poniedziałek, 1 marca 2021

Auchan Milk Praline Mousse mleczna z musem pralinowym

Jako że koniec końców Auchan Dark Chocolate Mousse uznałam za zjadliwą i nawet wciągającą, gdy zobaczyłam w Auchanie nowości, zaczęłam się zastanawiać, czy zaryzykować i kupić. Parę razy przekonałam się bowiem, że smaki, które z założenia mają być zasładzające (np. Moser Roth Chocolat Delice Edel Nugat) w swym zasłodzeniu i nawet średniej jakości potrafią być naprawdę smaczne, w momencie gdy w ich ciemnych odpowiednikach (Moser Roth Chocolat Delice Praline Edel Zartbitter) wady się nie ukrywają. Na moje nieszczęście przypomniały mi się wszystkie właśnie mleczne czekolady z mousse'ami (J.D.Gross Mousse au Lait Creme Brulee, Gross Almond & Cinnamon, Ritter Sport Erdbeer-Mousse) i gdy tylko usłyszałam ("a bierz, i tak ja dziś płacę") od taty, z którym akurat w Auchanie byłam, wiedziałam, że mogę ryzykować śmiało. Tylko że... jakoś wypadło mi z głowy, że przy Gross Praline powiedziałam sobie, że już żadnych więcej mlecznych pralinowych, bo po prostu mnie nie cieszą (nudzą), mimo że nie mam im nic do zarzucenia. W sklepach jednak dziwnych faktem nagle na wszystko mam ochotę. Tylko już w domu nie. W domu czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka: skład i wartości na opakowaniu były zupełnie inne, niż na przyklejonej na to karteczce z tłumaczeniem (które to takie samo jest na stronie Auchan).

Auchan Milk Praline Mousse to mleczna czekolada mleczna o zawartości 28 % kakao nadziewana mlecznym mousse'em z mlecznej czekolady i orzechów laskowych.

Rozrywając sreberko poczułam bezkresną mleczność i orzechy laskowe, podrasowane cukrową słodyczą zabarwioną dziecięcymi, waniliowo-maślanymi nutami. Kryło się w tym coś nieco tanio-tłuszczowego, jak z kremów-smarowideł. Odebrałam to jako niskobudżetowe, ale całkiem w porządku.

Tabliczka na dotyk wydawała się konkretna, mimo że tłustawa. Nie była miękka, ale zdradzała, że prędko zmięknie. Wykazywała drobną kruchość z racji grubej warstwy czekolady. Nadzienia jednak nie pożałowano i np. przy wgryzaniu się, czekolada się wgniatała. Mousse był bowiem... mousse'em. Nabąbelkowanym, spulchnionym jak tłusto-miękka bita śmietanka, która nieco się mazia i lepi. Przy jedzeniu rozwalało się to trochę, ale ogólnie było konsekwentne w miękkości.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, zalepiając gęsto i tłusto. Była kremowa, nieco aksamitna i lekko proszkowa, a z czasem wygładzająca się. To stanowiło spójne przejście do tłustego nadzienia.
Wnętrze okazało się bardzo tłuste; gęstawe jednak w sposób śmietankowy, a więc nie aż takie ciężkie. Maziało się i zalepiało, upuszczało lekką oleistość i było... mousse'em, bitą śmietanką zamkniętą w tabliczce, choć taką... gęstą dosyć i mocno pyliście trzeszczącą. Przez to kojarzyła się trochę z  miękkim smarowidłem. Trzeszczała za sprawą kakao i jakby orzechowego pudru, przy czym raz po raz zdarzyło mi się trafić na drobinkę orzecha. Dało to genialny efekt przełamujący tłustość. Nadzienie znikało szybciej od wierzchu, ale ten zdążył już na dobre zmięknąć.

W smaku sama czekolada uderzyła cukrem, po czym trochę zaleciała wanilią. Po tej popłynęła mleczna fala. Mimo cukrowości drapiącej w gardle, wyszła uroczo i dość głęboko. Oczywiście jednak ani cienia kakao w niej nie znalazłam. Odnotowałam za to orzechowe echo.

