środa, 28 września 2022

Manufaktura Czekolady / Chocolate Story Migdały w mlecznej czekoladzie 44 %

W gimnazjum przez pewien czas dzień w dzień zjadałam po paczce migdałów w czekoladzie i cynamonie z Lewiatana. Żadne inne mi tak nie smakowały. Potem zniknęły, a mnie zupełnie to przeszło. Obecnie uwielbiam same orzechy, bakalie; te w czekoladzie za nic u mnie przejdą. A jednak cóż to? Taka recenzja u mnie? Otóż gdy tylko pojawiły się dwie nowe ciemne tabliczki z ciekawych regionów od Manufaktury Czekolady, zamówiłam. A jako, że na blogu nie raz pisałam o nich pozytywnie, dostałam parę gratisów. Żaden w moim guście, ale uznałam, ze z chęcią sprawdzę, jak ma się ich nietabliczkowa oferta, skoro już dostałam. Kiedyś jadłam Manufaktura Czekolady / Chocolate Story Aronia w mlecznej czekoladzie i muszę przyznać, że to produkt na poziomie. W tym przypadku wiedziałam, że tylko spróbuję, a resztę oddam Mamie - ona nadal, niezmiennie od lat lubi migdały w czekoladzie (choć woli laskowce, rodzynki i inne w czystej, a migdały to w czekoladzie i cynamonie).

Manufaktura Czekolady / Chocolate Story Migdały w mlecznej czekoladzie to prażone migdały w mlecznej czekoladzie o zawartości 44 % kakao.
W słoiczku znajduje się 120 g.

Zapach należał głównie do wyrazistych, złudnie surowych migdałów, otoczonych lekko pyłkową, subtelną mgiełką kakao. Migdały wydały mi się wzmocnione drzewną nutą płynącą z samej czekolady lub będącej wynikiem jej połączenia z migdałami. Nienachalne mleko i znikoma słodycz jedynie zaakcentowały swoją obecność, więc wyszło to naturalnie szlachetnie.

Zawartość słoiczka wyglądała całkiem porządnie: mniej więcej równej wielkości migdałów lekko oprószonych pylistym kakao znalazło się tam więcej, niż można się po tak małym pojemniku spodziewać.
Pyłek kakao trochę zostawał na dłoniach czy np. talerzyku, ale nie schodził z wyrobu zupełnie.
Okazało się, że każdy jajowaty twór składa się z dość grubej warstwy masywnej, twardej czekolady oraz migdała średniej wielkości. Migdałów nie blanszowano - miały skórki.
Pyłek kakao w ustach szybko znikał, minimalnie je obkleił na sekundę, ale ogólnie niewiele wnosił. Czekolada rozpływała się powoli. Tylko chwilowo była masywna. Po chwili miękła i gięła się nieprzyjemnie gibko-ulepkowato. Okazała się tłusta, z pewną proszkowością (jako kontynuacja pylistości posypki). Z czasem trochę się wygładziła. Rozgryzana w celu dostania się do migdała, nie tylko miała w sobie sporo z ulepko-plastiku, a była plastikowym ulepkiem.
Jedną sztukę pogryzłam szybciej, w całości. Wtedy czekolada była mocno ulepkowato, gęsto-miękka, nieprzyjemna. Przytłaczała migdała - wydawało się, że jest jej za dużo w stosunku do niego.
Migdały zatopiono w niej świeżo twarde, chrupiące. Gryzione dłużej wykazywały lekką, trzeszcząco-mięsistą soczystość. Raczej świeże, acz nie takie delikatniusio-świeżusie (czasem potrafią przecież być tak delikatne, ze niemal miękkawe), tylko świeżo twardawe, porządne  w pozytywnym sensie. Mama potwierdziła, że wszystkie były jakości zacnej (a nie, że np. mi się dobre trafiły).
Nigdy nie umiem takich rzeczy jeść - żaden sposób mi nie odpowiada, acz tutaj...
Spróbowałam dwóch opcji. Najpierw pozwoliłam się całości swobodnie się rozpuszczać i dopiero pod koniec nadgryzłam migdała i pogryzłam go dokładnie, gdy czekolada już zniknęła.
Druga opcja to od razu pogryzienie wszystkiego i, nie wierzę, że to piszę, to jakoś chyba lepiej pracowało.

