wtorek, 20 września 2022

Halba Praline Orange Noir ciemna 60 % z nadzieniem pomarańczowym

O tę czekoladę Halby nie prosiłam (w sumie poprosiłam o dosłownie kilka; otrzymałam zaś mnóstwo, za co jestem wdzięczna - choćby z racji, że mogłam wieloma uszczęśliwić Mamę). Nawet o niej nie wiedziałam. A jednak gdy tylko dostrzegłam, ucieszyłam się. Wprawdzie skład nie mój, bo tyle masła sugerowało, że nadzienie będzie mi właśnie za maślane, ale tabliczka budziła pozytywne skojarzenia. Przypomniała mi się Ambiente (Natrajacali) Truffle Chocolate Negro Sabor Naranja, która podobała mi się bardzo, ponieważ czekolady pomarańczowe uważam za zacny wariant, ale nie cierpię kandyzowanej skórki pomarańczowej. A właśnie na niej zazwyczaj swą pomarańczowość opierają. Truflowo-czekoladowe, pomarańczowe nadzienie - to już zawsze wydawało mi się miłym tworem. Choć obecnie czekolady nadziewane nie są w moim typie, to jednak ta wydaje się na tyle niespotykana, że liczyłam na ciekawą, miłą degustację. Wydała mi się odpowiednia na późne popołudnie po zajęciach, jako coś niewymagającego, gdy już nie miałam mnóstwa godzin czasu do siedzenia nad czekoladą, jak lubię (i te "kilka godzin" u mnie nie jest nadużyciem).


Halba Praline Orange Noir to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao nadziewana kremem / praliną czekoladowo-pomarańczową na bazie masła z olejkiem pomarańczowym.

Rozrywając sreberko poczułam zapach olejku pomarańczowego, przywodzący na myśl wysoce słodki likier pomarańczowo-kakaowy. Goryczka i cierpkawość tych elementów zaznaczyły się bardzo subtelnie. Prawie zupełnie dominująca pomarańcza podrzuciła też sporo słodkiej soczystości. Po przełamaniu jednak wydało mi się to wygładzone i bardziej stonowane za sprawą istotnego udziału masła. Maślana słodycz wyszła nieco nugatowo-pomarańczowo. 

W dłoniach tabliczka wydawała się nieco tłusto-woskowa, a także dość twardawa. Przy łamaniu jednak twardą bym jej nie nazwała... Nie trzaskała, a wnętrze nieco się rwało, mimo że całość zachowała konkret, masywność. Nadziano ją konkretnym, zbito-maślanym kremem po całości.
Na oko był twardawo-zbity, ale tłusty. Przy odgryzaniu kawałka, wierzch masywnie się nieco w niego wciskał.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie raczej umiarkowanym. Cechowała ją tłustość i mazistość. Z czasem okazała się bardzo kremowa, gładka i gęstawa.
Nadzienie rozpływało się z nią w miarę integralnie. Dało się poznać właśnie jako bardzo maziste, kremowo-tłuste i dość masywne. Miało maślany, trochę śmietankowo-oleisty charakter. Wykazało się zwartą gibkością. Nie było jednak mocno zbite. Wyszło idealnie gładko, aż śliskawo. Znikało wodniście i oleiście, nieco szybciej od lepkawej czekolady.
Całościowo aż trochę otłuszczało to usta, a jednak na koniec zostawał też lekko pyliście-kakaowy efekt (czy nawet tylko efekcik), który starał się to tonować.

W smaku sama czekolada przywitała się całkiem wyrazistą gorzkawością, po czym nasunęła na nią słodycz. Rosła w kontekście cukrowym, wzmocniona słodką pomarańczą, którą znacząco przesiąkła. Wydała mi się z tego powodu cukrowo-likierowa. Z racji palono-cierpkawego echa, pomyślałam o smakowej kawie pomarańczowej, z echem procentów w tle. 

Z czasem całość jednak łagodniała. Czekolada przybrała na maślaności, ostała się już tylko gorzkawość drobniusieńka. Mimo to, subtelna cierpkość kakao pobrzmiewała w tle cały czas. Odnotowałam lekko orzechowy wątek, śmietankę, a wizja cukrowej kawy ze śmietanką w wariancie pomarańczowym nasilała się.

