wtorek, 15 czerwca 2021

Georgia Ramon Brasilien / Brazil 73 % COOPOAM - Trinitario ciemna z Brazylii

Przez parę ostatnio jedzonych czekolad, przez to, że z Aldi zniknęły moje ukochane czekolady Fair Dunkle Schweizer Bio-Schokolade 70 %, poczułam się jakaś... zagubiona. Moser Roth, Terravita i parę innych, które wydawały się "tanimi, ale spoko" markami zawiodły mnie. Inne utwierdziły w przekonaniu, że nic ich już nie kupię, bo nie są tego warte i... było trochę, jakby grunt mi się spod nóg usuwał. Poczułam, że po prostu muszę sięgnąć wreszcie po markę, która nie zawiedzie. I w dodatku po lubiany przeze mnie region - swoją drogą, o którym krążą opinie różne. A ja ich nie rozumiem, ale cóż. Takich rzeczy rozumieć nie muszę. Nawet wiedza, że kakao kupiono od kooperatywy COOPOAM (Cooperativa de Produtos Orgânicos da Amazônia) nie jest mi do szczęścia potrzebna, ale to już wiedzieć... nawet fajnie (ale i tak wiem, że zaraz zapomnę, a do degustacji to nic nie wniesie).

Georgia Ramon Brasilien / Brazil 73 % COOPOAM - Trinitario to ciemna o zawartości 73 % kakao trinitario z Brazylii.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam wyrazisty - acz o delikatnym wydźwięku - splot róż i czerwonych owoców pod przewodnictwem malin. Z czasem nasilił się ich kwasek, stąd myśl o czerwonych porzeczkach i... jakimś dziwnym, kiepskim, kwaskawo-jasnym arbuzie, stanowiącym jednak przejście do owoców znacznie słodszych i egzotycznych. Tu dowodziło mango i wydawało się jedynym źródłem słodyczy. Reszta kompozycji bowiem to stare książki, może skóra i surowe migdały, trochę drzew... Wonnych i ciepło-orientalnych. Trochę podkradały się pod papier, pewną neutralność, ale i cierpkości się doszukałam. Cierpkości przypraw korzennych?

Tabliczka wydawała się sucha i kamiennie twarda. Poniekąd w istocie taka była, gdyż trzaskała bardzo głośno, ukazując ziarnisty, zbity przekrój.
W ustach rozpływała się powoli, początkowo nieco opornie. Potem zachowywała pewną tłustą gęstość, ale miękła i zalepiała, zmieniając się w gęsto-kremową, wciąż tłustą, ale ze znaczącym, soczystym elementem, masę. Była raczej gładka, choć miała bardziej ziarniste momenty. Bliżej końca robiła się już bardzo soczysta, chwilami trochę wodnista (jak arbuz).

W smaku od samego początku czułam gorzkość zmieszaną z niemal neutralnością, przywodzącą na myśl drzewa. Pojawiła się wśród nich nieco podprażona nuta, kierująca skojarzenia na orientalne - wonne aż słodko-pikantnie - drzewa, np. sandałowe.
Za egzotykę odpowiadała też szybko zaznaczająca swoją obecność owocowo-soczysta mgiełka owoców... granatu?
Gorzkawość i niemal neutralność "roślinna" podchodziła pod... papier? Książki i stare zwoje, też jakby ciepłe w wydźwięku. Nasiąknięte korzennością? Coraz wyrazistszą i bogatą w cynamon. Pomyślałam o korzennych miodach pitnych.

Od korzenności odchodziła delikatna słodycz, kojarząca się z kremem migdałowym, może słodkawym masłem migdałowym... choć bardziej takim "na słodko", maślanym... jak warstwa do ciasta lub jakiś nugat? Wzbogacony o owocową nutę? Pomyślałam o jabłkach z cynamonem lub... o kremie jabłkowym z cynamonem (analogicznie do tzw. masła dyniowego - "pumpkin butter" - to widziałam tylko w googlu).

