostce już mnie ta sól (w cukrowej otoczce) zaczynała obrzydzać (dwa razy, bo zrobiłam dwa podejścia, zjadając łącznie dwie kostki; "można...", ale jak widać akurat nie ja).
Oddałam Mamie, acz i ona nie była przekonana do tego jako całości (nie smakowała jej jak i mnie przez sól i cukier na dobrych pistacjach, acz jej też sama czekolada nie, bo ciemna), więc oddałyśmy ojcu.


ocena: 8/10
kupiłam: halba.ch (dostałam)
cena: nie znam
kaloryczność: 563 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy surowy z Paragwaju, karmelizowane i solone pistacje 20% (pistacje z Turcji, cukier trzcinowy surowy z Paragwaju, woda, guma arabska E414, sól morska), tłuszcz kakaowy z Dominikany, pasta migdałowa z Hiszpanii, laska wanilii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.