sobota, 14 marca 2020

Heidi WinterVenture Crunchy Almonds mleczna z karmelizowanymi migdałami, płatkami słodowymi i kardamonem

Lubię prostotę i niemal spartańskie wnętrza, ale jednocześnie jestem typem zbieraczki i zagracam się... czym tylko mogę. W tym opakowaniami po czekoladach - kolekcjonuję te po zjedzonych. W głowie mam taką blokadę, że koniecznie muszą to być opakowania "wiem po czym", czyli takich, których chociaż trochę spróbowałam. I z tą miałam problem, bo dostałam ją od taty, który dostał ode mnie tyle Heidi-odrzutów, że chyba zapamiętał tę markę jako "dobrą na prezenty", mimo że nie ukrywałam, że oddaję, bo mi nie smakują. Mogłam oddać Mamie nie otwierając (ale nie lubi kardamonu, więc tym razem nie była przekonana, mimo że zawsze pozytywnie odnosi się do Heidi, czego ja nie rozumiem), mogłam pogonić tatę, ale... chciałam kartonik, bo ładny. A i w sumie, takiego zestawienia dodatków to jeszcze nie widziałam. O jednym z nich w ogóle dowiedziałam się przy otwarciu - że chrupiące płatki słodowe?! Że co...? Oj, byłam sceptyczna i niechętna, ale cóż. Dla wyższych celów: dla recenzji, dla opakowania, dla Waszej uciechy, zrobiłam z siebie królika doświadczalnego.

Heidi WinterVenture Crunchy Almonds to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao z karmelizowanymi migdałami, chrupiącymi płatkami słodowymi i kardamonem (a dokładniej, wg producenta: "naturalnym aromatem Kardamonu").

Gdy tylko zbliżałam się do tabliczki, zadrapało mnie w nosie od cukru i przypraw korzennych. Jedno i drugie tonęło w mleku, co i tak dało tandetny efekt. Było bowiem przerysowane i tanie. Mimo że ewidentnie czuć ostro-gorzki kardamon kojarzący się z pieprzem, doszukałam się sztuczności a'la cola.

Tabliczka w dotyku wydała mi się suchym ulepkiem. Lekko trzaskała przy łamaniu, ale raczej dzięki dodatkom. Tych było sporo, można powiedzieć - dosłownie - że tabliczkę nimi najeżono.
W ustach rozpływała się opornie. Zwlekała, po czym powoli i wodniście znikała, stając się grudą do złudzenia przypominającą plastelinę. Dlatego też mnogość dodatków wyszła tu jako plus - tabliczka to i tak okropny ulepek.
Dodatków dodano mniej więcej po równo, acz miałam wrażenie, że migdałów nieco mniej.
Migdały - chrupiące i przypominające świeże, bez skórek, karmelizowane minimalnie - to kawałki wielkości średniej i dość sporej (jak na tak cienką tabliczkę). Bardzo pozytywny element!
Z kolei kawałki słodowe... to zarówno spore sztuki, jak i drobinki, do złudzenia przypominające skrzypiący i okropnie przyklejający się, chrupiący cukro-karmel. Minimalnie mniej irytująca wersja tworu (nugatu) z Toblerone. Nie rozpuszczał się zbyt chętnie, drapał i irytował, zostając na koniec.

W smaku czekolada od początku powalała cukrem, któremu towarzyszyła dziwna, naperfumowano-naaromatyzowana korzenność. Sztuczna i tandetna.

W cukrowości odnalazło się też mleko, ale tabliczka jawiła mi się jako plastikowa, zrobiona głównie z cukru i doprawiona coraz mocniejszą nutą. Korzenność szybko zaczęła robić się coraz bardziej wyrazista, ostrawo-gorzka i niemal pieprzna. Kardamon czułam, ale nie był czystym, prawdziwym kardamonem, a takim przytępionym i zarazem sztucznie podrasowanym. Co więcej, pobrzmiewał obok cukrowości, nie przełamał jej.

Bliżej dodatków nakręcała się cukrowość, choć chyba w bardziej karmelowo-korzennym kontekście. Migdały zacnie się w to wpisały. Im w smaku nie mam nic do zarzucenia: lekko podprażone i wyraziste. Nawet nie wydały mi się za mocno karmelizowane (albo zjadłam za mało). Smaczne, ale w złym otoczeniu gubiły się.

