poniedziałek, 24 października 2022

Anthon Berg Dark Chocolate Creamy Caramel & Jim Beam ciemna 45 % z nadzieniem karmelowo-śmietankowym z whisky Jim Beam

Po smakowo taniawej Anthon Berg Dark Chocolate Creamy Caramel & Remy Martin potrzebowałam trochę przerwy. Obstawiałam, że dzisiaj przedstawiana będzie bardziej w moim typie, ale tamta rozczarowała mnie po prostu jakością. Tanio zajeżdżające nadzienie i cukrowość, forma brudząca i niewygodna do jedzenia - wszystko takie, że i w bliźniaczej się już tego spodziewałam. A o dziwo sam fakt, że nadziewana, że alkoholowa, we wspominanej mi nie przeszkadzał. Stąd za tę zabrałam się ze smutkiem. Już wiedziałam, że nie będzie to udana degustacja. Czyżby więc zmarnowany potencjał i Jima Beama, którego nie darzę jakąś szczególną sympatią, ale przynajmniej jest whisky, nie koniakiem, i również całkiem spoko marki Anthon Berg? Bo co, uznali, że nie można mieć wszystkiego? A może powinnam wyciszyć swój wrodzony pesymizm? Może miałam się pozytywnie zdziwić?

Anthon Berg Dark Chocolate Creamy Caramel & Jim Beam to ciemna czekolada o zawartości 46 % kakao z (32%) nadzieniem karmelowo-śmietankowym z whisky typu bourbon Jim Beam.

Otworzywszy, trafiłam na wyrazisty zapach alkoholowego, śmietankowego karmelu z echem gorzkawo-cukrowej czekolady. Miała nieco truflowe zacięcie. Po podziale, przy jedzeniu (kiedy kostka odsłaniała wnętrze), nasilał się motyw śmietankowego, karmelu, podbitego śmietankowo-maślanym toffi i sztuczną nutą. Zdarzyło się temu zalecieć taniością, acz nie wiązała się ona z alkoholem. Ten, choć mocny, jawił się jako szlachetniejszy.

Gruba i polewowa, tłusta już w dotyku tabliczka mimo grubości i pewnej masywności, wydawała się jakaś delikatna (łamliwa?).
Kiedy ją łamałam, trzaskała i pękała jak krucha skorupko-polewa. W każdej kostce znalazło się sporo nadzienia, które powoli się wylewało. Odznaczało się gęstawością i lepkością. Do pewnego stopnia trzymało się kostki, ale i tak płynęło, co przełożyło się na niekomfortowe, brudnawe jedzenie. Przynajmniej nie ciągnęło.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, minimalnie proszkowo. Przede wszystkim jednak tłusto-maziście, nieco polewowo, a jednak całkiem przystępnie.
Po paru chwilach przybierała na gęstości i bardziej zaklejała usta. Wypuszczała wtedy ze swych objęć nadzienie, które okazało się raczej rzadkie. Mnie skojarzyło się ze śliskawo-gładkim sosem do lodów albo tłustym i klejąco-zagęszczonym (?) mlekiem. Znikało szybciej od czekolady, która jakoś dziwnie je przytłaczała.
Czekolada została najdłużej i końcowo wydała mi się jeszcze bardziej polewowa, plastikowo-ulepkowata.

W smaku czekolada zaszarżowała cukrem, może z niby waniliową naleciałością. Roztoczyła maślano-truflowy wątek. Skojarzyła mi się z nieco cierpkawymi truflami belgijskimi, przejawiała likierowe skłonności. Czuć w niej karmelkowo-alkoholowy motyw nawet, gdy spróbowałam ją osobno (musiała mocno przesiąknąć nadzieniem). Z czasem, pod cukrowością, pojawiła się nawet delikatna gorzkawość palonej kawy.

Zaraz dołączyło nadzienie jako mleczność, wysoce słodki, mocny alkohol i... sugestia gumy balonowej. Alkohol podpłynął pod kawowo-paloną nutę, mignęła wizja irish coffee (kawa z whisky i śmietanką). Ją jednak spłyciła i przygłuszyła intensywna, sztuczna słodycz cukierkowo-karmelkowa. Z nią mieszała się mleczność, maślaność i... cukierkowo-owocowy wątek. Miał ordynarny charakter (kiedy spróbowałam samego nadzienia, wychodził niemal na przód). To nieprzyjemna i tania słodka sztuczność (syropu glukozowego?). Oddzieliło się to od toffi, po czym ukryło się w ogólnej cukrowości i alkoholu. Te zadrapały w gardle, ogrzały je. Procenty i alkohol z czasem przysłoniły nieco taniość.

