środa, 14 września 2022

krem Orzechownia Naturelka Naturalna Miazga Laskowo-Kakaowa

Uwielbiam Mixitellę Brownie, jednak ubolewam nad tym, że dodano do niej kryształki cukru kokosowego (a na chwilę publikacji tej recenzji też nad tym, że ją wycofali). Rozumiem, że jest dobry, zdrowy, ale nie lubię kryształków, koniec kropka. Gdy zamawiałam dwa inne kremy Orzechowni, w oko wpadł mi jeszcze ten. Zerknęłam na kolejność składników i tak sobie pomyślałam, że może wyjdzie podobnie i nie za słodko. Kiedy jednak paczka do mnie dotarła, przeżyłam szok. Skład drastycznie się różnił. Kupiłam krem, który na stronie miał taki: "orzechy, kakao, daktyle", a... trafiło do mnie to coś - skład na etykietce bardzo się różnił. Żeby było śmiesznie, ogarnęłam to dopiero przy jedzeniu. Zaraz potem napisałam do producenta. Podziękowano mi za czujność i zwrócono pieniądze - podoba mi się takie podejście (bo gdybym znała realny skład, kremu za nic bym nie kupiła).

Orzechownia Naturelka Naturalna Miazga Laskowo-Kakaowa to miazga z orzechów laskowych z kakao, słodzona daktylami.

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam dość wyrazisty zapach, przywodzący na myśl ciasto-chlebek daktylowy ze słodkimi, prażonymi orzechami laskowymi. Trafiłam tu na dziwną dwudzielność zapachu, bo jakby za tymi orzechy słodsze, podprażone, zestawione ze słodkim motywem daktyli i karmelu były inne. Stała przy nich lekka gorzkość, wtłaczająca ciastowy twór w kakaowe realia. Daktyle harmonijnie mieszały się z kakao, jakby stanowiły... jedność, po prostu.

Na wierzchu wydzielił się jakby rozwodniony olej, z czego zlałam jakieś dwie łyżki, a nieco mniej (tak z 1,5?) wymieszałam średnio dokładnie. Średnio, bo pasta okazała się bardzo gęsto-zwarta jak wilgotne, plaskające ciasto. Wyglądała na oleistą i ciastowo-suchawą jednocześnie. Na szczęście realnie nie była sucha. Cechowała ją tłusta wilgotność jakby właśnie takiego upastowionego ciasta. Nie wyglądała ładnie, bo zawierała mnóstwo jasnych drobinek - jak się okazało orzechów (których na żywo nie przypominały). W zasadzie poniekąd się z nich składała.
Gdy tak mieszałam, a potem zabrałam się za jedzenie, skojarzenie z papkowato-miękkim, wilgotnym ciastem tylko się umocniło. Miejscami krem zdradzał lekką oleistość, jakby wypływającą z niego. Całość nie była bardzo tłusta, choć syta i masywna.
W ustach krem dał się poznać jako lepkawy i bardzo wilgotny. Był nieco tłusty w oleisty sposób, co jednak tonowała lekka pylistość obecna cały czas w tle. Najpierw błyskawicznie obklejało to usta i zęby gęstawo-zawiesinową, trochę daktylową papką, a potem rozpuszczało się dość szybko i rzadko, nawet nieco wodniście. Zostawały wówczas miękkawo-twardawe kawałki orzechów. Pasta zawarła w w sobie rawbarowy element.
Konsystencję urozmaicało mnóstwo drobnych i mało-średnich kawałków orzechów. Wśród nich zaplątało się dosłownie parę ze skórkami. Gryzione niespecjalnie chrupały. Wyszły twardawo, a także tłusto-skrzypiąco, trzeszcząco z czasem. Jak dla mnie dodano ich za dużo, za bardzo podrobionych.
Choć pasta była oleiście-orzechowo tłusta, pylistość kakao (nasilająca się pod koniec) ratowała sytuację, podsuszając to, wraz z jakby wysuszającym efektem (oleju kokosowego?).

W smaku pierwsze uderzyły orzechy laskowe lekko podprażone i naturalnie bardzo słodkie, z maślanym echem. Słodycz zaraz wystrzeliła po raz kolejny, ocierając się o maślany, palony karmel, ale jednocześnie podkreślając orzechy same w sobie. Wyobraziłam sobie jakiś maślany ciasto-chlebek.

Laskowce były delikatne, niemal urocze przez dłuższą chwilę, acz z czasem upuściły też lekką goryczkę.

W zasadzie aż trudno stwierdzić, na ile była orzechowa, a na ile... niedookreślona. Długo nie mogłam tego uchwycić. Czułam odrobinę kakao, ale jakby jedynie podkręcającego... olej kokosowy. Pojawił się z czasem, nie był jednoznaczny, ale bardzo znaczący. Podjudził goryczkę orzechów. Chwilami przysłaniała je ta oleju, może też goryczka palona. Chwilami jakakolwiek gorzkość zanikała prawie zupełnie. W mojej głowie powstał obraz kakaowego ciasta, któremu nie brak cierpkości i goryczkowato-przypieczonego wątku. Daktyle pojawiły się nieśmiało w tle, dopieszczając skojarzenie z mulistym, murzynkowato-rawbarowym ciastem czekoladowym.