W smaku najpierw czuć oczywiście delikatne, gorzkawe kakao. Wydało mi się bardzo łagodne, mimo że cierpkawe jak to kakao w proszku (ale nie chamskie). Dopiero po chwili dopuściło do siebie gorzkawo-orzechową czekoladę. Ta szybko okazała się bardzo mleczna i słodka w sposób cukrowo-waniliowy, a także przesiąknięta migdałowym wątkiem. Wydała mi się aż kontrastowo dziwacznie słodziuteńka. Zaraz pomyślałam o jakimś zasłodzonym, ciepłym mleku kakaowo-migdałowym. Była w tym lekka maślaność, a akcent migdałowo-orzechowy narastał.

Mniej więcej w połowie rozpływania się otoczki, cukrowo zadrapała w gardle. I cukrem głównie smakowała. W ustach wprawdzie czułam echo migdała, ale zacukrzająco-mleczna czekolada była główną bohaterką. Z czasem zarejestrowałam w niej odrobinkę soczystości. Jakby żywicznej, rodzynkowej?

Rozkręcił się gorzkawo-migdałowy klimat. W wyobraźni zobaczyłam sporo drzew, które wniosły namiastkę goryczki.

Zaraz zniknęła, zostawiając cukrowość i delikatną mleczność. Te walczyły umiejętnie o swoje. Migdał gryziony po niej, potrzebował chwili, by rozkręcić się w swej wyrazistości. Okazał się prażony tak minimalnie, że aż złudnie surowy. Po debiucie goryczkowatej skórki, smakował naturalnie słodko-maślano. Migdały były więc łagodne, a jakości zacnej (tylko że czekolada odciągała od niej uwagę); świeżawe (nieprażone, ale nie takie świeżuteńko-świeże z marzeń).

Drugą sztukę - jak już wspominałam - od razu po prostu pogryzłam. Wtedy lekka cierpkawość i goryczka kakao przywitały się, a następnie zatonęły w mlecznej słodyczy. Ta była wysoka, cukrowo-waniliowa, ale nie zdążyła na dobre zasłodzić, bo od razu przełamał ją migdał. Gorzkawość skórki zmieszała się z kakao, a potem było... słodko. Słodko od naturalnego, surowawego migdała oraz słodko od cukrowej czekolady. Narzucała się migdałowi, który wyszedł średnio wyraziście.

Po zjedzeniu w obu przypadkach czułam głównie posmak migdała, ale z cukrowym drapaniem w tle. Mleczność oraz nutka "drzewnego kakao" nieco to wygładziły, ale i tak cukrowość migdałowi tu niepotrzebna... A była i drażniła. Goryczka skórki trochę pomogła, ale nie na tyle, bym miała ochotę na kolejne sztuki.

Całość może i była w porządku, ale zupełnie nie dla mnie. Czekolada migdałom do chrupania zupełnie nie jest potrzebna, zwłaszcza tak słodka. Co prawda jej mleczności nie mam nic do zarzucenia, ale ulepkowatości owszem. Rozpuszczana była po prostu nudna i przecukrzona. Nie wierzę, że to piszę, ale lepiej się to zaprezentowało gryzione szybciej, bo czekolada nie zdążyła znudzić i zasłodzić. Wtedy jednak z kolei migdał jakoś zanikał, a ulepkowato-plastikowa czekolada nie była atrakcyjna do jedzenia. Szkoda, bo to właśnie same migdały były tu warte uwagi.
Nie moja bajka, w dodatku zrobiona przeciętnie (w nieprzeciętnej cenie, z tego co sprawdziłam).
Pyłek, który okazał się (patrząc na skład) błonnikiem kakao (produkuje się to z łusek kakaowych i można 1:1 zastępować nim kakao w proszku - w zasadzie jest nim) wyszedł prawie nieistotnie. Mnie odpowiadałaby jego o wiele większa ilość jako ciekawa alternatywa dla np. cynamonu (bo przeważnie chyba w nim spotyka się migdały). A jednak także klasyczny dodatek cynamonu nie byłby tu złym posunięciem. I tak jednak prawie całość bez żalu oddałam Mamie (ta zdecydowanie wolałaby cynamon). Jej to niezbyt smakowało jako całość, bo: "jak się wkłada do ust to najpierw tak głównie gorzko od razu, a potem okazuje się, że czekolada jak jakiś plastik, w smaku przeciętna; tylko te migdały w środku przepyszne, nie za twarde, więc tylko dla nich zjadłam".
No tak, nie ma to jak być czekoladziarnią, która robi migdały w czekoladzie tak, że... czekolada tylko przeszkadza. Smutne.


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam od manufakturaczekolady.pl
cena: jak wyżej, ale cena to 17,50 zł (za 120g)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: czekolada mleczna 64% (cukier, prażone ziarno kakao, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, lecytyna słonecznikowa, laska wanilii), migdały prażone 35%, błonnik kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.