sobota, 1 stycznia 2022

Fjak Sjokolade 70 % Mork Madagaskar ciemna z Madagaskaru

Tak jak pisałam przy pierwszej spróbowanej czekoladzie Fjak 68 % Mork India bardzo, bardzo zainteresowała mnie właśnie ta, dzisiaj opisywana. Otóż tę tabliczkę stworzyli z kakao z plantacji Bejofo należącej do Akessona, jednego z moich ulubionych twórców czekolad. A dodając całą norweską otoczkę... Bardzo mnie ciekawiła. Ostatnio w ogóle zauważyłam u siebie nowe zboczenie - mam słabość do testowania, jak w robieniu czekolad sprawdzają się poszczególne kraje (ale oczywiście nie wolno porzucać zdrowego rozsądku - należy pamiętać, że jako Polska mamy i znakomity Beskid, i cotomabyć Wawel, a np. Litwa i pyszne Jordi's, i tragiczne Pergale).
Tutaj dodam, że "fjak" z norweska znaczy "szczery, sympatyczny" - właśnie to cechy są cenione przez twórców, którzy wszystko sami robią w malutkiej fabryce. To... sympatyczne.

Fjak Sjokolade 70 % Mork Madagaskar / Dark Madagascar to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Madagaskaru z regionu doliny Sambirano, okolic miasta Ambanja, zakupionego z plantacji Åkesons Befojo.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, zapach wydał mi się delikatny - potrzebował chwili, by się roznieść i w trakcie degustacji aż nie mogłam się nadziwić jego intensywności. Należał głównie do słodko-goryczkowatych pomarańczy, mocno otulonych swoimi białymi kwiatami. O kwasku przypominała delikatna wiśnia, biegnąca w ziemistym kierunku, który... mocniej brzmiał jako raz po raz przewijająca się czarna, fusiasta herbata. Suszone fusy dokładniej. A że soczystości jej goryczce nie brakowało, przyszedł do głowy grejpfrut... ale słodki niemal miodowo, stąd z czasem coraz więcej myślałam o syropie malinowym... właśnie z malin i miodu, choć także drobną cierpkością.

Tabliczka łamała się z głośn...awym trzaskiem, będąc bardzo twardą. W sumie jak na taką twardość i ziarnistość przekroju trzask nie był spodziewanie głośny,
W ustach rozpływała się powoli, bezproblemowo, ale przeciętnie, gdy o przyjemność chodzi. Od początku do końca pozostawała dość zbita. Nieco tylko miękła na aksamitny krem, upuszczając leciutki, rzadki sok zupełnie pozbawiony jakiejkolwiek gęstości czy esencjonalności.

Od pierwszej chwili uderzyła wysoka, aż przerażająca słodycz jasnego miodu. Miodu niemal przezroczystego jak... rozpuszczony cukier? Oczami wyobraźni zarejestrowałam biel cukru, szybko zasłoniętą bielą kwiatów. Także one były słodkie... Słodko-cytrusowe jak... dość suche mandarynki...? A potem mandarynki na soczystości przybierające. Słodycz oplotła całą kompozycję, ale reflektując się. Wróciła do miodu. Pomyślałam o miodzie pomarańczowym, a zaraz i o samych słodkich pomarańczach. Czułam też ciągle sporo mandarynek - słodziutkich i uroczych.

Pomarańcze to oczywiście także bardziej gorzkawe skórki, które zaprosiły trochę przymglonego (kwiatami?) grejpfruta. Również był słodki, dojrzały i średnio soczysty, wyraźnie ze smakowitą goryczką, cierpkością. 

Goryczka po paru chwilach rozepchnęła się nieco na pierwszym planie. Odnotowałam motyw białych leków, tabletek. Wyszły gorzko, ale delikatnie. Zaraz podłapały to gorzkawe zioła. Zrobiło się nieco naturalnie aptecznie, jak w zielarni i... nagle zagrzmiały herbaty. Najróżniejsze, ale wszystkie liściaste. Suszone fusy herbat czarnych, czerwonych smyrających ziemistość / muł. To też herbaty... parzące się? Herbata dominowała przez jakiś czas, zupełnie zalewając i zasypując ziołowość. Musiała to być m.in. herbata z dojrzałym grejpfrutem. Wszystko to jednak trochę wygładzała "biała słodycz" kwiatów (?).

