poniedziałek, 3 października 2022

Zotter Squaring the Circle 75% Dark Choco with Date Sugar ciemna z cukrem daktylowym

Choć przy kupowaniu przez internet najzwyczajniej opłaca się wybierać więcej przy jednej przesyłce (bo komu opłacałoby się pakować, wysyłać jedną małą tabliczkę?), to jednak zawsze występuje problem, że można się władować w kilka kiepścizn. Zotter Squaring the Circle 50% Milk Choc with Date Sugar nie zachwycił mnie - słodycz daktyli bez ich intensywnego smaku nie wydaje mi się fajna. Crema Cashew utwierdził mnie w dodatku, że cukier z daktyli sprawia, iż produkt się po prostu nie rozpuszcza (albo robi to bardzo niechętnie). Niestety, to właśnie razem z nim przybyła do mnie dziś opisywana czekolada. Zastanawiam się sama, czy gdyby nie to, ominęłabym ją, czy i tak spróbowała, łudząc się, że 75% kakao da radę? Biorąc pod uwagę, że pochodzi z nielubianej przeze mnie linii autorstwa córki Zottera (Julii), sama nie wiem. Wspomniana mleczna Squaring the Circle 50% Milk Choc with Date Sugar nie chwyciła mnie, podobnie jak i klonowe (ciemna 70% czy nerkowcowa "mleczna").

Zotter Squaring the Circle 75% Dark Choco with Date Sugar / Quadratur des Kreises 75 % Dunkle Schoko mit Dattelzucker Vegan to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao; słodzona cukrem zrobionym ze zmielonych daktyli.

Po otwarciu uderzył mnie zaskakująco wyrazisty zapach daktyli. Jakbym to paczkę suszonych, twardszych sztuk otworzyła. Ich słodycz mieszała się z charakterną melasą i palonym karmelem. Do tego doszło dymne tło, serwujące sporo gorzkości. Zaplątały się w nim orzechy, może... masa makowa ze słodkimi suszonymi owocami (nie tylko daktylami, ale też suszonymi morelami i figami) oraz orzechami. Włoskimi? Całość, choć dość poważna, zaskoczyła mnie wysoką słodyczą.

W dotyku tabliczka wydała mi się twarda, ale jednocześnie kremowa i udająca lepkawą, choć to w zasadzie to nie pierwsze, co przyszło mi do głowy po otwarciu. Otóż przybyła do mnie zupełnie połamana. O specjalnym łamaniu nie było więc mowy (a ja miałam czekoladowe puzzle, bo chciałam ładne zdjęcia), ale tam, gdzie dane mi było ją przełamać czy gdy odgryzałam kęsa, okazało się, że była zwyczajnie twardawa. Wydawała lekkie trzasko-pyknięcia.
W ustach dość długo utrzymywała kształt, jednak twardawość porzucała prędko. Rozpuszczała się z łatwością. Dała się poznać jako kremowo-gładka, niemal śmietankowa. A mimo że lepkawa, to przypominająca trochę lód (jak na lód topiący się powoli, ale jak na ciemną czekoladę zwyczajnie). Z czasem jednak lekko popuszczała swej nie za gęstej mazi, wykazując minimalną soczystość.
Wysuszała na koniec.

W smaku uderzyła słodyczą cukro-karmelu. Przez sekundę mignął mi czysty cukier, ale zaraz jakby podpalił się na ciemny karmel, a już po chwili po ustach rozlał się daktylo-miód. Potem już po prostu daktyle. Nagle wydały mi się niezwykle jednoznaczne, na dobre rozgościły się na pierwszym planie. Wszelkie skojarzenia z cukrem zaskoczyły na tor owocowy. Wyobraziłam sobie suszone, naturalnie scukrzone owoce, głównie figi.

Prędko swoją obecność zgłosiła także gorzkość. Należała do gęstego, aż ciężkawego dymu. Pomyślałam o jego kłębach, niosących pikanterię i ziemistość. To jak słodkawe i ostre w korzenny sposób kadzidełka, a także z czasem coraz więcej ziemi. Ziemi czarnej, brudnawo-ostrej. Wydała mi się chłodna.

W tym czasie słodycz nie próżnowała. Zbudowała obraz miodowej masy przede wszystkim z ogromem słodkich, charakternych daktyli. Myślę tu o jakiejś głębszej smakowo odmianie, np. Daglet Noir (różne porównywałam na instagramie). One same w sobie zawierają jakby nutę czekolady i tu, mniej więcej jakoś w połowie rozpływania się kęsa, jawiło się to jako czeko-daktyle lub daktylolada (wymyślam te dziwo-twory). Daktyle lawirowały między suszonymi daktylami suchego, twardszego typu, a zupełnie świeżymi, zmieszanymi z soczystością innych owoców suszonych (ale soczystych!). Soczyste, miękkie suszone morele, a przy nich słodkie, acz z namiastką kwasku suszone figi, które przybrały brązowy kolor ("klasy B", bo są źle ususzone / niedosuszone, acz ja lubię takie).

