O tym, co myslę o czekoladach łamanych / kruszonych pisałam już przy Hammer Choco Dark 70% with Pumpkin Seeds and Walnuts, więc nie będę się powtarzać. Jako jednak że i tak najważniejszy jest smak, mimo wyglądu od razu kupiłam dwa warianty. W zasadzie dwa jedyne mnie interesujące. Solone fistaszki w tabliczce to smak jak najbardziej spoko w moim odczuciu. Wydaje mi się jednak, że o wiele łatwiej o mleczne czekolady z fistaszkami. Idą w nugatowość albo udają masło orzechowe jak Cocoloco PB. A tu ciemna? Liczyłam, że będzie to mniej nugatowa, masłoorzechowa niż Zotter Erdnuss G.Nuss / Peanut Whole Nuts, a po prostu porządna czekolada z fistaszkami. Co do soli nie miałam wielkich zastrzeżeń - przy fistaszkach dopuszczałam, że może się sprawdzić. A co do samych fistaszków - tak od Svitoch Exclusive 51 % Hazelnut & Peanut chodziło mi po głowie, że zjadłabym dobrą ciemną z nimi. A potem dostrzegłam w składzie dzisiaj prezentowanej serwatkę. I co to ma być? Nie lubię ukrytego "umleczniania" ciemnych. Choć... no cóż, czasem lepsze to niż cukrowość. Może jednak miało wyjść masłoorzechowo? Szkoda też, że w formie takiej... rzuconej. Jak dla psa kiełbasa, kiełbasa wyborcza przed wyborami... no cóż.
Zotter Hammer Choco Dark Choco 60% with Salted Peanuts / Dunkle 60 % mit Gesalzenen Erdnussen to ciemna (mleczna?) czekolada o zawartości 60 % kakao z solonymi fistaszkami.
Po otwarciu poczułam bardzo intensywny zapach głównie fistaszków, które wydały mi się surowo-suche i wkomponowane w tonację słodkich, czekoladowo-kakaowych cukierków typu Michałki. Wyraźnie czuć nieco paloną nutkę ciemnej czekolady i nawet pewną soczystość w tle. Przy podziale fistaszkowość nasilała się wraz z czekoladowością ogólną, abstrakcyjną i na stałe splecioną z fistaszkami. Wśród myśli o cukierkach czekoladowych zdarzyło się, iż zabłąkała się tam jakaś o... bombonierce z soczystszą nutką.
Przy łamaniu gruba tabliczka trzaskała dość głośno, a jej twardość (mimo grubości) okazała się przystępna. W dotyku zdradzała lekką tłustość (może nawet minimalnie ulepkową?), a fistaszki trzymały się w niej porządnie. Niektóre pękały wraz z nią. Nic się nie kruszyło. Przy robieniu kęsa miałam wrażenie, że odgryzam kawałem tłustej tafli, która błyskawicznie zmięknie.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie niczym połączenie ciepłego masła i nugatu. Wyszła dość ciężko, nawet trochę miękkawo-śmietankowo i gładko-tłusto; aż nieco ulepkowato przy większej ilości orzeszków.
Okazało się, że niektóre arachidy skupiły się na gęsto jeden przy drugim, inne "na spokojnie" w całej tafli. Dodano ich mnóstwo, a jednak kęsa bez nich jakoś tam da się zrobić. Nieco przesadnie wypełniły tabliczkę, dając efekt zlepka-ulepka, ale że to w większości świeże sztuki całe, połówki i ćwiartki, można im to wybaczyć. Co do całych - niektóre były normalne, niektóre zachwycały rozmiarem małych migdałów.
Sól jako kryształki nie wystąpiła, a jej obecność czuć epizodycznie. Wydaje mi się, że to głównie orzeszki zostały posolone. Gdy zostawały na koniec (po zniknięciu czekolady), soli już nie było.
Gryzione fistaszki lekko chrupały w świeży sposób. Im dłużej to robiłam, tym bardziej miękły, upuszczając maślaną tłustość.
W smaku najpierw poczułam wyważoną słodycz o nieco nugatowo-mlecznawym charakterze. Wydała mi się leciutko palona, stąd myśl o maślano-mlecznym karmelu. Po paru chwilach ogólnie znacząco rosła, obracając się wokół delikatnego, jasnego i dość "cukrowawego" karmelu.
W przypadku fragmentów, gdzie z brzegów wystawały orzeszki, błyskawicznie także sól zgłaszała swoją obecność - poganiając nasilanie się słodyczy.
Fistaszkowe echo zjawiło się z sekundowym opóźnieniem. Czuć je (choć nie jakoś szczególnie mocno) w bazie nawet we fragmentach fistaszków pozbawionych. I tak jednak nadało to czekoladzie nieco michałkowego klimatu. Fistaszki wydawały się wchodzić w maślaną i bardzo słodką czekoladowość.
