czwartek, 22 września 2022

Vosges Whole Cacao Fruit 86% Whole Cacao Raw Honey ciemna z różnych części kakao z surowym miodem kwiatowym

Kiedyś prawie kupiłam z Sekretów Czekolady Pacha de Cacao, czyli sok z pulpy kakao. W kakao jest coś jakby mleczko-woda, trochę jak w kokosie. Ma ponoć słodziuteńki smak (a z odcinka Cejrowskiego wiem, że uwielbiają to chłeptać kury). Koniec końców Piotr mi tego nie odłożył, a ja specjalnie się nie upominałam, bo nie jestem fanką smakowego picia. Tym bardziej picie czegoś słodkiego do mnie nie przemawia. Gdy jednak trafiłam na tabliczkę czekolady zrobioną z całego kakao, właśnie też z pulpy, z której jest ten sok... O, to już mnie bardzo zaintrygowało. W pulpie poszczególne drobne ziarna są "zawieszone" - ma to nawet swoją nazwę: Baba de Cacao (jakoś nie dziwi mnie brak polskiego odpowiednika). W dodatku mowa o tym w wykonaniu bardzo lubianej marki, Vosges. Mało tego! Z ich nowej linii, zupełnie mi jeszcze nieznanej.
Konkretnie o niej wyczytałam, że została stworzona we współpracy z naukowcem i fizykiem, dr Williamem Li, aby ukazać "czystą roślinę", czerpać z jej wszystkich walorów. Co ciekawe, w dodatku coś związanego z procesem krystalizacji miało częstotliwość 528 HZ, co jest opisane jako "dźwięk miłości" w skali Solfeggio. 
Żeby tego było mało... czekoladę posłodzono surowym miodem z dzikich kwiatów (wcześniej nawet nie myślałam, że jest taka kategoria miodów). Do tego mam wprawdzie małe obawy, bo miód jest bardzo intensywny, a tu jednak do słodzenia chyba lepiej sprawdziłoby się coś bazowego, by lepiej wczuć się w niuanse "innego" kakao. Chodzi dokładniej o miód z Georgii, gdzie rosną białe ostrokrzewy, szkarłatki, palmy sabałowe i tulipany.
Właścicielka marki, Katrina - jak napisała - chciała po prostu maksymalnie wykorzystać to, co daje nam natura, a więc wypełniając tabliczkę wszystkimi wartościami, jakie ma kakao, ale także wykorzystać coś, co normalnie się wyrzuca (a więc np. błonnik kakao), a też coś zawiera. Cała linia ma być właśnie po brzegi wypełniona tym, co daje nam natura.
Intrygująca czekolada mnie czekała.

Vosges Lab VHC Whole Cacao Fruit 86% Cacao Raw Honey blended with Whole Cacao to ciemna czekolada o zawartości 86 % kakao: miazgi, tłuszczu, pulpy, białka i mąki / proszku, słodzona surowym miodem wielokwiatowym.

Po otwarciu poczułam rześki zapach wilgotnej ziemi, przywodzący na myśl spacer w odległym od cywilizacji miejscu po deszczu, wśród skał, po których spływa woda. Niemal na równi z ziemią prezentowały się fistaszki, okryte swymi skórkami. Ziemia, zwłaszcza w trakcie degustacji, wplotła lekką nutkę kawy, sugerującą palone echo... Może jakby należące do fistaszkowo-kawowego ciasta? Do tego czułam słodycz chyba miodu i bezkresną rześkość owoców w tle. Nie był to jednak zapach ani mocno miodowy, ani owocowy. Spośród tych wymieniłabym egzotyczne, wodniste i słodko-rześkie, np. pitaję, melony, lychee.

Tabliczka wyglądała na prawie zupełnie normalną, acz trochę kryształkowo lśniła (od miodu?). Przy łamaniu mimo że była przeciętnie twarda, to wydawała jakby trzasko-pyknięcia o kruchym zacięciu. Udawała nieco zawilgoconą, a jej spód wydał mi się nie gładki, a jakby była nieco "podbąbelkowana".
Przy robieniu kęsa zęby trafiły na "twardawą miękkawość", jakby była to tablica z twardego kremu.
W ustach rozpływała się dość szybko, szybko-średnio. Była średnio tłusta, w dziwnie nieoczywisty sposób. Szybko dała się poznać jako ziarnista i jakby scukrzona (jak miód, nie kryształkowa). Miała też nieco węgielny charakter. Miękła i rzedła w soczyście-wodnisty sposób. Choć zachowała trochę masywność, to była delikatna - czasem bardziej, to znów mniej. Węgielność utrzymywała się cały czas, a z czasem doszło nieco więcej pylistości. Jakby utrzymywało to ziarnistą mieszaninę, a także nieco hamowało wodnistość. Znikała rzadko-lepkawo (miodowo?). Orzeźwiała w niewiarygodny sposób. Zdarzyło jej się zostawić drobinkę kakao (przełożyło się to na "pożądaną niechlujność / surowość").

