wtorek, 14 grudnia 2021

Basia Basia Krem orzechowy z bananem + len + chia

Nie jestem wielbicielką połączenia masła orzechowego i bananów, ale nic do niego nie mam. Suszonych bananów jako chipsów za to nie lubię - twarde jak kamień, często z olejem, cukrem lub ich mieszanką. Nie wpisują się w mój jadłospis ani nie smakują, jak lubię. Liofilizowane swego czasu wydawały mi się fajne, ale też nie by kupić i jeść, a jako ciekawostka. Dziwaczne, długie i czarne banany suszone dopiero mam w planach kupić i poznać (a przypomniałam sobie o nich dopiero przy jedzeniu tego kremu). Basiowych maseł orzechowych jednak jako takich nie postrzegam tak zupełnie... To dla mnie raczej dziwo-kremy. Na tyle ciekawe, by niektóre popróbować, ale na tyle nie moje, że tylko raz. Z dzisiaj przedstawianym zwlekałam... Bo jak kocham masło orzechowe i banany surowe, to... połączenie? No właśnie. Ponadto, do kremu dodali chia, których to wprost nienawidzę. Liczyłam jednak, że na tyle mało, że nie będą mi przeszkadzać.

Basia Basia Krem orzechowy z bananem to krem z orzechów ziemnych z suszonymi bananami, lnem i chia, który produkuje Alpi Hummus / Alpi Smaki.

Po odkręceniu poczułam wyrazisty zapach masła orzechowego z prażonych fistaszków, zmieszanych z delikatną słodyczą. Ta częściowo ewidentnie należała do bananów, które zaskoczyły mnie tym, jak świeżo surowo się zaprezentowały. Pokusiły się o drobną, słodką soczystość, podkreśloną specyficznym, "roślinnym" echem.

Po otwarciu trochę się zdziwiłam... Otóż zawartość niewątpliwie była dziwna - gęstawo-ciągnąco-gumiasta, na pewno miękka i rzadkawa. Oczywiście wydzieliło się... coś. Nie czysty olej, a olejo-woda. Bardzo rozwodniony olej w ilości średniej, co częściowo mieszało się z masą. I tak większość zlałam. Resztę zaś wymieszałam tak jakoś do 2/3 słoika, z lenistwa i... chciałam też "suchszą konsystencję" poznać. Ten krem jednak bardzo chętnie współpracował przy tej czynności i wcale nie musiałam się jakoś specjalnie męczyć.
Krem ogólnie był... dziwny, trochę jakby z wodą. Całość wydała mi się umiarkowanie tłusta, w zasadzie jedynie tłustawa i lekka jak na masło orzechowe. Niby nieco zalepiało usta, ale nie tak mocno... Było soczystsze, wodniste (?), acz nie w negatywnym sensie. Pełno w nim drobinek przemielonych orzeszków, bananów, ale... też chia i len częściowo przemielono. Banany to także ciemne, miękko-soczyste kawałki, więc dodali banany suszone, a nie chipsy bananowe. Przypominały zawilgocone, a jędrne daktyle suszone. Całość kojarzył mi się odlegle z... kremem bananowo-chałwowym?
W trakcie jedzenia masło dodatkowo wykazywało gumiasto-miękki element... właśnie nieco gąbczasty. Jak nasączone, suszone gąbko-owoce. Upuszczało soczystość i chwilami kładło nacisk na śliskość. Chwilami migało skojarzenie z twardawo-śliskim świeżo-surowym bananem, chwilami z już miękkim... A chwilami śliskość ewidentnie była glutowata i pochodziła od chia. Ziarenka strzelały, chrupały - len kojarzył się z sezamem (z niezbyt przemielonej chałwy). Chia były chwilami jak pesteczki fig, a chwilami po prostu glutowato-pykającymi sobą, czym już obrzydzały.
To, jak glutko-kulki pchały się do zębów, irytowało. Niby urozmaicenie konsystencji, ale zbędne. Uwierzę jednak, że chodziło o skierowanie myśli na świeżego banana, co poniekąd się udało. Obiektywnie nie było ich strasznie dużo, ale rozbiły konsystencję masła orzechowego, że o smarowidle aż ciężko myśleć właśnie jako o nim. Nie przytykało, a z ust znikało w tempie umiarkowanym (jak na masło orzechowe szybko).

W smaku od początku na pierwszym planie stały orzeszki ziemne. Czuć, że podprażone, a więc dość wyraziste, acz chwilami (zwłaszcza gdzie niedokładnie przemieszałam), zdarzyło im się zalecieć goryczką oleju. Prędko zaskoczyły na masłoorzechowy tor. Ułożyło się to w słodkawe masło orzechowe. A słodycz wraz z rozpływaniem się masy w ustach i jakby wraz z kolejnymi łyżeczkami rosła. Dość osobliwie coraz bardziej zwracała na siebie uwagę.

