sobota, 22 stycznia 2022

Zotter Labooko Dominican Republic 62 % ciemna z Republiki Dominikany

Pomyślałam sobie, że setki Zottera ostatnio strasznie łagodnieją. W ogóle Zotter jako marka zaczął przechodzić różne zmiany. Gdy zobaczyłam pozmienianą ofertę, zmienione opakowania, zawartości, czas konszowania itp. na przełomie 2020/21, zgarnęłam wszystkie ciemne czyste - i nowe, i zmienione. Nawet jeśli tylko opakowania miałyby być inne (w co nie wierzę; poza tym... zbieram opakowania). Tak więc mimo że Labooko Loma Los Pinos 62 % (2016) nie zachwyciła mnie, nowej dominikańskiej czekoladzie tej marki postanowiłam dać szansę. Może miała zaskoczyć? Może i Zotterowi nie pasowała tamta? Nowe kakao? Może setki łagodnieją, a takie niskie zawartości wysuwają pazury, by była równowaga? Dobra, wątpię, bo jestem pesymistką, ale utrzymajmy ten wstęp w optymistycznym duchu! Kakao do dzisiaj prezentowanej pochodzi z okolic rezerwatu dla drozdów wędrownych. Hm, to daje nadzieję, że czekolada wyszła śpiewająco. Zakupiono je od kooperatywy Zorzal. To po hiszpańsku znaczy "drozd" (a z ang. bicknell's thrush), który jest symbolem wspomnianego rezerwatu (prawdopodobnie on jest na koszulce pana z opakowania).

Zotter Labooko Dominican Republic 62 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 62 % kakao z Republiki Dominikany; wersja od roku 2020.
Czas konszowania to 16 godzin.

Po otwarciu poczułam średnio intensywny, ale przyjemny zapach prażonych orzechów w wydaniu łagodnego fistaszkowego masła orzechowego i migdałów. Choć nie tylko. To też trochę taka ogólna orzechowość bliżej nieokreślona, zestawiona ze słodyczą. Ta wydała się aż lekko pudrowa (co też poniekąd wpisywało się w dość słodkie PB). Dość wyraźnie, ale ewidentnie dopiero za tym wszystkim, snuła się dobra jakościowo bombonierka wiśniowa (wiśnie w likierze?) lub bardzo słodkie, tylko z odrobinką kwasku kandyzowane czy chociaż ocukrzone żurawiny. 

Tabliczka przy łamaniu wydawała średnio głośny trzask, ale była zadowalająco twarda. Mimo wszystko, gdy ją dotykałam, miałam wrażenie, ze ma w sobie coś z ulepka.
W ustach szybko miękła. Gdy chodzi o tempo rozpływania się, to robiła to już wolniej, ale nie powiedziałabym, że powoli. Szło jej sprawnie. Jakby rozrzedzała się na kremową zawiesinę. Była tłustawa jak w miarę lekki, roztrzepano-rzadkawy (gumiasty?) krem z ciasto-tortu, lepkawa jedynie minimalnie. Zostawiała leciutko pyliste wrażenie.

W smaku odgryzając kawałek czy nawet po prostu umieszczając go w ustach każdorazowo czułam się, jakbym rozgryzała orzecha. Takiego lekko pokrytego słodkim, delikatnym karmelem, podprażonego w sposób wydobywający naturalną słodycz. Od początku dominowały orzechy: delikatne migdały i orzechy laskowe. W nich jednak bardzo, bardzo istotny był sam motyw prażenia.

Okryła je słodycz, która w pierwszej chwili wydała się delikatna, a rosła dopiero po paru chwilach. Należała do karmelu o ciepłym, prażonym wydźwięku. On również zdecydował się na łagodność, rozkręcając w sobie maślaność. A także pewną słodką pudrowość.

W prażonych orzechach, w zasadzie w całym miksie, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ważniejszą rolę zaczęły grać fistaszki (migdały i laskowce zanikały na ich rzecz, aż "ślad po nich zaginął"). Zaczęły częściowo zmieniać się w masło orzechowe i sugerować je pozostałym orzechom (laskowych i migdałom?). Mowa o słodkawym, delikatnym maśle orzechowym. Orzechy łagodniały, umasławiały się, przy czym nie myślę tylko o maśle orzechowym. One też po prostu mieszały się z maślanością. Bardzo, bardzo maślanym karmelem, który opływał co pozostałe sztuki. Łagodniał, zahaczając nawet o śmietankowość.

