czwartek, 6 stycznia 2022

Zotter Labooko Opus 5 Cuvee 75 % ciemna z Tanzanii, Gwatemali, Ghany, Brazylii i Belize

Lubię rocznikowe blendy Zottera. Są to tabliczki, do których nie mam jak wrócić z racji tego, że co roku wychodzi nowa. To jedyny fakt, dlaczego jednocześnie mnie trochę smucą. W prawie wszystkim jednak, co zachwycające może być dopuszczalna jakaś niedoskonałość w moim odczuciu. I bałam się, że znajdzie się w trakcie jedzenia... Tu nie przemówiło do mnie opakowanie (miałam nadzieję, ze to ono wyczerpało "limit niedoskonałości). Liczyłam, że wnętrze przemówi. Regiony bowiem wybrano smakowite - pozornie proste, a wyraziste (i barrdzo czekoladowe!). I trochę rację miałam, bo... przemówiło, ale jeszcze zanim zabrałam się za czekoladę. Była tam notka od Zottera, że podróżując ze swoją córką Julią po regionach uprawy kakao i szukając odpowiednich produktów czują się, jakby było to jakieś wręcz polowanie na kakao i nuty - podoba mi się bardzo to stwierdzenie.

Zotter Labooko Opus 5 Cuvee 75 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Tanzanii, Gwatemali (criollo), Ghany, Brazylii i Belize (Maya); limitowany (dostępny przez rok 2020/21) blend. 
Czas konszowania to 20 godzin.

Po otwarciu poczułam wyrazisty splot drzew i palonych ziaren kawy, może też samej kawy zaparzonej już. Niosły gorzkawość i ciepło, prażenie. Czekolada w dużej mierze pachniała prażonymi orzechami - głównie brazylijskimi, a także migdałami, ale... tak łagodnymi, że jakby zestawionymi z maślanością. Słodkich kremów, jakimi przekłada się ciasta? Daleko w tle słodycz prezentowała owoce jasne, żółte jako też właśnie jakieś słodkie kremy / masy z owoców czy nektary. Bardzo słodkie, choć... poważna kawa i w owocach pomogła mi się czegoś poważniejszego doszukać - jakby nuty wina, ale... nie że wina, a "czekolady pachnącej winem"?

Tabliczka trzaskała głośno i w ogóle wydała mi się dość... akustyczna jak drewno (gdy kładłam kawałek na kawałku). Była bardzo twarda, a jednocześnie chrupka jak wyjątkowo gruba polewa na lodach na patyku.
W ustach rozpływała się średnio długo, choć w pewnym momencie dziwnie prędko znikała. Charakteryzowała ją gładka kremowość. Miękła i rozchodziła się po ustach jako nieoblepiające je (albo raczej jedynie muskające) smugi. Była tłusta i zarazem soczysta... trochę jak tłuste lody owocowe? Dzięki temu nie męczyła ciężkością, ale... z kolei wydawała się dziwnie ulotna, co jakoś do mnie nie przemówiło.

W smaku pierwsza pojawiła się delikatna słodycz i gorzkawość dymu, z którego wyłoniła się palona kawa. Dym zmienił się w jakby unoszący się w powietrzu pyłek... pomyślałam o łagodnej kawie rozpuszczalnej na sucho - o oblizaniu łyżeczki, o... przesypywaniu kawy i może cynamonu?

Prędko jednak otoczyła to słodycz. Nie było czasu na przejścia - zarejestrowałam goryczkowato-przypalony cukier. Karmel! Cukier! Wystrzeliwały jak fajerwerki, by potem niczym kolorowe błyski na niebie połączyć się na gorzkawym tle. Z czasem uspokoiły się i stonowały, układając się w lekko cukrowy, ale łagodny motyw oraz miód jasny i zasładzający, choć też może jeszcze podpinający się pod pewną cierpkość.

Zaleciała leciutko soczystszym echem, może nawet kwaskiem... sugerując wiśnie w czekoladzie? I umykając na tył.