Wydawała się normalnie masłoorzechowa jak łagodne, kremowe masło orzechowe, ale stała przy tym słodka soczystość. Do tej specyficznej nuty musiałam się trochę przyzwyczaić... (co do końca mi się w pełni nie udało). Wraz z nią parę razy odnotowałam słodko-kwasek, soczysty i owocowy... Początkowo trudny do nazwania, ale w ciągu paru chwil skojarzenie poszło we właściwym kierunku. Jakby przy maśle orzechowym pojawiły się... Banany! Świeżo-surowe, niezbyt dojrzałe, a więc i nie takie wyraziste. Ich smak był bardzo delikatny, nieśmiało pobrzmiewał. Chwilami wydawały się bardziej cierpkawe, co podkreśliło oleistość, ale nie była to nuta znacząca. Surowy aspekt nakręcił ewidentnie chia i len. Mówi się, ze nie mają smaku, ale tu dodały glutkowato-roślinne echo, które narzuciło bananom świeżą surowość. Chwilami swoim roślinnym smakiem zabarwiały też słodycz na sugestywnie słodzikową, co nie podobało mi się ani trochę. Zdarzyło im się wtargnąć na pierwszy plan

Chwilami, gdy skumulowało się więcej drobinek banana lub gdy ogólnie już zajmowałam się pozostałymi kawalątkami, podskakiwał smak słodkich-słodziutkich bananów. Te już były zacne i wyrazistsze. Wśród drobinek czuć jednak też ziarenka, co mi przeszkadzało i na koniec już odciągało uwagę od łagodnej fistaszkowości (i tak słabej) i nutki bananów. Gdy zaś dodatków akurat trafiło się mniej, masłu orzechowemu dzięki prażeniu udało się nawet zrobić aluzję do odrobinki soli.

Po zjedzeniu został posmak słodkawego masła orzechowego, trochę oleiście-kwaskawy, niezbyt przyjemny motyw i autentycznie bananowa nuta, jednak niestety także zbyt silna według mnie nieprzyjemna roślinnie-wodnista nuta chia / ziarenek. 

Lubię ziarna, acz akurat len jest mi obojętny, zaś chia nie cierpię. Mimo to, jakoś tam uszły w tym kremie, fajnie nadały suszonym bananom wydźwięk świeżych surowych. Jestem jednak pewna, że ziarenek dodali za dużo... bo chwilami za bardzo zabiegały o pierwszy plan. Ogólnie banany nie były tu nutą mocną, a wyczuwalną. Niestety jednak... dodały masłu orzechowemu dość sporo słodyczy, przez co było słabiej peanutbutterowe. Wyszło smacznie, ale tak delikatnie zwyczajnie. Nie podobała mi się jednak oleistość, chwilami myśli o niedojrzałym bananie i dziwne akcenty kwasku, słodzikowe... jakby od "roślinności" gluciastych chia, które to podpadły mi tym, że... były.
Od początku do końca zastanawiałam się, czy jakoś je zmęczę. Im go więcej jadłam, tym wady i dziwności bardziej irytowały i odpychały, że na końcówkę (około stołowa łyżka?) nie mogłam już nawet patrzeć i oddałam Mamie. Ona zjadła, "bo dziwne i skład dobry". Podsumowała: "gdybyś mi nie powiedziała, nie zgadłabym, co to właściwie jest. Nie smakowało mi. Że masło orzechowe bym nie powiedziała, banana tam mało czuć, ale to chyba on tak je udziwnił. Wątpię, że to te ziarenka, bo chyba ich za mało było, by to one aż tak wpłynęły na całość. Nie lubię ich i mnie też denerwowały - więcej wyciągania ich z zębów niż wcześniej jedzenia". Też swoje wyłyżeczkowała (masło orzechowe jada codziennie na tostach), stwierdzając, że bardzo to niefunkcjonalne: "nie wiadomo do czego, chyba tylko to łyżeczką jeść". Konsultowałam z nią ocenę... nie wiem, czy tak szczerze i subiektywnie jestem co do tej 6 przekonana, ale z drugiej strony nie chcę oceny obniżać za "bo ja nie lubię", w momencie, gdy krem nie jest zły (pytanie: czy dobry? na pewno ciekawy, a to jakiś plus).
Dla mnie zbyt dziwne i niefunkcjonalne. To jakby... bananowo-chałwowy (tylko na strukturę chałwowy), zmiksowany krem z chia? Łyżeczkowałam, bo odkryłam, że dobrze mi podchodzą różne kremy orzechowe jako zamiennik lodówkowych deserów czy lodów, ale dla tego konkretnego kremu naprawdę trudno mi wymyślić inne zastosowanie. Nie podobała mi się myśl rozsmarowania tego na czymś (jakbym miała rozsmarować "zupę krem" na chlebie?), ani dodania (z glutami z daleka mi od wszelkich jogurtów, kasz itp.!). Acz i w smaku coś mi nie leżało. Cieszę się jednak, że zjadłam, bo od dawna ciekawiło mnie, jak masło orzechowe bananowe może wyjść (acz myślałam raczej chyba o Nuturze, które wydawało mi się wątpliwe, bo dali aromat, a słój wielki, acz teraz już go znaleźć nie mogę - może wycofali?). Po tej pomyślałam, że innym Basiom podziękuję, ale na blogu się jeszcze jakieś pojawią.


ocena: 6/10
kupiłam: Allegro
cena: 11,90 zł (za 210 g)
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzeszki ziemne prażone (82%), suszone banany bio, len, chia

2 komentarze:

  1. To jeden z moich ulubionych wariantów od czasu do czasu kupowanych. Na stałe jeść bym to nie chciała ale tak dla odmiany chętnie kupuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, jak ona może odpowiadać. Z ciekawości, co Ci się w niej najbardziej podoba?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.