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa owoce dosłownie uderzyły. Dochodziły z dwóch stron: jedne kontynuowały słodycz i delikatność, wydały mi się leniwe i egzotyczne, esencjonalne. Wchodziły poprzez słodkie czerwone jabłka i jabłka z cynamonem. To były zmieszane z wodnistymi kwiatami mango i inne - może jakiś ananas? Ten zasugerował cytrusowy kwasek, mocno jednak spleciony z goryczkowatą słodyczą (np. pomarańczy?).

Zaraz po nich wszystko przeszywał lekki kwasek czerwonych porzeczek. Po nich wchodziły maliny i mieszanina owoców czerwonych. Gdy trafiły na te słodsze i papierowe zaleciałości, przywiodły na myśl mdławego arbuza... albo te zielonkawe części blisko skóry. Trochę kwaskawego? Od niego rozchodziła się perfumowo-kwiatowa nuta. Czuć, że była naturalna, ale... nie odpowiadała mi. Czyżbym czuła przy tym coś słodko egzotycznego (granat?). Zaraz to maliny zaczęły dominować, a kwiatowość przeskoczyła na miód. Pomyślałam o gęstym, cukrującym się... drzewnym?

Z czasem zgrała się bardziej z książkami i drzewami, ukryła się w nich jako wilgotne, roślinne tchnienie. Ono nadało drzewom więcej życia niż ciepła. Po egzotycznej soczystości drzewa wydały mi się bardziej wilgotnie-chłodno rześkie, leśne i nie tylko orientalne. Zahaczyły o pikanterię korzenną, po czym zakończyły kompozycję nutą migdałów i... słodkich soko-żywic z drzew. Nuty zaczęły się mieszać. Pomyślałam o jakimś przyprawionym korzennie maślano-orzechowym kremie z mango (a'la z Zottera Mango PREDA), nasączonego kwaskawymi cytrusami i miodem. W głowie dosłownie miałam nadzienie otulone ciemną czekoladą!

Po zjedzeniu został posmak... właśnie taki ciemnoczekoladowo-pyliście kakaowy, ale też słodki, jakby używiczniono-umiodowionych owoców i delikatnych migdałów "na słodko" (jednych i drugich przerobionych na kremo-nugat?). Czułam także lekką gorzkawość i wytrawność drzew, a także... nutę zapachu książek, trochę kwiatów. Pozytywnie zaskoczyło mnie pyliste poczucie w ustach i na ustach, jakby osuszające tłustość i soczystość i... samo w sobie smakujące kakaowo. Zastanawiając się nad tym bardzo długo utrzymującym się posmakiem doszłam do wniosku, że przypomina... kakaowe zbożowe chrupko-płatki do mleka.

Czekolada wyszła bardzo ciekawie. Może nie była bardzo gorzka czy kwaśna, ale w sumie mocno słodka też nie. A taka... łagodnie neutralna, jedynie kwaskawa (dzięki drzewom i migdałom), ale "przyprawiona" (pikantną korzennością, kwiatami, orientalnymi nutami). Wyczuwalna maślaność podpięła się pod to i zupełnie nie gryzła się z owocami: słodkimi żółtymi (egzotycznymi, cytrusowymi, ale i jabłkami) czy czerwonymi (jabłka w sumie i tu były, maliny, granaty, porzeczki). Błogo zamknęła to w "kremie". Może nie jest to ciemna czekolada, jaką chciałabym jeść codziennie, ale interesująca.

