Kiedy kończy się sezon na uwielbiane przeze mnie kaki i kończą się ciekawe sezonowe owoce, w marketach większość przemrożona, odbijam to sobie w owocach suszonych (głównie figi i daktyle, z których nie umiem wybrać, co wolę). Ich słodycz sprawia, że ze słodyczy mam ochotę prawie tylko na ciemne czekolady, a że pogoda nie sprzyja zdjęciom, sięgam po te już znane. A że nudy nie lubię, pisać kocham... to tak kombinuję, jak by sobie to wszystko urozmaicić. Ostatnio zakupiłam parę raw batonów w ramach urozmaicenia od suszonych owoców, bo... owoców przecież recenzować nie będę, a czuję potrzebę zaznaczenia fig na blogu.
Po otwarciu uderzył mnie niezwykle intensywny i w pełni naturalny zapach. Był daktylowo-figowo słodki. O miejsce walczył tam też "podfermentowany kwasek" albo raczej ich pewna soczystość. Mimo to, powiedziałabym, że zapach główny to kokos - zarówno ten zwykły, jak i goryczkowaty, pochodzący od oleju. Słodycz, ale tonąca w naturalnie wyrazistej kokosowości.
Wydało mi się to bardzo charakterne... właśnie nie tak słodkie, jak mogłoby się wydawać.
Baton przy łamaniu czy krojeniu nie wydał mi się twardy; dopiero w trakcie jedzenia, przeżuwania wyszła na jaw jego twardość (albo raczej konkretność, stworzona przez zwartą strukturę) i pewna kruchość. Natłuszczony był w stopniu odpowiednim, choć momentami wydał mi się nieco zbyt suchy (nie wolałabym jednak więcej tłuszczu - prędzej coś bardziej soczystego). Bardzo przyjemnie strzelał i chrzęścił. To pierwsze wywołały pesteczki fig i chia - mi za mało było tych pierwszych; nie obraziłabym się za to, gdyby chia wywalono (na rzecz pesteczek). Chrzęszczenie napędzały soczyste wiórki, które w dużym stopniu były przemielone.
Ogółem jednak baton wcale nie był taki przemielony, np. orzeszki to spore kawałki. Miały cudownie świeżą konsystencję i taki też smak. Dodawał on pewnej orzechowej łagodności, sam jednak do głównego nurtu batona się nie zaliczał.
Zdecydowanie dominował bowiem kokos i słodycz bakalii. Figi i daktyle się przemieszały. O ile figi były wyczuwalne wyraźnie jako one same, takie nieco podkwaszone, tak daktyle... wydały mi się tylko napędzać "naturalnie miodową słodycz bakalii" (pewnie dlatego, że konsystencji nie wniosły efektu "daktylowej papki"). Ogólnie słodycz kojarzyła mi się trochę z masą makową, ale to odległe skojarzenie. Nie było jednak nazbyt słodko za sprawą kokosa.
Ten był wiórkowo świeży, ale i w dużej mierze smakował olejem kokosowym. Gorzkość z czasem rosła, zrównywała się ze słodyczą. Była to goryczka oleju kokosowego, ale umilona. Myślę, że dzięki guaranie. Czuć bowiem ogólną gorzkawość (w tym oleju), ale nie olej kokosowy sam w sobie.
Całość wyszła więc... może nie gorzko, nie tak zasładzająco... tylko słodko- "gorzkoneutralnie". Bardzo kokosowy baton (co podkreśliła orzechowa nuta), o nie tak jednoznacznej słodyczy. Aż nie wiem jak go podsumować... Pyszny, jak na kokosowca, ale nie wydaje mi się, by był to "baton kokosowy". Czuję niedosyt w kwestii fig. Mam tu na myśli także strukturę. Pesteczek poskąpiono, chia uważam za zbędne... a i co do konsystencji to tak jakoś... za sucho-twardo. Wolałabym, gdyby daktyle w tej sprawie odegrały większą rolę.
ocena: 8/10
kupiłam: urbanvegan.pl
cena: 5,69 zł (za 70 g)
kaloryczność: 328 kcal / 100 g; baton - 267 kcal
czy znów kupię: nie
Skład: daktyle 30%, figi 30%, orzechy ziemne 25%, wiórki kokosowe 9%, chia, olej kokosowy, guarana, cynamon
Jadłam... dawno ale jadłam i nie mam z nim jakiś niemiłych wspomnień. Ciekawy do spróbowania ale do zjedzenia na raz (dla mnie nie w całości bo za slodko) ;)
OdpowiedzUsuńOtóż to, do spróbowania i tyle.
UsuńBardzo fajny batonik na zdrową przekąskę:) jednak ja preferuję bardziej miękkie przekąski;) a co do kaki to też uwielbiam ale fakt, że przemrozone są okropne bo w środku są takie jak gąbka bez smaku:/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gwiazdeczka*
Albo jak ściągają usta to już w ogóle... Szkoda, że w sklepach i na magazynach tak kiepsko wszystko przechowują.
UsuńTen smakował mi najmniej z całej trójki, ale nie zmienia to faktu, że był pyszny i wyjątkowy. Najlepszy zdecydowanie to śliwkowy wariant ;)
OdpowiedzUsuńTo szkoda, że właśnie śliwkowego nie kupiłam. Może kiedyś, przy okazji.
UsuńSzczególnie w przekroju wygląda apetycznie :) Z chęcią byśmy go spróbowały :)
OdpowiedzUsuńTakie ciapki, w sumie jak figa (tylko w innym kolorze) wygląda. Myślę, że by Wam smakował. Skusicie się?
UsuńNie czytam, bo zjem w przeciągu najbliższych dni/tygodni i nie mogę być zainfekowana Twoją opinią. Kupiłam masę rzeczy w UV, więc moja lista ma teraz... better nie mówić ile pozycji :)
OdpowiedzUsuńChciałam napisać, że "czekam na recenzję", ale pewnie zdążę do tego czasu z 10 razy o tym zapomnieć i przypomnieć sobie na nowo, więc... pewnie wrócę do mojego wpisu, jak ją dodasz i tyle.
UsuńA czego najwięcej kupiłaś w UV?
Wiesz co... chyba flap jacków. Jadłam parę miesięcy temu pistacjowego i omg <3 Musiałam dokupić resztę rodzinki.
UsuńO, to akurat zupełnie nie w moim stylu, chociaż dla pistacji pewnie mogłabym zrobić wyjątek i zjadłabym.
Usuń