Mimo że daktyle dowodziły, z czasem z czarnej ziemi i ciężkiego dymu wyłonił się mak. Zasugerował on rozchodzącej się masie konkretnie miodową masę makową, z makiem goryczkowatym, a także mnóstwem orzechów włoskich.

Na moment orzechy włoskie niemal zrównały się z daktylami. Wspierała je ziemia i dym, dzięki czemu nieco złagodziły słodycz. Chociaż... chwilami same w sobie fundowały trochę orzechowej słodkawości i... pieczoności?

Pieczono-ciepłe, pikantne tony po konkretnym przemieszaniu się ze słodyczą zaobfitowały w ostre ciastka korzenno-melasowe. Czuć paloność, sporo ciepłych, grzejących w gardle przypraw. Na języku zaznaczyły się jako lekkie pieczenie, czemu wtórowała daktylowa słodycz. Ciastka te owoców nie zawierały - musiały to być jednak ciastka z orzechami. Daktylowość starała się trzymać obok.

A jednak orzechy włoskie w pewien sposób łączyły i ciastka korzenne (a raczej ich zimowy wydźwięk), i ziemiste wątki, i masę z owocami suszonymi. Tam i pod koniec daktyle dominowały. Znów wyłapałam też suszone morele oraz pewną rześkość i minimalny kwasek soczystych owoców (jakby masę próbowano przełamać odrobinką soku z cytryny?).

Soczystawe, suszone owoce pod koniec złagodniały z tym wszystkim niemal do kwiatowych realiów. Kadzidełka zaserwowały jakąś ostrawo-kwiatową kompozycję, a przed oczami stanął mi daktylowy biszkopt. Może tort Dacquoise (nigdy nie jadłam, to wyobrażenie; podążając googlowym tropem: Dacquoise - dakłas - to tort bezowy z daktylami, orzechami włoskimi i kremem na bazie sera mascarpone, bitej śmietanki i masy krówkowej; dokładniej dwa bezowe płaty przełożone tym wszystkim). Pod koniec pod kwiatami znów odnalazł się jakby owocowy cukier albo coś nieco ostro-słodzikowego, więc może nawet jakaś owocowa beza albo zdrowa alternatywa bezy... Z walczącym o przetrwanie kwaskiem owoców w oddali.

Po zjedzeniu zostało przesłodzenie jak po daktylach, nawet pewne wysuszenie. Mimo to, nie było tak słodko-słodko. Czułam też wyrazistą goryczkę ziemi i dymu, a także - co ważne - posmak daktyli (a nie tylko ich słodycz) i suszonych owoców niedookreślonych. Nawet orzechy się trochę utrzymały, acz złagodzone kwiatową nutą.

Całość zaskoczyła mnie, jak intensywnie daktylowa była. Do tego nie zatraciła powagi, a więc gorzkości dymu, ziemi. Orzechy włoskie i mak doskonale wpasowały się właśnie do daktyli. Wszelkie korzenno-ostre, miodowo-karmelowo-melasowe skojarzenia tworzyły zgrany bukiet.
Mnie było to co prawda za słodkie (zwłaszcza, gdy wkraczał "owocowy cukier" i skojarzenie na końcu z dacquoisem), ale tak siląc się na obiektywizm, nie była mocno za słodka. Po prostu słodka jak na 75%. Choć po kilku kostkach daktylowa słodycz dawała się we znaki, wszystko było na tyle uzasadnione i głębokie, że spokojnie zjadłam całość (faktycznie się zasładzając konkretnie już na koniec).
Bałam się, jak będzie z rozpływaniem etc., a tu okazała się udanie przypominać przeciętną ciemną.

Ogromna różnica między nią, a wersją mleczną! Chyba nie zaburzone niczym innym daktyle, na kakaowym tle miały większe pole do popisu. W smaku Squaring the Circle 50% Milk Choc with Date Sugar to ogrom słodzideł, a więc karmel, melasa, ciastka, krówki, toffi - mnóstwo wszystkiego. Choć niektóre pojawiały się także w dzisiaj prezentowanej, jej słodycz skupiła się na daktylach. Do tego nie zapomniała o soczyście kwaskawych owocach, wtłaczając je w realia masy z daktylami. Dym i ziemia (które w mlecznej były jedynie nutkami), cudnie się wyeksponowały. I w zasadzie to właśnie w tej ciemnej był błogo śmietankowy element.
To w takim razie świetnie zrobiona daktylowa czekolada! Tylko że biorąc pod uwagę tę słodycz... może zasadniej byłoby podnieść w niej miazgę kakaową do aż 80%?


ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 17,90 zł (za 70 g; cena półkowa)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym do niej wrócić

Skład: miazga kakaowa, cukier daktylowy 25%, tłuszcz kokosowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.