Jak jakiś czas temu szczerze naszło mnie, by dać szansę jakimś nieznanym czekoladom, tak... szybko pożałowałam, że trafiły do mnie właśnie tej marki. Wysłali mi słodzikowe, do których w dniu otrzymania nie miałam aż tak negatywnych odczuć (bo ogólnie omijam czekolady ze słodzikami), jednak zmieniło się to. Po prostu U Dziwisza klasycznej 72 % i np. słodzikowa Domori nieźle dały mi w kość. A jak już nawet Domori nie umie ogarnąć słodzików, wątpiłam, by U Dziwisza dali radę.
U Dziwisza Czekolada Artystyczna Stewia ręcznie robiona to ciemna czekolada o zawartości 84 % kakao; bez cukru, słodzona słodzikiem: stewią.
Po otwarciu poczułam poczułam kuszący, gorzko ziemisty zapach. Zaraz do ziemi dołączył węgiel roślinny i ogólna roślinność właśnie. Oczami wyobraźni przyglądałam się zielonym, masywnym łodygom i liściom pokrytym rosą i... ziołom, w tym mięcie pieprzowej. Świeżym, ale i powieszonym do suszenia się. Zioła wplotły do kompozycji herbatę, a ja odnotowałam też słodką pikanterię, wzmacniającą skojarzenie z miętą pieprzową. Chwilę mi zajęło, nim zorientowałam się, że wszystko to było też znacząco słodkie. Właśnie tak ziołowo, ale i nieco waniliowo. Ostatnia przemycała maślano-tłuszczowe nuty "łagodzące".
W dotyku czekolada przypominała gładką polewę. Była twarda i trzaskająca dość głośno. Wydała mi się masywna i konkretna. W przekroju zobaczyłam sporo dużych kryształków słodziku.
Gdy odgryzałam kawałek kostki, udawała taflę z twardego masła powierzchownie mięknącego.
W ustach rozpuszczała się w tempie umiarkowanym, ale bardzo łatwo i wodniście, bazowo zostając twardo-tłustą zbitką. Była szorstka i ziarnista od kryształków słodziku.
W smaku najpierw poczułam goryczkę trudną do określenia, potem nieco ziołową. Ziołowość podkręciła cierpkość, jednak...
Nagle ta cierpkość zmieniła się w wykręcający twarz smak czystego słodziku. Wydał mi się aż gryzący i należący do słodziku w tabletkach. Rozlał się zmieszany z nim tabletkowo-ziołowy smak. W kolejnej sekundzie zaszarżowało lekarstwo w proszku "smecta". Była pierwszoplanowa, wszechobecna. Słodycz zaatakowała mnie, rozchodząc się wszędzie w sekundę. W pewnym momencie wydała mi się czysta, jakbym miała w ustach samą tabletkę stewii (kiedyś z ciekawości tak spróbowałam w jakimś hotelu). Zrobiła się nieco bardziej karykaturalnie miętowa (mentolowa?), dziwnie... roślinnie syntetyczna. Wyobraziłam sobie rośliny sztucznie hodowane w laboratorium. To było jak słodzik i cukier z częściowo wypranym smakiem na raz.
Z czasem, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz nieco się rozlała na boki, a goryczka i gorzkość wywalczyły sobie więcej miejsca. Poczułam palony motyw, coś bardziej ziołowo-herbacianego... Może orzechowego? W tle, za wstrętną smectą i słodzikiem mignęła wanilia, ale zaraz skonała marnie. Obok przerażającej słodyczy słodziku rozeszła się oleistość / tłuszczowość... Jakby gorzkawego masła zmieszanego z wodą... Goryczka za to pokusiła się o węgiel (roślinny?) i ziemistość. Ta była zapleśniało ostra wręcz. Orzechy zgorzkniały... może i one stęchły / zapleśniały?
Na końcówce nawet pleśniową ostrość przejęła słodycz... Słodycz czysta, dziwnie nierealistyczna i zespojona ze smectą. Nie mogłam też odegnać myśli o białych, goryczowatych porozgryzanych tabletkach, które należy łykać, a nie gryźć. Zrobiło się trochę jak przy płukaniu ust płynem typu Listerine (tylko jego mdląco-obrzydliwą wersją-podróbą).
W posmaku zostały tabletki i syntetyczna, ostry... mentol? Trudno było się tego z ust pozbyć - nawet po myciu zębów czułam, acz nie wykluczam, że mogło to już być psychiczne.
Czekolada wyszła parszywie. Gdy tylko kawałek zaczynał się rozpuszczać, miałam ochotę wypluć. I pomyśleć, że pachniała tak ładnie, że prawie pociekła mi ślinka... A tu szok jeszcze większy. I okropna struktura, i ten smak... Oddający traumę z dzieciństwa - smectę... Odgryzłam na początek połowę kostki i w trakcie myślałam, że za zapach wystawię 2, ale smaki zaczęły tak przybierać na sile, że musiałam się powstrzymywać, by nie wypluć.
Mało, że niezjadliwa... ta czekolada jest autentycznie jedną z najgorszych rzeczy, jakie miałam w ustach. Przebiła kulkę pleśni z jogurtu, biały tłuszcz z boczku czy kabanosów (kulki, które potrafią wystrzelić), wspomnianą już smectę (bo wzbogaciła ją o inne "cudowności"), budyń Dr. Oetker Słodka Chwila Świat Pralin Marcepan w czekoladzie i lidlowy Mousse D'Amour Mus mleczny o smaku amarettini z kawałkami ciasta (wersja z 2016).
ocena: 1/10
kupiłam: Sklep U Dziwisza (dostałam)
cena: 15 zł (za ok. 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: 621 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa 84 %, stewia, tłuszcz kakaowy, naturalny aromat z wanilii
Pisze Pani w sposób..hmm ledwo da się to czytać! Co za styl. Po pierwsze powinna Pani dodać,że stewia to słodzik naturalny, pochodzenia roślinnego,osobiście ja w ogóle nie użyłabym tu tego słowa. Po drugie nie wiem jakie jest Pani obeznanie w produktach słodzonych stewią,ale taka ich uroda właśnie,że stewia daje właśnie taki specyficzny posmak,który nie każdy jest w stanie znieść. Polecam skosztować czekolad słodzonych erytrytolem, bądź takich,które nie zawierają żadnych substancji słodzących. Wiem,że Dziwisz też takie produkuje, uważam,że jeśli kocha Pani czekoladę to powinna Pani spróbować ich czekolady z mlekiem wielbłądzim, darmilka lub piwnych z linii bean to bar. Będę czekać na wpis na ich temat. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńStyl? Mój własny. Jeśli tak trudno Ci czytać, nie męcz się i nie czytaj.
Usuń"Powinnam dodać"? A co za różnica, jaki to słodzik? Opisuję smak, moje wrażenia. Nazwa nie ma znaczenia.
Nie używam stewii i unikam produktów z nią. Nie sądzę jednak, bym z tego powodu nie miała prawa sięgać i opisywać czekolady z nią.
U Dziwisza próbowałam już kilka czekolad, wszystkie były po prostu niesmaczne. Na blogu co prawda dopiero jest tylko ta oraz ta: https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2021/01/u-dziwisza-artystyczna-ciemna-72.html, jednak do marki już się nie zbliżę (a tylko opublikuję już napisane teksty).