Mniej więcej w połowie rozpływania się masy w ustach, zasładzała bardzo. Wyprowadziła słodkie uderzenie, na które złożyły się daktyle i karmel. Karmel czekoladowy? Raz czy drugi pomyślałam o Toffifee, być może w wariancie czekoladowym (wyobrażenie, bo nie jadłam). Gdy wcześniej zahaczyłam zębami o drobinki orzechów lub gdy akurat trafiła się łyżeczka z ich większą ilością, kompozycji zdarzyło się otrzeć o skojarzenie z tłuszczowym kremem typu Nutella. Daktyle, choć na smak nie były mocno wyczuwalne, zasładzały zupełnie jako przesłodzony, czekoladowo-laskowy raw-bar, muliste ciasto-chlebek z maślaną nutką. 

Ciasto to było gorzkie od orzechów i nut niedookreślonych. Kakao pobrzmiewało, ale nie dowodziło. Z czasem od kawałków orzechów odchodziło drobne skojarzenie z wierzchem Ferrero Rocher (recenzja z 2015, kiedy je lubiłam oraz z 2020).... albo raczej stylizowanym na nie zdrowym, średnio udanym ciastem. Tylko że jeszcze z elementem drapiącego w gardle karmelu. Choć nie było bardzo za słodko, coś przypiekało także w język (obstawiam kumulację daktyli i oleju kokosowego). 

Daktyle wniosły odrobinkę soczystości, nakręciły raw barowość i samej tonęły w częściowo orzechowej goryczce. Ta pod koniec nasiliła się, mimo że i słodycz wzrosła do aż irytującego poziomu. Choć pod koniec było słodko-gorzko, smaki wcale nie były atrakcyjnie przejrzyste, a namieszane i niejasne. Gorzkość płynęła z masy, nie z samych kawałków orzechów.

Gdy zajęłam się gryzieniem kawałków orzechów, o silnych goryczkach nie było mowy. Tylko nieliczne drobinki nią błyskały - głównie te kilka ze skórkami. Orzechy okazały się prażono-słodkawe i delikatne, niektóre tak drobne, że aż nijakie. Część przyjemna i wyrazista jak orzechy ukryte we wspominanych słodkościach, a niektóre jak siekana drobnica w słodyczach różnych.

Po zjedzeniu został gorzki posmak orzechów laskowych i oleju kokosowego (w kontekście raczej zimnoogniowym, oleistym, niż rzygowinowym), prawie bez kakao, które usiłowało ratować sytuację. Do tego czułam lekkie pieczenie daktyli w język i gardło, ale nie ich posmak. To było zabłąkane poczucie słodyczy, irytujące, ale w zasadzie nieprzesłodzenie. Z tym też wiązał się goryczkowato-piekący, jakby wysuszający, dziwny posmako-niesmak. Posmak ogółem był osobliwy, nie pasował mi.

Całość zupełnie mnie do siebie nie przekonała, nie była tym, czego szukam w pastach. Przypominała mi trochę Basię Basię Laskolada, ale gorzko-namieszaną w gorszym sensie. Naturelka wyszła jak oleiste, szybko i rzadko rozpuszczające się ciasto z denerwującą drobnicą, o nijakiej gorzkości oraz denerwująco istotnej słodyczy. Jedno i drugie było bardzo namieszane i niezgrane. Całość wydała mi się co prawda orzechowa, ale nie tak jakoś chwytliwie. Gorzkie orzechy, olej kokosowy i tylko trochę kakao, a wysoka słodycz i aż drapanie nie przełożyło się na smak, z którym chciałabym mieć do czynienia. Smuci, że całość orzechom podyktowała gorycz. Zasładzające i jednocześnie gorzkie ciasto do gryzienia to coś, na co zupełnie nie mam ochoty. Zjadłam połowę (bo sobie tyle nałożyłam), ale o drugiej już nawet myśleć nie chciałam; oddałam Mamie. Ta w pierwszej chwili po spróbowaniu zakrzyknęła: "Jakie to gorzkie!". Sporą część zjadła, smarując sękacza (paczkowany Sękacz Królewski) i popijając mlekiem; większosć z herbatnikami Auchan Blacky. Uznała, że "dziwne to, chyba niesmaczne po prostu, ale tak ogólnie może i nie takie złe. O smaku to niestety nie umiem nic powiedzieć, niby wiem, co tam jest, ale nic z tego nie czułam. Ta gorzkość dziwna, ani kakaowa, ani w sumie orzechowa tak naprawdę. Niby słodkie, ale nie. Konsystencja dziwna i dziwny posmak zostaje, że tak strasznie pić się potem chce." Dodała też, że: "przez tę konsystencję prawie w ogóle nie da się tego rozsmarować; jak ciasto jakieś, a i orzeszki w tym przeszkadzają; do noża się przykleja; okropna konsystencja jak na krem". Zgodziłyśmy się, że w sumie nie wiadomo, do czego by to pasowało i jakoś z niczym nam się to nie widziało.
Gdybym widziała, ile jest daktyli w stosunku do kakao, nie kupiłabym... Prawdziwy skład wyjaśnia wszystko.


ocena: 5/10
kupiłam: orzechownia.com
cena: 28 zł za 200g (mnie zwrócono)
kaloryczność: 648 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzechy laskowe 78%, daktyle 12%, olej kokosowy rafinowany 6%, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 4%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.