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w tle od czerwonego grejpfruta odeszła nutka czerwonych owoców po prostu. I one trafiły na barierę słoczy, która otaczała gorzkawe herbaty jak ozon Ziemię. Pojawił się cierpkawy, ale i bardzo słodki syrop malinowy. Miał miodowe podszycie, ale soczystości mu nie brak. W pewnej chwili pomyślałam o jedynie słodkiej wiśni (bez kwasku, cierpkości), choć... o bardziej egzotycznym charakterze. I słodszym, bo miodowa nuta robiła za dosłownie miodzik.

Słodycz z tła poprzez cierpkawość czerwonych owoców - malinowego syropu i grejpfruta z pomarańczą - wkradła się w bazę czekolady. Jeszcze przez pewien czas czułam ziołową ostrawość, a owoce zaczęły się zmieniać. Charakterniejsze cytrusy przeszły w mandarynkę. Wciąż nieco... "wibrująco" soczyste (po ang. jest na np. cytrusy określenie "vibrant" - świetnie pasuje, ale nie bardzo umiem to przełożyć na polski)? Kompozycja zaczęła łagodnieć. Poczułam rosnącą maślaność, która stonowała  i złagodziła herbaty, by następnie zaserwować mi smak miodowego, jasnego biszkoptu. Goryczka herbat czerwono-czarnych zmieniła się w kwiaty. Najpierw jako bardziej kwiatowe napary, potem już tylko kwiaty. W głowie miałam kwiaty cytrusowe z drobną goryczką w tle. Były to kwiaty bardziej świeże, ozdabiające drzewa.

Końcówka jeszcze bardziej się osłodziła, aż drapiąc leciutko w gardle. Robił to kwiatowo-cytrusowy miód, a jednak... podtrzymał też cierpkość. Wydała mi się nawet... ostra? Skojarzyła się z cierpką, ziemistą herbatą i wręcz kawą. Goryczka dzielnie walczyła z biszkoptowo-miodową bazą.

W posmaku została herbaciano-fusiasta goryczka, kwiaty i cytrusowy akcent... grejpfruta, pomarańczy ale już jako nasączenie przesłodzonego, miodowego biszkoptu (cytrusowego). Doszukałam się w tym nawet lekkiej ostrości... mieszanki ziół i słodyczy? Mimo rześkości owoców, przytłaczała mnie ciężkawa słodycz i maślaność tego.

Całość aspirowała do obłędnej, niestety jednak wyszła za słodko - aż kontrastwo topornie i delikatnie. Zastrzeżenia mam też do konsystencji, która jakoś nie pasowała. Taka bazowo zbita, a soczyście-rzadka pasowałaby do o wiele soczystszego, rześkiego smaku. 
Mandarynko-pomarańcze i grejpfruty, syrop malinowy i lekka egzotyka z ziołowo-fusiastymi, wyrazistymi herbatami, kwiatami i miodem to miły splot, gdyby tylko ten miód aż tak nie napastował reszty. I żeby nie pojawiało się zbyt wiele słodko-łagodzących elementów. Jej słodycz już po jakiś 4 kostkach zaczęła nudzić i nużyć. Oczywiście i tak zjadłam do końca, ale cieszę się, że marka nie robi większych tabliczek - mogłaby być problematyczna. I choć najpierw myślałam, że wystawię mimo wszystko 8, tak po skończeniu wiedziałam, że nie zasłużyła. Niby smaczna, ale zupełnie bez polotu, bez madagaskarskiego życia (a po takim kakao, kupując spodziewałam się, że będzie 10...). Coś w tej przygłuszającej nuty słodyczy Fjak, co mi nie odpowiada.

Czuć podobieństwo do - wprawdzie bardziej kawowego, a nie herbacianego - słodko-cytrusowego, miodowego i czerwono owocowego (we wspomnianym czereśnie i truskawki) Akesson's 75 % Criollo Cocoa Madagascar Ambolikapiky Plantation, tylko że... Podlinkowany o wiele lepiej wszystko wyważył i zgrał. Fjak wydała mi się chwilami niespójna, a jednocześnie... słodko-nieśmiała. W momencie gdy Akesson's to głębia i wyrazistość. Nietypowy Madagaskar; wiem, że w ciemno regionu dzisiaj opisywanej za nic bym nie zgadła (co samo w sobie nie jest ani plusem, ani minusem). 


ocena: 7/10
kupiłam: CocoaRunners
cena: £6.95 (za 53g)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

2 komentarze:

  1. Taka uwaga do wstępu - Roshen nie jest przypadkiem z Ukrainy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Jordi's też czeska nie jest, musiałam mieć w głowie jeszcze jakieś inne przykłady i głupio skróciłam. A chodziło o Litwę oraz właśnie Jordi's i Pergale.
      Dziękuję za czujność!

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.