Obok słodyczy pojawił się słodki, też aż nieco cukrowy alkohol. Nasiliła się karmelowość i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa kompozycja zrobiła się nieco poważniejsza, truflowo-likierowa. Niby wciąż cukrowo-karmelowo... czy raczej karmelkowo, ale czuć, że to jakiś "lepszy alkohol". Chwilami nawet ewidentnie, że whisky. Mocno alkoholowo-słodkie nadzienie zrównało się z czekoladą, a whisky zapiekła w język, po czym zaczęła słabnąć.

Analogicznie rósł wątek śmietankowo-karmelkowy i wróciło cukierkowo-owocowawe echo. Znów wyłamała się taniość i tłuszczowe echo, zupełnie nie pasujące do dobrego, pobrzmiewającego coraz słabiej - acz wciąż ogólnie dość wyrazistego - alkoholu. 

W gardle piekło od cukru i alkoholu, wkomponowanego w czekoladę. Pomyślałam o jakiś truflo-pralinkach z whisky i alkoholowo-kawowych czekoladkach, bo właśnie sama czekolada na końcówce rozmyła się. Była tylko tyle że cukrowa, z lichą cierpkością, a bez gorzkości. Wyszła maślanie i kiepsko, ale nie jakoś szczególnie źle (o dziwo).

Po zjedzeniu ostał się posmak nieprzyjemnie cukrowo-karmelkowego, śmietankowego karmelo-toffi, podszytego tanimi cukierkami owocowymi oraz wymieszanego z mocnym alkoholem. Czuć, że ten akurat był dobry, Czekolada wysiliła się na lekką gorzkawość, cierpkość o palonym charakterze, ale wszystko to było dopiero za cukrem. Miałam wrażenie, że sztuczna słodycz, wsparta procentami, wgryza mi się w język. Bardzo mi ona przeszkadzała.

Całość wyszła gorzej od wersji z koniakiem Remy Martin ze względu na dodany alkohol. Dziwna soczystość podlinkowanej nie pasowała do tego niemal toffi zasładzacza, ale że koniak potrafi mieć owocową nutę, jakoś ta cukierkowa owocowość przynajmniej częściowo się kryła. Whisky nadała nadzieniu charakteru, jednocześnie bardzo się gryząc z tą cukierkowością, która to w ogóle jakąś gumą balonową zajeżdżała. Nie dała sobie rady ze sztucznością i cukrem.
Ogół po prostu mnie odrzucał - gdy tylko odnotowałam tę owocową nutę, nie miałam ochoty na więcej. Kiedy wraz z rozpływaniem się, przewijała przez resztę, męczyła, utwierdzałam się w tym. To było odpychające. W dodatku forma taka, że zupełnie nie widzę sensu jedzenia tego. Jakościowo i w ogóle nie różni się jakoś specjalnie od Remy Martin, tu po prostu ten zgrzyt się uwidocznił. Na plus jednak, że czuć różnice w alkoholach.
Mama, pamiętając Remy Martin, z tej postanowiła nadzienie wyjeść i wesoła zasiadła do niej, uzbrojona w łyżeczkę. Niestety, czekolada szybko pokrzyżowała jej plany, bo całościowo okazała się nie do zjedzenia. Mama uznała: "sama czekolada niesmaczna, ale to nadzienie jeszcze gorsze. Okropne, nie wiadomo czym, jakimś sztucznym - miętowym?! - cukierkowym czymś walił". Nie pojadła za wiele.


ocena: 4/10
kupiłam: Auchan (ojciec kupił)
cena: 12,99 zł (za 90g; acz jak wyżej)
kaloryczność: 476 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, syrop glukozowy, tłuszcz kakaowy, mleko skondensowane, tłuszcz roślinny w nadzieniu (palmowy, shea), whisky 1,4% (Jim Beam), stabilizator (syrop sorbitolowy), lecytyna, naturalny aromat, sól, syrop, środek zagęszczający (pektyna)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.