Na szczęście palony smaczek także dość szybko się rozwinął, niosąc lekką gorzkawość. W bazie czuć także maślaność, palono-orzechowy, nugatowy zarys, co nieodzownie łączyło ją ze słodyczą. Była to gorzkawość hamowana, mimo że cierpkawość kakao też się pojawiła. Chwilami, bliżej fistaszków lub gdy gdzieś przemknęła sól, mrugnęła nawet do ziemistości.
Wraz z wyłaniającymi się fistaszkami mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zwiększał się ich udział. Nie musiałam rozgryzać (acz zdarzyło mi się jednego / dwa ostrożnie obok czekolady nadgryźć właśnie już wcześniej), by poczuć surowy, delikatny i lekko suchawy motyw ich samych. Nasiliły ziemistość bazy, ale też... wydźwięk czekoladowo-orzeszkowych cukierków. Mignęły mi właśnie słodkie, czekoladowe cukierki, bombonierka (z nutką wina?)...
Zwłaszcza tam, gdzie nie było orzeszka lub był mały kawałek pobrzmiewało coś... lekko alkoholowego, niosącego ciepło; rozgrzanie do pary ze słodyczą w gardle - ociupińka chili? Tonąca w czekoladkowości, która dodawała też umykającą nutkę śmietanki.
Pojawiać zaczęła się też sól (na orzeszkach). Leciutkie akcenty soli pojawiające się epizodycznie podszeptywały czekoladowe masło orzechowe na ciepłych, maślanych tostach, choć... potem może raczej "nadzienie o smaku masła orzechowego" czy coś takiego. Podkreśliła też orzeszki same w sobie. W słodkiej toni przyjemnie było raz po raz trafił na lekko posolonego orzeszka (który nie smakował słono; może ze dwa trafiły się autentycznie znacząco słone). Czekolada z solą zaś odbiła w maślano-mlecznym kierunku, ocierając się o nutę przecukrzonej czekolady śmietankowej. Sól rozpływała się integralnie z czekoladą, kryjąc się przy orzechach, ale jednak swoje wnosząc, doprawiając. Było jej niewiele ogółem; w punkt.
Pod koniec nadgryzałam i podsysałam pojedyncze sztuki. Większość jednak gryzłam już na koniec, po czekoladzie. Ta po debiucie fistaszków, czy w kęsach z ich mniejszą ilości, z malutkimi (i w sumie przy kolejnych, pod koniec jedzenia w ogóle), wydawała mi się jednocześnie cukrowo słodsza i bardziej cierpkawo kakaowa.
Orzeszki ziemne smakowały wyraźnie sobą, ale w sumie różnie. Przede wszystkim w większości cechowała je surowość. Jeśli były podprażone, to minimalnie. Odebrałam je jako aż roślinnie-neutralne, lekko maślano-fasolkowo-orzeszkowe. Niektóre aż naturalnie słodkawe i intensywne w swej łagodności, bardzo świeżutkie. Inne wyszły trochę gorzkawo. Dosłownie dwa-trzy wydały mi się zjełczałe, niezbyt świeże (padło na akurat brzegowe - nie wiem, czy to od tego, że były "na wierzchu" - obstawiam, że to możliwe). Na koniec przy nich nie było też ani odrobiny soli. Jakby... zerowały kompozycję.
Głównie fistaszki zostawały w posmaku. Czekolada stanowiła marginalne, michałkowo-maślane, słodkie tło. Wydawała się dość... cukierkowo-bombonierkowa, po orzeszkach przede wszystkim słodka i mało cierpkawa - przeciętna w tym.
Całość wyszła średnio. Smaczne, bo surowe czy też podprażone minimalnie fistaszki i zadowalająca czekolada przełożyły się na przyjemny, przystępny i uniwersalny michałkowy efekt, ale ogromne zastrzeżenia mam co do formy. Brzydkie to, nieestetyczne, ale mniejsza o to (za to punktów nie odejmuję, acz zastanawiam się, czy miało wpływ na świeżość). Mogłoby być odrobinkę mniej orzeszków by nie pojawiało się wrażenie zlepko-ulepkowatości. Chociaż... sama przesadzona słodycz z maślanością nakręcane solą miały w sobie coś z ulepka. Ogół jednak był przyjemny, choć dość w tym nudny. W góry jednak bym ją z ogromną ochotą zabrała (bo nie funduje ani strasznego zacukrzenia, ani tym bardziej zasolenia).
Do 70% with Pumpkin Seeds and Walnuts nie porównam jej; to zupełnie inne warianty
ocena: 7/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 21,90 zł (za 100 g)
kaloryczność: 579kcal / 100 g
czy znów kupię: raczej nie (może kiedyś w góry?)
Skład: fistaszki 34%, miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, chili "Bird's eye"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.