Drugi dodatek wpisał się w sztuczność i goryczkę. Kojarzył mi się z tandetnym, kawowym karmelem. Cukrowo-sztuczny, przy rozgryzaniu bardziej słodowo-kakaowy, ale nadal sztuczny i cukrowo słodki. Zagłuszał kardamon i uwypuklał plastikowy akcent.

Pod koniec wszystko i tak tłamsił cukier i tandetny posmak.

W posmaku po przełknięciu pozostał jednak niemal pieprzny kardamon, odległe wspomnienie migdałów i ten dziwny... nieokreślony sztucznie-kawowy, karmelowy chrupacz. Cukrowość wypalająca usta i gardło nie dopuściła do przejrzystości.

Całość była do bólu tania, plastikowo-ulepkowata i tandetna. Może i z pomysłem, ale jakimś dziwnym, bo tak nawet teoretycznie, dodatki mi do siebie nie pasowały. Dobre migdały to chyba jedyny plus, ale i tak nie przełożyły się na zjadliwość całości (po gryzie nie chciałam mieć z tym do czynienia; drugi zrobiłam, na potrzeby recenzji, brr). Pseudokardamon był dziwny, słodo-karmel też - nie wiadomo co, a jego struktura strasznie irytowała. Czekoladowa baza to dziadostwo w każdym milimetrze. Mamie też nie smakowała ("jak tylko poczułam tę przyprawę, nie chciałam się nad tym nawet zastanawiać, ale całościowo tak mi się jakoś z wafelkiem kojarzyła"), więc oddałyśmy Tacie. Ten to pochrupał, pochrupał i był zadowolony, bo "słodko i chrupiąco".


ocena: 2/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 537 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, karmelizowane migdały 7,7 % (migdały 89%, cukier), chrupiące płatki słodowe 4,4% (ekstrakt słodu jęczmiennego, cukier, fruktoza, odtłuszczone kakao w proszku, pełne mleko w proszku, sól, aromat), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalne aromaty (wanilii, kardamonu 0,02%)

4 komentarze:

  1. Sikam ze śmiechu normalnie, nie wiem co lepsze. Te doświadczenia jako królik, czy że dołek wykopałaś pod papą, a on wykicał z niego jak gdyby nic :D Hahaha jak mi to mojego tatełe przypomina, z tym, że mój śmieje się jak głupi do sera, więc jakby już został w tym dołku to nawet by się nie zczaił - on często coś podjada i nawet nie wie co - robi sporo czynności bezmyślnie ^^" Ale... Jest prosty, poczciwy i szczery. Można na nim polegać zwłaszcza w dojadaniu (wsuwaniu) wszystkiego jak mały odkurzacz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie i mój to taki dojadacz-utylizator! Jak ten człowiek potrafi... uwędzić sobie mięso, zjeść z nim kanapkę, schrupać czekoladę myśląc, że to jakieś cukierki (jak np. już podzielona na kostki) albo gryząc mniejszą tabliczkę jak batona, potem jakieś buraki z octem... Za mało po gębie dają? To chrzanem zaraz doprawi i dokończy jakieś pierniki / ciasto, które wytrzaśnie nie wiadomo skąd i... nawet potem nie wie, czy "czekoladowe czy jakie inne owocowe", haha. Hm, wyobrażasz sobie jakieś instagramy albo "zdjęcia jedzonka" naszych tatów? xD Z tego to byśmy dopiero... nie sikały, a kwaśne deszcze spowodowały!

      Usuń
  2. Może jest wprost przeciwnie: ZAPAMIĘTAŁ, że dajesz mu okropne odrzuty i w zamian "nagradza" Cię tym samym :P Jak tylko zobaczyłam opakowanie, pomyślałam: chciałabym! Potem oko zarejestrowało nazwę marki, no i ten...

    Cola w korzennej czekoladzie, Twoja ulubiona nuta. Plastelina w ustach - sama przyjemność. Bryły tylko trochę mniej irytujące od Toblerone, mmm. Cukrowość, sztuczność i tandeta powinny królować we wszystkich czekoladach! Lecę do sklepu, tylko zaopatrzę się w wehikuł czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zapragnęłaś jeszcze bardziej! Wiem to!

      I zachęcający, łaciaty wygląd! <3

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.