W smaku pierwsza ruszyła bezkresna rześkość słodkich owoców. Natychmiast przyszło mi do głowy słodkie, egzotyczne lychee i melon miodowy. Słodki, słodziuteńki i wsparty miodem.

Miód okazał się z kolei (jak na miód) subtelny i bardzo kwiatowy. Kwiaty kontynuowały rześkość. Było w nich coś zwiewnego, wilgotnego. Pomyślałam o mięciutkich płatkach białych kwiatów, pokrytych rosą. Jaśmin, konwalie... ukryte wśród innych, także rześkich i wilgotnych roślin. Wszystko to orzeźwiało, wręcz chłodziło, kojarząc się trochę ze świeżą, słodką, zieloną (delikatną) miętą.

Z czasem pojawiła się delikatna ziemia. Także ona była wilgotna. Wyobraziłam sobie skały i ziemię po deszczu. Dziką, niezanieczyszczoną przez człowieka scenerię, pełną żywych roślin. Rozeszła się lekka gorzkawość - zaskakująco łagodna. Pomyślałam o kawie... też jednak dziwnie świeżej (wyobrażenie), zawilgoconej. Już mi w głowie były kawowce i kakaowce, zielone liście...

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa potoczyły się fistaszki. Naturalnie słodkawe, delikatne. Surowe? Z delikatnymi skórkami, przypominającymi o drobnej goryczce. Mieszały się już ze wspomnianymi w jakieś fistaszkowe, zdrowe ciasto kawowe, posłodzone miodem. Przez pewien czas wizja kawowo-orzechowego ciasta, wzbogaconego o węgielny akcent (płynący z roślinności?) przyćmiła na parę sekund wszystko inne.
A potem przypomniała o sobie słodycz roślin, odrobinka mięty - jakby tak chodziło o brownie kawowo-miodowe z np. miętowym kremem-zawijasem (wygooglałam coś takiego - pasuje do wyobrażenia).

Miód natarł z nową siłą, jednak był rozbity rześkością owoców. Mimo to, już przy drugiej kostce mniej więcej w tym momencie zaczynał trochę denerwująco drapać w gardle. Mowa o owocach niewątpliwie egzotycznych, niedoprecyzowanych, ale bardzo soczystych. Czułam pitaję o białym miąższu, może różowe winogrona, lychee... Melony! Sporo tych najsłodszych, miodowych.

Bliżej końca w słodyczy, mieszającej się z ziemią, odnotowałam węgiel. Też jakby lekko słodkawy, kontynuujący roślinność, ale sprowadzający ją na bardziej gorzkawy tor. Wciąż czułam jednak też aż lekkie drapanie miodu.

Po zjedzeniu został cierpkawy, właśnie nieco gorzkawo węgielny, skaliście-roślinny posmak. Było rześko, wilgotno, aż chłodno. Do tego czułam słodycz, słodziuteńkość egzotycznych owoców (melony, lychee, pitaja), miód z kwiatami / kwiato-miód, jakby rozrzedzony owocami (wiec nie aż tak słodki).

Całość zszokowała mnie. Była specyficzna. Nie zgadłabym, że tak wyjdzie. Zupełnie niekwaśna, mało gorzka, a słodka, słodziuteńka. Słodycz należała głównie do delikatnych, aż wodnistych owoców egzotycznych i rześkiego miodu, kwiatów. Całe jej zawilgocenie było intrygujące, tak samo jak chłodne, miętowawe orzeźwienie. Ziemię, węgielność i fistaszki cechowała przejrzystość, wyrazistość, choć nie były to siekiery.
Czekolada była bardzo smaczna. Może nie do końca smakująca tak, jak bym liczyła w przypadku tej zawartości kakao, ale rozumiem, że ta specyfika wynika z tego, czym była. Zwłaszcza pod koniec słodycz mnie trochę irytowała, ale nie mogę powiedzieć, by całość jakoś specjalnie zasładzała (acz trochę owszem).
Konsystencja mi się nie podobała. Rzadkość, znikanie, niedookreślenie - dziwne to, ale też wydaje mi się, że to przez pulpowość, miód etc.
Bardzo cieszę się z jej poznania, a ocenę wystawiam biorąc namiar, cóż to za niezwykłość, bo nie była to 9 typowa dla samego zachwycającego efektu. Poniekąd wynika z niezwykłości. Sama jednak nie jestem przekonana, czy chcąc pokazać specyfikę czegoś w zakresie kakao (np. niezwykle słodkiej pulpy, soku z niej), jest dobrym pomysłem dodawanie jeszcze miodu. Myślę, że w takim przypadku "słodzidło" powinno być jak najbardziej bazowe, typowe dla czekolady (cukier trzcinowy).


ocena: 9/10
kupiłam: vosgeschocolate.com za czyimś pośrednictwem
cena: 6 $
kaloryczność: 536 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy miód z dzikich kwiatów, tłuszcz kakaowy, puree z miąższu kakao, produkty z kakao (białko z ziarna kakaowego, mąka / proszek z ziarna kakaowego)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.