niedziela, 16 października 2022

Raaka Just Date 70 % Cacao Pomegranate & Orange Unroasted Dark Chocolate ciemna z Dominikany z granatem i pomarańczą, słodzona daktylami

Już od dawna nie latam za limitowanymi edycjami, bo są limitowane. Owszem, ten aspekt motywuje do szybszego kupna, ale nie szukam ich specjalnie. Dotyczy to głównie smaków sezonowych albo eksperymentalnych - takie już mnie tak nie kręcą, jak dawniej. Ta jednak zaciekawiła, bo zawierała granata. Taak, czekolady z dodatkami kuszą coraz mniej, ale granat to owoc bardzo specyficzny. Uwielbiam jego smak, ale obieranie, a także forma, czyli paskudne pestki, sprawiają, że jem dosłownie raz w roku. Normalnie czekolady z granatem nie chciałabym, przede wszystkim z obawy, że trafię na irytujące pestki. Wystarczył jednak rzut okiem na skład, by to oko zaświeciło mi się. Granat sproszkowany i sok z granatu? O, ja poproszę! Nie bardzo wprawdzie wiedziałam, czego się spodziewać po sformułowaniu "melasa z soku z granatu", które znalazło się w opisie, ale mniejsza o to.

Raaka Just Date 70 % Cacao Pomegranate & Orange Unroasted Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % surowego kakao z Republiki Dominikany, z prowincji Duarte, z rezerwatu Zorzal z sokiem z owoców granatu oraz sproszkowaną skórką pomarańczową, słodzona cukrem daktylowym; edycja limitowana.

Po otwarciu poczułam gorzkawy i poważny zapach ziemi oraz orzechów i migdałów. Otaczała je goryczkowata, głęboka słodycz melasy i suszonych daktyli. Myślę o takich twardszego typu, acz twardych umiarkowanie. Miały niemal karmelowe zapędy, a także soczyste podszycie. Do głowy przyszła mi odrobinka dymu, za to owoce starały się nie zdradzać swojej obecności. Ja jednak doszukałam się mglistych, niemal nieuchwytnych soczystych tonów cytrusów i granata (albo raczej "słodkiej, czerwono-egzotycznej mgiełki" - w ciemno owocu bym go nie odgadła).

Tabliczka wyglądała na kremowo-tłustawą, jednak w trakcie łamania sprawiała wrażenie lekko kruchej. Była bardzo twarda, trzaskała głośno. Jej przekrój był nieco ziarnisty, ale jakby mocno sprasowany. Owoce dodano sproszkowane, na gładko.
Gdy odgryzałam kęsa, wydawała się trochę trzeszcząca oraz twardo-miękka, jakby zrobiono ją z masywnej, wilgotnej masy... z gęstymi, papkowatymi suszonymi owocami?
W ustach rozpływała się powoli, ale bezproblemowo. Niby trochę walczyła o zachowanie twardawej zwartości, ale zaraz uległa. Przybrała postać miękkiego, acz gęstej i nieco proszkowej budynio-masy. Pomyślałam o sprasowanej, masie / papce z owoców, z którego z czasem płynie sok. Mimo to, całość cechowała kremowość. Była konkretna i trochę zalepiająca, co jednak rozrzedzały kolejne fale soku. Znikała nieco rzadkawo-soczyście. Po zjedzeniu jej zostało leciutkie poczucie wysuszenia jak po zjedzeniu sporej ilości daktyli.

W smaku jako pierwszą poczułam nieprzesadzoną, a poważną i głęboką słodycz daktyli suszonych typu twardego, otoczonych melasą. Wydawała się je nasączać, podlewać, opływać z każdej strony. Nierozerwalnie wiązała się z drobną soczystością - jakby tak melasę nieco rozmieszać z sokiem owocowym?

Niemal równocześnie rozeszła się gorzkość. Poważna i spokojna, konsekwentnie, na czarnej ziemi, roztaczała szary dym. Wydała mi się nieco zawilgocona, trochę roślinna... Pomyślałam o ziołach, a dokładniej paczuli (roślinie, która pachnie i ponoć smakuje jak ziemia). Gorzkość przybrała na intensywności, acz z tła zaczęły do niej podkradać się delikatniejsze nuty orzechów i migdałów. Gdzieś na boku pojawiły się daktyle nadziewane migdałami (wyobrażenie).