Nadzienie kontynuowało bezkresną mleczność i cukrowość. Dołożyło śmietankę, czekoladkowość i... Właśnie w tej czekoladkowości nagle pojawiły się orzechy, podkreślone drobną gorzkawością. Pomyślałam o orzechowej bitej śmietance.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa nadzienie pokazało się z zasłodzonej, nugatowo-czekoladowej strony, znów z leciutką goryczką i cierpkością. Wydało mi się zaskakująco naturalnie orzechowe. Orzechy laskowe i mleczna czekolada splotły się, a przez akcent oleju, jednoznacznie skojarzyły się z kremem do smarowania typu Nutella. Była w tym nuta obleśności, jednak... tak obudowana w gruncie rzeczy przyjemnymi akcentami, że jakby uzasadniona.

Potem czekolada zawróciła smak na właśnie... czekoladowy, tak mleczny, że aż dziecięco czekoladkowo-smarowidłowy tor. Drapanie w gardle było straszliwe, ale wątek laskowoorzechowej czekolady uprzyjemnił to. Do głowy przyszły mi czekolady typu gianduja, a więc trochę liche w czekoladowość, a bogate w cukier i orzechy.

Po zjedzeniu zostało przecukrzenie oraz posmak orzechów, mleka i wanilii. Był to posmak kremu-smarowidła dla dzieci. Także ze specyficznym oleistym efektem na ustach.

Całość wyszła... wciągająco w swej obleśności. Po pewnym czasie mnie to wprawdzie męczyło z racji słodyczy i formy, ale nigdy bym nie nazwała tej czekolady nudną. Mało tego! Jeśli komuś niestraszne przesłodzenie, mogę ją polecić!
Na pewno lepsza od Lindta Lindor Hazelnut, gorsza (bo bardziej tanio-smarowidłowa i sama czekolada gorsza) od Grossa Mousse Orzechy laskowe, a gdy wziąć po uwagę czekoladkowe Grossy Milk Nougat i Praline - to jakby ich połączenie). Jednocześnie wyszła bardziej harmonijnie, konsekwentnie od Auchan Dark Chocolate Mousse. Mimo ocen, jakbym już miała którąś kupić ponownie, byłaby to właśnie ciemna. Bardziej podobał mi się jej wydźwięk, mimo taniości. Tu napominam się, że oceniam jednak mleczną z mousse'em pralinowym, a że po prostu wolę wszystko, co bardziej kakaowe to nie samych produktów wina (bo są, czym są).
7 kostek zdecydowanie mi wystarczyło. To całkiem miłe zasłodzenie, ale jako jednorazowy romans, nie do powtórki, bo za nudny i słodko-męczący pod koniec. Mama z uśmiechem oznajmiła, że: "rzeczywiście ten środek strasznie fajny, taki... inny! Dziwny, niespotykany raczej. Orzechowy, ale i jak czekolada taki... ten mus chyba, tak?".


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 7,49 zł (za 160 g)
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy. miazga kakaowa, mleko w proszku odtłuszczone, olej palmowy, miazga z orzechów laskowych, bezwodny tłuszcz mleczny, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, laktoza,lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy

4 komentarze:

  1. Haha miałam ją w łapkach w ubiegłym tygodniu 2x. Nie zdecydowałam się na zakup, bo była na przecenie z uwagi na koniec terminu ważności - był ich okazały stosik, a moje doświadczenie pokazuje, że produkt taki już jakościowo daleki jest w smaku od świeżego. Zatem nie. Poza tym za negatywną decyzją o nabyciu tej czekolada przemówiła degustacja dark. Nie podeszła mi. Szkoda więc mi było zaskórniaków. Na półce świeżynek nie było ani jednej ani drugiej. Chyba wycofali z produkcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle nie kupuję słodyczy z krótkimi datami. W ogóle staram się sięgać po produkty z długimi datami (chyba że w przypadku jakiś nie ma możliwości, by były długie).

      Usuń
  2. Wyobrażam ją sobie jako bliską krewną cappuccinowej z Tesco. Jak się pewnie domyślasz, to ogromny komplemwnt. Dodatkowo zawiera atrakcyjniejsze pod względem konsystencji nadzienie. Mmm <3 Twoje polecenie do mnie trafia. Szkoda, że to nie baton! Z drugiej strony wcale nie szkoda. Na czystą czekoladę, zwłaszcza słodką, nie mam obecnie ochoty w żadnej formie. Mogłabym zjeść markizy z nadzieniem w postaci takiej czekolady, o. (Co nie równoważy się z samodzielnym skonstruowaniem markiz z tabliczki i herbatników).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym ją uznała za nieco lepszą od cappuccinową z Tesco, więc hm... w tej sytuacji... życzę Ci tych markiz albo... tę tabliczkę w formie dla Ciebie widziałabym jako wariant 7Daysa.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.