Pomarańczowa nuta wnętrza zaserwowała owoc soczyście-cukrowo słodki, a jednocześnie nieco goryczkowaty w olejkowym sensie. Znalazła się na pierwszym planie wraz z łagodną czekoladą. Niemal ją w pewnym momencie zagłuszyła. Szalała jako goryczkowato-słodki olejek i pomarańczowe twory, np. syrop / likier pomarańczowy na maślanym tle. Wyobraziłam sobie maślaną babeczkę z nadzieniem pomarańczowym, a w gardle poczułam lekkie drapanie. Wróciła myśl o śmietankowej kawie pomarańczowej, podanej do niej lub ewentualnie do... pomarańczowego nugatu.

Wraz z rozpływaniem się, maślaność nadzienia wyraźniej nieco wygłaskała słodycz. Ubrała ją w mocno maślano-nugatową otoczkę. W pewnym momencie, jakoś mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, słodka maślaność znalazła się na pierwszym planie. Maślano-słodka nuta cały czas tonowała też pomarańczę, tak że ta nie dominowała. Wątki te wydały mi się równie. Słodycz nie była już taka rażąca, nieco się rozmyła, ale wciąż całość i tak wydawała mi się nieco za słodka. Nadzienie, choć nie mocno cukrowe, było znacząco słodkie. Słodko-maślane. Doszukałam się jednak w nim też oleistego wątku.

Czekolada po tym wszystkim wydała mi się nieco spłycona, maślano-ulepkowa, a jednocześnie cierpkawa. Jej słodycz zaś cukrowa. Trochę drapała końcowo w gardle.

Po zjedzeniu został posmak soczyście cierpkiej pomarańczy. Wydawała się częściowo naturalnie słodko-goryczkowata, trochę soczysta, ale też olejkowa w nienapastliwy sposób. Lekka cierpkość kakao kryła się za nią. Słodycz jako cukrowość pobrzmiewała i trochę zdradziła swoją obecność także w gardle.

Całość to zgrana, delikatna, przystępna, a jednak wyrazista kompozycja. Mocna pomarańcza wyszła dość naturalnie, choć też pomarańczowo jak słodkości w tym wariancie; na szczęście nie zabiła czekolady. Z czasem bowiem łagodniała, mieszając się z maślanością - trochę jak pomarańczowy nugat. Czekolada sama w sobie była lekko przesłodzona, ale w porządku. Tabliczka, choć nieco za słodka, wyszła dobrze jakościowo. Bardzo maślanie, a jednak wciąż nie tak tłusto-tłusto smakowo. Konsystencja jak dla mnie zbyt maślana, specyficzna, a jednak też nie taka mocno negatywnie. Specyficzna przystępnie. Nad oceną się wahałam. Bardziej subiektywnie przyznałabym 8, ale biorąc pod uwagę, co z czekolad pomarańczowych jest na rynku, patrząc na wspomnianą już Ambiente (Natrajacali) Truffle Chocolate Negro Sabor Naranja oraz np. Lindta Lindor Orange, zasłużyła - tak obiektywniej - na więcej.
Całościowo zaskakująco wciągająca. Choć już 2 kostki mnie zatłuściły i było mi za słodko, zjadłam pół tabliczki. Wtedy już zrobiła się dla mnie problematyczna, już miałam dość, a na pomarańczowe nadzienie ochota została zaspokojona - by zostać z pozytywnym wspomnieniem, resztę oddałam Mamie (bo znam siebie i wiem, że to nie czekolada, do której chciałabym wrócić w ciągu najbliższych miesięcy od nasycenia się nią, a jedzenie na siłę czy zbyt długie trzymanie nie ma sensu). Opisała: "bardzo smaczna, czuć jakość. W ogóle ciekawa, dobra czekolada i pomarańczę wyraźnie czuć, ale jakoś to tak wyszło, że na za dużo nie miałam ochoty". Wypytywałam, dlaczego - bez przekonania (po mojej sugestii) winą obarczyła "chyba konsystencję, bo jakaś taka...". Potem co prawda rozwinęła, że ogólnie chyba robi się zupełnie "nieczekoladowa". Zgodziłyśmy się jednak, że to świetnie zrobiona tabliczka - w tej kategorii, jaką reprezentuje (a że nasze osobiste preferencje się z tym nie pokryły to inna sprawa).


ocena: 9/10
kupiłam: halba.ch (dostałam)
cena: nie znam
kaloryczność: 604 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, olej kokosowy, lecytyna sojowa, olejek pomarańczowy 0,1%, aromat naturalny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.