niedziela, 23 października 2022

Hogarth Ecuador Single Estate 85% ciemna z Ekwadoru

Nieznana mi dotąd marka Hogarth jakoś kilka razy mi się przewinęła w internecie, ale nigdy specjalnie bardziej się nią nie zainteresowałam. I tym razem jednak nie stanęłam przed możliwością zaopatrzenia się w więcej tabliczek niż ta. Gdy trochę poczytałam o producencie, uznałam, że to nie dziwne, ponieważ to mała czekoladziarnia z Nowej Zelandii. Stworzona z pasji, której to twórcy zajmują się każdym szczegółem. Brzmiało dobrze. Na czekoladę o wyższej od standardowej (czyli pewnie 70%), ponoć długo szukali odpowiedniego regionu. Podobno właśnie te Arriba Nacional z plantacji Victoria były dokładnie tym, czego szukali. Pasowały im do delikatnej fermentacji i niskiej kwaśności, o jakich myśleli.

Hogarth Chocolate Makers Ecuador Single Estate 85% to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao Arriba Nacional z Ekwadoru, z prowincji Guayas, z plantacji Victoria.

Po otwarciu rozniosła się delikatna, acz wyrazista ziemia i soczyście kwaskawe owoce, jakby wkomponowane w słodycz. Rześkie cytrusy pod przewodnictwem limonki były ozdobione mnóstwem kwiatów. Właśnie one podyktowały słodyczy lekki, niemal ulotny ton. Stłumiły ją, nadając rześkości. Także subtelnej nutce karmelu w tle. Obok niego doszukałam się też delikatnych, naturalnie słodkawych orzechów.

Przy łamaniu twarda tabliczka była bardzo twarda, jednak to ewidentnie wynikało z jej grubości. Wydawała z siebie średnio głośne trzaski, by następnie pochwalić się ziarniście-proszkowym przekrojem. Wydawała się nieco krucha, kruszyła się trochę zwłaszcza, gdy odgryzałam kęsa. Już w tym momencie jednak zdradzała, iż z twardości rezygnuje.
W ustach niemal natychmiast miękła i rozpływała się aksamitnie, kremowo. Choć początkowo rzeczywiście pyliście, miała dużo czasu, by to naprostować, bo rozpływała się powoli. Była gęsta i mazista. Zmieniała się w tłusty, aż nieco ciężkawo-maślany budyń, by zniknąć bardziej soczyście i rzadkawo, acz wciąż kremowo.

W smaku pierwsza rozeszła się delikatna słodycz kwiatów. Pomyślałam o miękkich, białych kwiatach całkiem sporych, a więc pewnych siebie, tylko że... z natury subtelnych. Przysłaniały karmel. Wydał mi się zgaszony, nieśmiały... Słodki, a jednak nie zupełnie. I on, i kwiaty wydały mi się jakby... przyprószone kakao niczym skrzydła motyla swoim pyłkiem.

Gorzkawość zaakcentowała swoją obecność także w tle, nigdzie się nie spiesząc. Jakby przyglądała się innym smakom z oddali, acz mając wgląd we wszystko.
Z czasem wyobraziłam sobie słodki, karmelowy węgiel. Do słodyczy bowiem, jakby od wewnątrz dołączyła bardziej "neutralna" nuta.

Z kwiatów wychynęły owoce. Wyraźnie czułam jakieś czerwone, dosłownie słodziutkie. Truskawki i... inne. Otulały je róże - może mieszanka białych, różowych (jasnych). Dodały leciutkiej cierpkości i jeszcze wzmocniły rześkość.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość zaczęła rosnąć i powoli wchodzić na pierwszy plan. Poprzez węgiel wkradła się do słodyczy. Tu przywitało ją sporo orzechów. Mieszały się ze słodką maślanością... Same były i słodkie, i maślane. Nagle niezwykle wyraźnie wystrzeliły orzechy nerkowca. Stały się niemal wiodącą nutą. Potem dołączyły do nich inne delikatne, tłusto-maślane orzechy. Makadamia, a także... brazylijskie... lekko podprażone, charakterniejsze? Mignęło mi wyobrażenie jakiś kakaowych tostów (z ziarenkami?) z masłem i/lub kremem z tych orzechów... Wciąż z wyraźną dominacją nerkowców.

Cierpkość płynąca z kwiatów i mieszająca się z węglem zamknęła je w wizji orzechowego kremu z mnóstwem kakao. Minimalnie, naturalnie słodkawy, goryczkowaty... Do czegoś z nim musiano też dodać płatki kwiatów. Splot róż i kakao zakręcił się i zaprosił rześkość...

Rześką soczystość dokładniej. Usta zalał smak słodziutkich jasnych śliwek. W głowie miałam soczyste, gigantyczne i idealnie okrągłe renklody. Świeże, słodkie i też w pewien sposób kwiatowe. Za nimi raz po raz przemknęła niemal nieuchwytna limonka, razem z zaakcentowaną goryczkowatą skórką.

Ich soczystość w co bardziej gorzkawych tonach obudziła pewien charakter, a także jeszcze bardziej uwypukliła nerkowce. Ziemia ożywiła się. Pomyślałam o czarnej, nieco ostrej i zahaczającej o kwasek cytrusów. Te znów wiązały się z rześkością i kwiatami. Na końcówce pokazała się limonka, której kwaśność częściowo zredukowały kwiaty, a część wchłonęła ziemia.

W posmaku została węgielna, przykryta kwiatami ziemia oraz orzechy nerkowca, nieco już przygłuszone maślanym wątkiem. Było słodko, ale jakby naturalnie za ich sprawą. Trochę słodkich truskawek i śliwek z pełni lata mieszało się z rześkimi cytrusami.

Całość zaskoczyła mnie parokrotnie. I strukturą, i smakiem.
Wyszła bardzo łagodnie jak na 85%. Bardzo orzechowo, a w tym wyraźnie nerkowcowo. Mnóstwo delikatnych kwiatów, słodziutkie owoce z charakterem zarysowanym ziemią i limonką - wszystko to ułożyło się w subtelną, acz nie nieśmiałą czy mdłą kompozycję. Sporo maślaności, w tym też konsystencji, nie wyszło za tłusto, choć i tak wolałabym jej mniej. Na szczęście także na za mało gorzkości narzekać nie mogę. Acz nie ukrywam, że wolałabym jej jeszcze więcej. Za to słodycz była przyjemnie cały czas niska i taka jakby tylko naturalna.


ocena: 9/10
cena: 47,49 zł (za 70g; dostałam zniżkę, bo cena półkowa to chyba 59zł)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier (15%)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.