Z czasem jednak ze słodyczy wylało się... więcej słodyczy. Egzotyczna, owocowa nieco złagodziła kompozycję, tchnęła więcej rześkości. Nagle wyraźnie poczułam słodziutkiego granata. Sok czerwonych pesteczek najpierw zbadał grunt, a potem uderzył. Słodki, orzeźwiający i jednocześnie trochę kwaskawo-cierpkawy wskoczył na pierwszy plan. Utrzymywał się tam przez nie za długi czas, pomagając sobie innymi owocami.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ta egzotyka owoców zrobiła się bardziej słodko-soczysta, rozmyta. Przez ułamek sekundy zasugerowała więcej kwasku, ale ten na dobre się nie pojawił. Leciutki, cytrusowy wątek owszem. Jego lekka sugestia zmieszała się z goryczką. Owoce wtapiały się w gorzkość. Nieśmiała goryczka skórki pomarańczy nasunęła mi obraz owocu wraz z białymi włóknami - te mieszały się z roślinno-gorzkawą, ziemistą bazą. Do tego czułam się, jakbym rozgryzała kulki granatu, a smak ich soku mieszał się z pesteczką wewnątrz.

Słodycz jednak nie odpuszczała. Daktyle chwilowo odpuściły, a ta skupiła się na melasie, jakby kontrastowo do egzotyki. Granat mieszał się z innymi, bardzo słodkimi czerwonymi owocami. Poziomki i jakieś egzotyczniejsze, nieokreślone, ale również drobne, pojedyncze... Wyobraziłam sobie roślinny, orzechowo-migdałowy deser z owocami (koloru różowego?) z... rzadką, soczystą masą z tychże owoców? Wśród nich dominował granat, z rześkością podkręconą kwaskawo-goryczkowatymi cytrusami. Na ułamek sekundy raz czy dwa przeszyły kompozycję subtelną kwaśnością.

Orzechy przebiły się. Odważnie zrównały się z ziemią i dymem. Nie były zbyt jednoznaczne, ale na pewno znalazły się wśród nich migdały z lekką gorzkawością skórek. Pomyślałam o mące migdałowej i... zdrowym, migdałowo-daktylowym cieście czekoladowym. Przy orzechach wróciły daktyle, niosąc wysoką, niemal karmelowawą słodycz i nutkę jakby naturalnie czekoladową. Gorzkawość przełożyła się na wizję zadymionego karmelu i ziemiście-mulistego ciasta czekoladowego. Lekko nasączonego cierpkawo-słodkawym sokiem.

Po zjedzeniu został posmak daktylowo-czekoladowego ciasta, ziemi i orzechów oraz leciutkie, soczyste echo słodkich, egzotycznych czerwonych owoców, podkręconych cytrusowym echem. Było słodko, aczkolwiek z goryczką - ta ziemista, trochę roślinna mieszała się ze skórką pomarańczy, bardzo jednak wycofaną.

Całość trochę mnie zaskoczyła. Cudnie gorzka, mocno daktylowa, przy czym mowa o smaku, a nie tylko czystej słodyczy i poważna. Melasa, ziemia, dużo orzechów stworzyły głęboką kompozycję, a delikatne soczyste nuty granata i pomarańczy tchnęły w to rześkość. Były jednak na tyle delikatne, iż uwierzyłabym, że płyną jedynie z kakao. Najwięcej do powiedzenia miały daktyle. Granat w zasadzie uderzał i był klarownie wyczuwalny tylko przez chwilę. Efekt więc ciekawy, a na plus także to, że zazwyczaj imperatywna pomarańcza tutaj stała na samym końcu i puściła przodem czerwone, słodkie owoce (w tym granata). Ciekawe, że tu wyraźnie jej skórka została sproszkowana, więc wiązała się z goryczką, nie np. soczystą słodyczą / kwaśnością. Myślałam jednak, że w kompozycji owocowej, z owocami, będą one o wiele istotniejsze. Liczyłam na to, bo granat to owoc raczej rzadko w czekoladach spotykany.
Nie byłam pewna, w jakiej formie wystąpi pomarańcza (czy też na gładko, czy kawałki) i w sumie... nie mam zdania o tym, na co zdecydowali się twórcy. Może kawałki by bardziej pasowały? Na pewno pasowałoby nieco więcej granata. I w sumie nie obraziłabym się, gdyby był tylko on, bez pomarańczy, ażeby był jeszcze bardziej jednoznaczny.

Czekolada była smaczna, ale trochę rozczarowała, bo tytułowe dodatki trochę się chowały... to znaczy: czuć je wyraźnie, ale nie była tak uderzająco owocowa, jak mogłaby być. Czuję, że więcej granata przełożyłoby się na maksymalną ocenę.


ocena: 9/10
cena: 52 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakaowe, cukier daktylowy, tłuszcz kakaowy, sproszkowany granat, syrop / ekstrakt z granatów, pomarańcza (sproszkowana skórka?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.