niedziela, 23 stycznia 2022

Carrefour BIO Chocolate noir Saveur Orange ciemna 60 % o smaku pomarańczy

Nie ukrywam, że robię się coraz bardziej czepialska w kwestii jedzenia. Stąd zaczęłam mniej eksperymentować z czekoladami z dodatkami. "A może mi posmakuje?" nie jest już czynnikiem sprawiającym, że daną kupuję. Kandyzowanej pomarańczy nie lubię, więc tego dodatku obecnie w ogóle unikam. Gdy jednak odkryłam, że dzisiaj opisywana zawiera jedynie olejek, postanowiłam dać jej szansę. Olejek pomarańczowy, gdy z nim nie przesadzą, jest bowiem jednym z nielicznych olejków, jakie toleruję. A dodatki w ciemnych najbardziej mi właśnie na gładko ostatnio podchodzą. Czekolady z Carrefoura podpadły mi właśnie linią Selection z dodatkami (uważam je za kiepskie)... Linię Bio natomiast wspominam bardzo dobrze, dzięki pysznej Carrefour Bio 74 %, do której wracam.

Carrefour BIO Chocolat noir Saveur Orange / Pure chocolade Sinaasappelsmaak to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao "o smaku pomarańczowym" / z nutą pomarańczy (z olejkiem pomarańczowym).

Już rozrywając sreberko poczułam intensywny zapach pomarańczy, łączący soczysty owoc, skórkę i drobną sugestię galaretki pomarańczowej w czekoladzie. Ona sama wydała mi się bardzo wycofana, lekko palona, średnio słodka. Dominowała pomarańcza: i jej słodycz, i kwaśność, i goryczka, a nawet cierpkość. Zapach był naturalny, jednak dezorientująco silny.

W dotyku tabliczka wydała mi się minimalnie sucho-ulepkowa, a jednocześnie gładka... Taka, że nie sposób zgadnąć, jaka okaże się w trakcie jedzenia.
Przy łamaniu trzaskała głośno i głucho w sposób przypominający wystrzał. Była twarda i krucha. Kojarzyła się z porcelaną.
W ustach początkowo utrzymywała kształt, a upuszczała soczyste fale. Bazowo wydała mi się suchawym ulepkiem. Powoli zmieniała się jednak w miękki, gibki i pylisty krem, co było już przyjemniejsze. Mimo maślaności, nie sprawiała wrażenie bardzo tłustej. Znikała w średnim tempie.

W smaku pierwszą poczułam rześką słodycz ogólną. Do głowy przyszły mi białe kwiaty, coś zwiewnego... Słodycz pomarańczowa buchnęła dosłownie sekundę-dwie później.

Zawirowało tornado pomarańczowe: słodki, dojrzały owoc mieszał się z kwaśnym i soczystym sokiem oraz goryczkowatą skórką. Było bardzo intensywnie i zaskakująco naturalnie. Dosłownie czułam soczyste, rozgryzane cząstki pomarańczy... tak słodkie, że aż chwilami kojarzące się z mandarynką. Słodycz rosła bez ogródek. 

W ogólnej słodyczy, oprócz soczystości pomarańczy doszukałam się też... czegoś rześkiego oprócz kwiatów. Nie przytłaczało, nie muliło... odlegle pobrzmiewająca wanilia? Taki jedynie motyw, echo, a nie najprawdziwsza, ale przynajmniej jej sugestia. Do głowy przyszły mi też kwiaty wanilii, może również pomarańczy?

Po paru chwilach i na dobre mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w tle, za goryczkowatą skórką pojawił się ciepło-palony motyw kakao. Niepewnie trzymało się smaku skórek pomarańczy, podkreślając go. Na moment wzrosła gorzkawość, cierpkość, a mi do głowy przyszły cierpkawo-kwaśne galaretki pomarańczowe w czekoladzie. Zahaczyły o lekką olejkowość, po czym zaczęły się zmieniać w sok pomarańczowy. Pod wpływem jego słodyczy i kwaśności kakao odpuściło.

Baza zrobiła się bardziej maślana, trochę jak... delikatny, zrobiony na bazie masła krem czekoladowy prosto z tortu... Z nutą - i to znaczącą - pomarańczy. Jakby tak... czekoladowe warstwy nasączyć tym owocem, aż przesadnie. Był to bowiem tort pomarańczą dosłownie płynący. Słodycz wspięła się na wysoki pułap, jednak dzięki temu, jak pomarańcza dominowała, nie przeszkadzała jakoś bardzo (mimo że nieco za silna była).

Posmak należał oczywiście do pomarańczy: naturalniej, soczystej i słodko-kwaśno-goryczkowatej, ale i nieco przerysowanej... może nawet nie olejkowej... acz odlatującej od rzeczywistej. Na końcówce i kakao znów się bardziej się wyłoniło, właśnie przekładając się na lekką cierpkość. Czułam również słodycz... jednak nie było to zacukrzenie czy coś, tylko takie... poczucie wysokiej, ale schowanej w pomarańczy. O dziwo nie trwał bardzo długo (co często występuje przy pomarańczowych czekoladach).

Całość wyszła nieźle... podobało mi się, że była nietłusta i w zasadzie nieulepkowa, mimo że w pierwszej chwili wystraszyła mnie, iż taka będzie. Słodycz wyszła nie za wysoka, mimo że czuć jej siłę, ale... mocniejszej gorzkości, samej czekoladowości jakoś mi brak. Ta niemal zupełnie zrezygnowała z walki o pierwszy plan, który należał do pomarańczy. Owoc ten wyszedł soczyście, naturalnie i smacznie, jednak aż dziwnie mocno. W zasadzie czuć głównie go, więc... miałam lekki niedosyt czekoladowości przy tym. 
Nie jest to pierwsza tabliczka, na jaką trafiłam, która cierpi na przypadłość pomarańczy dominującej zupełnie. Ajala Kvety a Pomerance 70 % też tak wyszła (każda to 7 w swojej kategorii), Hoja Verde Ecuador 66% Orange wydawała się spłycona olejkiem (acz całościowo i tak wyszła lepiej), a ja jednak... no, jedząc czekoladę, także ją bym chciała wyraźniej czuć. Daleko jej do Pacari Orange / Naranja. Mimo wszystko uważam, że carrefourowa czekolada jest warta polecenia lubiącym pomarańczowe smaki, a niecierpiącym skórek kandyzowanych w przypływie ogromnej ochoty na takie smaki.


ocena: 7/10
kupiłam: Carrefour
cena: 7,99 zł (promocja?)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy kupię znów: mooże w przypływie ogromnej ochoty na czekoladę pomarańczową?

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, olejek pomarańczowy, ekstrakt waniliowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.