W słodyczy karmelu była też i pewna cukrowość po prostu. Pokazywała się klarowniej epizodycznie i wtedy mi przeszkadzała bezsprzecznie. Z czasem w tle dołączył do niej drobniutki kwasek czerwonych owoców... albo raczej słodyczy z nimi. Nadeszła myśl o "cukierniczych wiśniach" - koktajlowych? Wiśniach nasączonych likierem? Jako czekoladki! Wiśnia w likierze otoczona grubą czekoladą - o, już bliżej... Robiło się słodko, a mniej alkoholowo, więc pomyślałam o syropie wiśniowym / malinowym... A potem kwasek jednak przekierował to na żurawinę... kandyzowaną? W ogóle owoce stały się... kandyzowane? Żurawina... może też suszona, ze specyficznie "ukwaszoną" nutką, ale pokryta cukrem. Spod niego wydobywała się lekka soczystość, może nawet siląca się na cytrynkę? Coś cytrusowego zdecydowanie, ale nie odciętego od słodyczy.

Chyba na zasadzie kontrastu po słodkich nutach orzechy zawalczyły o gorzkawość. Nie była silna, niemniej wyczuwalna. Fistaszki ustąpiły; to gorzkawe orzechy włoskie dodały kompozycji charakteru, powagi. Mieszały się z nutką kakao, jakby tak podkreślając, że to czekoladki "wiśnie w likierze" powinny być najważniejsze wśród nut owocowych. Myśli zaczęły kłębić się wokół grubej, palono-kawowej czekolady z czekoladek. Poprzez te nuty do kompozycji wemknęła się czarna kawa, acz chyba też słodka... słodko-gorzkawa. Na końcówce słodycz znów irytująco się pokazała - nawet nie to, że była bardzo za wysoka, ale po prostu nie pasowała; odstawała.

I po zjedzeniu właśnie z odlegle kawowym akcentem pozostały soczyste, kwaskawe wiśni utopione w ryzykownie wysokiej słodyczy i likierze. Czułam też prażone orzechy (znów mniej jednoznaczne) i łagodzącą wszystko maślaność. Trochę jak po kakaowo-kawowym, cierpkawym kremie zrobionym na bazie masła. Po paru kęsach słodycz trochę denerwowała, niebezpiecznie przypominając o sobie w gardle.

Podobna do dawnej, ale... hm, jakby bardziej wokół tych wiśni skupiona, a mniej ogólnie owocowa. Klimat nowej wydał mi się bardziej orzechowy. Nie wydaje mi się, by wzrosła słodycz, ale za to jakby zmalała gorzkość. Nowa była o wiele bardziej orzechowa i maślana (nie myślę tylko o maśle orzechowym, ale i o zwykłej maślaności), a mniej gorzka, czego mi bardzo żal. Dawna miała w sobie coś tortowego, ciastowo-kremowego - przy niej pomyślałam o jedzonej kiedyś babeczce "Czarny Las" (ciasto czekoladowe, wypełnione wiśniami z waniliowym kremem i czekoladą). Nowa to raczej orzechy, masło orzechowe i maślaność po prostu, a potem wiśnie w likierze.
Kiedyś dominikański Zotter wydawał się głębszy po prostu, soczystszy... Może to odrobinka soli wywalona ze składu nowej za tym stoi? Nigdy nie zgadzałam się z tym, że sól "podkreśla", ale może czasem faktycznie. Mowa o ilości niewyczuwalnej w smaku (w czystych ciemnych Zotterach nie było jej czuć). Chociaż ja wolę sobie myśleć, że to kwestia, że do nowej np. kupili kakao z innych plantacji czy coś. Obie wersje mają swoje plusy i minusy, stąd ocena podtrzymana. Wydaje mi się jednak, że tak bardzo personalnie trochę bardziej przemówiła do mnie wersja z roku 2016.

Nieporównywalna do Duffy's Dominican Republic Taino 65 % bogatej w słodkie czerwone owoce (truskawki, maliny), ale i inne; Duffy's również była maślana, ale lżej - śmietankowo. Pełno w niej bardzo słodkich suszonych, złocistych owoców, ale ona właśnie nie porzuciła gorzkości. Do orzechów dodała cierpkie herbaty itp.
Nowy Zotter jawi się jako za słodki, delikatny i aż nudnawy o konsystencji, która do mnie nie przemawia. Mimo że smaczny.


ocena: 7/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.