sobota, 3 września 2022

Deseo Czekolada Wytrawna 70 % Indie ciemna z Indii

W sumie nie spodziewałam się, że tak szybko sięgnę po kolejną tabliczkę Deseo. Nie wiem, co zaważyło. Po tym, jak w odniesieniu do Kolumbii usłyszałam, że właśnie ze słodyczy (która mi przeszkadzała), producent Przemek jest dumny, zrobiłam się sceptyczna do pozostałych. A jednak dzisiaj opisywana na międzynarodowych targach Salon du Chocolat zebrała wiele bardzo pozytywnych recenzji, więc... no nie, dalej nie wiedziałam. Często mój odbiór nie pokrywa się z nagrodami profesjonalnych degustatorów. Mam wrażenie, że oni lubią wszystko łagodne, "creamy", a ja niemal ordynarnie kakaowe siekiery.

Deseo Czekolada Wytrawna 70 % Indie to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Indii, z regionu Kerala, z plantacji Idukki.

Po otwarciu uderzyły kwaskawe owoce. Zdecydowanie wyróżniły się jabłka, porzeczki czerwone i trochę wiśni, niosąc tsunami soczystości. Potem przeszły jednak częściowo w bardziej syropowo-sosowy klimat, może nawet ciężkawy w alkoholowy sposób. Baza natomiast upuściła sporo śmietankowo-maślankowych nut nabiału i trochę wytrawniejszych. Czułam surowe fistaszki w skórkach, a za nimi doszukałam się aż roślinnych akcentów... Słodkawych grzybów? Gotowanego makaronu? Były niemal nieuchwytne, trochę przysłonięte korzenną szczyptą i opisywanym już ogromem soczystości. W tej czasem wyłaniało się coś bardziej egzotycznego... Plątały się winogrona, jabłko-gruszki, ale właśnie w lżejszym, soczystszym i egzotycznym wydaniu.

Tabliczka była bardzo twarda, a także donośnie trzaskająca. Coś mi jednak już na tym etapie mówiło, że będzie bardzo kremowa.
Gdy odgryzałam kęs, zdradzała miękkawość jakby ukrytą w twardości.
W ustach szybko miękła. Rozpływała się idealnie kremowo i gładko, w tempie umiarkowanym. Przypominała nie za tłustą mieszankę masła i gęstego sosu - wydawała się więc pełna, trochę lepkawa, ale jak na czekoladę miękko-rzadkawa. Znikała w ogóle rzadko, ale raczej soczyście niż wodniście.

W smaku pierwsza rozeszła się wysoka słodycz owoców. Uderzyły winogrona, raczej różowo-fioletowe, ale chyba też odrobinę zielonych; jako jakiś sok czy syrop. Słodyczy dołożyły jeszcze słodziutkie truskawki. Truskaweńki, chciałoby się rzec.

Za nimi pojawiła się delikatna maślaność, budująca bazę. Przemknął się koło niej gotowany, niewyrazisty makaron. Raczej nie pszenny, może ryżowy... z pewnym roślinnym wątkiem. Wprowadził nawet nie tyle wytrawność, co neutralność.

Pod wpływem tego, "owocki", choć ze słodyczy nie zrezygnowały, to nieco spoważniały. Skojarzyły mi się trochę z różowym winem (nigdy takiego nie piłam, ale wyobrażam je sobie jako "leciusie, słodziusie winko"). Wychwyciłam cierpkawo-słodki, czerwony owoc - może wiśnię? Chowającą się w truskaweczkach.

Wytrawność dopowiedziało dopiero wątłe echo surowych fistaszków i fasolo-grzybów z tła. Wyobraziłam sobie japońskie ryżowe ciastka mochi ze słodkim nadzieniem z fasoli adzuki, może też słodkie grzyby shiitake. To był jednak obraz jak za mgłą. Te już nawet znalazły się na styku z suszonymi, zasładzającymi owocami - może daktylami? Przyniosły ciepło... orzechy z czasem jakby nieco prażenia... w korzennym stylu? Prażenia niewiarygodnie minimalnego, niemal nieobecnego, a jedynie zasugerowanego jako "lekkie ciepło, lekka obróbka".

Maślaność i makaron przemieszały się i wciągnęły w siebie śmietankę. Przez pewien czas dominowała maślanka, zrobiło się delikatnie nabiałowo. Oczami wyobraźni mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zobaczyłam makaron (raczej ryżowy) ze śmietankowym twarożkiem. Zdecydowanie na słodko, może z odrobinką przypraw korzennych. Rozgrzewał gardło, choć raczej za sprawą przesłodzenia.

