Dawno nie publikowałam nic od Zottera - pewnie dlatego, że większość nowych na czas pisania tego tekstu, była czekoladami nie w moim typie, a ja byłam trochę rozczarowana kierunkiem, w jakim marka szła. Czyste, pełne charakteru ciemne z poszczególnych krajów jakby zeszły na dalszy plan... Na szczęście jednak linię limitowanych blendów, gdzie co rok pojawia się inna czekolada, kontynuowano i wreszcie przyszło mi się za nią zabrać. Opisana przez producenta jako "Światowe Turnee", miała zaserwować smaki 5 krajów, ponoć specjalnie dobranych pod względem owocowych nut. Co ciekawe, ziarna z każdego kraju prażono osobno, by zachować ich indywidualizm. Byłam bardzo ciekawa efektu.
Zotter Labooko Opus 5 Cuvee 75 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Madagaskaru (dolina Sambirano), Sao Tome, Indii (region Kerala, dystrykt Malabar), Ugandy (region Gór Księżycowych) i Panamy; limitowany (dostępny przez rok 2021/22) blend.
Czas konszowania to 20 godzin.
Po otwarciu rozgrzmiała symfonia jagód, borówek amerykańskich i czerwonych porzeczek. Był to zapach bardzo soczysty i słodki, z lekkim kwaskiem. Ten ewidentnie pochodził od czerwonych owoców. Z czasem do porzeczek dołączyło sporo wiśni, nadających owocom powagi i lekkiej cierpkości. Słodycz wydawała się głównie czysto owocowa, acz niektóre z nich (jagódko-borówki?) zahaczały leciutko o pudrowość. Już w trakcie degustacji (z racji smakowej dominacji czerwonych owoców?) w pudrowości doszukałam się "jakby arbuza" (cudzysłów, bo nie do końca). Ta wiązała się z delikatniejszym, maślano-migdałowym wątkiem. Migdały z tła wybyły odrobinkę, niemal namiastkę kawy... niby gorzkawej, acz też bardzo delikatnej.
W ustach rozpływała się powoli, prędko mięknąc na śmietankowo-kremowy budyń. Jego coraz to kolejnymi falami obklejała podniebienie. Była tłusta, jednak także trochę soczysta, dzięki temu nie ciężka. Wyszła śmietankowo gęstawo, jakby była jakimś śmietankowym deserem / lodami z sosem owocowym. Znikała soczyście, zostawiając lekko tłustawe wrażenie.
W smaku jako pierwsza uderzyła soczysta wiśnia. Imperatywna i pewna siebie, zaraz rozeszła się w dwóch kierunkach, jako tło ustanawiając wiśniowe brownie.
Pierwszy dominował nieco, był szybszy, dynamiczny. W jego zakresie polała się słodycz wiśni bardzo dojrzałych, w pełni sezonu, które otoczyły się innymi czerwonymi owocami. Choć błysnęły czerwone porzeczki, słodycz rosła tak szybko, że wyszła aż nieco z czysto owocowej strefy i zahaczyła o karmel. Wyobraziłam sobie wiśnie w karmelu, coś pudrowego, po czym zatonęło to znów w owocach. Inne czerwone niewątpliwie były słodkie... jak dżem porzeczkowy, coś... pudrowo arbuzowego? I słodkie, letnie śliwki.
W drugim kierunku, nieco wolniej, nieśmiało popłynęły wiśnie kwaśne. Zaraz trafiły na cytrusy, w tym cytrynę. Przygarnęły przebłyski czerwonych porzeczek i oddaliły się na tył. Coś łagodziło kwaśno-cierpki charakter wiśni... Jakby tak... nadziać je migdałami? Potem wróciła myśl o wiśniowym brownie, acz brownie wiśniowo-migdałowym... Które zmieniało się w czekoladowy ciasto-placek wiśniowy z migdałową kruszonką?
Z czasem po ustach rozeszła się subtelna gorzkość. Pojawiły się przy niej migdały. Pierwsze zgłosiły się wyraźnie prażone, acz później też trochę bardziej surowych, które wyszły nieco słodkawo. Te kierowały się ku maślanym nutom. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa migdały zadbały o pewną... dosadność / powagę, lecz nie gorzkość. Pomyślałam też o drzewach... drzewach owocowych, skąpanych w słońcu? To było ciepłe i... prażone. Prażone migdały natarły ze zdwojoną siłą. Gorzkość, goryczka... ponadto zawarły w sobie coś jakby z gorzkawych owoców.
