wtorek, 2 marca 2021

lody Mucci Nut Loves Choco

Na te lody łypałam już rok wcześniej. Z jednej strony podejrzliwie, z drugiej... kusiły. Połączenie smakowe wydawało się atrakcyjne, a lody z tej serii ogólnie mi smakowały. Z drugiej strony uważałam, że skład mógłby być lepszy i... jednak bałam się, jak ten orzech laskowy wyjdzie. Nie lubię smaku sztucznych orzechów, a sztuczności w lodach i różnych kakaowych sosów w nich, po Bailey's (Coffee Delight, Chocolate Secret) bardzo, bardzo się bałam. Koniec końców jednak uznałam, że lody są na tyle namieszano-wariackie, że spróbuję. Choćby żeby mnie nie dręczyły za rok, jak znowu w sklepach zaczną się pojawiać lody, a ja zacznę chomikowanie na "moje pory" (przypominam, że przypada to na chłodne dni letnie, wiosnę i jesień; latem jakoś lody mi nie podchodzą, bo za duży kontrast temperatur, a na te jestem czuła).

Mucci Nut Loves Choco to "lody o smaku orzecha laskowego i o smaku czekoladowym z orzechowo-kakaowym kremem-sosem w formie korka-rdzenia 12 % i z kawałkami polewy kakaowej 4 %" (w oryginale jest "orzechowo-nugatowym rdzeniem z sosu"); marki własnej Aldiego.
Zawartość pudła to 500ml / 426g.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie poczułam intensywny zapach czekolady, kakao i orzechów laskowych o wyraźnej, ale zaskakująco niskiej słodyczy. Bardzo dosadnie zaznaczyła się także mleczność bazy, jednak tylko minimalnie ingerowała w kakaową czekoladowość, która miała bardziej wytrawny charakter.

Masa całościowo była twardawa. Lody topiły się powoli i kremowo, a mimo że gęste, wyszły lekko i błogo puszyście. Wydawały się mleczne, mleczno-śmietankowe i nieciężkie, co bardzo mi odpowiadało. Część kakaowa była nieco rzadsza, ale ogółem dobrze do siebie pasowały. Gęstsze orzechowe cechowała lekka pudrowość. Wydaje mi się, że smaki rozłożyli po równo, ale przez strukturę i to, że orzechowe topiły się nieco wolniej, wydawało się że ilościowo dominowały.
W środku przez całe pudło dodano rdzeń, nazwany "sosem", ale to raczej masa, przypominająca... właściwie nie wiem co. Była tłustawa i mięknąca jak jakiś krem-smarowidło typu Nutella. Przez proszkowość aż trzeszczał. Początkowo z racji zamrożenia było to bardzo twarde, ale z czasem zacnie rozpływało się. W ustach zalepiało zupełnie. Aż trochę przytykało. Problem w tym, że zachowywało małą spójność z masą lodową. Lody się topiły powoli, ale i tak jednak zanim rdzeń odtajał, swoje trwało. Ogólnie było tego dużo, choć... to dość nierówny rdzeń (miał kształt łezki).
Co więcej, w masę czekoladową dodano "kawałki polewy kakaowej", a dokładniej blaszki: małe i trochę średniej wielkości. Według mnie za dużo, bo przesadnie najeżyły masę, ale same w sobie zaskoczyły mnie pozytywnie. Umiejętnie udawały czekoladę. Wprawdzie dość tłustą i zakrawającą o ulepek, ale nie miały w sobie nic z kamienia czy plastiku (może troszeczkę początkowo - ja jednak czekałam, aż "dojdą" - nie jadłam zimnych). Rozpływały się gładko i maziście, nawet nieco kremowo.

W smaku wyraźnie czuć mleczno-śmietankową bazę, co łączyło obie części. Przyznać muszę, że zachwyciła mnie głębia tego smaku (bez cienia rozwodnienia czy tłuszczowości).
Ciemna była lekko gorzkawa, mało słodka, dzięki czemu leciutko wręcz wytrawnie kakaowa, ale jednocześnie znacząco mleczna. Chwilami sugerowała ciemną mleczną czekoladę lub właśnie kakao zrobione na mleku, bo po prostu było cały czas wyczuwalne.

Część orzechowa to podkreśliła. Miała bowiem smak łagodniejszy, ale również jednoznaczny. Orzech laskowy wyszedł mlecznie-nugatowo, niemal dziecięco łagodnie. Tu słodycz była już wyższa (mimo to nie przesadzona, zwłaszcza gdy patrzy się na całość). W tle doszukałam się echa aromatu, ale zupełnie nie przeszkadzał, ponieważ przeważały naturalne laskowce. Kontrastowo do dodatków, po zjedzeniu większej ilości słodycz tej części zaczęła mi trochę odstawać.

