Uwielbiam banany i o ile kiedyś marzyło mi się sporo słodyczy / czekolad bananowych, o tyle teraz zrobiłam się ostrożna i zniechęciłam. Parę uświadomiło mi, że banany w czymś nie wychodzą tak autentycznie i smakowicie, jak bym chciała. A gdy dodać do tego nielubienie twardych (o potencjalnie ostrych krawędziach) dodatków-chrupaczy, uważam z kupowaniem czekolad z bananem. W końcu trafiłam jednak na Raaka 66% Bananas Foster, a więc ciemną ze sproszkowanym, wtopionym / zmielonym na gładko bananem i przepadłam! Zakochałam się. Zamawiając z Sekretów, tabliczki marki Manoa pomijałam, bo dwie jedzone niezbyt mi podeszły, więc najpierw ominęłam i bananową. Gdy jednak zorientowałam się, że banan na pewno sproszkowali, uznałam, że jednak dam szansę. Może banany wyratowały (potencjalnie) średnią czekoladę? I śmiesznie się złożyło, bo zaplanowałam ją sobie w okolicach Carrefour BIO Saveur Orange, a więc też "z owocem", który w kawałkach przeważnie wychodzi źle (powiedzmy, że z owocem - Carrefour jest z ekstraktem). Śmieszny zbieg okoliczności.
Ciekawostką związaną z tą tabliczką jest, że na Hawaje banany przybyły dzięki polinezyjskim osadnikom. Kolejną, że grafikę z kartonika stworzył lokalny hawajski artysta Shar Tuiasoa ze studia Punky Aloha, którzy zajęli się opakowaniami całej linii Flavors of Hawaii tej marki (swoją drogą, opakowanie bananowej uważam za najbrzydsze). Wchodzą w nią czekolady z dodatkami mające zapewnić jak najlepsze poznanie smaków tych wysp.
Manoa Flavours of Hawaii Mai'a Banana 70 % Dark Chocolate ciemna o zawartości 70% z Hawajów, z okolic miasta Kailua (hrabstwo Honolulu) z wyspy Oʻahu, z bananem.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach świeżych, surowych bananów i czarnej kawy, wilgotnej, czarnej ziemi... lub raczej nibsy kakaowe o mocno ziemistym charakterze. Te zadbały o charakterne podłoże m.in. z gorzkawych ziaren kawy i... wina? Jakby tak ono nasączało ziemię i dodawało soczystej, lekko kwaskawo wiśniowej nuty. Banany były słodkie, soczyste i mieszające się z... pewną roślinnoścą? Wyobraziłam sobie kiście bananów i drzewa... bananowce, ale nie tylko. Czyżby ogrzewało je słońce? Zaprosiło cieplejszy, i znacznie słodszy motyw bananów "na ciepło"? Pudrowych? Odnotowałam też jakby nieoczywiste sploty "warianty czegoś": kawa-kardamon, cynamon-wanilia. A to "coś" - to jakieś puddingi, desery, ewentualnie płatki (np. owsiane)? "Roślinne cosie".
Aromat wydał mi się dwupłaszczyznowy: świeżo-surowy i charakterny (ten przewodził), a jednocześnie ciepły i utulający, słodki.
Łamana czekolada wydawała głośne trzaski. Była twarda, konkretna i jakby nieco krusząca się. Na to zwracał uwagę piaszczysty przekrój.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i gęsto. Od początku szczyciła się niemal idealną gładkością. Prędko miękła i zalepiała, przybierając formę dość tłustawego, aksamitnego... kleistego kremo-puddingu? Z elementami śmietankowo-bananowego smoothie o niecodziennej gęstości, ale jednak właśnie wprowadzającego soczystość? To było trochę jak ugotowana gęstwina, a rozrzedzona sokiem czy czymś.
W smaku jako pierwsze wystrzeliły soczyste, surowe banany niosąc ogrom rześkości. W tę wpisały się też delikatne, orzeźwiająco słodkie lychee i melony galia, które wtórowały bananom. Ogrom egzotyki szybko zaczął rozkręcać i umacniać słodycz.
Nie było jednak tak łatwo, bo tuż-tuż za słodyczą pędziła czarna kawa i palone ziarna kawy niosące gorzkość, goryczkę. Wydawały się aż z nią zrównywać, by wówczas... odświeżyć się? Jak świeże ziarna kawy i kakao?
W dodatku po paru chwilach odnotowałam w tej słodycz również rosnący aspekt "roślinny". Najpierw pomyślałam o kiściach bananów i bananach w skórach, ale to szybko zaczęło stawać się... liśćmi i roślinami zielonymi, płatkami zbożowymi. Było to delikatne, niemal neutralne, rozbijające słodycz od środka, a jednak powiązane z nią. Słodycz wydawała mi się niby rozproszona, ale punktowo cały czas, konsekwentnie rosnąc. Może zbierała siły?
Dość prędko na tyłach pojawił się kwasek. Też jakby płynął z bananów, zawierał w sobie słodycz, jednak... po paru chwilach wystawił do wyścigu wino i wiśnie. Słodko-miękkie, nieco podfermentowane...? Jednak nie tylko. Także zestawione z bananem jako duet banan-wiśnia (jakiegoś smoothie?). Skojarzył mi się z nektarem bananowym (z nutą wiśni?). Soczysty, słodko-kwaśny i uzupełniający się. Do głowy przyszło mi lekkie, ale wytrawne czerwone wino.