Migdały i specyficzne przyprawienie czułam także w Cluizelu Plantation Riachuelo 70 % Bresil , ale ten był o wiele mniej owocowy i słodszy po prostu, z nutami śmietanki. To jednak też owoce egzotyczne i czerwone. Cluizel też coś wokół miodu kręcił, ale zdecydował się raczej na suszone owoce.
Maliny i miód czułam także w Domori Land Brasile 70 %, ale tak jak Cluizel była bardziej śmietankowa. A przy tym wytrawniejsza i mocniej palona.
Najbliżej GR chyba do orzechowo-leśnej, drzewnej Zotter Labooko Brazil 72 %. Ogrom owoców (i egzotycznych, i konkretnie cytrusów, nawet nuta "owoców bardziej mdłych" - w GR ten arbuz), wilgotniejące drzewne klimaty i pikanteria (Zotter był bardziej jednoznacznie piernikowy) przełożyły się na wysokie podobieństwo w kwestii klimatu, mimo poszczególnych różnic.
Znaczące różnice, jak czuję, wynikają z tego, że próbowałam tu porównać bardzo charakterystyczne marki, z których każda cieszy się swoistą specyfiką.
Mnie GR bardzo smakowała i gdyby nie pewne dziwne wybiegi (arbuza np. wolałabym w pełni słodko-soczystego, a nie zielonkawego; mocne kwiaty, a nie "może kwiaty, może arbuzo-perfuma") oraz tłustość, zgarnęłaby najwyższą notę. Nie wiem, czy nie żałuję, że nie czułam nuty rumu, obiecanej przez producenta. Chyba by nie pasowała.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 545 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

5 komentarzy:

  1. Arbuz w zapachu dziwny, ale całokształt - no, minus przyprawy - przywiódł mi na myśl gumy dla dzieci z osiedlowego sklepiku. (Wyimaginowane). W konsystencji też się ukrył arbuz?! Co za podstępniaczek. Prawdę mówiąc, nastawiłam się na eksplozję soczystej dżungli, a nie książki, przyprawy, drzewa (chyba że myślisz o koronie), plebejskie jabłka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście jakoś to się trochę rozjechało. Zobacz, że nawet opakowanie sugeruje coś innego, niż pojawiło się w smaku. A jednak taki smak wpisuje się w nuty Brazylii.
      Nie, w żadnym wypadku nie o koronach drzew. Pisałam m.in. o drzewie sandałowym, które też jest takie... słodko-ciepłe jak cynamon i raczej o coś takiego mi chodziło.

      Usuń
  2. Brzmi mojo. Zachęca.
    Dziś po twojej recenzji uderzył mnie rozstrzał porównań. Jestem pod wrażeniem że potrafisz czekolady ze sobą zestawiać w postaci takiej szerokiej palety produktów. Że pamiętasz nyty smakowe poszczególnych tabliczek i tak od ręki je podsumowujesz :) jak to robisz? Masz tabelaryczne zestawienia czy jak :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, żadnych tabel! Wzdrygam się na myśl, że niektórzy naprawdę prowadzą jakieś tabele z nutami, głośnością trzasku, sekundami, ile trwa posmak etc. Gdybym próbowała czekolady zamykać w tabele, stały by się... policzalne, matematyczne. A moje podejście stawia na odczucia, emocje, refleksje. Takie... humanistyczne?
      Nie wiem, jak to robię. Po prostu mam dobrą pamięć ogółem i bardzo dobrą co do smaków, zapachów. Doskonale pamiętam nawet takie durnoty, jak dlaczego jakiś serek nie smakował 5 lat temu Mamie. Co do czekolad... może u mnie to tak jak z piosenkami? Są osoby kochające muzykę, które znają setki tytułów, zespołów, tekstów piosenek. Ja tak mam z czekoladami. Czasem jedynie chodzi mi po głowie, że "już gdzieś to czułam" - wtedy odpalam na bloggerze listę postów (opublikowanych, zaplanowanych i wersji roboczych) i wpisuję hasła, które mogą mi pomóc odszukać, gdzie to czułam (np. "Brazylia"). Potem to już działa tak, że jak wracam do poszczególnych recenzji (sprawdzić, czy na pewno dobrze kojarzę), to na nowo sobie przypominam co czułam.
      Dodatkowo, dla tylko najukochańszych 10/10 prowadzę zeszyt, w którym odręcznie piszę streszczenia i wyklejam tam obrazkami nut, jakie czułam.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.