Do tego dania z ochotą dołączyły owoce, które w zasadzie czuć cały czas, ale dopiero po dłuższym czasie przeżyły renesans, będąc kolejnym tsunami. Oto słodkie aż nierzeczywiście, ale naturalne i dojrzałe truskawki prowadziły. To... też truskawki ze śmietanką - właśnie do tego makaronu. Truskawki i jeszcze więcej truskawek. A przy nich kryły się... czerwone... inne owoce? Porzeczki? Wiśnie? Za sprawą neutralniejszych nut wciąż myślałam o winie, ale... już różowo-czerwonym... bardziej czerwonym? Wciąż jednak bardzo słodkim i jakimś niealkoholowym. Zadbało jednak o pewną ciężkawość (ale nie ciężkość) i drobną, przyjemną cierpkość.
Słodycz jednak niczym się nie przejmowała i rosła - wydawała się jednak czysto owocowa. Nie była więc ordynarnie cukrowa, ale za silna na pewno.

Słodycz truskawek z winogronami, które zostały w tyle, wydobyła skądś jabłka. Najpierw pomyślałam o duszonych (do np. tego makaronu), ale nie... Raczej aż syropowych, słodko-drapiących, choć na szczęście nie tylko. Słodkie i czerwone były świeże i odbiły w znów bardziej rześko-soczystym kierunku. Zaprosiły egzotykę, po czym do głowy przyszły mi jabłko-gruszki, coś podobnego do tego połączenia, ale właśnie egzotyczniejszego. Podobnie czerwone owoce się zmieniły - myślałam o truskawkowo-wiśniowo-czereśniowatym "czymś", więc może jakiejś aceroli (smakuje ponoć jak "jabłko i słodka wiśnia")? Do tego może papaja - choć słodka, to z wytrawniejszym i "roślinnym echem"? Syropowe, aż syropowo-miodowe, zasładzanie wciąż czuć, ale jego drapanie... chwilami mieszało się z ciepłem przypraw, toteż nie było tak ordynarne. Mimo to po pewnym czasie (jakoś w połowie jedzenia tabliczki) męczyło mnie (nie tak jednak, by nie skończyć).

Pod koniec właśnie ta roślinność też przybrała na znaczeniu. Skojarzyła mi się z gotowanym, słodkawym ryżem i orzechami, kryjącymi się pośród grubych, zielonych liści. Te były mocne, aż... przyprawowo-korzenne? Wrócił też łagodzący wszystko inne, ale jakże wyraźny wątek delikatniusiej maślanki, acz właśnie może z odrobinką przypraw. Dzięki temu umiejętnie orzeźwienie zmieszała z ciepłem.

Po zjedzeniu został posmak słodko-owocowy, łączący truskaweczki, jabłka i egzotyczne nuty. Kwaśność stanowiła tylko odsetek całości, która była niemal czysto słodka za ich sprawą. Czułam się przesłodzona (tak jakby od owocowych syropów, słodkiego wina), bo przez to wszytsko roślinnawo-maślankowy wątek był aż przygłuszony.

Całość smakowała mi, jednak żałuję, że wyszła głównie słodko, za słodko. Wprawdzie w dobrym stylu, bo owocowo (truskawki, winogrona, jabłka, papaja), ale jednak ta kompozycja mogłaby sobie pozwolić na więcej kwasku - tego było trochę mało (mimo rześkości). Gorzkości w zasadzie brak. Tu wystąpiła nawet nie wytrawność, a neutralność: roślinnie-makaronowo-ryżowa, trochę śmietankowa, bardziej maślankowa. Słodycz w ciekawy sposób też przemieszała z tymi nutami jako a to ciastka mochi (z np. słodko-fasolowym nadzieniem), a to danie na słodko, ale nie czysto słodkie. Bardzo intrygujące nuty.
Konsystencja w zasadzie w porządku, acz mnie w pełnie nie zadowoliła, ale bardzo, bardzo dobrze oddawała smak.

Fioletowe winogrona, jabłka gotowane z cynamonem - czułam też w Standout India Idukki 70 %, ale te podobne nuty to kropla w morzu, bo czekolady były zupełnie inne... chociaż...? Standout była jak wilgotne, soczyste suszone daktyle, natomiast Deseo mimo rześkości i soczystości zawarła pewne ciepło - taki "malutki kontraścik" wystąpił więc w obu. 
Bardzo, bardzo słodka, alkoholowa (ale nie uderzająca tym, a zasładzająca) i cynamonowo-maślana była Benns Ethicoa Anaimalai Hills - India 72%, ale podlinkowana to przesłodzona porażka. Deseo zafundowało mi słodycz na o wiele lepszym poziomie. I orzeźwienie, bo Benns to głównie owoce suszone.

Z tabliczek z Indii, Deseo wydała mi się jedną z bardziej świeżo-owocowych, jakie jadłam, a to niewątpliwie plus - wyróżnia się, choć oddaje nuty regionu... aczkolwiek w ciemno bym go raczej nie zgadła.


ocena: 8/10
kupiłam: deseopatisserie.com (dostałam)
cena: 29 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: 498 kcal / 100g)
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, nierafinowany cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.