Smak kakaowej połowy podbiły wyraziste kawałki. Serwowały gorzkość, z czasem troszeczkę łagodzoną przez słodycz. To... pełnia smaku bardzo słodkiej ciemnej czekolady! Pod koniec przychodziła cierpkość, rozkręcała kakao samo w sobie w lodach.

Rdzeń z kolei przecinał sobie drogę napastliwie orzechowym, aż sztucznie-metalicznym smakiem, do którego dokładał kakao. Dopiero z czasem zaskakiwała słodycz. Okazała się dość wysoka i wpisana w sztuczność. Doszukałam się także tłuszczowego posmaku, jednak tonął w otoczeniu. Rdzenio-sos kojarzył się z wytrawnym, cierpkawym kremem-smarowidłem kakaowo-orzechowym i trochę... z deserem Muller de Luxe orzechowym. Łączył obie części masy lodowej, ale po zjedzeniu jego większej ilości same w sobie wydawały mi się nieco mdławe. Przez niego z czasem nad naturalnie-nugatowym orzechem dominował sztuczny. To jednak aż tak bardzo nie przeszkadzało, gdy zagarniałam kolejno wszystkiego po trochu i różnie sobie te części łączyłam. Rdzeń całkiem dobrze szedł z ciemną częścią, bo ta w nim rozkręcała kakao, a to też osłabiało sztuczność laskowców.

Po zjedzeniu została cierpkawość kakao i posmak orzechów laskowych zarówno metalicznie-chemicznych, jak i naturalnawych. Było mlecznie i ogółem o dziwo całkiem w porządku, mimo sztuczności. Przez nią czułam się trochę, jakbym zjadła jakiś smarowidłowy krem kakaowo-orzechowy. Niestety to ona utrzymywała się najdłużej.

Całość była w porządku. Zacna baza lodowa pochwalić się może niską słodyczą i naturalnymi smakami, kakaowo-czekoladowa właśnie taka była, a kawałki w niej zatopione wyszły - jak na takie w lodach - zacnie. Rdzeń... to chyba największa atrakcja, a wyszedł najgorzej. Utwierdziłam się w przekonaniu, że lody z czymś takim są nie w moim typie. Ten w dodatku miał kiepski smak: zbyt sztuczny.


ocena: 7/10
kupiłam: Aldi
cena: 7,50 zł (promocja; za 500ml)
kaloryczność: 238 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Skład: mleko odtłuszczone, śmietanka 27%, cukier, syrop glukozowy, miazga z orzechów laskowych 5%, syrop glukozowo-fruktozowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 4%, tłuszcz kokosowy, preparat serwatkowy, żółtka jaj, mleko zagęszczone, emulgatory mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, lecytyny, stabilizatory (mączka chleba świętojańskiego, guma guar, karagen), tłuszcz kakaowy, sól, aromaty

4 komentarze:

  1. Z takimi kubkami lubię odbywać posiedzenia zerujące, toteż pozostaje mi wydawać kabzę na Breyersy. Dawno nie słyszałam słowa "łezka". W sumie jest całkiem ładne. Nie wiem, co pisać o lodach. Odwieczny problem. Fajnie, że wybroniły się mimo niedostatków przyjemnościowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Posiedzenia zerujące" czyli? Że na raz? Źle to o mnie świadczy, ale ja lody żrę na raz, bo za bardzo mnie nudzą, bym miała wracać do nich po kilka razy, a wolę zjeść duuużo, a bardzo rzadko. Jak już mam zdychać z zimna, to i z przejedzenia mogę ("logika").
      Dlatego ja czasem w komentarzach u Ciebie... odlatuję. :P O niektórych produktach po prostu nie wiem, co mówić.
      Breyersy naprawdę Ci odradzam... Są parszywe. Nie rozumiem, jak niska kaloryczność może wynagrodzić paskudny smak i konsystencję. Gdy niska kaloryczność idzie w parze przynajmniej z jednym dobrym (smakiem / składem), fajnie. Ale jak oprócz niej nie ma innych plusów, w moich oczach i ona zmienia się w minus.

      Usuń
  2. W takich chwilach bardzo żałuję że w moim regionie w ogóle nie ma sklepów Aldi. Najbliższy położonyjest w odległości 100 km od Szczecina ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie w Aldim nie bywa nic, co by sprawiło, że ten market byłby dla mnie niezbędny do szczęścia. Jest to korzystam, gdybym go nie miała, nie rozpaczałabym.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.