Uwielbiam czekolady ciemne Halba. Czyste kocham, z dodatkami... no, te z Aldiego zdarzyło się, że zawiodły (np. miętowa), jednak te jakoś to trochę wyparłam. Po prostu zawiodły mnie, bo nie mój typ, jak i szereg próbowanych mlecznych. Pisałam producentowi, że najbardziej ciekawią mnie z poszczególnych regionów czyste, a oni wspaniałomyślnie wysłali mi także te z dodatkami. I cieszyłam się z możliwości poznania czegoś tak bardzo niedostępnego w Polsce, i za darmo, i bez wątpienia dobrej jakości, ale też... trochę nastawiona "na nie" byłam. A to stąd, że to nie moja bajka i nie wiedziałam, czy uda mi się w te wciągnąć. Ciemne z dodatkami postanowiłam ułożyć sobie datami, bo na żadną nie miałam większej ochoty. Traf chciał, że na początek padła właśnie dzisiaj prezentowana. Dawno już uznałam, że choć uwielbiam kawę, słodyczy kawowych już nie (bo mi kawa czekoladę zagłusza). Zastanawiałam się jednak, czy ta jakoś tam mi podejdzie. To raz. Dwa - użyli ziaren z Madagaskaru, które czasem właśnie potrafią smakować kawowo, nie zaś cytrusowo. Kawa do takiej madagaskarskiej czekolady chyba wydaje się dobrym wyborem. I tak sobie myśląc, myśląc, przypominając też niezbyt moją, a ciekawostkowo smaczną Menakao Dark Chocolate 63 % Bold & Intense Arabica & Cocoa Nibs & Sea Salt, uznałam, że może czeka mnie jednak coś lepszego, niż się mi wydaje.
(Halba) Coop NaturaPlan Cafe Madagascar Chocolat Noir 76% de Cacao Trinitario & Criollo bio to ciemna czekolada o zawartości 76 % kakao trinitario i criollo (blend) z Madagaskaru z kawowym krokantem (karmelizowanymi, kruszonymi ziarnami) i pastą kawową (wtopioną w miazgę); zrobiona w 100% ze składników z certyfikatem Fairtrade.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach palonych ziaren kawy, gorzkiej kawy czarnej, która ewidentnie rządziła całą kompozycją, choć osłodzona palonym karmelem. Słodycz jawiła się jednak jako niska. Dalej była charakterna, gorzkawa ziemistość, bardzo integralnie spleciona z kawą, a także nasączająca to soczystość ciemnych, kwaśnych owoców, a dokładniej wiśni i śliwek (acz chyba nie tylko). W trakcie degustacji doszukałam się jeszcze słodko-kwaśnych cytrusów, mimo że miały znikomy udział.
Tabliczka była średnio twarda, zupełnie jak najzwyklejsza ciemna w dotyku (nie powiedziałabym, że jest z wtopioną miazgą z kawy). Trzaskała przyjemnie, wydając się przy tym trochę kruchą. To jednak pewnie z racji dodatku, którego nie pożałowano, co bardzo dobrze widać na spodzie, ale i ogólnie, gdy się przyjrzeć - kawałeczki kawy przebijają się jako ciemne plamki.
Przekrój ujawnił sporo kawałków ziaren kawy, ale i tak nieco przekłamał rzeczywistość, bo zaraz okazało się, iż było ich tak dużo, że nie sposób zgryźć choćby kawałeczka bez nich. Były większe i mniejsze, w przeważającej mierze jednak drobne. W przekroju większość z nich połyskiwała jak ciemne szkiełka - zapewne za sprawą karmelizowania, jednak karmelu / warstwy cukru jako takiej się nie czuło (acz zdarzyło się, że gdy odgryzałam kawałek i akurat na nie trafiłam zębem, skrzypnął i do zęba na sekundę się przyklejał). Kiedy się przyjrzałam, przekrój w ogóle, jakby abstrahując od kawy, trochę kryształkowo połyskiwał.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym i z ochotą. Trochę stopowały ją drobinki kawy. Miękła dość szybko i dała się poznać jako bardzo kremowo-tłusta, średnio gęsta, z czasem niezwykle przybierająca na soczystości. A także... Potencjalnie nieco pylista - dlatego, że w kontraście do drobinek wydawała się zaskakująco gładka. Pastę kawową musiano wtopić w nią, bo nie była z nadzieniem.
Wypełniały ją za to drobinki kawy. Te chyba były (niektóre na pewno) pokryte błyskawicznie rozpuszczającą się wraz z resztą warstewką (której bym nie wyłapała, gdyby ziarna dziwnie nie lśniły w przekroju - trzeba się na niej bowiem mocno skupić, by ją odnotować). Wydaje mi się, że mogło to napędzać rozpuszczanie się całości. Drobineczek było mnóstwo, i choć o dziwo nie zaburzały bezkresnej kremowości, trochę przeszkadzały. Pod koniec wydawało mi się, że wśród nich kryła się pylistość (bardzo jednak umiejętnie). Gdy wszystko inne już zniknęło, ja zajmowałam się nimi. Nie było wówczas na nich żadnej warstwy. Ziarna kawy okazały się zaskakująco przystępne, bo były twardo-chrupiące, ale w delikatny sposób. Niektóre kojarzyły się (ze struktury) z sezamem, z czasem jakby chrupiąco mięknąc. Nie drapały, nie męczyły.
Raz czy dwa z ciekawości spróbowałam szybciej, "obok czekolady" pogryźć kawałki, które tylko co zaczęły się wyłaniać - pojawiał się przy nich trzeszcząco-skrzypiący efekt cukru, jakby podkradziony z chałwy.