Ogólna słodycz była wysoka i nie zamierzała przestać się rozwijać. Prażone migdały zmieniły się w migdały karmelizowane. Wciąż czułam owoce, ale też karmel. Czyżby kruszonka na wspomnianym placku też była z karmelizowanych migdałów? Karmel leciutko palony jak... sos karmelowo-maślany? Którym polano owoce lub... który je jakby nasączył? I nagle mnie olśniło, że ta drobna, palona nutka sugeruje mi dżemy.
Pojawił się dżem morelowy, gdzieś pomykał też z czerwonych owoców (głównie z porzeczek?). Soczystość im wtórowała - pojawiać się zaczęły owoce ciemniejsze i świeżo-surowe. Cała letnia ekipa śliwek, borówek amerykańskich i jagód. Te ostatnie zdradzały drobną cierpkość, zataczając krąg do wiśni. Z kolei morele - dziwnie jakby ich kolor - przywiodły pomarańcze. Wyraźnie czułam słodko-kwaśny smak soczystego miąższu, ale również gorzką skórkę pomarańczową. Może też kwaskawo-goryczkowatą cytryny? W pewnym momencie poczułam się, jakbym jadłam morele o wyjątkowo grubej, znaczącej skórce. Owoce zaczęły się mieszać i rozmywać.
Baza w tym czasie zdążyła przejść w śmietankę. Na dosłownie ułamek sekundy wyłapałam chyba też kawę ze śmietanką, acz w proporcjach chyba odwróconych (śmietankę z kawą). Migdały eksponowały swój karmelizowany aspekt, a ona przytoczyła jakieś lody, deser... śmietankowy, acz może zmieszany z nieco charakterniejszym nabiałem. Śmietankowo-kefirowy? Leciutka cierpkość i tu się pojawiła.
Deser ten był jednak z ogromną ilością owoców, już tak przemieszanych, że pod koniec trudno je połapać. Czerwone i drobne ciemne leśne wirowały, zalewając usta soczystością, podczas gdy słodycz - ta która wcześniej tak rosła i rosła - zatrzymała się gdzieś obok i jako karmelowo-śmietankowy splot nieco już irytowała. Przygłuszyła migdały. Pomyślałam o pudrowym karmelu - może nucie jak czekolady "blond" / karmelowe?
Po zjedzeniu posmak należał głównie do słodko-kwaskawego duetu wiśni i cytryn, jednak czułam też przeurocze, słodkie owoce: borówki amerykańskie, jagody, dżemy wieloowocowe i coś aż pudrowego (arbuzowe echo?), mieszającego się z karmelem. Trochę jak owocowa biała czekolada? Leciutko i krótko pobrzmiewały też prażono-karmelizowane migdały, po dłuższym czasie przechodzące w aż śmietankową "neutralnawość".
Całość była bardzo smaczna, mocno owocowa, ale też słodka i mało gorzka. W zasadzie... bardziej śmietankowo-maślana, migdałowa niż gorzka. Żałuję, że prażone migdały zmieniły się na dłuższy czas w karmelizowane. Słodycz chwilami nieco przesadzała, acz wiśnie i jagody, czerwone porzeczki (w tym jako słodkie dżemy), śliwki, morele wyszły jako splot bardzo rześki, normalnie jak definicja lata. Trochę niejednoznaczności (zaintrygowało mnie zwłaszcza arbuzowe echo), niedopowiedzeń i sugestii uczyniły kompozycję tajemniczą, ale czasem ten natłok mnie trochę denerwował (niby coś prawie czułam, ale...?). Ogół, też w konsystencji, wydał mi się za bardzo maślano-śmietankowy do tego smaku. Żałuję, że w roku 2021 Zotter odszedł od 75%, które zawierały wcześniejsze Opus (2019, 2020)
Uśmiechnęłam się na myśl, że niedługo przed nią jadłam Raaka Just Date 70 % Cacao Pomegranate & Orange Unroasted i były dość podobne pod względem paru nut, mimo że te Zottera płynęły jedynie z kakao.
ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 17,90 zł (cena półkowa za 70g)
kaloryczność: 583 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.