Pomogło przebić się goryczce i cierpkości. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa "neutralność" uderzyła ziemią, To była gorzkawa siekiera, niosąca lekką ostrość i jeszcze więcej goryczki. Wydawało się, że kawa wylała się na nią i nasączyła ją. Ich gorzkości połączyły się na pierwszym planie (obok bananów). Pomyślałam o orzechach włoskich w skórkach... może nie pierwszej świeżości? Roślinność też do cierpkości się dołożyła, ale po orzechach wróciły bardziej zbożowe motywy. Pomyślałam o gryce, owsie... owsianych płatkach? Takich, które leciutko przypalono i do których dodano i orzechy włoskie, i wręcz zasłądzające banany. I do których podano kawę zrobioną na mocno palonych ziarnach. Od ziemi odwróciły uwagę konary drzew ją porastające, a w końcu same drzewa. Drzewa... na które padało słońce?
Po winie, gdy już nabrałam pewności co do tego, że to raczej jakieś o lekkim charakterze, pojawiły się słodkie, dojrzałe gruszki. Pomachały do owoców z początku, a więc bananów i innych egzotycznych. Banany wyszły niemal na przód. To było jak... bardzo, bardzo słodki bananowy nektar lub przecier. Wydawały się przy tym aż przerysowane.
Z czasem kompozycja ociepliła się. Rozgrzane drzewa zasugerowały trochę przypraw: wanilia, chłodząco-ciepły anyż (ze względu na rześkość?), może bardzo słodki cynamon... Kardamon? Goryczka pobrzmiewała, ale wpisywała się w coraz silniejsze ciepło i słodycz. Roślinne nuty również... "zagotowały się", serwując mi jakieś słodkie od bananów roślinne puddingi na ciepło, płatki owsiane i/lub gryczane. Roślinność... chwilowo wydała mi się aż kwiatowa, po czym...
Bliżej końca usta zalała słodycz. Wyczuwalna wyraźnie cały czas, huknęła, dominując. Banany można by przy tym odmieniać przez wszystkie przypadki. Puddingi bananowe, bananowe owsianki i smoothie (roślinne?), banany świeże surowe i zacnie dojrzałe, ale... Po nektarowych, bardzo słodkich bananach przyszła pora na tak słodkie, że aż pudrowe i jakby nierealistyczne. "Przyprawy" jeszcze umocniły ich słodki charakter. Bananowo-waniliowy splot nie odciął się od innych owoców... czułam też jakby duet banan-gruszka i... gruszkę (z bananem?) z cynamonem?
Aż trochę w gardle zadrapało.
A jednak banan nagle się zreflektował i tchnął w to wszystko bananowy kwasek (takie dziwa się zdarzają!)... A ten przywrócił duet banan-wiśnia. Wyraźny i soczysty, acz chwilowy. Znów mignął melon (galia). I... jakby tak skropić to kropelką cytryny? Orzeźwiający kwasek wydał mi się też nieco ziemisty, nibsowy. Błyskawicznie podłapało to wino i... palone ziarna kawy.
W posmaku zostały właśnie banany - znów dwupłaszczyznowo - słodkie i dojrzałe, doprawione, ale też banany aż dziwnie kwaskawe. Towarzyszyło im lekkie wino, nibsowo-kawowy motyw cierpkości i delikatna goryczka. Było bardzo słodko, ale nie muląco, a egzotycznie-owocowo. Choć niestety z drapaniem w gardle.
Całość bardzo mi smakowała, lecz wydała mi się chwilami zbyt kontrastowo słodka. Znaczy... po siekierowych nutach ten jeden dłuższy moment słodyczy niezbyt mi się podobał, ale całościowo to interesująca kompozycja. Ta jej dwupłaszczyznowość była obłędna. Charakterność i świeżo-surowe klimaty, a potem ciepło, słodycz, urok... Tylko, że ja tam bym widziała nieco lepsze przejścia czy coś.
Rewelacyjnie czuć banany, a i otoczenie przyjemnie z nimi wyszło (to, co było na pierwszym planie, dominujące zmieniało się epizodycznie jakby segmentami: słodycz/neutralność, siekierowość, słodycz, siekierowość oraz obie na raz w posmaku). Nic się nie zagłuszało. Tak jak obstawiałam jedząc, czuć sporo nut Haiti (potem, by się upewnić, wróciłam do recenzji Georgii Ramon Haiti 80%): wino-wiśnie, zboża (w GR gryka), orzechy (też włoskie!), roślinność. Tylko że... właśnie Manoa wydawała mi się bardziej roślinna i - o dziwo - ziemista. To pewnie dzięki bananom. I w sumie nawet nie była aż tak drastycznie słodsza - to pewnie dzięki całej jej rześkości, soczystości.
Nie zachwyciła mnie jednak jak Raaka, bo tamta mimo charakterności, zachowała ogólną słodycz i harmonię (owoce "inne" łączyły dodatek bananów z wiśniową nutą czekolady; w Manoa "inne" owoce też były bardzo, bardzo słodkie), co bardziej pasuje do bananów. I wcale nie wydawała się słodsza - pewnie z racji kakao surowego.
A jednak ten dualizm też mi się podobał. I połączenia banan-wiśnia (nieoczywiste, ale jakże pyszne), banan z orzechami włoskimi, "coś bananowego" (np. nigdy nie chciałabym zjeść bananowej owsianki, bo nie lubię owsianek z owocami, ale taka nuta w tabliczce wychodzi zacnie nawet wg mnie)... A do tego kawa i ziemia! Tylko ta aż karykaturalna chwilami słodziuteńkość... Wydaje mi się, że stopień palenia ją tak uwypuklił. W zasadzie... sam smak mógłby i 9 zgarnąć, jednak jak pomyślę o cenie i pewnych jej aspektach (które wynikają ze sposobu zrobienia? obstawiam, że gdyby dali cukier trzcinowy, wyszłaby lepiej), nie...
ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 59 zł (za 60g; cena półkowa)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, liofilizowane banany w proszku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.