Mimo wszystko uznałam, że tabliczka to trochę przesadnie najeżony zlepek drobinek. Wolałabym, by było mniej, a większych, by i bazy (z pastą kawową?) walory lepiej poczuć.
W smaku już od pierwszych sekund kawa dominowała jako palono-gorzkawe ziarna kawy oraz zaparzona czarna kawa z cukrem. Nie była mocno słodka, ale ewidentnie dosłodzona. Z czasem coraz szlachetniej, bo waniliowo.
Prędko polała się intensywna soczystość. Mieszała się z gorzką, wilgotną i chłodną czarną ziemią, umiejętnie dodając do kawy owocowe nuty. To słodko-kwaśne, dojrzałe i miękkie wiśnie oraz śliwki, troszeczkę porzeczek. Wszystko to podkręciła kwaskawa cytryna. Nie było to mocno kwaśne, ale orzeźwiająco i znacząco.
Dołączyła do tego łagodząca wszystko słodycz i maślaność. Pierwsza też była palona, więc pomyślałam o karmelu, ale... dość maślanym i... ciastowym? Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa miałam wrażenie, jakby w ustach rozpływało mi się obłędnie czekoladowe, maziste i dość tłuste ciasto czekoladowe... Typu brownie z zakalcem? Czekoladowo-kawowe bez wątpienia. Do tego z czasem doszła większa ilość wanilii, zupełnie zabijając jakąkolwiek cukrowość. Słodycz była głęboka i szlachetna, nadała całości pozornej ciężkawości, ale w pozytywnym sensie.
Gdy kawałki kawy wylegały na język, podskakiwała słodycz, lecz inne nuty umiejętnie ją przełapywały. To było jak słodkie ciasto przepijane dosłodzoną, czarną kawą. Zrobioną na mocno palonych, gorzkich ziarnach...
Których to goryczka mieszała się z ziemią i soczystością. Z czasem wyłonił się grejpfrut, wciągając w siebie i zabijając kwaśność. Był słodko-gorzki, bo i jego skórka miała coś do powiedzenia. Dbał w tej kawowo-gorzkiej kompozycji o owoce, przez co bliżej końca pomyślałam o mieszance wiśni, porzeczek i śliwek. Wyszły aż trochę jak wino... I czekoladowo? Jakby wszystko to tonęło we wspomnianym już czekoladowo-kawowym cieście o zacnej gorzkości.
Końcówka była maślano-czekoladowa i kawowa, jak tylko się da. Kawa zdecydowała się na palone, gorzkie ziarna. Słodycz też okazała się mocno palona, karmelowa, a zarazem cudownie soczysta. Czułam niewiarygodnie słodkie, dojrzałe grejpfruty, które próbowała przełamać kwaskawa cytryna.
Ziarna, które gryzłam już na koniec, gdy wszystko inne zniknęło, okazały się palono-gorzkie, wciąż wyraziste w smak kawy. Gorzkiej, a jednak naturalnie kwaskawo-soczystej... trzymała się ich też słodycz, jakby nasiąkły wanilią i karmelem? Słodkimi owocami?
Gdy z ciekawości parę ziarenek spróbowałam pogryźć szybko, "obok czekolady", nieznacznie podskakiwała przy nich karmelowa słodycz, acz i tak tonęła w soczystości.
Po zjedzeniu został posmak głównie ziaren kawy, kawy palonej, kawy czarnej, z lekkim tylko poczuciem słodyczy i soczystością owoców cytrusowych i czerwonych. Nie utrzymywał się bardzo długo. Miałam wrażenie przy nim, jakbym to kawę wypiła, a nie zjadła czekoladę... aczkolwiek... z soczyście wiśniowo-grejpfrutowymi nutami.
Całość zaskoczyła mnie, że była... tak smaczna. Gorzko-kawowa, a jednocześnie cudnie ziemista i bogata w owocową soczystość wiśni, porzeczek, śliwek i cytrusów: cytryn, grejpfrutów. Do tego szlachetna, waniliowo-karmelowa słodycz, bez cukrowości. Kawa, choć dominowała, wyszła też... czekoladowo - kupiło mnie to ciasto (obstawiam, że tę nutę uzyskano dzięki paście z kawy). Dzięki temu nie miałam poczucia, że dodatek zagłuszył bazę. Czyli jednak kawowe słodycze mają i u mnie szanse. Szkoda tylko, że zupełnie nie moja struktura, bo nie cierpię takiego najeżenia drobnicą. A jednak nie było tragedii, bo to jeszcze w miarę znośna drobnica. Choć trochę męczyła, połowę można zjeść w zasadzie z przyjemnością (podobnie w sumie było z Fair Donkere Zwitserse Bio-Chocolade met Pepermunt-Crisp). W połowie jednak podrapała mi podniebienie, acz resztę i tak skończyłam (skoro już i tak ucierpiało; w sumie jednego dnia zjadłam 3/4, następnego resztę). W innym jednak dniu, niż w większości na uczelni by nie przeszła przez to. Jestem w szoku, że choć obecnie nie lubię czekolad kawowych, tę uważam za genialnie zrobioną, tylko że z za dużą ilością drobinek. Gdyby nie było ich aż tyle, mogłabym z czystym sumieniem powiedzieć, że jedzenie jej sprawiło mi przyjemność, bez żadnych "ale".
ocena: 9/10
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, krokant kawowy (cukier trzcinowy, ziarna kawy), pasta kawowa (tłuszcz kakaowy, ziarna kawy), ziarna wanilii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.