Nagle pod cukrowością doszukałam się orzechów. Pojawiało się ich coraz więcej, a oczami wyobraźni zobaczyłam bułeczki / wypieki z orzechowymi kruszonkami lśniącymi od cukru. Kawałki orzechów z cukrem pomiędzy nimi. Orzechów m.in. brazylijskich, ale różnych. Także migdałów. Były nieco prażone, ale ogólnie łagodne... albo raczej łagodzone bułeczkami / wypiekami, na których się znalazły.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa miodowa słodycz stała pod cukrowością, ale wemknęła się w tle w... też jasne, żółte twory. Myślę tu o owocowych masach - z brzoskwiń i moreli? Może z kropelką ananasa, dodaną dla przełamania słodyczy? Dosłownie odrobinka kwaskawej egzotyki, nic jednoznacznego, ale... z pewnością wyłapałam nutkę kwaskawo-słodkich jabłek. Też z odrobinką goryczki (aż wystraszyłam się, że pójdzie w jakimś stęchłym kierunku, ale to chyba jednak korzenność już się o siebie dopominała)? 

Do głowy przyszły mi jeszcze promienie słońca padające na drzewa. Delikatna gorzkość z początku przeszła wręcz w neutralność, mieszała się z maślaną nutą. Orzechy wciąż były istotne, acz z jakby drzewną cierpkością? Nagle mnie tknęło: to wyraźnie tosty graham (jadłam może raz w życiu, więc to chyba bardziej wyobrażenie). Ciepło-pieczone, łagodne, ale jednak... podszyte czymś poważniejszym. Tosty z masłem? I dżemami? Bułeczki z kruszonkami musiały mieć owocowe nadzienia. Pomyślałam o jakiejś jabłecznikowo-szarlotkowej. Masa ze słodko-kwaskawych owoców mieszała się z maślanym wypiekiem, idąc w słodko-korzennym, ciepłym kierunku. Szarlotkę posypano lekko cynamonem i... cukrem pudrem? Cukier pod wpływem otoczenia stał się właśnie o wiele mniej ordynarny, bardziej pyłkowo-pudrowy. 

Pudrowo chwilowo wyszły też owoce. Żółte i szarlotkowe rozmyły się zupełnie... ustąpiły miejsca czerwonym. Jak jakieś takie... pudrowo-słodkie malino-truskawki... Przesłodzona masa / nadzienie z nich, które ktoś próbował ratować kwaskawym rabarbarem? Wiśnią? Wiśniowość pokręciła się tu i ówdzie, nie pchając się na przód. Myślałam nie tylko o surowych świeżych owocach, ale też o słodkich (może kandyzowanych?) owocach w czekoladzie.

Cierpkawość kawy i drzew, trafiwszy bliżej końca na ciepło wypieków i korzenności, zagrała mocniej. Znów poczułam jakby smaczek kawy sproszkowanej, acz też po prostu delikatną kawę rozpuszczalną. Kawa podkreśliła charakter owoców... i przeszła w wino? Kawę o nucie wina? Na pewno czerwonego i bardzo słodkiego, choć robiącego aluzję do kwasku wiśni.

W posmaku została tanina jak po winie, złagodzona maślanością, prażono-pieczonym motywem tostów / wypieków i orzechów (głównie brazylijskich?). Czułam też leciutką nutę owocową, ale nic, co bym potrafiła precyzyjnie nazwać - raczej jakiś "mas owocowych jasnych" i moooże wiśni. Chociaż... określiłabym to raczej jako "słodycz takowych mas". W dodatku ostała się też niejednoznaczna cierpkość jak gorzkawo-pyłkowy... cynamon? kakao? kawa?

Całość nie zaserwowała mi rzeczy, które realnie chciałabym zjeść (wypieki z nadzieniami i kruszonkami, masłem, przesłodzonymi masami owocowymi), ale jako wyobrażeniowe nuty tak klarowne, obrazowe były intrygujące. Wyważone i zachowawcze w tym wszystkim, a jednak wyraziste. Przeszkadzała mi przesadnia maślaność i wyskakująca słodycz (nie tyle przesadzona, co właśnie dziwnie wyskakująca na wierzch), ale już goryczka kawy, cynamonu, orzechy i drzewa bardzo mi odpowiadały. To, że owoców było niewiele (jedynie jako nuty "w czymś") i nie przeszkadzały sobie nawzajem też mi się podobało. Zanim pojawiły się kolejne, pierwsze zdążyły się wyciszyć, jakby... przedzielała je kawa / pyłkowość. O, ta to była zabawna - nie że czuć pylistą strukturę (bo była gładka), a właśnie "smak pyłków". Mimo egzotyki, wyszła przyjemnie ciepło.
A jednocześnie... chwilami była dość niedookreślona: "jakieś masy", "jakieś wypieki". Wolałabym, gdyby więcej nut zdecydowało się na moc (np. wolałabym czuć gorzkość, nie gorzkawość) i zupełnie nie w moim typie struktura, nagłe znikanie.


ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 592 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.