niedziela, 4 września 2022

krem MixIt Mixitella Cashew and Peanut Butter

Po Mixitelli PB & orzechy laskowe już wiedziałam, że cała seria będzie arcypyszna i pożałowałam, że kupiłam tylko dwa warianty. Wiedziałam jednak, że na dniach to zmienię, wolałam jednak najpierw wyjeść pasty, które już miałam. Najpierw założyłam, że dzisiaj opisywana będzie lepsza od mieszanki ziemnych z laskowymi, ale tamta okazała tak wybitna, że aż trudno mi było sobie wyobrazić lepszą. A jednak orzechy nerkowca to moje ulubione. Z tym że jako orzechy. Z mieszaną pastą mogło być różnie, bo zależy od tego, jak wyraźnie i w jakim kontekście co czuć. Czy możliwe, bym wolała mieszankę z laskowymi?

MixIt Mixitella Cashew and Peanut Butter to "delikatny krem z prażonych orzechów nerkowca i orzeszków ziemnych".

przed i po zlaniu/ogarnięciu oleju
Po otwarciu uderzył zapach naturalnie słodkawych orzechów nerkowca o delikatnym charakterze, z nieco naturalnie maślano-oleistym akcentem. Czułam minimalne prażenie, które należało raczej do fistaszków. Przy nich raz czy dwa mignęła mi iluzja soli, ale w zasadzie zaraz odchodziła w niepamięć na rzecz maślanych nerkowców, które przybrały na intensywności i głębi z czasem, w trakcie jedzenia, gdy uporałam się z wydzielonym olejem. Całość jawiła się jako mleczno-maślanie ciężkawa i nieco duszna, ale w apetycznym sensie.

Na wierzchu wydzieliła się średnia ilość oleju, z czego jakieś (niecałe?) dwie łyżki zlałam, a resztę (1-2 łyżki?) przemieszałam. Bardzo dokładnie do połowy słoika, resztę trochę byle jak, bo lubię sobie sprawdzać, jak prezentuje się różna konsystencja.
Krem okazał się zaskakująco gęsty i zwięzły, trochę ciągnący. Było w nim coś oleistego, ale w trakcie jedzenia ten element ukrywał się zupełnie, mimo że powlekało to-to oleiście zęby.
Pasta była się raczej gładka, w zasadzie prawie bez miazgowego efeku (określam tak występowanie mikroskopijnych drobinek). Tu niby drobinki się znalazły, ale w sumie nie... Dosłownie pojedyncze się zdarzały, acz jak się skupiłam, dałam radę wyróżnić miękko-twardsze (obstawiam nerkowce) i bardziej trzeszczące (fistaszki?). Krem był tak gęsty, że abstrahując od nich, dało się go trochę pociamkać.
Całość była tłusta w punkt, w sposób kremowy i ciężkawy, ale nie nazbyt ciężki. Zalepiała usta zaskakująco słabo, choć rozpływała się długo. Jeszcze jakby gęstniała, rozkręcała się w swojej sytości, a potem rzedła jak śmietankowo tłusty, ale zachowawczo... sernik? Masywna, pełna, a jednak nie przytykająca.
W całości widać ciemniejsze kropeczki, ale to nawet nie drobinki orzechów (dosłownie kropeczki).
Na spodzie masa oczywiście była nieco suchszo-gęstsza. Zaskoczyła mnie tym, że w zasadzie nie wydawała się tłusta, ale sucha też na pewno nie. Utrzymała pewne nasączenie tłuszczem, jak... spód sernika. Było w niej w dodatku coś gumiastego.
Moja ulubiona konsystencja tej pasty to zdecydowanie ta po zlaniu oleju i przemieszana w miarę dokładnie, tak mniej więcej w połowie słoika. Mimo gęstości, przemieszanie raczej nie sprawia kłopotów.

W smaku w pierwszej sekundzie uderzyły równocześnie wyrównane fistaszki i nerkowce. Wydały się wręcz jednością, co było trochę dziwne. Słodkawe, maślane...

I po chwili nerkowce wygrały, pozostawiając arachidy daleko w tle. Roztoczyły po ustach swoją delikatną, naturalną słodycz. Pojawiła się przy niej maślana naleciałość, niemal mleczny wątek. Słodyczy już nic nie hamowało - wzrosła i wyszła na przód. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji wydała mi się aż nierzeczywista, a jednak naturalna. Orzechy nerkowca musieli podprażyć minimalnie, bo chwilami wydawały się wręcz surowe.

Fistaszki z tła też były delikatne, prażone tak delikatnie, że aż surowawe. Dodały nerkowcom trochę wytrawniejszego, cięższego echa, ale i one uległy. Także zdecydowały się na naturalną słodycz. Pomyślałam o śmietankowo-maślanym serniku, może jakimś udziwnionym wegańskim. Maślane, słodkie nerkowce z czasem zasugerowały też naleśniki z serem. Za tymi optowała leciutka nuta oleju orzechowego, prażenie (przekładając się na myśl o tworze z patelni)...

Z czasem właśnie prażona nutka trochę wzrosła. Po naleśnikach wprowadziła cieplejszy aspekt, , który zasugerował leciusią goryczkę, ale... nie ośmieliła się wychynąć bardziej, by jakkolwiek zaburzyć błogi smaku nerkowców. Ten z czasem trochę stonował swoją słodycz. Wyobraziłam sobie nernik (sernik z nerkowców, kiedyś jadłam np. Nernik cytrynowy w Legal Cakes) na charakterniejszym, sowicie przypieczono-prażonym spodzie za który odpowiadały fistaszki. Dosłownie raz czy dwa na cały słoik zrobiły aluzję do szczypty soli, ale zaraz jakby się zawstydziły i podporządkowały orzechowemu sernikowi... pod koniec już nie aż tak nerkowcowemu. Wtedy chwilami (w zależności od łyżeczki) fistaszki tak napierały na nerkowce, że zrównywały się z nimi, czasem nawet próbując wyprzedzić.

Po zjedzeniu został dość wyważony posmak nerkowców i fistaszków, z drobną przewagą słodkawych pierwszych. Niby czuć lekkie prażenie, oleistość, ale zwłaszcza fistaszki wyszły wówczas aż surowawo. 

Całość uważam za przepyszną, aczkolwiek - mu mojemu zaskoczeniu - ciut mniej niż Mixitella PB & laskowe. Charakterniejsze laskowce w duecie z fistaszkami jakoś lepiej zagrały. Mimo to, to, jak naturalnie słodko przedstawiły się tu nerkowce, było cudowne i niespotykane. Ucieszyłam się, że delikatnie prażona nutka nie sugerowała soli (bo czasem potrafi). Skojarzenie z naleśnikami (od oleistości smakowej?) i sernikiem było bardzo ciekawe, a gęstość aż szokująca (mi się podobała).


ocena: 9/10
kupiłam: mixit.pl
cena: 23,19 zł za 250g
kaloryczność: 583 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie wykluczam

Skład: orzechy nerkowca prażone łuskane 60% , orzeszki ziemne prażone łuskane 40%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.